Pasażer [fragment opowiadania prawie biograficznego]

1
Pasażer





Szedł ciemną leśną alejką. W nocnej ciszy słyszał tylko odgłos swojego szybkiego kroku i przyśpieszonego oddechu. Nerwowo poprawiał prawą ręką kołnierzyk koszulki, a lewą przyświecał sobie drogę światłem padającym z wyświetlacza telefonu komórkowego.

Dzisiejsza noc miała być dla niego wyjątkowa. Postanowił wymknąć się z domu, nie mówiąc nikomu. Miał już dość rygoru domowego matki i grafiku dotyczącego wypadów na miasto. Tej nocy mógł wreszcie poczuć się wolnym, tej nocy mógł wreszcie poczuć się dojrzały.

Wzdrygnął się gdy usłyszał dźwięk telefonu. Obawiał się, że może być to jego matka z długim wywodem i ukrytą informacją, że zauważyła, że nie ma go w domu. Na szczęście dźwięk oznajmił tylko nową wiadomość tekstową.

Był to SMS od jego kumpla z którym miał się spotkać. "Ej stary! Wpadasz czy nie? Czekamy na ciebie przed klubem."



Płaczka.



Szedł ciemną alejką, drogę znał na pamięć więc światło telefonu służyło tylko, żeby przypadkiem na kogoś nie wpaść. Trochę się zamyślił, zauważył, że coś wkradło się w snop światła. Zdążył odskoczyć i uniknąć bezpośredniego kontaktu. Był to starszy mężczyzna; sądząc po mięśniu piwnym, brodzie i zapachu alkoholu na pewno miał skończone 18 lat.

- Masz tam niezły halogen, co nie chłopie? - Odezwał się turysta. Daniel skierował na niego światło telefonu. Błogi uśmiech i chwiejna równowaga świadczyła o jego przyjemnym stanie. Tak, dziś Daniel osiągnie to samo!

Rzucił turyście wymijającą odpowiedź i ruszył dalej. Kiedy wyszedł zza delikatnego zakrętu, kątem oka ujrzał kolejną postać. W pierwszych sekundach pomyślał, że to młoda kobieta (właściwie w pierwszych sekundach pomyślał, że to młoda dziewczyna, bardzo podobna do tej, w której był zakochany przez cztery minione miesiące). Wydawało mu się, że słyszał śmiech. Młodzieniec podchodząc do tej postaci rzucił luźne "hej", ale ugryzł się w język by mówić coś więcej bo zobaczył postać w całej okazałości. Była to tak naprawdę, kobieta w średnim wieku, która płakała cicho pod nosem. Jako, że wypowiedział już jakże błyskotliwe słowa powitania, nie mógł przejść obok tej kobiety obojętnie.

- Przepraszam. Coś jest nie tak?

Kobieta podniosła głowę w jego stronę, była znacznie niższa od niego, więc patrzyła w gorę. Gałęzie drzew nie rzucały już cienia w tej części ścieżki więc światło komórki nie było tak potrzebne, więc schował ją do kieszeni. Prawdopodobnie kobieta była żoną turysty napotkanego wcześniej, a przez błogi stan tego pana i prawdopodobnie trzeźwy stan tej pani wywiązała się mała kłótnia. W kłótni tej mogły paść pewne ostre słowa i prawdziwe wyznania typu "nie kocham cię!", "nigdy cię nie kochałem" lub "tak, ta sukienka sprawia, że wyglądasz grubo".

Mężczyzna korzystając ze swojej nie wrażliwej natury ruszył dalej, a kobieca wrażliwość kazała biednej pani stanąć w tym miejscu i płakać. Ale to tylko przypuszczenia.

Niestety Daniel nie zdążył się tego dowiedzieć, ponieważ kobieta po chwili kontaktu wzrokowego speszyła się i pomaszerowała szybkim krokiem w ślady męża.

A Daniel nie tracąc ani chwili cennego czasu swojego kumpla ruszył dalej alejką.





Jego krok stawał się coraz szybszy. Nie chciał stracić ani chwili z tej nocy. Im bardziej oddalał się od domu tym spokojniej się czuł. Aż w końcu gdy opuścił leśną alejkę i wszedł na bulwar przestał się już zupełnie martwić. Bulwar był całkowicie pusty, co było dla niego nie zwykłe. Przeważnie był pełen ludzi. Bulwarowe latarnie delikatnie oświetlały drogę żółtymi promykami. Teraz gdy przestał się już martwić mógł skupić się na otaczającej go nocy. Wreszcie doszedł go rumor koników polnych i szum rzeki, zwykle zagłuszany przez motłoch ludzi i przejeżdżające samochody. Teraz gdy słyszał ten szum, zrobił coś o co sam siebie nie podejrzewał. Skręcił w alejkę prowadzącą na brzeg rzeki, usiadł na betonowym progu i słuchał. Cisza. Piękno.

Po około dziesięciu minutach tej sielanki bohater przypomniał sobie cel z jakim wyruszył. I czym prędzej udał się bulwarem w stronę miasta. Do miasta miał jeszcze ze sto metrów, postanowił te sto metrów przejść środkiem ulicy. Szedł tak podśpiewując sobie pod nosem. Krzyczał co parę sekund różne okrzyki radości.. Czuł się wolny... może nie do końca dojrzały.
Co komu do tego skoro i tak mniejsza o to?

2
Nie, nie będę weryfikował dokładnie. Nie chce mi się o tak późnej porze aktywować wszystkich szarych komórek. Może wystarczą mi te, które są aktualnie włączone.



Tak więc, pierwsze spostrzeżenie. Nie lubię biografii w tekście, później autorowi trudno jest przyjąć krytykę tekstu, a zwłaszcza bohaterów.

W tym fragmencie bohater jawi mi się jako papierowy ludzik. Nic więcej. Nie mówię tego o Tobie. Pamiętaj.



Fragment mówiący kompletnie o niczym. Chłopak idzie sobie do baru, ciemną uliczką, dostaje smsa, ma osiemnastkę czy jest krótko po i... i co? Lipa, nic więcej.



Dziwi mnie, że bohater podświetla sobie drogę żeby na nic nie wpaść. Mimo to wpada na jakiegoś faceta. Skąd wniosek, że to turysta?

Jak mógł widzieć twarz kobiety skoro spojrzał na nią kątem oka? Było ciemno, a światło komórki chyba aż takiego zasięgu nie ma. Chyba, że świecił nią na boki. Nie wiem.



Połowa opowiadania to zbędne informacje. Na przykład ta o sytuacji kobiety, turyście i tak dalej. Co mnie, jako czytelnika obchodzi ta sytuacja? Przyda mi się ta wiedza później?



Większość tekstu brzmi jak suche wyliczanie czynności. Nie ma płynnego rytmu. Zakłócasz go.



Ogólnie nic wielkiego. Nic nowego. Nudne jeśli miałbym podsumować to bez wyrazu.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Gdybym miał być złośliwy, i wskazywać bezcelowo wszystkie błędy, wkleiłbym po prostu całe opowiadanie tutaj, poniżej. Ponieważ napisałeś kiedyś, że oczekujesz surowej krytyki, otrzymasz... kilka rad i wskazówek.



Błędy.

Fatalnie konstruujesz zdania. Posiadasz bardzo ubogi zasób słów, których używasz do konstrukcji świata. Domniemam, że wynika to ze sposobu prowadzenia dialogów z rówieśnikami, który znajduje dokładne odbicie w tekście pisanym.


Nerwowo poprawiał prawą ręką kołnierzyk koszulki, a lewą przyświecał sobie drogę światłem padającym z wyświetlacza telefonu komórkowego.
.

W powyższym zdaniu chcesz przekazać kilka istotnych informacji, dotyczących Bohatera, tego co robi i robisz to w formie sprawozdania. Ot co, fakt.



A gdybyś napisał, np.:

Poprawił nerwowo kołnierzyk i włączył wyświetlacz telefonu, aby rozjaśnić panujący mrok.



Zdanie skróciłem, usunąłem natrętne kalki wyrazowe - zachowując najważniejsze cechy Twojego zdania. To, że się denerwował, to, że poprawił kołnierzyk (czyli dbał o wygląd), i to, że użył telefonu jako latarki. Można? Można.



Dalej...
Postanowił wymknąć się z domu, nie mówiąc nikomu.
Po pierwsze, niepotrzebny rym: Domu -Nikomu. Po drugie, ponownie za dużo faktów, a zero zgrabności w tekście.

Zamieniam twój tekst na...

Postanowił wymknąć się z domu bez słowa.

Nadal masz te same informacje, co w twoim wyrazie, jednak brzmi lepiej, prawda?



Dalej...
Miał już dość rygoru domowego matki i grafiku dotyczącego wypadów na miasto. Tej nocy mógł wreszcie poczuć się wolnym, tej nocy mógł wreszcie poczuć się dojrzały.


Ponownie kilka faktów, i brak jakiejkolwiek cechy melodyki czy stylu. W tym zdaniu popełniłeś brzydki błąd naprzestawności, i wyszła ci: domowa matka.



Zamieniamy...

Miał już dosyć domowego rygoru narzuconego przez matkę i tego grafiku, który decydował o tym, kiedy może wyjść, a kiedy nie.

I ponownie, są te same informacje, ale wyraz zamieniony.



I znowu dalej...
Wzdrygnął się gdy usłyszał dźwięk telefonu. Obawiał się, że może być to jego matka z długim wywodem i ukrytą informacją, że zauważyła, że nie ma go w domu. Na szczęście dźwięk oznajmił tylko nową wiadomość tekstową.
W obu wyrazach, na początku używasz się. Z tej półapki można wyjść, zamieniając w drugim wyrazie: miał obawy


Szedł ciemną alejką,
Zaczynasz drugi akapit w sposób identyczny. Gdybyś nadal bohaterowi imię, mógłbyś tutaj od tego zacząć i zabrzmiałoby to z goła lepiej.



Dużo tego się...

dalej...
Był to starszy mężczyzna; sądząc po mięśniu piwnym, brodzie i zapachu alkoholu na pewno miał skończone 18 lat.
Jeżeli używasz kropki, to jedną myśl zakańczasz, a drugą rozpoczynasz. Kończąc coś, co można kontynuować, zapędzasz się w pułapkę.

Połączę dwa zdania i lekko je przerobię...

Zdążył odskoczyć i uniknąć bezpośredniego kontaktu ze starszym mężczyzna, który (sądząc po sylwetce i woni alkoholu) na pewno był grubo po osiemnastce.

Prawda, że zgrabniej i lepiej?


chwiejna równowaga
Równowaga - stan zrównoważony

Chwiejny - stan niezrównoważony

Połączenie tych dwóch wyrazów nazywamy oksymoronem.


Rzucił turyście wymijającą odpowiedź i ruszył dalej. Kiedy wyszedł zza delikatnego zakrętu,
Jeżeli szedł w parku, to zza zakrętu wyjść nie mógł, nawet delikatnego. Mógł co najwyżej go pokonać/przejść/ominąć.


Była to tak naprawdę, kobieta w średnim wieku, która płakała cicho pod nosem. Jako, że wypowiedział już jakże błyskotliwe słowa powitania, nie mógł przejść obok tej kobiety obojętnie.
I tak samo w tych zdaniach. Kilka faktów i brak jakiejkolwiek zgrabności...

Przerabiam na:

Kobieta miała koło trzydziestu lat i cicho szlochała, pociągając nosem. Jako, że wypowiedział już (jakże błyskotliwe słowa!) powitania, nie mógł przejść obok niej obojętnie.

Zauważ, że zamieniłem średni wiek, na konkretną cyfrę. Zrobiłem to celowo, ponieważ czytelnik jest różny, i różnie może wyobrazić sobie średni wiek tej kobiety. Poza tym, twoją uwagę przeniosłem w nawias, dodając drobinę humoru do uwag autora.



Ponieważ większość błędów powila się w bardzo dużej ilości, nie będę tekstu rozbierać. W powyższych linijkach ująłem tyle porad, że spokojnie powinno starczyć na poprawienie całości i usunięcie większości błedów.



Teraz o fabule:

Brak.





Nic z tego nie wynika. Rozumiem, miałeś ochotę pisać, coś tam zaiskrzyło pomiędzy tobą a kartką i gdzieś (w paru wyrazach) tą iskrę można dostrzec... ale poza tym nie dzieje się nic. Chłopak skończył osiemnaście lat i idzie na imprezę rozkoszując się wolnośćią?
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”