
Dotychczas pisalem teksty okolo 10-20 tys. znakow, ale rodzi sie grafomanska potrzeba plodu wazacego okolo 150 tys. znakow. Ups... to juz chyba w stronach nalezy mierzyc. Przestaszylem sie takiej wielkiej liczby. Okolo 80 stron znormalizowanych, czyli nieduza ksiazeczka. A to juz sie nie da napisac jednego dnia w porywie grafomanskiego zapalu.
Czy to sie pisze jednym ciurkiem od poczatku do konca? Czy tez pisze sie kawalki (sceny) na ktore mamy akurat tego dnia pomysl, a potem dopasowuje sie je i wypelnia luki jakims wapnem, zeby budowla sie nie rozpadla?
Wlasciwie to juz brzemienny jestem, widze calosc - poczatek, srodek i koniec, troche tylko nie wiem, jaki bedzie ksztalt potworka.
Czy odlozenie na jakis czas szkodzi, czy tez dobrze jest odpoczac?
Czy pisac szybko nie zwracajac uwagi na bledy i inne wady, a potem taka surowizne w drugim i trzecim czytaniu heblowac?
Bardzo czesto jak sie przespie, to zmieniam cale zdania, bo potykam sie przy czytaniu, czego piszac surowke nie widzialem. Albo szukam danych i sprawdzam w zrodlach, bo cos mi sie nie zgadza.
Zapewne kazdy ma swoje sposoby, bede wdzieczny za rady.
Pozdrawiam
Krzysiek