Dom słońca [suspens] fragmenty książki

1
Witam,

Moi drodzy Weryfikatorzy (to mała podlizka :D ) poniżej fragmenty całości nad którą pracuję. Nie wiem, czy dobrze to sklasyfikowałem. Starałem się zrobić wszystko zgodnie z zasadami, ale nie jestem pewien, czy nie mam tam jakiś technicznych błędów. Z góry przepraszam za niedociągnięcia. Dodam jeszcze, że to moja pierwsza odsłona, proszę więc o odrobinę litości i doczytanie do końca. Zaczynamy:





-Pospiesz się bo nie zdążymy, po co ci tyle rzeczy przecież to tylko kilka dni?

-Nie kilka dni, ale cały tydzień Aniu -odparł krzątający się po mieszkaniu Krzysiek.

Gdzie są te cholerne rękawiczki-zastanawiał się przeszukując szuflady z ubraniami.-Przecież nie pojadę w góry bez rękawiczek...o,no wreszcie. Teraz, już chyba mam wszystko.

-Aniu, czy już się spakowałaś? Bo ja już jestem gotów –zawołał z przedpokoju.

-Już od godziny siedzę na walizkach, cieszę się, że i tobie w końcu udało się spakować –odparła, trochę już zdenerwowana tym jego guzdraniem się.

To zdenerwowanie zauważył Krzysiek i nie czekając długo pocałował ją w policzek. To jego sprawdzony sposób na Anię, zawsze działał. Ania przyjęła przeprosiny Krzyśka, przyzwyczajona już do tej ich formy, nie wspominała więcej o całej sprawie. Zresztą lubiła te jego buziaki, zawsze robiło jej się po nich weselej, nie wiedziała dlaczego, ale tak właśnie na nią działały. Poznali się na wakacjach. Trochę to trwało, zanim odważyli się z sobą porozmawiać, ale los im

sprzyjał i wkrótce wiedzieli już, że chcą być razem. Teraz jedno bez drugiego nie wyobraża sobie życia. świetnie się uzupełniają, on jest marzycielem, a co za tym idzie jest także okropnie roztargniony. Ania nieraz mówiła mu, że kiedyś zapomni zabrać ze sobą własną głowę. Ona jest świetnie zorganizowana i wie czego chce, typowa realistka. Ktoś może zapytać, co więc łączy tych dwoje? Ona nie pozwala mu zbyt wysoko wzlecieć nad ziemię, a on nie daje jej popaść w prozę życia.

Przed wejściem czekała już taksówka.

-Niech się pan pospieszy –ponagliła, pakującego do bagażnika swojej taksówki nasze bagaże, grubego taksiarza.

-Czy zdążymy dojechać do dworca PKP w dwadzieścia minut –zapytała grubego, jakby chcąc się upewnić, czy na pewno taksiarz wie, że spieszy się na pociąg.

-Spoko kochana, ta gablotka może nie jest najnowsza, ale potrafi jeszcze nieźle łykać kilometry. Trzymajcie się, ruszamy.

Już nieraz żałowała, że zanim coś powiedziała, to nie ugryzła się w język. To właśnie była jedna z tych chwil. Grubas chyba na serio potraktował ich pośpiech, bo nie zdejmował nogi z gazu. Krzysiek chciał mu coś powiedzieć, ale pomyślał, że lepiej będzie go nie zagadywać przy tej prędkości, po za tym widać było, że taksiarz wie, co robi i to nie jest jego pierwszy raz. Ania naprawdę żałowała,

że nie ugryzła się w język, bo kurczowo trzymała się ręki Mikosa i nic nie powiedziała przez całą drogę. Jednak, gdy dotarli do celu i wysiedli z taksówki, poczuła się znowu panią swego losu.

Na dworcu panował niesamowity tłok, mnóstwo krzątających się ludzi. Jedni biegli na perony, inni stali w nie mających końca kolejkach przed kasami biletowymi. Krzysiek dopiero teraz docenił to, że Anka kazała mu kupić wcześniej bilety na pociąg.

-Mikos i Ziemba! Myśleliśmy, że już się rozmyśliliście–zawołał Marcin Kłak, stojący z Adasiem.–Gdzie Aśka?–dodał po chwili nie widząc jej z nimi.

-Nie wiem, myślałem, że jest z wami.

-Mamy już zajęte miejsca w pociągu–powiedział Kłak–Adaś, zaprowadź ich do przedziału, a ja tu zostanę i poczekam na Aśkę, może w końcu się zjawi–dodał.

Ruszyli szarym peronem, przeciskając się między ludźmi.

-Mam nadzieję, że Aśka nie zmieniła planów w ostatniej chwili–powiedział Adam, trochę już zdenerwowany.

-Na pewno zaraz tu będzie–próbowała go uspokoić Anka.

Wąski korytarz wagonu kolejowego tętnił życiem przeciskającym się, to w jedną, to w drugą stronę.

-To tu–powiedział odsuwając drzwi przedziału–ulokujcie się jakoś, a ja pójdę zobaczyć na peron może już przyszła.

Widać było, że Adaś był przejęty tym wypadem w góry. Warunki, jak to w pociągu, nie były najlepsze, ale przynajmniej były miejsca siedzące, a to się bardzo docenia po kilku godzinach jazdy. Cały przedział był zajęty tylko przez nich, dlatego mogli czuć się dość swobodnie…



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

…W przedziale prawie wszyscy już spali, ukołysani jednostajnym tętnieniem kół. Ania spała przytulona do boku Krzyśka, jej ciemne włosy lekko powiewały, kołysane podmuchem powietrza wpadającego do przedziału przez uchylone okno. Była zima, wszystko przykrywała warstwa białego śniegu, który niczym biała pierzyna, w zimową noc, otulał ziemię i drzewa. Słońce zaczęło już wschodzić. Robiło to trochę leniwie, jak dziecko wstające do szkoły, odwlekało chwilę wstania jak najdłużej mogło. Jednak, w końcu rozjaśniło mijany krajobraz, coraz bardziej wyostrzając jego kontury. Krzysiek nie mógł usnąć, mimo wczesnej pory. Siedział bez ruchu spoglądając niemo w okno. Nie chciał psuć zabawy pozostałym, ale miał jakieś złe przeczucia, co do tej podróży. Przez ostatnie kilka dni przed podróżą nawiedzały go jakieś koszmary, nie mówił o tym nikomu, bo nie traktował tego poważnie. Jednak te sny były nadzwyczaj realistyczne. Nie pamiętał dokładnie ich treści, ale to, co pamiętał było wystarczająco odrażające by budzić w nim dreszcz obrzydzenia. Starał się o tym teraz nie myśleć, ale im bliżej byli celu, tym bardziej te senne obrazy stawały się wyraźniejsze…

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

…Domek, przy którym się zatrzymali był dokładnie taki, jakim go opisywał stary Gąsienica…

…Wokół roztaczał się niewielki plac, na którym stał dumnie na jednej nodze olbrzymi żuraw. Wiatr, który był dosyć silny pochylał go nad starą studnią, a ten po chwili prostował się wydając przy tym odgłos podobny do zgrzytu otwieranych, starych nienaoliwionych

drzwi. Niedaleko domu stała też mała szopka wyglądająca na drewutnię. Nie sprawiła wrażenia zbyt solidnej. A, wiatr droczący się ze starym żurawiem prześlizgiwał się między szparami, jakie tworzyły drewniane ściany szopki.

Dom rzeczywiście nie był od dawna odwiedzany. Wszystko pokrywała niewielka warstwa kurzu, która jeszcze bardziej potęgowała wrażenie uśpienia domu. Drewniany stół, kilka krzeseł rozstawionych wokół niego i piec, poukładany z dużych ciągnących się aż do sufitu kafli z metalowym blatem po niżej, stojący naprzeciw drzwi wejściowych. Tym powitał zmarzniętych gości mały domek, gdy Jędrek zapalił jedną z lamp naftowych wiszącą na ścianie, tuż obok drzwi wejściowych…



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



…Stukanie dobiegające z kuchni na dole obudziło Krzyśka. Otworzył oczy. Anka leżała tuż obok. Księżyc, który wyłonił się już całkowicie z za chmur rozświetlał pokój. I znów kilka cichych stuknięć, jakby ktoś stukał drewnianą łyżką po stole. Leżał dalej, nasłuchując... PUK PUK.

Teraz już trochę wyraźniejsze, bardziej niecierpliwe. Znów cisza. Pukanie powtarzało się regularnie, co kilkanaście sekund, dwa puknięcia i przerwa. Jednak, z każdym razem stawało się coraz głośniejsze i bardziej energiczne. Po chwili, to już przestało przypominać pukanie, a zaczęło być raczej podobne do głośnego stukania. Hałas był już na tyle głośny i uporczywy, że postanowił wstać i rozprawić się z którymś z dowcipnisiów nocujących na dole. Dziwiło go, tylko to, że hałas nie obudził Ani, ale może była zbyt zmęczona-pomyślał. Otworzył drzwi od pokoju i staną na schodach. Na dole było ciemno. Niebiesko-blade światło księżyca rysowało tylko słabe kontury przedmiotów, których sięgało przez okienną szybę. Ciszę zagłuszał jedynie dobiegający z pieca trzask palącego się wolno drewna, co wydawało się tłumaczyć ów hałas. Po chwili nasłuchiwania panującej ciszy, odwrócił się idąc w stronę drzwi. Dotknął klamki, gdy znów usłyszał PUK PUK. Teraz już trochę cichsze, ale nadal dość energiczne. Tysiące mrówek przebiegło mu po plecach, staną nieruchomo bojąc się odwrócić, by nie zobaczyć czegoś, czego nie chciałby widzieć. Stał tak nieruchomo, przez chwilę, jak dziecko zamykające oczy, kiedy nie chce czegoś zobaczyć, i miał nadzieję, że pukanie się nie powtórzy. Jednak znów coś zastukało. Postanowił nie sprawdzać źródła hałasu i wejść do pokoju, jednak ledwo tylko nacisnął klamkę drzwi, znów dobiegło go pukanie, tylko znacznie już głośniejsze i bardziej stanowcze. Wiedział, że jednak będzie musiał sprawdzić, co to jest, miał tylko nadzieję, że to Marcin się wygłupia. Odwrócił się powoli i zaczął schodzić po schodach, które przytłoczone jego ciężarem cicho poskrzypywały. Niech no ja go tylko dorwę, to odechce mu się głupich kawałów–myślał idąc w stronę kuchni. Teraz dobiegło go ciche poskrobywanie. Drzwi od kuchni były

uchylone. Otworzył je powoli wchodząc. Rozejrzał się wokoło, okno było tu niewielkie, dlatego w kuchni było prawie ciemno. Mimo to jego wzrok zatrzymał się na jednym z krzeseł stojących przy stole.

Coś tam było, coś ciemnego i niedużego. Serce uderzało go w klatkę, jakby zaraz miało zamiar wyskoczyć i uciec jak najdalej stąd.

-Jestem głodny.–Usłyszał chłopięcy głos.

-Kto tam?

-Mama powiedziała, że mogę tu coś zjeść.

Podszedł bliżej stołu. Na krześle siedział kilkuletni chłopczyk, bawiąc się drewnianą łyżką. Mikos znalazł zapałki i zapalił naftową lampę stojącą na stole. Teraz wyraźniej mógł się przyjrzeć dzieciakowi. Miał on ciemne, krótko obcięte włosy i duże brązowe oczy. Był ubrany w ciepły, ale już dość stary kożuszek. Na stole obok niego leżała kolorowa wełniana czapka z wielkim pomponem.

-Co ty tu robisz, w środku nocy? –Starał się ukryć zdenerwowanie.

-Jestem głodny.–Powtarzał uporczywie chłopak.

-Dobrze zaraz ci coś dam.

Kiedy przygotowywał jedną z tych „szybkich” zupek, których kilka sztuk ze sobą zabrali, na gazowej kuchence, chłopak nie spuszczał z niego oczu, jednocześnie nadal bawiąc się drewnianą łyżką. Krzysiek czuł jego przenikliwe spojrzenie na sobie, jednak nie odwracał się zajęty odgrzewanie zupy. Próbował zebrać myśli i jakoś sensownie wytłumaczyć sobie obecność tego chłopca o tej porze w ich kuchni.

-Powinna być już dobra–powiedział, podając zupę małemu.

Chłopcu najwyraźniej smakowała zupa, bo dość łapczywie się nią zajadał. Teraz obserwował tylko zawartość plastikowej miseczki, całkowicie pochłonięty jedzeniem.

-Musiałeś być bardzo głodny. Czy twoja mama gdzieś tu jest?

-Dziękuję, zupa była bardzo dobra.

-Gdzie jest twoja mama?

-Muszę już iść.

-Zaczekaj, dokąd chcesz iść w środku nocy?

-Mama mówiła, że powinniście stąd uciekać.

-Jak to uciekać...?

-Ten dom jest bardzo zły, nie powinniście tu przyjeżdżać.

-Dlaczego zły, o co tu w ogóle chodzi, czy to ma być jakiś kiepski żart?

Szybkim ruchem zeskoczył z krzesła i nim Krzysiek się zorientował, już go nie było. Wybiegł za nim z kuchni, jednak po chłopcu nie było już śladu. W domu znów panowała cisza, zagłuszana tylko trzaskiem dopalającego się drewna. Podbiegł do drzwi wejściowych, otworzył je wpuszczając lodowate powietrze do wnętrza. Na zewnątrz było pusto. Wiatr nadal droczył się ze starym żurawiem, a księżyc im przyświecał. Było zbyt zimno by dłużej się rozglądać, wszedł do środka zamykając drzwi. Zajrzał do pokoju gdzie byli jego przyjaciele. Wszyscy spali…



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

…Opowiadał o tym, jak rozpoznał dom w którym teraz przebywają, jak boi się tego, że jego sny mogą stać się realne. Widywał w nich, przecież, tyle zła i okropności. …

…Pieprzony tchórz –myślał o sobie, kiedy stał na mrozie przyglądając się wszystkiemu przez jedno z okien. Widział jak Marcin oszołomił na jedną chwilę bestię, uderzając ją pogrzebaczem (który udało mu się dosięgnąć), i próbował uciekać. On nie biegł, nie mógł biec, bo zanim ogłuszył potwora, ten zdążył mu już zadać jeden cios. Pazury wyrastające z czegoś, co w pewnym stopniu przypominało ludzką dłoń, były ostre jak noże rzeźnika. Jednym pociągnięciem rozdzieliły skórę na udzie Marcina, która teraz wyglądała jak pocięta nogawka starych spodni. Już po chwili, krew płynąca przedtem żyłami, wydostała się przez głębokie cięcia jakie spowiły nogę biednego Kłaka i zmieniła brązowy kolor niemalowanego drewna podłogi w krwisto – czerwony.

A,on tam stał, za tym pieprzonym oknem i tylko się przyglądał, jak w pieprzonym kinie na film, który go zupełnie nie dotyczy. Widział jak Kłak przewraca się na brzuch i próbuje doczołgać do zamkniętych drzwi domku. Jednak nie udaje mu się odejść poza zasięg śmiercionośnych szponów bestii i w ułamku sekundy potężne ich uderzenie rozcina mu koszulę na plecach zagłębiając noże rzeźnicze w jego płuca, a koszula, podobnie jak wcześniej drewniana podłoga, zmienia swój kolor. Słyszał, też krzyki innych, dobiegające z różnych części domku. Słyszał, też (nie był pewien czy powinien to mówić, jednak powiedział) jej krzyk, dobiegający z góry, z ich wspólnego pokoju. Za to najbardziej siebie znienawidził. Za dźwięk jej głosu, kiedy szukała ratunku, który nie potrafił go ruszyć z miejsca by mógł jej pomóc…

…Opowiadając o tym wszystkim, czuł jak mu to, przynosi ulgę…
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

2
Dodam jeszcze, że to moja pierwsza odsłona, proszę więc o odrobinę litości i doczytanie do końca.


Masz pecha Akira-san tu nie ma litość zresztą samuraj nie powinien liczyć na coś tak niskiego :P


-Już od godziny siedzę na walizkach, cieszę się, że i tobie w końcu udało się spakować –odparła, trochę już zdenerwowana tym jego guzdraniem się.


Tym jego guzdraniem się? O nie taka się nie pisze. Nie doś że zaimek to okropnie brzmi... Dialog też nie najwyższych lotów. Przeczytaj sobie na głos całość.


To zdenerwowanie zauważył Krzysiek i nie czekając długo pocałował ją w policzek. To jego sprawdzony sposób na Anię, zawsze działał. Ania przyjęła przeprosiny Krzyśka,


Straszliwa ilość powtórzeń tak nie wolno. Po zatym pisanie w ten sposób naokół jest nazywane łopatologią - czytelnik po kilku stronach zasypia nad książką. Kręć kamerą, usuń wszystko co jest zbędne dla fabuły.




Zresztą lubiła te jego buziaki, zawsze robiło jej się po nich weselej, nie wiedziała dlaczego, ale tak właśnie na nią działały.


:cry: Nie! Nie! Nie! Zaimek won, druga połowa zdania też.



Jeśli nie chcesz męczyć czytelnika używaj prostych zdań, złożone tylko w ostateczności. Wywal zbędne zaimki. Jeśli nie chcesz narazić się na śmieszność czytaj tekst na głos i poprawiaj przed pokazaniem go gdziekolwiek. Uważaj na powtórzenia!


Ania naprawdę żałowała,

że nie ugryzła się w język, bo kurczowo trzymała się ręki Mikosa


że kogo?



Sztywne dialogi. Ciężko się czyta, momentami uśmiech wypełza na usta zacznij w domu, na ulicy, na treningu, w pracy uważnie słuchać jak rozmawiają ludzie. Spostrzeżenia przelewaj na papier.


Widać było, że Adaś był przejęty tym wypadem w góry. Warunki, jak to w pociągu, nie były najlepsze, ale przynajmniej były miejsca siedzące, a to się bardzo docenia po kilku godzinach jazdy. Cały przedział był zajęty tylko przez nich, dlatego mogli czuć się dość swobodnie…


No i się uśmiałem. To chyba logiczne ze w pociągu są miejsca siedzące, ba nawet w autobusie są i w aucie tylko nie zawsze są wolne a chyba o to chodziło :P Trzy kropek jest zupełnie zbędny. Najlepiej w ogule oducz się ich używać.


Była zima, wszystko przykrywała warstwa białego śniegu, który niczym biała pierzyna, w zimową noc, otulał ziemię i drzewa.


O jaaaaaaaa... I dopiero teraz to mówisz, czuje się oszukany a pisarz nie może oszukiwać czytelnika. To zdanie jest potrzebne na samym początku opowiadania a nie dopiero teraz.


Słońce zaczęło już wschodzić. Robiło to trochę leniwie, jak dziecko wstające do szkoły, odwlekało chwilę wstania jak najdłużej mogło


A daj spokój. Słońce zawsze wstaje z taką samą prędkością i wbrew pozorom trwa to dość szybko. Zupełnie nie potrzebnymi informacjami mnie zalewasz to błąd.


Postanowił nie sprawdzać źródła hałasu i wejść do pokoju, jednak ledwo tylko nacisnął klamkę drzwi, znów dobiegło go pukanie, tylko znacznie już głośniejsze i bardziej stanowcze. Wiedział, że jednak będzie musiał sprawdzić, co to jest, miał tylko nadzieję, że to Marcin się wygłupia. Odwrócił się powoli i zaczął schodzić po schodach, które przytłoczone jego ciężarem cicho poskrzypywały.


łopatologia, zupełnie nie czuć napięcia które tak usilnie starasz się zbudować. Skróć zdania, akcja potoczy się szybciej.


Serce uderzało go w klatkę, jakby zaraz miało zamiar wyskoczyć i uciec jak najdalej stąd.


No ej przecież serce nie uderza w klatkę. Co najwyżej może bić i to w piersi.


Jednak nie udaje mu się odejść poza zasięg śmiercionośnych szponów bestii i w ułamku sekundy potężne ich uderzenie rozcina mu koszulę na plecach zagłębiając noże rzeźnicze w jego płuca,


Anatomii daj spokój bo się można uśmiać. Wystarczy ze go pazury siekły w plecy.



Tekst mi się niestety nie podobał bo jest po prostu nudny. Papierowi bohaterowie, słabe opisy... Musisz dużo więcej czytać i patrzeć jak piszą inni. Dlaczego piszą tak że chce się to czytać dalej.



Pozdrawiam. Dużo pracy jeszcze przed tobą ale nie poddawaj się. :D
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

3
No, to teraz pozostaje sepuku :(

Ale miło, że przeczytałeś i chciało Ci sie coś popisać. Rzeczywiście muszę sie przyjrzeć temu tekstowi raz jeszcze. Jak sie coś pisze,to z zwykle wie sie o co chodzi, ale teraz popracuję nad tym aby i czytelnik wiedział o co mi chodziło :)

Jeśli to może być jakieś usprawiedliwienie, to są to wycinki z ponad 100 strron opowieści (stąd te 3 kropki- to info dla czytających na forum, że treść została urawana) i może dlatego fabuła wydaje sie trochę wlec i trudno uchwycić wątek.

Widzę, że jak z tej stali ma być jakiś miecz, to muszę sporo popracować.



Dziękuję za zainteresowanie Kristopher
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

4
No, to teraz pozostaje sepuku


Wreszcie ktoś kto się zna na rzeczy, nie mogę słuchać jak znajomi rozprawiają o harakiri :P


Jeśli to może być jakieś usprawiedliwienie, to są to wycinki z ponad 100 strron opowieści (stąd te 3 kropki- to info dla czytających na forum, że treść została urawana) i może dlatego fabuła wydaje sie trochę wlec i trudno uchwycić wątek.


Powinieneś zaznaczyć na samym początku, nie brał bym wtedy tego za to za co brałem ;) No ale w zasadzie można było się domyślić chociaż przywykłem do takiej formy - (...) a to zupełnie co innego niż - ...



Dużo pisz dużo czytaj i będzie dobrze. A i plus dla ciebie ze starałeś się wkleić sensowną całość a nie sam początek albo wyrwany nie wiadomo skąd fragment jak to się na forum często zdarza. A tego to już nie lubię.



Pozdrawiam
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

5
Cytat:
Wreszcie ktoś kto się zna na rzeczy, nie mogę słuchać jak znajomi rozprawiają o harakiri :P


Ta, już nie jeden raz obiecywałem, że rytuał wykonam :wink: Rzeczywiście harakiri (cięcie w brzuch) jest tylko częścią sepuku.





Cytat:
przywykłem do takiej formy - (...) a to zupełnie co innego niż - ...


no i tu też masz racje,rzeczywiści powinnno być (...)



Cytat:
Dużo pisz dużo czytaj i będzie dobrze.




No i tą radę też będę musiał wziąć sobie do serca.



Teraz to najważniejsze, to decyzja, czy da sie to jakoś poprawić, czy może lepiej zacząć coś nowego. A ten tekst potraktować jako warsztat. Napewno muszę to sobie wydrukować i przeczytać od deski do deski. Powstawało to na przestrzeni kilku lat więc początek i końcówka mogą różnić sie od siebie.



dzieki za podpowiedzi. Lepsza krytyka niż martwa cisza.



pozdro.





Pozdrawiam
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

6
Po pierwsze - nie nastawiaj się, że będzie z tego powieść. Potraktuj tekst jako ćwiczenie ( zaraz do tego wrócę).



Po drugie - Twoje opowiadanie strasznie przypomina mi moje pierworodne "dzieło" :D Aż się wzruszyłam. Dlatego poświęcę Ci trochę więcej czasu ( łasic to sentymentalne stworzenie).



Na pierwszy ogień - fabuła. Po raz setny grupka młodzieży wyjeżdża do... a tam straszy. Naprodukowano tego na tony - filmów, książek, opowiadań. Każdy amator powieści grozy machnie ręką na taką sensację.



Styl - Dużo pracy przed tobą. Musisz uzmysłowić, sobie, gdzie popełniasz grzechy. Niektóre rzeczy niepotrzebnie objaśniasz. Czytelnik to nie głąb :roll:

Przykład:
Już od godziny siedzę na walizkach, cieszę się, że i tobie w końcu udało się spako
My wiemy, że oni się pakowali, tym bardzej ona nie musi tego tłumaczyć Krzyśkowi. Po "walizkach" postawiłabym kropkę.

No i ogólnie - masa powtórzeń, błędy interpukcyjne, źle skonstruowane zdania.



źle zapisujesz dialogi. Miałam taki fajny link do ściągi... jak znajdę, wkleję w tym temacie.



Czytaj i pisz, ile wlezie. Kombinuj, walcz z powtórzeniami, rozlazłymi zdaniami i popracuj koniecznie nad iterpunkcją. Osobiście polecam ćwiczenia z polskiego. Nudne, ale skuteczne.



Pozdrawiam.



Myślałam, że się więcej naprodukuję, ale jednocześnie piszę i gotuję żeberka, wybaczcie.

7
dzięki łasic :)

Miło wiedzieć, że ktoś miał podobne początki :wink:

Powiem szczerze, że na początku bałem sie Waszych opinii i do końca nie byłem pewien, czy wrzucac tu jakiś swój tekst. No i miałe rację :) ale nie ma tego złego... jak to ludzie mawiają.

Widzę, że będę musiał sporo popracować. Najbardziej martwi mnie, że styl jest kiepski. Nie chcę przesądzać swego losu, ale styl albo sie ma albo nie :? I trudno raczej coś w tym względzie wypracować. A w każdym razie nie na tle, aby można było używać go jako narzędzia pracy.



Jak myślisz, że jest jakieś lekarstwo na te moje "grzechy" to chętnie zażyję.



Dziękuję za poświęcenie czasu.



POzdrawiam,

PS

A jak tam żeberka :wink:
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

8
Najbardziej martwi mnie, że styl jest kiepski. Nie chcę przesądzać swego losu, ale styl albo sie ma albo nie I trudno raczej coś w tym względzie wypracować. A w każdym razie nie na tle, aby można było używać go jako narzędzia pracy.


BZDURA< BZDURA< BZDURA.



Styl odzwierciedla nabyte umiejętności, wiedzę o języku itd. Jeśli będziesz wytrwały, nauczysz się komponować porządne zdania, nadawać opowieści rytm, nastrój, odpowiedni ton... To nie bierze się z powietrza.

Dużo czytaj, im więcej obcujesz ze słowem pisanym, tym lepiej. Pisz, szlifuj, poprawiaj, przerabiaj.



Kiedy napiszesz coś nowego, odłóż tekst na jakiś czas do szuflady. Poczekaj miesiąc, dwa i wróć do niego. Błędy i zgrzyty same się ujawnią, gwarantuję. I znowu, odczekaj kawałek czasu ( np. tydzień).



Czytaj na głos. To musi ładnie brzmieć. Płynnie.



I nie martw się, ja na początku też zbierałam same baty, też czułam się sfrustrowana. Spokojnie, niczego nie traktuj osobiście. Krytyka ma pomóc, nie zniechęcić.



Jak chcesz sobie poprawić humor, poczytaj komentarze do moich starych prac. Też się musiałam uczyć. Teraz to, co napiszę, trzymam na dysku, poprawiam, głaszczę, całuję na dobranoc ( przegięłam). Chodzi o to, że nie ma nic na hop - siup.



A żeberka - wyśmienite. Nadal lepiej gotuję niż piszę.



Jak chcesz, wyślę Ci tę ściągę o dialogach na @, tylko podaj adres (na priv może być).

Trzymaj się.

9
łasic DZIęKUJę!



Dobrze wiedzieć, że gdzieś we mnie morze drzemać jeszcze jakaś moc :)



Pozdrawiam i czekam na oniecaną przesyłkę.



Kurde bele ja na dodatek gotować nie potrafię. Czekawe czego nauczę sie szybciej? :lol:

Dodane po 4 minutach:




Dobrze wiedzieć, że gdzieś we mnie morze drzemać jeszcze jakaś


No i jeszcze walnąłem ortograficznego babola z I kl podstawówki... :? ech dużo pracy przede mną, dużo...
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

10
:lol:



Akira jestem z tobą tydzień temu walnąłem identycznego (też gdzieś tu na forum) aż mnie Testudos wyśmiał. :twisted:



Morze, może... Ech to mo... Bałtyk i polska ortografia.
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

12
Akira jestem z tobą tydzień temu walnąłem identycznego (też gdzieś tu na forum) aż mnie Testudos wyśmiał. :twisted:



Morze, może... Ech to mo... Bałtyk i polska ortografia.


Nikomu dziś nie można ufać, nawet sobie :lol: a polskiej ortografii, to już w żadnym razie :roll:



łasic, dziękuję za link już go sprawdziłem. Teraz tylko wcielić w życie.



Pozdraiwam 8)
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron