Po krótce: kilka dni temu wysłalam swój tekst na pewną włoską stronę, która, jak mogłoby się wydawać z opisu, zajmuje się oceną początkujących.
Odpisała mi pewna bardzo miła Pani z towarzystwa literackiego, która ma siedzibę w Katanii. Poprosiła o wysłanie tekstu i, po wymianie kilku wiadomości e-mail, wysłała przygotowaną umowę wydawniczą (jeśli to się tak profesjonalnie nazywa...).
Po wymianie kilku innych wiadomości, wyszło, że tekst wymaga kilku poprawek (skoro nie jestem Włoszką, jest to raczej logiczne), tu uciąć, tam wyciąć, tu wycenzurować. Jednocześnie w każdym kolejnym meilu jestem naciskana by jak najszybciej wysłać wypełnione dokumenty.
Nie wydaje się Wam to dziwne? Co da podpisana umowa, jeśli tekst nie uzyska aprobaty całej redakcji lub jeśli, co gorsza, po ucięciu i wycięciu, nie będzie to już mój tekst (nie mówię tu o błędach ort. i gram, ale o kompozycji).
Chciałabym poznać Wasze zdanie

PS. Jeśli to nie miejsce na zadawanie takich pytań, proszę uprzejmie o wybaczenie.