Rozdział 4
Dziedziniec Akademii Magów jak zwykle tętnił życiem. Khabyrr ominął grupkę studentów rozprawiających o niesprawiedliwej ocenie przez profesora jednego z zadań wymaganych na zaliczenie roku akademickiego i wybrukowaną dróżką udał się w kierunku gmachu Kapituły.
Akademia oddzielona była od miasta grubym murem zbudowanym przez przodków w odległej przeszłości, gdy tereny te zostały dane Magom jako beneficjum w zamian za odwagę i poświęcenie okazane podczas Wielkiej Wojny Kontynentalnej doprowadzając do zakończenia krwawych walk trwających przez kilkadziesiąt lat. Z tym okresem związana jest również legenda, według której doszło do konfrontacji dwóch najpotężniejszych wówczas magów, a ich moc, która w tym czasie uległa w niewyjaśniony sposób połączeniu doprowadziła w konsekwencji do wybuchu, po którym Stary Kontynent uległ rozpadowi na dwa wielkie obszary – Ziemię Północną i dominia południowe oddzielone od siebie wyrwą, która wypełniła się wodą z praoceanu.
W Akademii studiowali przyszli adepci doskonaląc swoje nadnaturalne zdolności i nabywając ogólnej wiedzy o świecie i jego tajemnicach przydatnych w późniejszej pracy. Ponad gmachem uczelni wznosił się budynek zwieńczony olbrzymią, srebrną kopułą. Przy sprzyjającej pogodzie blask kopuły widoczny był z odległości nawet kilkudziesięciu kilometrów stając się ważnym punktem orientacyjnym dla podróżnych wędrujących tymi terenami.
Inthassa przez wielu była uważana za oazę spokoju i bezpieczeństwa, nad którym czuwali sami magowie. Któż ośmieliłby się wystąpić przeciw nim i ich mocy? Mimo to, Kapituła nie posiadała stałej armii, a garnizon stacjonujący w świętym mieście składał się głównie z ochotników z Inthassy. To nie oznaczało jednak, iż magowie byli bezbronni. Połączeni kilkudziesięcioletnimi traktatami sojuszniczymi z Khredin i Hamernią zawsze mogli liczyć na ich pomoc.
Sami magowie słynęli z moralności, którą zwykli brukować drogę, jaką podążali. Ich sztandarowe hasła mówiące o uczciwości, sprawiedliwości i poszanowaniu drugiego człowieka przyciągnęły już wiele dusz, lecz odstawały od świata rządzonego przez chciwość, żądzę władzy i bogactwa.
Khabyrr przeszedł przez próg wstępując do tonącego w półmroku korytarza, ściskając w ręce raport szefa wywiadu traktujący o sytuacji w pobliskiej Kalgirze. Schodami znajdującymi się w połowie drogi udał się na drugie piętro, na którym swoją kwaterę posiadał jego dobry przyjaciel - Magnus. Energicznie zapukał o solidne, drewniane drzwi, po czym, nie czekając na głos właściciela zapraszający go do środka, wszedł do pokoju. Magnus siedział przy pięknie zdobionym stole czytając jeden ze zwojów, który leżał obok wielu podobnych na blacie i wyraźnie nie był świadom, iż ktoś wszedł do jego kwatery dopóki Khabyrr nie mignął mu przed oczami.
- Jeżeli przeszkadzam to przyjdę później... – zaczął Khabyrr
- Ależ nie... witaj przyjacielu. – odrzekł Magnus witając się z nim serdecznie. – Miło cię widzieć. Siadaj proszę. Jakie przynosisz wieści?
- Niestety złe. Przychodzę z raportem Rovana dotyczącym sytuacji w Kalgirze.
- Tak wiem, nie jest ona najlepsza. – stwierdził oschle odchylając się na krześle. – Niestety wbrew naszym przypuszczeniom rewolucja mająca na celu zniesienia zwierzchnictwa jednego władcy okazała się być zwyczajnym wojskowym puczem...
- Te informacje posiadaliśmy kilka dni temu. Król ze swoją świtą został zamordowany. Według doniesień naszego wywiadu na południu wybuchło antyfeudalne powstanie. Chłopstwo zgromadziło, według szacunków, nawet kilkanaście tysięcy ludzi, w większości uzbrojonych jedynie w to, co posiadali na roli. Tego dnia magnaci słono zapłacili za dziesiątki lat ciemiężenia i wyzysku chłopów. Większość z arystokratów straciła wtedy życie, a ich posiadłości zostały obrabowane i spalone.
- Ostrzegaliśmy ich. – na twarzy Magnusa pojawił się wisielczy uśmiech
- To nie koniec problemu. Na południowe rejony kraju zostały wysłane cztery bataliony świetnie wyszkolonych żołnierzy, którzy jeszcze za czasów poprzedniego władcy specjalizowali się w tłumieniu tego rodzaju wystąpień.
- CO?! – krzyknął Magnus podrywając się na równe nogi, wyszarpnął zwój z rąk maga, po czym szybko odnalazł właściwy fragment – Nie wierzę. Jak oni mogli dopuścić się czegoś takiego? To wbrew wszelkim kodeksom wojennym!
- To nie była wojna, raczej rzeź. – powiedział cierpko Khabyrr – Ludność jest represjonowana. Nie wolno mówić głośno o ściętym królu, nawet wygłaszać swoich krytycznych uwag, co do rewolucji. Rebelianci za takie wystąpienia zabijają z zimną krwią, palą całe wioski. W Kalgirze zapanował terror.
- Jak to możliwe? – zastanawiał się mag, po tym retorycznym pytaniu zapadła chwila milczenia, w czasie której Magnus próbował po ostatnich doniesieniach zrozumieć sens rewolucji, której wybuch spowodował dużo więcej szkód niż możnaby kiedykolwiek przypuszczać.
- Zastanawiam się właśnie, co powinniśmy uczynić w tej sytuacji.
- Odpowiedź jest prosta - wysłać armię, aby stłumić rewoltę... – zaproponował Khabyrr
- Wiesz, że to niemożliwe – przerwał mu natychmiast domyślając się poniekąd jaka będzie jego rada, po czym odwrócił wzrok w kierunku okna rzucając rozwinięty zwój na stół – Klan Magów nie powstał po to, aby siać spustoszenie...
- Powstał po to, aby przeciwdziałać złu. – Magnus zawahał się słysząc słowa swojego przyjaciela – Zło, czyli cierpienie, przemoc, agresja, nie może zostać pozostawione same sobie. Trzeba temu przeciwdziałać.
- Masz rację, lecz... – Magnus westchnął – Sam już nie wiem. Obie drogi prowadzą donikąd. Sytuacja stała się patowa.
- Użyj swoich znajomości. Wśród magów cieszysz się sporym autorytetem. Wykorzystaj to. Przedstaw sprawę Kapitule. – namawiał Khabyrr – Musimy działać nim sytuacja wymknie nam się z rąk.
- Dla ciebie wszystko jest czarno-białe. – Mag oparł głowę na rękach przenosząc wzrok na swojego rozmówcę, który przez całą rozmowę uważnie go obserwował - Uważasz, że zorganizowanie armii i wysłanie jej do walki jest prostym zadaniem. Kapituła nie pójdzie za moją radą, gdyż nie mam wystarczającego poparcia. Khar’thus ma zbyt duże wpływy, w dodatku gardzi moją osobą, gdyż w pewnych sprawach magowie bardziej słuchają mojego głosu niż jego. Szczerze wątpię, aby wynikło z tego cokolwiek dobrego. – Khabyrr zamilkł, gdyż przychodząc tu miał nadzieję uzyskać co najmniej zapewnienie o tym, iż Magnus zajmie się tą sprawą natychmiast i będzie w stanie przeciwdziałać obecnej sytuacji.
- Masz jeszcze jakieś sprawy? – ciągnął Magnus wskazując ręką zwoje leżące na stole – Czeka mnie jeszcze dużo pracy.
- Królestwo Maimyru postawiło żołnierzy w stan najwyższej gotowości na zachodniej granicy. Król nie chce ryzykować. Wszystko masz w raporcie. – Magnus skinął głową
- Przy okazji – mag usiadł prosto na krześle błądząc wzrokiem gdzieś po pokoju – Chciałbym zapytać jak potoczyła się ewakuacja ambasady w Klagirze.
- Akcja została pomyślnie zakończona – odpowiedział Khabyrr nabierając głęboko powietrza – Jednakże z tego, co dowiedziałem się od ambasadora sześciu jego pracowników straciło życie. – Magnus spoważniał nagle - Jak sam wspomniał, byli to jedynie służący.
- Więc jednak nie poszło tak gładko jak mówisz.
- Owszem, lecz nie to było najgorsze – Khabyrr podniósł głos – Podczas ucieczki jedna z łodzi z Innavarem oraz Ayrovem na pokładzie została zatopiona. Ayrov zaginął. – Magnus wstał powoli z niedowierzaniem wpatrując się w swojego rozmówcę. Mag przeniósł wzrok w kierunku okna.
- Co z Innavarem? – zapytał po chwili
- Dochodzi do siebie w skrzydle szpitalnym. Nie został ranny, lecz nasze uzdrowicielki zażądały, aby poddał się badaniu po akcji. Zresztą Yna jest przy nim. – na twarzy Magnusa krótkotrwale zagościł lekki uśmiech.
- Co wywiad mówi na temat zaginięcia Ayrova?
- Nie ma z ich strony żadnych wieści. Możemy tylko czekać.
Po tych słowach zasmucony i rozżalony Magnus odwrócił się od swojego przyjaciela,
po czym usiadł z powrotem za stołem biorąc się za czytanie leżących na blacie zwojów jakby nikogo innego nie było w pomieszczeniu. Khabyrr stwierdził w myślach, iż rozmowa dobiegła końca. Odwrócił się w kierunku drzwi, po czym oschle rzucając słowo „powodzenia” wyszedł z pokoju.
Rozdział 5
Khabyrr opuścił budynek Kapituły, po czym wstępując na dziedziniec głęboko zaczerpnął świeżego powietrza. Starał się opanować nerwy po rozmowie z Magnusem, choć z trudem mu to przychodziło. Zawiedziony konwersacją i rozżalony nad swoim położeniem nie miał pomysłu jak dalej powinien postąpić. W Klagirze z każdym dniem rewolucja przybierała na sile, a tymczasem Klan Magów nie podejmował żadnych działań w kierunku złagodzenia sytuacji i doprowadzenia do pokoju.
Zresztą, co mnie to obchodzi, pomyślał. Nie mam zamiaru martwić się, czy czcigodny Aard wyda wspaniałomyślnie jakieś decyzje w tej sprawie. Jednak najbardziej żałuję ludzi, którzy żyją tam w strachu i terrorze. Mag westchnął zamyślając się. Dziedziniec był praktycznie pusty, nie licząc jednego z dozorców sprzątającego śmieci pozostawione przez studentów wracających do Akademii na kolejne zajęcia. Po chwili Khabyrr spostrzegł młodego adepta ubranego w uczniowską szatę z charakterystycznym nakryciem głowy w kształcie nieco zdeformowanego trójkąta z emblematem Akademii Magów, który ściskając w ręce kilka zwojów pergaminu biegł na złamanie karku w kierunku sal wykładowych. Zapewne stracił poczucie czasu flirtując z pięknymi dziewczętami z pobliskiego bazaru tuż przy głównej bramie wychodzącej do miasta. Było to miejsce, gdzie często można było spotkać któregoś z młodych adeptów, chociaż należy nadmienić, iż wchodzenie studentów na teren miasta jak i wstęp zwykłych ludzi na teren Enklawy Magów były surowo wzbronione. Jednakże prawo to nie obowiązywało pełnoprawnych magów udających się do miasta, którzy wedle własnej woli mogli się po nim poruszać.
Khabyrr doszedł do wniosku, iż w najbliższych godzinach nie miał zbyt wiele pracy do wykonania poza napisaniem sprawozdania z ewakuacji ambasady oraz uczestniczenia w wieczornym spotkaniu ze studentami, na które został zaproszony przez jednego z mistrzów Akademii, dlatego teraz postanowił odwiedzić dziedziniec treningowy, na którym młodzi adepci szkolili się w trudnej sztuce fechtunku. Khabyrr zawsze lubił obserwować młodzików, którzy niezgrabnie wykonywali profesorskie polecenia nieraz nie trafiając półtoraręcznym mieczem w zawieszony nieruchomo na drągu worek słomy, bądź strzelając z łuku nie trafiając w tarczę i pozwalając, by szybująca strzała wpadała przez otwarte okno do kwatery Magnusa, który rozwścieczony wykrzykiwał w kierunku bojaźliwego studenta miliony przekleństw obiecując sobie w duchu, iż następnym razem zamknie okno. Tak działo się nie od dziś, a Magnus ciągle zapominał zamykać tego okna.
Na dziedzińcu panowała względnie spokojna atmosfera. Kilka małych grup studentów ćwiczyły różne rodzaje obrony niemagicznej, gdyż według Prawa Magów, adept powinien używać swojej mocy jedynie w obronie swojej lub innych osób, dlatego większy nacisk w nauce kładziono na defensywę, niż na bezpośredni atak. Uwagę Khabyrra przykuł jeden z uczniów wyraźnie na uboczu trenujący swoje umiejętności władania mieczem jednoręcznym. Stojąc w kole utworzonym na ziemnym gruncie wykonywał co jakiś czas niemrawe młynki i postronnego obserwatora obytego w temacie na pewno przyciągał sposób trzymania przez niego broni – obiema rękami, co było kategorycznie niedozwolone przy jednoręcznym mieczu. Khabyrr uśmiechnął się lekko. Przekonanie, iż są jeszcze osoby, które gorzej władają mieczem od niego dodawało mu otuchy, choć wiadomo nie czuł się jakoś wybitnie szczęśliwy z tego powodu.
Kilka metrów za kołem, na niewysokiej ławeczce siedziała młoda kobieta o krótkich, szarych włosach i zgrabnej sylwetce. Khabyrr podszedł powoli uważnie obserwując uzdrowicielkę, która tęsknym wzrokiem bez ustanku wpatrywała się w ćwiczącego studenta. Ten na chwilę zaprzestał ćwiczeń i lekkim skinieniem głowy pozdrowił nadchodzącego maga, po czym kontynuował trening. Yna natychmiast się odwróciła i ciepłym wzrokiem przywitała Khabyrra, który uśmiechnął się lekko.
- Popołudniowa przechadzka, mistrzu Khabyrr? – zapytała zadziornie
- Coś w tym stylu. Ale... – zrobił pauzę czekając aż Yna zapyta...
- Ale co?
- Zastanawia mnie, co robisz w takim miejscu jak to. – skrzyżował ręce udając zamyślenie
- Khabyrr, błagam. Jestem dorosłą kobietą.
- Rozumiem cię. – zrobił krótką pauzę zmieniając temat - Jak czuje się Innavar?
- Całkiem dobrze. – Yna nagle się ożywiła - Praktycznie oprócz kilku siniaków wyszedł z akcji bez szwanku.
- W końcu dobra wiadomość. – uzdrowicielka westchnęła kierując wzrok w kierunku ćwiczącego studenta. Khabyrr nie mógł się powstrzymać by wtrącić swój komentarz – Robi podstawowe błędy, których w czasie prawdziwej walki nie ma prawa popełnić...
- Mówisz jakbyś się na tym znał. – powiedziała dobitnie
- Ba! Moja wiedza mogłaby mu pomóc – te słowa wypowiadał z lekką obawą – Zresztą nie tylko jemu.
- Dobrze. Przyjmuję wyzwanie! – rzekła nagle Yna wstając z ławki.
Khabyrr spoglądał na kobietę z lekkim niedowierzaniem próbując odgadnąć jej
intencje. Zdawał sobie sprawę, że władanie bronią było dla niej czymś ekscytującym, lecz nie zdawał sobie sprawy, iż to on będzie pierwszym, który sprawdzi jej umiejętności w tym zakresie. Po krótkiej chwili zastanowienia przystał na jej propozycję.
Przywołał samotnie ćwiczącego studenta, któremu nakazał przynieść dwa treningowe miecze. Ten natychmiast zjawił się z oczekiwaną bronią, po czym odsunął się na bok obserwując przygotowania do walki. Gdy Khabyrr zaraz po tym spróbował wytłumaczyć uzdrowicielce sposób trzymania rękojeści oraz pierwszą pozycję, ta nieoczekiwanie zamłynkowała efektownie, po czym stanęła w pozycji do ataku. Khabyrr zdziwiony nabrał głęboko powietrza, po czym skinął głową na znak rozpoczęcia walki.
Yna rzuciła się na swojego przeciwnika w całkowicie niekontrolowany sposób tnąc mieczem niemalże na oślep. Khabyrr ledwo odbił pierwszy cios nie wiedząc jaka będzie taktyka przeciwniczki. Następne przychodziły mu stosunkowo łatwo o ile był w stanie ocenić jej kolejny ruch, co nie zawsze było możliwe. Odskoczył do tyłu.
- Wyżej miecz. – instruował, Yna podniosła nieco klingę, po czym z niemałym wysiłkiem zdołała wytrzymać siłę lekkiego ciosu w samo ostrze zadane przez przeciwnika. – Sztych w moją stronę. W trakcie ataku tnij, a nie dźgaj swojego wroga.
Uzdrowicielka zaatakowała z lewej biorąc sobie do serca porady. Klinga przecięła
powietrze tuż nad głową maga, który wykonał unik. Gdy spojrzał w górę, kolejny cios leciał już w jego kierunku. Szybko zablokował, po czym z większą siłą odepchnął miecz przeciwniczki, który wypadł jej z rąk i wbił się nieopodal w ziemię. Yna przywarła rękami do ciała nieco wystraszona z takiego obrotu sprawy. Jednak czego innego mogła się spodziewać. Khabyrr dużo lepiej władał mieczem od niej, choć ona sama próbowała ćwiczyć w wolnym czasie na nieruchomym drągu, gdy tylko nikt nie widział czym się zajmuje. Próżno jednak doszukiwać się porównania między nimi.
Usłyszeli odchrząknięcie dochodzące z boku. Odwrócili głowy w tamtą stronę. Yna zarumieniła się lekko na widok człowieka, który coraz więcej zaczynał znaczyć w jej życiu.
- Może spróbujesz ze mną, twardzielu? – zapytał twardo Innavar wstępując do kręgu i wyszarpując miecz z ziemi.
- Witaj Innavar – rzekła ciepło Yna, mag uśmiechnął się w jej kierunku
- W porządku, zgadzam się. – powiedział Khabyrr sucho, obaj magowie lubili się wzajemnie, lecz nie pałali do siebie wielką przyjaźnią czy też wrogością, po prostu byli... kolegami po fachu.
- Uważaj na niego, on jest w tym dobry, a ty jesteś jeszcze słaby. – przestrzegła Innavara uzdrowicielka.
- Spokojnie, już nie takich rycerzy rozbrajałem. – mrugnął do niej okiem
- Na jakich zasadach walczymy?
- Bez magii, to będzie pojedynek na miecze.
- Jak uważasz. – wypowiadając te słowa Khabyrra przeszył dreszcz, grupki studentów trzymające się przez cały czas na uboczu tym razem podeszły bliżej porzucając swoje ćwiczenia, aby obserwować niecodzienne widowisko. – To będzie ciekawe.
- Niewątpliwie.
Innavar uśmiechnął się lekko, po czym natychmiast skoczył w kierunku swojego
przeciwnika. Ten wykonując szybki blok odbił lecący w jego kierunku cios. Mag wody wyprowadzał ataki z niebywałą precyzją i siłą. Khabyrr z niemałym trudem parował je, lecz nie był w stanie za każdym razem wyprowadzić kontrataku. Ostrze Innavara przecięło powietrze tuż nad jego głową, po czym zaledwie sekundę później drugi świst rozległ się centymetry od brzucha maga.
Khabyrr odskoczył od swojego przeciwnika nerwowo ściskając miecz w dłoni. Otarł ręką spływający po czole pot, po czym głęboko nabrał powietrza. Obserwował uważnie swojego przeciwnika zastanawiając się, co ten mógłby zrobić, aby go efektownie upokorzyć. Wszystko, pomyślał. Innavar jest dużo lepszym wojownikiem oraz posiada umiejętności w fechtunku, których on, być może, nigdy nie posiądzie. Zwinność, siła, precyzja to jedne z cech, które dają Innavarowi nad nim przewagę. Jeżeli tak walczy, gdy jest osłabiony, nie wiem czy chciałbym się z nim pojedynkować gdyby był o pełnych siłach, pomyślał Khabyrr i zadrżał. Jego przeciwnik tymczasem uśmiechnął się złośliwie trafnie rozgryzając obawy Khabyrra.
Innavar ponownie zaatakował, lecz i tym razem jego cios został sparowany. Ku swojemu lekkiemu zdziwieniu jego przeciwnik agresywnie rozpoczął kontratak. Z ust licznej widowni jaka się w tym czasie zgromadziła wyrwało się przeciągłe „ooooooo”. Zadźwięczały ostrza, miecze przecinały ze świstem powietrze płynnie zakreślając w nim przeróżne figury. Obaj przeciwnicy walczyli z niezwykłą zaciętością i odwagą. Ponowny zachwyt w publiczności wywołała sytuacja, w której obaj magowie przywarli plecami do siebie ciągle parując i czyniąc kontry tak szybko jak to tylko było możliwe. Usta niektórych studentów otwarły się ze zdziwienia, gdy Khabyrr zaatakował swego przeciwnika, a Innavar tymczasem nie odwracając się do niego chwycił odwrotnie rękojeść i wykonał prostopadły młynek za swymi plecami odbijając cios. Wyskoczył ponad zdezorientowanego maga wody i wylądował tuż za nim. Nim ten zdążył się odwrócić, padł na ziemię pod mocnym kopnięciem. Na widowni zabrzmiały oklaski i krzyki radości oraz zdumienia i z drugiej strony ponaglające leżącego do wznowienia walki.
Innavar odsunął się nieznacznie rzucając okiem na wpatrującą się w nich Ynę. Była nieco wystraszona, lecz widocznie ulżyło jej, gdy okazało się, że to Innavar ma przewagę w tej walce. Khabyrr wstał bez trudu, gdyż cios jego przeciwnika nie miał na celu wyrządzenia mu krzywdy, lecz prawdopodobnie, gdyby konieczne było takie rozwiązanie Innavar nie patyczkowałby się ze swoim wrogiem. Ujął rękojeść odwrotnie niż nauczają tego mistrzowie akademii i zastygł w bezruchu. Khabyrr skoczył do niego wyprowadzając silny cios z dołu. Uderzenie było na tyle silne, że bez problemu wytrąciłoby broń z ręki przeciętnego wojownika. Jednak Innavar skutecznie zablokował cios, po czym z satysfakcją pomachał przeciwnikowi wolną ręką, którą gdyby chciał wymierzyłby lewego sierpowego. Khabyrr zaatakował ponownie, lecz po kolejnym sparowanym ciosie przeszedł do defensywy. Innavar obrócił się dookoła własnej osi tnąc na wysokości ramion. Atak został zablokowany, lecz nie powstrzymało go to przed kolejnymi uderzeniami. Ich miecze tarły o siebie zakreślając w powietrzu półkole , po czym Innavar odbił broń przeciwnika, którą ten ledwo zdołał utrzymać. Natychmiast podłożył nogę za przeciwnika i silnym pchnięciem powalił go na ziemię.
Khabyrr rozwścieczony nie mógł zapanować nad swoim gniewem i upokorzenie jakiego doznał jeszcze więcej dodało mu sił. Jego przeciwnik zamiast zadać ostateczny cios, który zakończy pojedynek bawi się z nim niczym z jakimś nieporadnym studenciną. Przeturlał się kilka metrów po ziemi, po czym używając swej mocy wyskoczył w górę obracając się kilka razy dookoła własnej osi i ułamek sekundy później miękko wylądował na podłożu. W jego dłoni sformowała się w tym czasie moc wody przybierając postać krótkiego, lodowego sopla, którego natychmiast rzucił w swojego przeciwnika. Innavar przewidując atak Khabyrra w ostatniej chwili i z wielkim trudem wykonał półobrót tnąc powietrze tuż przed sobą. Ostrze napotkało opór w postaci lecącego pocisku i roztrzaskało go na kawałki. Studenci odruchowo cofnęli się z przerażeniem w oczach robiąc więcej miejsca dla walczących magów. Khabyrr rzucił się na swojego przeciwnika z furią w oczach tnąc prawie na oślep przed siebie. W następnej chwili miecz wyślizgnął mu się z ręki, a stopy straciły kontakt z podłożem. Runął na ziemię w akompaniamencie dźwięczącej stali i krzyków studentów.
Gdy się obudził, na placu nie było już tłumu, który obserwował poczynania dwóch walecznych magów. Innavar i Yna uważnie obserwowali wracającego do przytomności Khabyrra, który mocno osłabiony i poraniony podnosił głowę próbując zrozumieć jak to wszystko się zakończyło.
- Podziękuj Ynie – zaczął Innavar ze smutną miną podając leżącemu rękę. – To ona ci pomogła.
- Yna?
- Następnym razem panuj nad sobą, zwłaszcza nad negatywnymi uczuciami – ciągnął dalej Innavar – Musisz się jeszcze wiele nauczyć...
2
Znowu się spotykamy, więc mam nadzieję że wziąłeś sobie moje ostatnie uwagi do serca i tekst jest po wstępnej redakcji. Zbieram się za czytanie. Proszę nie przeszkadzać XD
Ok. No więc... Wiem, wiem ze nie zaczyna się zdania od no więc. Cicho... Jaja sobie robię oczywiście. A tak na serio chodzi mi o to że to zdanie jest za długie i przytłacza niepotrzebnymi informacjami. Nie obchodzi mnie o czym rozprawiali studenci, wystarczy fakt ze rozprawiali.
Nie wytnij oschle bo takie nabijanie didaskaliami jest zbędne. Niektórych to drażni, a na ogół jest niepotrzebne. Zresztą w przytoczonym fragmencie tylko udziwnia sytuację i psuje efekt.
CO! - nie musisz tego robić Co! - tak jest normalniej a dalszy fragment wszystko wyjaśnia. (Jeśli TO chochlik to uwaga się nie liCZY)
Za, za. Za długie to zdanie. I trochę zbędnych info. Proponował bym coś takiego:
Mangus usiadł za stołem i wrócił do studiowania zwojów. Sukinsyn zachowywał się zupełnie tak jak by nikogo innego nie było w pomieszczeniu.
To chyba już koniec rozmowy.
- Powodzenia - rzucił Khabyrr i wyszedł z pokoju.
Czy jakoś tak, popraw sam.
Czytelnik to nie tłuk nie zalewaj zbędnymi danymi. czekając aż Yna zapyta i trzy kropeczki pod Backspace.
No jest lepiej niż poprzednio, ale o mało nie zasnąłem. Zacznę od przyjemnej strony.
Dialogi są na poziomie. Mogło by być lepiej, ale to już drobne błędy.
Zdania również budujesz poprawnie, da się czytać bez większego zgrzytania. Chociaż momentami bywa nie za dobrze(Ale rzadko) Jeszcze trochę pracy i będzie dobrze.
Dobra teraz rzeczy niemiłe - czyli dlaczego o mało nie zasnąłem.
Piszesz długie rozwlekłe zdania. Za długie. Przez to tekst robi się ciężki niby jest porwany ale brakuje tego polotu. Nawet w czasie walki twoje zdania są długaśne. To walka. Trzeba skracać zdania. To się dzieje szybko. Rach. Ciach. Parada. Blef. Finta. Trup. Pamiętaj dynamika.
Druga sprawa to zalewanie informacjami. O armiach bohaterach i akademii. To na dłuższą metę niestety nudzi. Wybacz ale takie sprawy mnie nie obchodzą, czytelnik jest jak pasożyt chce spijać tylko śmietankę - akcję. To nas kręci to nam trzeba dawać bo będziemy się nudzić. I nie obchodzą nas trudne nazwy państw i to czy te państwa zawarły pakty czy nie. A już całkiem to odpada w partiach narratora. To jest potrzebne. Oczywiście ważne jest żebyś znał swój świat, żeby był kompletny. Ale niestety czytelnika w tej chwili to nie obchodzi. Czytelnik chce walki, gorących roznegliżowanych panienek, i wojen ale bez dokładnego planu strategicznego. O tym planie powinni za to wiedzieć bohaterowie i w ich partie dialogowe czy myśli należny wplatać elementy świata. Oczywiście nie mówię tu o opisach tylko o suchych danych.
Na przykład dobrze to zrobić z buntem chłopów - Tak to właśnie powiano wyglądać.
Takie jest mniej więcej moje zdanie na te sprawy i fantasy.
To by było tyle trochę się znudziłem więc walnąłem nudny wykład XD Mam nadzieję ze pomocny i wprowadzi troszkę dynamiki. Pisz opowiadania bo warsztatowo stoisz całkiem nieźle. Drobne bugi można poprawić.
P.S. Jeśli ktoś sadzi że pieprzę głupoty niech się wypowie i sprostuje. A przy okazji oceni tekst bo mało komentarzy a już trochę na serwerze leży
Dodane po 2 minutach:
Tam powinno być dobrze zrobiłeś to z buntem chłopów. Word idiota sam mi poprawił i nie zauważyłem.
Khabyrr ominął grupkę studentów rozprawiających o niesprawiedliwej ocenie przez profesora jednego z zadań wymaganych na zaliczenie roku akademickiego i wybrukowaną dróżką udał się w kierunku gmachu Kapituły.
Ok. No więc... Wiem, wiem ze nie zaczyna się zdania od no więc. Cicho... Jaja sobie robię oczywiście. A tak na serio chodzi mi o to że to zdanie jest za długie i przytłacza niepotrzebnymi informacjami. Nie obchodzi mnie o czym rozprawiali studenci, wystarczy fakt ze rozprawiali.
- Tak wiem, nie jest ona najlepsza. – stwierdził oschle odchylając się na krześle.
Nie wytnij oschle bo takie nabijanie didaskaliami jest zbędne. Niektórych to drażni, a na ogół jest niepotrzebne. Zresztą w przytoczonym fragmencie tylko udziwnia sytuację i psuje efekt.
CO?! – krzyknął Magnus podrywając się na równe nogi,
CO! - nie musisz tego robić Co! - tak jest normalniej a dalszy fragment wszystko wyjaśnia. (Jeśli TO chochlik to uwaga się nie liCZY)
Po tych słowach zasmucony i rozżalony Magnus odwrócił się od swojego przyjaciela,
po czym usiadł z powrotem za stołem biorąc się za czytanie leżących na blacie zwojów jakby nikogo innego nie było w pomieszczeniu.Khabyrr stwierdził w myślach, iż rozmowa dobiegła końca. Odwrócił się w kierunku drzwi, po czym oschle rzucając słowo „powodzenia” wyszedł z pokoju.
Za, za. Za długie to zdanie. I trochę zbędnych info. Proponował bym coś takiego:
Mangus usiadł za stołem i wrócił do studiowania zwojów. Sukinsyn zachowywał się zupełnie tak jak by nikogo innego nie było w pomieszczeniu.
To chyba już koniec rozmowy.
- Powodzenia - rzucił Khabyrr i wyszedł z pokoju.
Czy jakoś tak, popraw sam.
- Coś w tym stylu. Ale... – zrobił pauzę czekając aż Yna zapyta...
- Ale co?
Czytelnik to nie tłuk nie zalewaj zbędnymi danymi. czekając aż Yna zapyta i trzy kropeczki pod Backspace.
No jest lepiej niż poprzednio, ale o mało nie zasnąłem. Zacznę od przyjemnej strony.
Dialogi są na poziomie. Mogło by być lepiej, ale to już drobne błędy.
Zdania również budujesz poprawnie, da się czytać bez większego zgrzytania. Chociaż momentami bywa nie za dobrze(Ale rzadko) Jeszcze trochę pracy i będzie dobrze.
Dobra teraz rzeczy niemiłe - czyli dlaczego o mało nie zasnąłem.
Piszesz długie rozwlekłe zdania. Za długie. Przez to tekst robi się ciężki niby jest porwany ale brakuje tego polotu. Nawet w czasie walki twoje zdania są długaśne. To walka. Trzeba skracać zdania. To się dzieje szybko. Rach. Ciach. Parada. Blef. Finta. Trup. Pamiętaj dynamika.
Druga sprawa to zalewanie informacjami. O armiach bohaterach i akademii. To na dłuższą metę niestety nudzi. Wybacz ale takie sprawy mnie nie obchodzą, czytelnik jest jak pasożyt chce spijać tylko śmietankę - akcję. To nas kręci to nam trzeba dawać bo będziemy się nudzić. I nie obchodzą nas trudne nazwy państw i to czy te państwa zawarły pakty czy nie. A już całkiem to odpada w partiach narratora. To jest potrzebne. Oczywiście ważne jest żebyś znał swój świat, żeby był kompletny. Ale niestety czytelnika w tej chwili to nie obchodzi. Czytelnik chce walki, gorących roznegliżowanych panienek, i wojen ale bez dokładnego planu strategicznego. O tym planie powinni za to wiedzieć bohaterowie i w ich partie dialogowe czy myśli należny wplatać elementy świata. Oczywiście nie mówię tu o opisach tylko o suchych danych.
Na przykład dobrze to zrobić z buntem chłopów - Tak to właśnie powiano wyglądać.
Takie jest mniej więcej moje zdanie na te sprawy i fantasy.
To by było tyle trochę się znudziłem więc walnąłem nudny wykład XD Mam nadzieję ze pomocny i wprowadzi troszkę dynamiki. Pisz opowiadania bo warsztatowo stoisz całkiem nieźle. Drobne bugi można poprawić.
P.S. Jeśli ktoś sadzi że pieprzę głupoty niech się wypowie i sprostuje. A przy okazji oceni tekst bo mało komentarzy a już trochę na serwerze leży

Dodane po 2 minutach:
Tam powinno być dobrze zrobiłeś to z buntem chłopów. Word idiota sam mi poprawił i nie zauważyłem.
"Tworzenie od niweczenia.
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
3
gorących roznegliżowanych panienek
Mnie te panienki niepotrzebne

Z grubsza mogłabym się podpisać pod opinią Kristophera. A że bez sensu jest wszystko powtarzać, ograniczę się do kilku uwag;
Zdania są okropnie długie. To utrudnia czytanie. żeby się przekonać, najlepiej przeczytaj na głos, choćby pierwsze. Idzie się pogubić.
Uderzenie było na tyle silne, że bez problemu wytrąciłoby broń z ręki przeciętnego wojownika
Pilnuj się, żeby unikać strony biernej. No i wystarczyt napisać, że było silne - w końcu to miała być scena dynamiczna, nie?
Przysłówek to Twój wróg, brzydal i musisz go znienawidzićstwierdził oschle odchylając się na krześle.

Podsumowując, postaraj się nadać tekstowi jakiejś dynamiki. Stosuj krótsze zdania, unikaj zbędnych opisów. Będzie lepiej!
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
4
Mnie te panienki niepotrzebne
Ok niech będą "młodzi ładni i zabawni ale nie śmieszni faceci"(Dethproof, tarantino) o klacie Alvaro/Arnolda/Leppera lepiej

A wszystkim to nigdy się nie dogodzi. No i jemu przyjemniej będzie pisać o takowych panienkach niż męczyznach, choć kto to może wiedzieć... Danek?
Tak tak to spam... XD
"Tworzenie od niweczenia.
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
5
No dobrze, tylko bez takich
Za rady dziękuje, wydaje mi się, że poomogły mi więcej niż 3 lata siedzenia na opowiadania.pl. Nowe rozdziały, które dopisałem (niestety od 22 wzwyż) starałem się już pisać mając w głowie to, co powiedzieliście. Znajomi, którzy mi to wstępnie oceniali twierdzili, że widzieli sporą różnicę między poprzednimi rozdziałami, a kolejnymi (o dziwo na korzyść tych następnych). Mam więc nadzieję, że i wy je zobaczycie.
Jeszcze będziecie ze mnie dumni xD Bez odbioru.
Pozdrawiam
Danek

Za rady dziękuje, wydaje mi się, że poomogły mi więcej niż 3 lata siedzenia na opowiadania.pl. Nowe rozdziały, które dopisałem (niestety od 22 wzwyż) starałem się już pisać mając w głowie to, co powiedzieliście. Znajomi, którzy mi to wstępnie oceniali twierdzili, że widzieli sporą różnicę między poprzednimi rozdziałami, a kolejnymi (o dziwo na korzyść tych następnych). Mam więc nadzieję, że i wy je zobaczycie.
Jeszcze będziecie ze mnie dumni xD Bez odbioru.
Pozdrawiam
Danek
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -
6
No dobrze, jak obiecałem, tak robię.
Ciąg dalszy Ysteriny. Co tam się działo? Nie pamiętam. Zaraz sobie odświeżę...
OK, dialog dwóch magów. Ten na K wpada do pokoju jak huragan, a zaraz potem pyta się, czy nie przeszkadza. Coś mi tutaj nie pasuje.
Ogólnie poziom nieco wzrósł w stosunku do rozdziałów 1-3, ale wciąż to nie jest to. Fabuła się nie klei, przynajmniej ja tak to odczuwam. Opus magnum to to nie jest. Strasznie rozwlekasz narrację, czytelnik musi brnąć przez opisy jak przez bagno. To nie jest przyjemne. Kiedy ma być szybko, rwij. Kiedy masz czas, snuj opowieść. Coś w tym stylu
Nie wprowadzaj bohaterów, którzy nic nie znaczą. I nie pisz tekstu, który ma tylko jedno dno. Od posiadania jednego dna są garnki.
Ciąg dalszy Ysteriny. Co tam się działo? Nie pamiętam. Zaraz sobie odświeżę...
OK, dialog dwóch magów. Ten na K wpada do pokoju jak huragan, a zaraz potem pyta się, czy nie przeszkadza. Coś mi tutaj nie pasuje.
Ogólnie poziom nieco wzrósł w stosunku do rozdziałów 1-3, ale wciąż to nie jest to. Fabuła się nie klei, przynajmniej ja tak to odczuwam. Opus magnum to to nie jest. Strasznie rozwlekasz narrację, czytelnik musi brnąć przez opisy jak przez bagno. To nie jest przyjemne. Kiedy ma być szybko, rwij. Kiedy masz czas, snuj opowieść. Coś w tym stylu

Nie wprowadzaj bohaterów, którzy nic nie znaczą. I nie pisz tekstu, który ma tylko jedno dno. Od posiadania jednego dna są garnki.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
7
Witam.
Każdy bohater ma swoje miejsce w opowiadaniu, Oczywiście nie widać tego w poczatkowych rozdzialach gdy wszystko się rozkręca. Nieco dalej losy wszystkich bohaterów będą się zazębiały, Jak narazie mogę tylko zachęcić, abyście przeczytali kolejne rozdziały, które umieszczę już we wtorek,
Pozdrawiam serdecznie.
Danek
Każdy bohater ma swoje miejsce w opowiadaniu, Oczywiście nie widać tego w poczatkowych rozdzialach gdy wszystko się rozkręca. Nieco dalej losy wszystkich bohaterów będą się zazębiały, Jak narazie mogę tylko zachęcić, abyście przeczytali kolejne rozdziały, które umieszczę już we wtorek,
Pozdrawiam serdecznie.
Danek
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -