"Frunę" [proza poetycka]
1Frunę. Czy wysoko? Na tyle, by spojrzeć na was z góry, byście musieli zadzierać głowy, by dostrzec na niebie moja sylwetkę. Wiatr sprawia, że nawet nie słyszę waszych okrzyków i westchnień, tylko szum dookoła mnie, we mnie, wszędzie. Frunę. Ciepło napełnia moje kolory, jestem teraz czerwona i błękitna, i zielona, i żółta. Ach! Widzę otwarte usta dzieci, ich palce, które wskazują na mnie, oczy przepełnione zachwytem. Powietrze kołysze mną, czuję jego objęcia, jego dłonie? A za mną nieskończony barwny sznur. Frunę. Patrzycie wciąż na mnie, czy myślicie, że zdołacie uchwycić się mego ogona? Wiruję, obracam się dookoła, raz i drugi. Staję twarzą w twarz ze słońcem, wyciągamy do siebie ręce. Jeszcze trochę, jeszcze parę milimetrów. Czy ja wciąż jestem? Widzisz mnie jeszcze? Czy wciąż jestem barwną plamą, w którą się wpatrujesz? Frunę. Jeszcze, ciągle przed siebie, rozgarniam słoneczne powietrze i prę do przodu. Dokąd? Powiedzcie mi! Dokąd fruną latawce?