"Czwarty wymiar"-fantasy+dramat(fragment powie"

1
Witam, mój pierwszy tekst do weryfikacji to kawałek powieści pod tytułem "Czwarty wymiar" - zaczęłam ją 10.11.2004 roku a skończyłam 30.01.2005.



Przedstawie kawałek a po weryfikacji dam nastepny i nastepny... licze na ocene.





"Czwart wymiar"



Rozdział 1



I Bóg powiedział:

-Nie będziesz kalał mego domu! Brak w nim miejsca dla takich jak ty. Próżno prosisz o wybaczenie... Nie usłuchałeś rozkazu! - grzmiał starzec na lodowym tronie w komnacie z lodu. Długa srebna broda dodawała mu mądrości. Oczy wydawały się być ślepe, jednak patrzyły i widziały dalej niż oczy kogokolwiek. W ręku trzymał chudą laskę z kryształową kulą na szczycie. Szaty sięgały aż do ziemi.

Sufit komnaty podtrzymywały potężne, pięknie rzeźbione kolumny. Po ścianach pomieszczenia lał się wodospad. Spływająca woda zamarzała na posadzce tworząc jednolitą śliską taflę.

Przy samym tronie stał stolik z księgowym, który zapisywał non stop coś we wszelakich manuskryptach.

W sali tronowej był ktoś jeszcze...

Archanioł przyklękał przed swym władcą. Nie śmiał nawet nań spojrzeć. Był w pełnym uzbrojeniu... Wszystkie Archanioły posiadały te przedmioty. Nie rozstawały się z żadną rzeczą tego typu. Długie do ramion blond włosy opadały mu na policzki.

Wpatrywał się nieruchomo w lustrzaną taflę zmarzniętej wody, widząc odbicie swoich niebieskich oczu.

Lekki podmuch wytworzony przez uderzającą o podłogę wodę poruszył drobniejsze pióra na jeggo skrzydłach. Czarny puch rozwiał się.

Postać wstała z tronu, podparła się laską

-Mówiłem. Ostrzegałem... Nie zadawajcie się z ludźmi, ponieważ są natury nieczystej w przeciwieństwie do was - Archaniołów czy Aniołów. Ty natomiast zadrwiłeś z tego nakazu, spółkując z kobietą!. Popełniłeś grzech... jako Kapitan Gwardii winien mi byłeś posłuszeństwo. A stojąc najwyżej ze wszystkich powinieneś dawać przykład reszcie... Sergiuszu, jak mogłeś tak postąpić?. Lekkomyślność pasuje do ludzi. Ciebie wogóle nie powinna dotyczyć... - zawiesił głos wbijając wzrok w Archanioła.

Odetchnął ciężko.

-Zmuszony jestem wedle prawa, które ustanowiłem jak również

dla przykładu - ukarać cię... Tak więc, pozbawiam cię tytułu Kapitana Gwardii i skazuję na wieczne wygnanie. Zostajesz wyrzucony z Nieba bez prawa powrotu. - uderzył laską w lodowe lustro.

Powierzchnia pod Sergiuszem wyblakła, stała się przezroczysta. Wypadł przez szczelinę ku Ziemi. Wylądował bezpiecznie na twardym podłożu.

Spojżał ku górze - dziura zasklepiła się. Niebo zostało zamknięte na głucho.

W złości gwałtownie usiadł na ziemi, podwinął skrzydła. Wziął kilka oddechów dla uspokojenia i poukładania myśli. Zamiast tego otrzymał przypływ żalu i smutku. W głowie miał chaos. Rozpłakał się. Puściły mu nerwy.

-Tyle lat lojalności na marne. Morze krwi przelane za sprawą mojego miecza. Hordy demonów i grzeszników unicestwione, zmiecione z powierzchni! ziemi - wyrzucał w pustkę.

- Byłem na każde zawołanie wraz z odziałami!. Kazał iść na wojnę to się szło, zawsze. I po co to było?. Po co pytam!. Wygnał mnie jak pierwszego lepszego szczeniaka. Tylko dlatego, że pokochałem kobietę... Prawa, zakazy - co one dla mnie znaczą!? Co mnie obchodzą!? - wydarł się w górę.

Nie doczekał się jednak żadnego odzewu.

-Nie potrzebuje ciebie! Poradzę sobie sam! - dodał.

Rozejrzał się. Stał na skraju niezbyt gęstego lasu. Obok rozciągały się polany porośnięte dywanem kwiatów. Dalej widniały liczne jeziora. W wodnych taflach odbijały się promienie zachodzącego słońca.

Machnął potężnymi skrzydłami, uniósł się. Widział panoramę całej okolicy.

Spojrzał na południe.

Na horyzoncie majaczyły szczyty budynków pobliskiego miasta. Zmrużył oczy., poznał to miasto. W momencie machnął mocniej skrzydłami. Poleciał jak strzała w stronę zabudowań...





Rozdział 2



Znajdowała sie na samym środku oceanu. Woda była spokojna, gładka niczym lustro.

Stała na tej płycie.

Przykucnęła. Dotknęła wodnej tafli, poczuła zimno i twardość skorupy.

Rozejrzała się. Pustka. Po niebie leniwie przemieszczały się chmury w kolorze przydymionego różu.

Odgarnęła włosy z twarzy. Ruszyła przed siebie w nadzieji znalezienia jakiejkolwiek żywej duszy.

Usłyszała trzask. Lód zaczaj pękać. Tafla rozszczepiła się. Gładka niegdyś powierzchnia, teraz była usłana pajęczyną pęknięć. Dźwięk ustał.

Dziewczyna stała nieruchomo...

Lód zarwał sie pod nią. Wpadła do lodowatej wody. Dusiła się.

Tonęła.

Wnet zobaczyła rękę, chwyciła ją. Została wyciągnięta.

Odwróciła się by ujrzeć twarz swego wybawcy...

Wiktorie obudził brzęk przewróconego śmietnika gdzieś na dworze. Omiotała wzrokiem sypialnie, na budziku widniała trzecia nad ranem. Za oknem było jeszcze ciemno.

- Ale miałam sen - Wyszeptała przecierając oczy. Przekręciła się na bok. Zamarła... tuż obok poduszki leżało coś białego.

Zerwała się, pochwyciła znalezisko. Zaświeciła lampkę nocną. Podniosła dziwną rzecz do światła, ku jej zdziwieniu - trzymała w palcach 25 - centymetrowe pióro, koloru śnieżnej bieli.



Rozdział 3



Paliły się nocne lampy, rozświetlając bardzo dobrze miejskie ulice.

Sergiusz leciał wytrwale do ukochanej. Omijał wieżowce, co jakiś czas lądując na dachach poszczególnych budynków aby odpocząć. Uśmiechnął się do siebie, kiedy na horyzoncie wyłoniła się dobrze znana mu kamienica.

Wnet przyspieszył.

Stanął na balkonie Dagny, poczuł zapach kwiatów rosnących w doniczkach poustawianych na podłodze. Spuścił bezwładnie wycięczone skrzydła. Przez uchylone drzwi balkonowe zajrzał do pokoju, w sypialni było ciemno. Wszedł ostrożnie, zawiasy lekko skrzypły.

Pierwsze co zrobił to udał się do łazienki, doprowadził się do porząctku. Uzbrojenie położył jak zwykł to robić w kącie sypialni. Teraz miał na sobie juz lżejszy strój. Upewnił się czy drzwi na balkon są zamknięte.

Podszedł do łóżka, spała tam Dagna, przykucnął tuż przed nią. Nacieszył się jej widokiem przez chwilę potem położył delikatnie obok. Sen spadł na niego bardzo szybko.

Wnet nastał świt. Słońce stopniowo zalewał swym blaskiem pomieszczenie, wkońcu padł na twarz dziewczyny. Spała jeszcze. Chwilę potem uchyliła powieki, podniosła się ociężale. Podeszła do zasłon, pociągła. W pokoju zapanował półmrok.

Zamroczona wciąż snem wróciła do łóżka. Ułożuła się do snu na przyjemnie miękkim puchu. Wtuliła się jeszcze mocniej w pierzaste posłanie... puch!?... pierze!? - zakołotało coś w głowie. Pomacała ręką dziwny kocyk rozłożony pod nią... Poruszył się. Otwarła zdumiona oczy. Coś zawinęło się wokół niej, odwróciła się, wyrwała z uścisku. Rzuciła się na szyję włścicielowi kocyka.

-Dobrze że wróciłeś... Tęskniłam za tobą. - odezwała się, po czym obdarowała go pocałunkiem który odwzajemnił.

-Teraz już nigdzie się nie wybieram... Zostaje z tobą.





Rozdział 4



Zadzwonił dzwonek, głośny, terkoczacy. Niemal trudny do wytrzymania.

Dzieciaki pośpiesznie spakowały książki i w gwarze wybiegły z klasy. Ciche kliknięcie drzwi i już miała spokój. Hałas z korytarza przytłumił się znacząco.

Wiktoria odetchnęła z ulgą.

-Wkońcu spokój - zamknęła oczy, położyła nogi na blacie biórka.

Z za otwartego okna dobiegały śmiechy bawiących się kałamarzy. Z dworu napływało świeższe, pachnące bzem powietrze. Ten zapach uspakajał ją, przypominał czasy dzieciństwa, kiedy to mieszkała z rodzicami na wsi.

Usłyszała coś jakby furkot gołębich skrzydeł, otworzyła oczy.Omiotała pomieszczenie, pusto. ściągnęł nogi z biórka, zamyśliła się chwilę.

Pokręciła głową.

-Chyba mam omamy słuchowe przez ten hałas z korytarza - wstała, wzięła dziennik. Chwyciła za klamkę drzwi, już chciała wyjść, kiedy raz jeszcze spojżała w stronę biórka sprawdzając czy wszystko wzięła.

Przelotnie zerknęła na wisząca na ścianie tablice... Zamarła... Widniał na niej napis z czerwonej kredy" Nie oglądaj się za siebie"... Szybko wybiegła z klasy.

-To tylko przywidzenia... Tylko przywidzenia - mówiła pośpiesznie.

Udała się do pokoju nauczycielskiego by pomyśleć przy szklance kawy.



Rozdział 5



Ranek był niezwykle upalny. Ptaki fruwały radośnie z drzewa na drzewo, dodatkowo podśpiewując przy tym. Samochody przeciskały się wąskimi ulicami, panował korek. Zniecierpliwieni kierowcy trąbili niemiłosiernie raniąc uszy przechodniów będących w okolicy.

Sergiusz przyglądał się temu z balkonu mieszkania Dagny. Jej samej nie było. Teraz przebywała u lekarza zaniepokojona swoim zdrowiem.

Usłyszał brzęk kluczy, potem chrobot i zgrzyt zamka w drzwiach. Serce urosło mu w piersi z niepewności. Drzwi uchyliły się.

Weszła do środka.

Rzuciła pęk żelastwa na komodę, torebkę powiesiła na ściennym haczyku. Spojrzała przelotnie na Anioła.

Pytanie samo malowało mu się na twarzy, machnęła ręką by nic nie mówił, wbiła w niego wzrok. Patrzyli tak na siebie chwil parę. Nagle jej twarz zmieniła się z ponurej na radosną...

- Jestem w ciąży! - krzyknęł szczęśliwa, skoczyła na niego, wtuliła się w jego pierś, pogłaskała pierze na skrzydłach.

Był przez moment w szoku, nie wiedział co ma powiedzieć. Czymprędzej się otrząsnął z tego.

Teraz razem niemal skakali z radości...



Rozdział 6



Wiktoria tego dnia wracała bardzo późno ze szkoły.

Zmierzała do domu by tam odpocząć od uczniowskiego hałasu i nauczycielskich powinności. Na wieży kościelnej, zegar wskazywał ósmą wieczorem lecz ona wiedziała iż późnił się... Była co najmniej dziewiąta jeśli nie dalej.

Przechodziła przez okrągły park, jak co dzień, tędy prowadziła najkrótsza droga do jej domu. Zauważyła pare kloszardów stojących niedaleko niej przy fontannie, znajdującej się na samym środku parku.

Dookoła fontanny porozstawiane były liczne ławki, niepierwszej już młodości...

Widokiem bezdomnych nie przejęła się zbytnio... Ile razy przechodziła tędy widziała wielu nie mających gdzie przenocować.

Odwróciła od nich wzrok.

-Panienko! Proszę zaczekać! - krzyknęli za nią zachrypniętymi i najpewniej przepitymi głosami. Przyspieszyła kroku, wiedziała że w okolicy nie było nikogo do pomocy.

Usłyszała za sobą stukot zniszczonych butów.

Odwarzyła się obejrzeć, duży błąd... Pochwyciły ją brudne łapska odrażającego kloszarda. Jego nieświeży oddech wdzierał się jej do nozdrzy. Nie mogła się wyrwać, uścisk był zbyt mocny.

Jego towarzysz zdarzył już doczłapać się do nich. Wyszczerzył mocno nadpsute zęby.

-Czemu uciekasz złotko? - spytał głaszcząc ją po policzku tłustą łapą. Drugi szperał już jej po kieszeniach potem zaglądał do torebki...

-Hej! Wy tam, zostawcie tę panią w spokoju - usłyszeli z oddali mocny męski głos. Napastnicy w momencie rzucili wszystko i czym prędzej uciekli.

Dziewczyna podniosła się z bruku, otrzepała z obrzydzeniem. Sięgnęła po rozbebeszoną torebkę. Sprawdziła czy ma wszystko... Nic nie zginęło.

Rozejrzała się po parku w poszukiwaniu wybawcy, lecz nikogo nie znalazła. Była sama. Stała chwilę osłupiała. Wnet poczuła lekkie puknięcie w głowę, coś zsunęło się jej z głowy.

Na brukowej kostce odznaczał się biały przedmiot.

-Pióro? - powiedziała w zamyśleniu. Rozmiary pióra sięgały około

dwudziestu centymetrów.

-Hmm - podniosła wzrok ku niebu, żadnego ptaka na horyzoncie.

Schowała znalezisko do torebki. Podeszła do najbliższej ławki, opadła na nią, lekko skrzypło.

Usłyszała furkot, jak niespełna tydzień temu w szkole.

Zmarszczyła brwi, podniosła się, rozejżała, pustka.Ruszyła alejką na drugą stronę parku.

Uszła może dziesięć metrów, odwróciła się raz ostatni na ławkę gdzie siedziała.

Teraz tam była jakaś postać w błyszczącym, czarnym płaszczu i osadzonym na głowę kapeluszu przysłaniający cieniem całą niemal twarz.

Postać podniosła się, spojrzała Wiktori w oczy.

-Wiki... - usłyszała swoje imię, głos był przytłumiony lecz usta postaci ani trochę nie poruszyły się. Była bliska krzyku.

Wbite w nią spojrzenie trwało zaledwie sekundę. Nie mogła dokładnie się przyjrzeć tym oczom, tej twarzy...

Postać zniknęła, jakby nigdy jej nie było...



Rozdział 7





Tygodnie mijały niezwykle szybko. Zamieniły się w miesiące.

Wiosna... Lato też umarto jak liście na drzewach pousadzanych przy drodze. Zmieniły kolor z zielonego, przez żółty, pomarańczowy w zupełnie brązowy, zgnity. Uschły, odpadły jeden po drugim z usypiającej gałęzi.

Zalały swoim obliczem ulice całego miasta i nie tylko.

Dagna coraz częściej składała wizyty u ginekologa. Lekarz poprzepisywał leki i witaminy pomagające donieść ciąże i zapobiegające zbyt wczesnemu porodowi.

Wraz z Sergiuszem snuli plany co do przyszłości ich i dziecka. W pokoju obok sypialni stało już łóżeczko a raczej kojec dla nowego lokatora. Pokój pomalowano na ciepły niebieski kolor. Na drewnianych półeczkach poukładano skrzętnie wszelkie pluszaki i zabawki.

Zima. Mróz skół korzenie drzew, wyziębił polne kwiatki, skrył trawę pod cienką warstwą śniegu.

Jeszcze tylko kilka dni i rodzina będzie w komplecie... Odliczali oboje.

Zbliżał się termin rozwiązania, wiedzieli to...



Rozdział 8



Wiktoria nastawiła budzik na siódmą rano. Ułożyła się wygodnie na materacu, przykryła miękką kołdrą. Zgasiła nocną lampkę.

Po chwili zasnęła... Zaczyna śnić.

-Dziękuje panu za uratowanie, gdyby nie pan... utonęłabym... - mówi we śnie do wybawiciela z poprzedniego snu.

-Jaki znów pan - odparł nieznajomy - Mam na imię Rafael...

Wiktoria - podeszła do mężczysny, przytuliła się, on nieśmiało zbliżył usta to jej ust... Pocałowali się jakby znali od dawna... Potem wszystko rozmazywało się, znikało po chwili było tylko echem, cieniem poprzedniego obrazu...

Godzina siódma rano... Budzik zadzwonił, wyrwał gwałtownie Wiktorię ze snu. Zastawiła go ręką. Otworzyła oczy.

Wstał nowy dzień.



Rozdział 9



Noc. Około dwudziestej drugiej.

Dagna ma pierwsze bóle przedporodowe. Anioł podnosi w pośpiechu słuchawkę i dzwoni do szpitala po pielęgniarzy.

W czasie czekania na lekarza, usiadł obok ukochanej. Widząc jej ból, wyciągnął rękę, położył na czole, skupił się... na szczęście nie zabrano mu anielskiej mocy... uśmierzył jej ból.

Teraz była spokojna i rozluźniona.

-Dziękuje - szepnęła do niego.

Rozlega się dźwięk dzwonka obleganego przez sanitariuszy. Wpuścił ich, oczywiście jak to ludzie nie widzieli w nim nic nadzwyczajnego, tylko człowieka, skrzydła były po za ich ogólnym pojmowaniem i postrzeganiem.

Zabrali dziewczynę, pojechał z nimi.

Szpital. Sala porodowa.

Dziecko chętnie pchało się na świat. Po kilku minutach lekarze pochwycili główkę, potem wyszła reszta małego ciałka.

Sergiusz uważnie przyglądał się tej scenie, przyuważył że na plecach noworodka widnieją niewielkie biało - różowe wyrostki...

-Skrzydła? - pomyślał.

Krzyk dziecka wypełnił salę.

Lekarze gratulowali sobie dobrze wykonanej roboty.

-Chłopiec powiedzieli do kobiety, która ku zdziwieniu lekarzy i pielęgniarek nie była zmęczona.

Umyli dziecko z matczynej krwi, przecięli pępowinę. Sergiusz teraz dokładnie widział skrzydła, skulone na plecach małego, do tego jeszcze różowawe od krwi,

Podali dziecko zawinięte w kocyk matce.

Odwieźli ją na salę poporodową dziecko przebadali, poczym oddali matce...

Było zdrowe.



Rozdział 10



Po powrocie z pracy Wiktoria siadła w fotelu. Wzięła gazetę z poprzedniego dnia. Prześlizgiwała wzrokiem po stronach pisma.

Usłyszała stukot w kuchni, jakby talerz upadł na kafelki i stłukł się.

Oddech mimowolnie jej przyspieszył, tętno również. Zwolna wstała z siedzenia, pocichu podeszła do stojącej niedaleko szafy. Otworzyła ostrożnie drzwiczki. Pochwyciła pudełko po butach i wyciągnęła z niego mały pistoleci na gaz.

Załadowała broń.

Wyszła z pokoju trzymając broń tuż przed sobą ręce trzęsły się jej niemiłosiernie, ograniczając celność możliwego wystrzału.

Podeszła cichym krokiem do drzwi kuchennych, oparła się o ścianę tuż przy nich. Dokładnie tak jak widziała nie raz na szpiegowskich i policyjnych filmach. Wzięła głęboki wdech.

Raz... Dwa... Trzy - kopła w drzwi, rozwarły się...

-Stać bo strzelę i rozerwę twoje obleśne... - krzyknęła i urwała w połowie, kuchnia ziała pustką.

Spojrzała na małą lodówkę w kącie, na wieszak wiszący przy zlewie, stolik jadalniany, zerknęła nieco obok krzesła przy nim... leżał tam rozbity wazon w kałuży wody..

Okno było otwrte, wiatr targał mizerne firanki i zasłonę w okropnie różowym odcieniu.

-To tylko wiatr - powiedziała w pustkę.

Posprzątała odłamki, starła posadzkę. Wróciła do gazety.



To narazie tyle, co o tym myślicie...

2
Zacząłem czytać. Zazgrzytały mi zęby, i to nie z powodu lodu. Oj nie. Wkrótce coś napiszę, ale wpierw niech odpocznę.



To powinno sugerować, że jest źle. A czy źle jest? Wszak tekst cały się liczy, a nie jego namiastka.



Daj mi wypocząć. Odsapnąć.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
kiedy zobaczyłam zdanie "I Bóg powiedział", to się nieśmiało ucieszyłam, że będzie starotestamentowo, mrocznie, klimatycznie, krwawo wręcz... niestety! ale po kolei:


Przy samym tronie stał stolik z księgowym


to mi jakoś nie brzmi. w pierwszym momencie pomyslałam, że może księgowy to nazwa jakiegoś przedmiotu, leżącego na stoliku. a w ogóle... księgowy? w niebie?


Był w pełnym uzbrojeniu... Wszystkie Archanioły posiadały te przedmioty. Nie rozstawały się z żadną rzeczą tego typu.


po co trzykropek? i jakie przedmioty? zapewne coś z uzbrojenia, ale co? skoro nie rozstawały się z żadną rzeczą tego (uzbrojenia) typu, to czy to znaczy, że chodziły obwieszone kałachami i pałkami, uginając się pod ciężarem przytroczonych do pasa rodzajów białej broni?


Powierzchnia pod Sergiuszem wyblakła, stała się przezroczysta. Wypadł przez szczelinę ku Ziemi. Wylądował bezpiecznie na twardym podłożu.


ja bym ten opis rozciągnęła, bo to brzmi, jakby spadał ledwie z kilku metrów.


Podniosła dziwną rzecz do światła, ku jej zdziwieniu - trzymała w palcach 25 - centymetrowe pióro, koloru śnieżnej bieli.
to, że białe to już wiemy. że miało idealnie 25 centymetrów - tego raczej nie musimy wiedzieć. zresztą co, od razu zmierzyła długość? i po co ten myślnik?


Serce urosło mu w piersi z niepewności.


pierwszy raz spotykam się z przypadkiem, w którym serce rośnie z niepewności.


zawiasy lekko skrzypły

Podeszła do zasłon, pociągła


"szłem łąką, kwiaty pachły,ona mnie odepchła"


Zalały swoim obliczem


liście zalały swoim obliczem?


wycięczone


chyba "wycieńczone"?



trafiają się też



powtórzenia:


grzmiał starzec na lodowym tronie w komnacie z lodu

Lód zarwał sie pod nią. Wpadła do lodowatej wody.


osobliwe zabiegi interpunkcyjne:


Sergiuszu, jak mogłeś tak postąpić?.


orty:



[quoty]Spojżał[/quote]



[quoty]Ułożuła się do snu[/quote]



gdzieniegdzie poucinane ogonki w "ą", "ę"


- Ale miałam sen - Wyszeptała

zostajesz wyrzucony z Nieba bez prawa powrotu. - uderzył laską


no, tu się trzeba zdecydować.



(1) - Ale miałam sen. - Wyszeptała

albo:

(2) - Ale miałam sen - wyszeptała.



jak kropka to wielka litera (1). jak bez kropki, to po myślniku dalej z małej (2).



w pewnymm momencie po prostu machnęłam ręką na błędy, bo ich ilość mnie przerasta. przede wszystkim tematyka: klaruje się typowe romansidło (widzę nawet zalążki trójkąta); związek kobiety i anioła podany w ten sposób to jedno wielkie nieporozumienie. może warto wpierw poczytać coś o siłach nadprzyrodzonych? dalej: opisy nieskładne, szczegóły geograficzno-miernicze zamiast psychiki postaci, ich historii, otoczenia, klimatu... bez polotu, bez finezji. wrzuć coś nowszego, to zobaczymy.
"każdy ma u mnie szansę - to naprawdę nie moja wina, że tak wielu ją marnuje"



Obrazek

4
Ja chciałabym uzupełnić wypowiedź żulii (dobrze odmieniam?).


no, tu się trzeba zdecydować.



(1) - Ale miałam sen. - Wyszeptała

albo:

(2) - Ale miałam sen - wyszeptała.



jak kropka to wielka litera (1). jak bez kropki, to po myślniku dalej z małej (2).


To nie jest do końca tak. W tym przypadku poprawna jest tylko opcja nr 2.

Dlaczego?

Jeśli po wypowiedzi bohatera jest 'wyszeptał', 'powiedział', 'rzekł' itp. to na końcu jego wypowiedzi nie stawiamy kropki a słowo po myślniku piszemy z małej litery.

Natomiast jeżeli po wypowiedzi bohatera mamy np. jakąś czynność:

- Ale miałam sen. - Spojrzała w ciemne oczy mężczyzny.

Wtedy po wypowiedzi dajemy kropkę i po myślinku dużą literę.

Mam nadzieję, że nie zagmatwałam za bardzo.



Pozdrawiam!
Allouette, gentile allouette,

Allouette, je te plumerais.

Je te plumerais la tete... et la tete...

5
ha! człowiek uczy się przez całe życie.
"każdy ma u mnie szansę - to naprawdę nie moja wina, że tak wielu ją marnuje"



Obrazek

6
Chociaż lubię angel fantasy, to jednak tutaj pległem. Pokonały mnie błędy, głównie błędy. Popełniasz czasami tak niesamowite pomyłki, że aż dziw bierze. Co więcej, jak żulia już napisał jest ich tak wiele, że aż machnął ręką na nie. Ja również, choć ciągle raziły mnie w oczy.



trochę irytuje nieumiejętność tworzenia zdań złożonych. U Ciebie normą jest zdanie liczące od 3 do 4 słów. Takie odnoszę wrażenie. to męczy na dł€ższą metę, bo niby nic się nie dzieje, a tekst wariuje jakby był środek bitwy i należało pisać dwusłowymi zdaniami.



Ciężko, bardzo ciężko. Nie wiem co napisać jeszcze. Ogólnie niby mroczny klimat na początku, ale czemu Empireum to jakaś lodowa komnata, zapewne na lodowej pustyni, a Pan to podobizna Merlina? Ta laska... Po co Stwórcy laska? On chyba może samą myślą to robić prawda?



Pozdrawiam

Danek
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -

7
Oj, nie najlepsza ta powieść ;/


Machnął potężnymi skrzydłami, uniósł się. Widział panoramę całej okolicy.

Odwieźli ją na salę poporodową dziecko przebadali, poczym oddali matce...

Było zdrowe.



Posprzątała odłamki, starła posadzkę. Wróciła do gazety.






... i tak dalej, i tak dalej...



Dużo informacji... tylko, że takich suchych, nijakich. Kojarzy mi się to momentami z jakimś scenopisem (choć w sumie nigdy żadnego nie widziałem, ale takie skojarzenie). Od tej reguły odstaje rozdział 7, choć znów w porównaniu z resztą wygląda dość groteskowo.

Sama historia też raczej mnie nie porwała, ale to już kwestia gustu.



Pozdr!
Ludzkość wymyśliła wiele sposobów samobójstwa. Ci, którzy próbują uśmiercić swoje ciało, znieważają boskie przykazania na równi z tymi, którzy próbują uśmiercić swoją duszę, choć zbrodnia tych ostatnich jest mniej widoczna dla ludzkich oczu.

8
Ehh, rzadko to mówię, ale to jest naprawdę słabe. Mówię o wykonaniu i o historii opisywanej.



Zdarzają się błędy logiczne, stylistyczne, składniowe, ba, nawet ortograficzne.

Takie namnożenie ich jest niedopuszczalne.

Szanujmy czas innych. Zwłaszcza tych, którzy czytają nasze opowiadania.

W tym przypadku czułem się jakby ktoś sobie ze mnie zadrwił.

Tekst jest rzucony zaraz po napisaniu.

Ze względu na formę nie chce się nawet czytać żeby ocenić samą historię.

Mniejsza o to, że nie wciąga i nie powoduje zaciekawienia.

Po prostu jak widzę taki tekst, od razu wystawiam autorowi ocenę: 1.

Nie czytam dalej dopóki nie poprawi błędów.

Tak też jest w tym przypadku.

W szkole usłyszałbyś:

Siadaj. Pała!
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

9
Witam, mój pierwszy tekst do weryfikacji to kawałek powieści pod tytułem "Czwarty wymiar" - zaczęłam ją 10.11.2004 roku a skończyłam 30.01.2005.


A czego sie spodziewacie po powiesci pisanej w niecale trzy miesiace, z ktorego to czasu na dodatek autor jest na tyle dumny, ze dokladnie (co do dnia) przedstawia go na forum?



PS: 30.01.05 - Probowalas sie wstrzelic w koniec miesiaca czy tak po prostu wyszlo?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron