W czym mogę pomóc? [horror(?)]

1
Moje pierwsze opowiadanie z innego gatunku niż fantasy, tak więc proszę o wyrozumiałość;)



- Dobry wieczór, Aleksander Wyszczyński, w czym mogę pomóc?

W słuchawce rozległ się niewyraźny głos:

- Szobry wieszór, mosze mi pan pomóc. Szablokowałem kartę...- klientowi plątał się język. Skutek zbyt wielu piw wypitych w sobotnią noc. Jednak to nie było nic nadzwyczajnego, w tej pracy trafia się to nagminnie. Odpowiedź była szybka, wręcz mechaniczna.

- Rozumiem. W takim razie poproszę pańską godność, datę urodzenia oraz hasło do identyfikacji. Kartę zaraz odblokujemy.

- Jestemm Piotr Karaś, urodzony zero dziewiątego zero czwartego sześćdziesiątego piątego roku... Hassszło... Jakie kurwa hasszło?

Odpowiedź była równie beznamiętna i pozbawiona emocji jak poprzednie pytanie.

- Hasło, które podawał pan do identyfikacji podczas kontaktów telefonicznych z doradcami naszego banku. Być może jest to nazwisko rodowe pana mamy?

- Eeee żofia...

- Czy tak brzmi NAZWISKO rodowe pana mamy? – delikatny nacisk na słowo nazwisko.

- Niee naszwisko jest... Zofia Kałuszzna...

- Dziękuję bardzo, to jest również pańskie hasło do identyfikacji. W tym momencie pańska karta została odblokowana, jeżeli teraz wprowadzi pan poprawny PIN, będzie się pan mógł kartą posłużyć.

- Szienkuję...

- Dziękuje również za rozmowę, życzę miłego wieczoru, dobranoc – formułka zakończona. Klient jednak jeszcze się nie rozłączył. Najwidoczniej uznał rozmowę za skończoną, ale nie pofatygował się żeby wcisnąć czerwony guziczek w komórce. Według procedur banku doradca nie może pierwszy odłożyć słuchawki.

- So za pedał... O śakieś hasszło mnie pytal... Huj mu w dupe! Jak nie będzie działasz, zaszwonie jeszcze rasz i go poszadnie szjebie! – głosy były bardziej przytłumione, najwidoczniej komórka trafiła do kieszeni. W tym momencie najmniej potrzebną rzeczą dla Olka było wysłuchiwanie jakiegoś nachlanego pawiana. Szybko nadusił przycisk na telefonie i usłyszał błogi, jednostajny sygnał. A procedury? Kij z procedurami, jest przecież nocka! Zresztą, kto to będzie odsłuchiwał?

Zrzucił z głowy słuchawki z mikrofonem, i wyłączył monitor. Jego blask przeszkadza w zasypianiu. Czemu, no czemu ludzie nie śpią o pierwszej w nocy, tylko wydzwaniają ze swoimi problemami? Nawet pospać nie dadzą... Tego pijaczka jeszcze zrozumiał, przecież musi być kasa na imprezę, drinki, browar i tak dalej... Ale stare dewoty dzwoniące o trzeciej w nocy żeby dowiedzieć się o ofercie kredytowej? Nigdy nie mógł tego pojąć. Zresztą, nie miał zamiaru, bo powieki przez ten moment zrobiły się nieznośnie ciężkie.

Olek sięgnął po leżący na biurku telefon i po chwili z głośnika zaczęła wydobywać się spokojna, cicha muzyka.



... Chciałbym być sobą, chciałbym być sobą jeszcze...



O tak, nie ma nic lepszego niż fajna kołysanka. Zsuną się z krzesła i wylądował na rozłożonym na podłodze śpiworze. Powieki stawały się coraz cięższe, muzyka przytłumiona. Lubił ten stan. Stan, w którym jest się już prawie w objęciach Morfeusza. I wtedy poczuł coś niepokojącego. Coś, co z tego stanu wyrwało go wyjątkowo szybko. Tak... Pełen pęcherz.

Powoli wstał i ruszył w stronę szklanych drzwi. Toaleta jest na końcu korytarza, mam nadzieje, że nikt w tym czasie nie zadzwoni. Zresztą, kit z tym. Jak to będzie coś ważnego, zadzwoni drugi raz.

Wyszedł ze swojego ciemnego pokoju na oświetlony korytarz i przeciągnął się. Przed sobą miał oszkloną ścianę, a za zamkniętymi na klapkę drzwiami znajdowała się recepcja. Trzy metry po prawej korytarz skręcał w prawo, prowadząc do sąsiedniego, bliźniaczego budynku. Z kolei po lewej stronie ciągnął się przez kilkadziesiąt metrów, a po obu jego bokach znajdowało się po kilka szklanych drzwi, prowadzących do podobnych do jego pokojów. Nigdy nie lubił koło nich przechodzić na nocce. Dyżur pełnił sam, na całym poziomie nie było nikogo innego. Czasem miał wrażenie, że ktoś z mroku go obserwuje, kiedy przechodzi. Wiedział, że to dziecinne, ponieważ nie było tu nikogo poza nim, jednak nie mógł wyzbyć się tego uczucia. Ale co tam, pęcherz nie sługa.

Ruszył żwawym krokiem, podśpiewując sobie cicho. Jego cel znajdował się na końcu korytarza, za zakrętem w prawo. Mijając pary szklanych drzwi po obu stronach, starał się nie rozglądać na boki. Nawet tutaj słyszał cichutką muzykę dobiegająca z jego pokoju, co dodatkowo dodawało mu otuchy. To zadziwiające, jak donośnie roznoszą się dźwięki w pustym biurowcu. Pomimo to, czuł się skrępowany. Nienawidzę nocek! – powtórzył w myślach.

Na końcu korytarza skręcił w prawo, i stanął przed drzwiami oznaczonymi trójkątem. Szybko nadusił włącznik światła i czekał, zanim dwie jarzeniówki wewnątrz zaskoczą. Gdy stała się jasność, otworzył drzwi.

Toaleta wyglądała całkiem zwyczajnie. Dwa pisuary, dwie kabiny,. Dwa zlewy, dwa lustra. Kosz na śmieci był tylko jeden. Szybkim krokiem ruszył do kabiny. Nigdy nie lubił załatwiać się przy pisuarze. Nie lubił, jak ktoś patrzy. Pomimo, iż wiedział, że nikogo tu nie ma, wybrał bardziej intymną opcję. Przyzwyczajenie.

Podniósł klapę, rozpiął rozporek i tak... Euforia. żółty strumień ruszył pełną parą. Czyż to nie wspaniałe uczucie, kiedy czuje się taką ulgę?

Nagle zamarł. Przysiągłby, że w kabinie obok ktoś ściąga papier z rolki. Strumień momentalnie ustał.

Stał tak, w całkowitej ciszy przed muszlą klozetową i nasłuchiwał. Czyżby mu się wydawało? To trwało tylko chwilę. Może to przez zmęczenie, odgłos wpadającego moczu do wody sprawił, że się przesłyszał...

Mimo to nadal nasłuchiwał. Cisza. Nic. Absolutnie żadnego odgłosu. Pomimo to, nie mógł dokończyć sprawy. Zapiął rozporek i spuścił wodę, cały czas nasłuchując. Nadal nic. Nie mógł się jednak powstrzymać, przed odezwaniem się.

-Halo? Czy ktoś tu jest?

Odpowiedziała mu głucha cisza. Powoli odsunął zasuwkę i wyjrzał. Toaleta była pusta, a drzwi od sąsiedniej kabiny zamknięte. Szybkim krokiem ruszył do wyjścia i znalazł się na korytarzu. Czy powinienem sprawdzić tą kabinę? A w sumie po co? Przecież nic tam nie ma, nie bądź dziecinny! – tłumaczył sobie.

Nerwowym krokiem ruszył w stronę swojego pokoju. I w połowie korytarza gwałtownie się zatrzymał. Muzyka. Nie słyszał muzyki. Może to tylko zmiana piosenki? Tak, na pewno... Zanim jednak postąpił kolejny krok naprzód, zauważył niewyraźny ruch w drzwiach znajdujących się naprzeciwko niego, na końcu korytarza. Drzwi były zrobione z zielonego, rżniętego szkła i doskonale odbijał się w nich cały korytarz. Nawet z tej odległości widział siebie. I niewyraźny kształt, który błyskawicznie wynurzył się z korytarza, gdzie znajduje się toaleta i zniknął w jednych ze szklanych drzwi za jego plecami. Trwało to ułamek sekundy. Ale spowodowało, że oblał go zimny pot. Biegiem ruszył do swojego pomieszczenia. Szklane drzwi migały mu po bokach, gdy pędził ile sił w nogach.

Szybko dotarł do biura, wparował do środka i zatrzasnął je za swoimi plecami. Nerwowo przekręcił mały kluczyk znajdujący się w drzwiach. I wtedy zobaczył coś, co uderzyło w niego niczym obuch.

Gaśnica. Znajdowała się po drugiej stronie szklanej ściany, w recepcji, do której można było dostać się bez klapki. To normalne, że była właśnie tam. Ale dałby sobie rękę uciąć, że gdy wychodził do łazienki, wisiała na ścianie. Teraz stała na środku pomieszczenia.

Powoli wycofał się do w do swojego biurka. Boże, czy ja zwariowałem? Czy to tylko przemęczenie? Czy dzwonić po stróża? – Obraz stróża natychmiast pojawił mu się przed oczyma. Miły, poczciwy staruszek, wagi piórkowej. Wygląda, jakby muchy nie mógł skrzywdzić. Cholera! że też ten pieprzony biurowiec musi się znajdować na takim zadupiu! Ale kierownictwo uznało za niestosowne wybranie dla Call Center budynku w centrum, skoro i tak nas nikt nie widzi i nie musimy wyglądać reprezentacyjnie...

Ale zastanówmy się na spokojnie – mówił sam do siebie. - Jeżeli to tylko zwidy, to zrobię z siebie idiotę roku! A gaśnica? Może faktycznie stała na środku, nie zwracałem na to uwagi... Z zamyślenia wyrwał go odgłos dzwoniącego telefonu. No tak, w sumie po to tu jestem – pomyślał. Klepnął się delikatnie w twarz, założył słuchawki, włączył monitor i odebrał połączenie.

- Dobry wieczór, Aleksander Wyszczyński, w czym mogę pomóc? – po drugiej stronie cisza. Odczekał chwilę i powtórzył. - Dobry wieczór, Aleksander Wyszczyński, w czym mogę pomóc? – Nadal nic. Kiedy jak kiedy, ale teraz naprawdę nie miał ochoty na tego typu zabawy... Sięgał już do słuchawki, aby rozłączyć połączenie, gdy usłyszał krzyk. Głośny, świdrujący krzyk, który docierał z słuchawki nausznej prosto do jego mózgu. Nie mógł nawet określić, czy to krzyk kobiety czy mężczyzny. Nerwowo nadusił przycisk rozłączenia lecz nic to nie dało. Pełen bólu ryk trwał nadal, robił się nawet coraz głośniejszy. Gdy ponownie nadusił przycisk rozłączenia, w ścianę, od strony korytarza uderzyło coś z niesamowitą siłą. W tym samym czasie włączył się leżący na biurku telefon, a z głośnika dobiegły znajome dźwięki śpiewane przez Bruce’a Dickinsona:



... Don’t look to the eyes of the stranger...



Zszarpnął słuchawki z ucha i gwałtownie pociągnął za aparat. Wtedy wszystko ucichło. Przerażający wrzask skończył się tak szybko jak się zaczął. Tylko muzyka cicho wydobywała się z telefonu:



... You'd better hide yourself, He's getting closer now...



I wtedy na korytarzu usłyszał kroki. Powolne, ciężkie kroki stawały się coraz głośniejsze z każdą chwilą. Towarzyszył im głośny, metaliczny dźwięk. Tak, jakby ktoś ciągnął za sobą coś metalowego po posadzce.

O Boże, szklane drzwi! Nie wytrzymają. Kto to? Jak tu wszedł? Nie miało być nikogo poza mną! – setki myśli przebiegały mu przez głowę. Telefon? Dzwonić? Nie zdąży... Okno... Skakać? Może połamałby tylko nogi... Nie przecież to czwarte piętro!

Dźwięki z korytarza były coraz głośniejsze. Aż w końcu ucichły. Wiedział gdzie. Tuż przed drzwiami. Olek uklęknął. Panie, kiedy ostatni raz się modliłem? Kiedy z Tobą rozmawiałem? Nie pamiętam, ale uwierz mi, zmienię się! Tylko błagam, nie pozwól mi tu umrzeć!

Otwarta dłoń uderzyła w drzwi na wysokości piersi dorosłego człowieka, i zaczęła powoli zsuwać się na dół, w stronę klamki zostawiając za sobą na szybkie krwawą smugę.

Zamknął oczy. Czy to się kiedyś wreszcie skończy? Dłoń nieubłaganie zsuwała się ku klamce. W końcu dotarła. Usłyszał charakterystyczny klik. Drzwi stanęły otworem.



- Hej, Olek wstawaj! – poderwał się na równe nogi, cały zlany potem. Nerwowo wodził dookoła wzrokiem.

- No ładnie! Cała nocka przespana, a klienci na pewno się dobijali, co? – uśmiech Justyny nieco go uspokoił. Czyżby to był tylko sen?

- Jaaaaa... Nie wiem, kiedy zasnąłem. Na pewno niedawno...

- Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz za ciekawie. Cały mokry.

- Nie no w porządku. Miałem zły sen.

- Znam to! Też nienawidzę nocek. Ale jak teraz Ci coś powiem, to dosłownie padniesz...

Przełknął nerwowo ślinę – Co takiego?

- Pamiętasz stróża, tego dziadziusia? – Przytaknął. – Dziś od rana trąbią o nim w mediach. Podobno w jego piwnicy znaleziono 12 ciał. Leżały tam około 40 lat. Ciała młodych mężczyzn zarżniętych siekierą. Wszystkich ich pociął czubek! Podobno jego żona się wygadała.

Spojrzał na nią z przerażaniem – Czy on nie był dziś tutaj na dyżurze?

- Ano właśnie był! I to jest najlepsza część – teraz się trzymaj – powiesił się dziś w nocy dwa piętra pod Tobą, w dyżurce! Podobno wiedział co się święci. że też żeś syren nie słyszał, na dole pełno policji, podobno już od godziny tu są. Na pewno będą chcieli z Tobą pogadać.

Cały świat zawirował mu przed oczyma. Tak więc czy to nie był sen? Czy to się działo naprawdę? Nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać tutaj. Nerwowo narzucił płaszcz i przewiesił teczkę przez ramię.

- Ja muszę iść...

- Ok, ok ruszaj, tylko prosto do łóżka! Naprawdę nie wyglądasz zbyt ciekawie. Pa pa!

- Pa, miłej pracy...

Powoli wytoczył się z pomieszczenie i nerwowo rozejrzał po korytarzu. Na podłodze oraz drzwiach nie było żadnego śladu. Podszedł do drzwi, przyłożył klapkę do czytnika i wszedł do recepcji. Tu również wszystko w porządku. Odetchnął z ulgą. Ruszył w kierunku schodów, gdy zatrzymał go głos Justyny.

- Hej Olek! A następnym razem powiedz babce z recepcji żeby nie zostawiała gaśnicy na środku, bo ktoś może się o nią zabić! Drugi raz jej odwieszać nie będę!

2
Nagle zamarł. Przysiągłby, że w kabinie obok ktoś ściąga papier z rolki. Strumień momentalnie ustał.
Czy naprawdę nie da się wymyślić niczego lepszego? Ileż razy słyszałem o krokach na korytarzu i wyczuwaniu czyjejś obecności w kiblu. Nuudaa.


Powoli wycofał się do w do swojego biurka.
Wszedł do biurka? Albo człowiek guma, albo anorektyk. Wycofał się w kierunku biurka.


O Boże, szklane drzwi! Nie wytrzymają. Kto to? Jak tu wszedł?
A czego niby nie wytrzymają?


- Nie no w porządku. Miałem zły sen.
Nuda. Stwierdzenie, że to wszystko już było, to za mało powiedziane.



Styl masz z jednej strony łatwy do przyswojenia, z drugiej jest nieco prostacki. Bardziej wydaje mi się, że nie przeczytałem opowiadania, ale tę historię usłyszałem jednym uchem w autobusie. Całość jest mocno przeciętna.

3
Błędów jest dużo jak na tak krótki tekst ale nie mam czasu, by teraz je wymieniać. Ocenię wyłącznie pomysł:

Wybrałeś fajne miejsce, by obsadzić tam bohatera. Trochę zagrałeś na pewnych archetypach. Ale nic poza tym ponieważ historię skończyłeś naiwnie. Poza tym po czterdziestu latach nie znajduje się ciał, wyłącznie kości - ale to tylko jeden z błędów logicznych. Głupi motyw ze snem - to oklepane! Coś się dzieje, coś się dzieje, dzieje, dzieje...

...a koleś nagle się budzi! No proszę! Mogę dać za całość 2+, jakbym miał to zamknąć w szkolnej skali ocenowej. Ale ten + daję tylko dlatego, że wybrałeś polskie realia, co mnie cieszy. Jakbyś tam umiescił Andy'ego Smitha, to by było dwa z dwoma.

4
to moze ja dziwna jestem, bo mnie wciagnelo.

bledy bledami, to weryfikatorium tekstow w koncu :)



teraz przejde do tego, co mi zazgrzytalo.





nie wiem czemu uparles sie na slowo "nadusil".

no ale ok, niech bedzie.



"Huj mu w dupe!"

czy aby na pewno...?



"O tak, nie ma nic lepszego niż fajna kołysanka. Zsunąl się z krzesła i wylądował na rozłożonym na podłodze śpiworze. Powieki stawały się coraz cięższe, muzyka przytłumiona. Lubił ten stan. Stan, w którym jest się już prawie w objęciach Morfeusza. I wtedy poczuł coś niepokojącego. Coś, co z tego stanu wyrwało go wyjątkowo szybko. Tak... Pełen pęcherz."





tyle wprowadzania, zeby dojsc do zwyklego siku.

w dodatku niepokojace sie staje odczuwac taka potrzebe :wink:





"Gdy stała się jasność, otworzył drzwi."

chcialam tu cos dodac ale mi ucieklo, stala sie ciemnosc, kurde nooo :cry:





"Toaleta wyglądała całkiem zwyczajnie. Dwa pisuary, dwie kabiny, dwa zlewy, dwa lustra. Kosz na śmieci był tylko jeden."

to zdanie, jak dla mnie, brzmi komicznie.

mnie rozsmieszylo.

wszystkiego po dwa, a tylko jeden kosz, a to pech :D

(to akurat nie jest zgrzyt, po prostu smieszne, choc w horrorze)







"Szybkim krokiem ruszył do kabiny. Nigdy nie lubił załatwiać się przy pisuarze. Nie lubił, jak ktoś patrzy. Pomimo, iż wiedział, że nikogo tu nie ma, wybrał bardziej intymną opcję. Przyzwyczajenie.

Podniósł klapę, rozpiął rozporek i tak... Euforia. żółty strumień ruszył pełną parą. Czyż to nie wspaniałe uczucie, kiedy czuje się taką ulgę?"

nie no na Boga! chwalic Pana, ze mu sie srac nie chcialo!



potem sa inne pereleczki z moczem w tle.

nic to...





facet sie wystraszyl, na smierc, zapial rozporek ale pomyslal o spuszczeniu wody, dobra, a nie umyl rak.

fe, nieladnie :)

czepiam sie.



jednak jak mogl nasluchiwac, kiedy spuscil wode? to nie jest cichusienki proces i nie ulatwia zbytnio nasluchiwania.

ale ok, zachowal sie tak, jak gdyby nigdy nic, zmylka taka.



"...zostawiając za sobą na szybkie krwawą smugę."

tu wiadomo, co jest nie tak.



"że też żeś syren nie słyszał"

jezor sobie polamie od takowych polaczen.



"Powoli wytoczył się z pomieszczenie..."

1 z pomiesczenia

2 nie wydaje mi sie, zeby po tym, co przezyl, bez wzgledu na to czy to byl sen czy jawa, wyszedl powoli.

3 ba! nie sadze, zeby sie wytoczyl.

jak dla mnie, to w szoku mogl sie rozejrzec dookola ale jestem pewna, ze chcial stamtad wyjsc jak najszybciej.



to tak pobieznie.



nie bede sie zastanawiala co, jak, gdzie, kiedy, kto i dlaczego.

od chwili, kiedy obudzila go Justyna, tekst podobal mi sie najbardziej.

Dodane po 9 minutach:

osz, no z tymi cialami racja!

eeee... ogolnie mnie sie podobalo (OGOLNIE pomysl).

nie bede az taka doglebna.
"czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bolu"

5
łooo, nie sądziłem, że ten kawałek zostanie Aż TAK chłodno przyjęty..



Co do stwierdzeń, że to już wszytko było itp., itd., chciałbym wyjaśnić, dlaczego to napisałem.



Mianowicie często w pracy na nockach, dyżuruje ze znajomą. Oboje lubimy horrory, dlatego zawsze nakręcamy się w stylu: "a co byś zrobił/zrobiła jeśli..." i właśnie wtedy padają te wszystkie sztampowate pomysły, które kiedyś się widziało w jakimś filmie, itd. Ale jak się siedzi w nocy w pustym biurowcu to się już takie "beznadziejne" i "niestraszne" nie wydają :P .



I to właśnie nocki skłoniły mnie do zebrania części tego stuffu w kupę i stworzenia tego opowiadania. Ale nie po to, żeby powstało jakieś superhiper dzieło, tylko po to, by popracować nad stylem pisania.



Dlatego też moje pierwsze pytanie do Alana:


Styl masz z jednej strony łatwy do przyswojenia, z drugiej jest nieco prostacki.


Co dokładnie masz na myśli? Bo bez podania jakiś konkretnych przykładów to zdanie jest zbyteczne. No chyba, że chciałeś mi dopiec ("a niech ma, za takie nuuudne opowiadanie" 8) )


O Boże, szklane drzwi! Nie wytrzymają.



A czego niby nie wytrzymają?


No może naporu osoby z zewnątrz, próby wtargnięcia do pomieszczenia... Czy miałbym napisać: "O Boże, szklane drzwi! Nie wytrzymają uderzenia tym przedmiotem, który jest ciągnięty po podłodze!" - Nie sądzę.



Co do stwierdzeń Szewczyka:


Ale nic poza tym ponieważ historię skończyłeś naiwnie.


Z zakończeniami niestety zawsze miałem problem. Ale tak to jest, jak się zaczyna pisać o 23, a o 1 wrzuca się opowiadanie na forum :P . Ale spokojnie, staram się z tym walczyć ;) .


Poza tym po czterdziestu latach nie znajduje się ciał, wyłącznie kości - ale to tylko jeden z błędów logicznych


Z tymi ciałami masz racje, całkowicie się zgadzam. No chyba, że byłyby zakonserwowane, wypchane, bądź coś w tym stylu. Ale pisząc, nie miałem tego na myśli. Co do tych innych błędów logicznych, byłbym wdzięczny, jeżeli wymieniłbyś jeszcze kilka. Nie po to, żebym chciał udowodnić: "tu już więcej błędów nie ma, ha!", tylko żebym wiedział, na co w przyszłości zwrócić uwagę.



MC:


"Huj mu w dupe!"

czy aby na pewno...?


Oj napewno, napewno :P Niestety często się to słyszy.


"O tak, nie ma nic lepszego niż fajna kołysanka. Zsunąl się z krzesła i wylądował na rozłożonym na podłodze śpiworze. Powieki stawały się coraz cięższe, muzyka przytłumiona. Lubił ten stan. Stan, w którym jest się już prawie w objęciach Morfeusza. I wtedy poczuł coś niepokojącego. Coś, co z tego stanu wyrwało go wyjątkowo szybko. Tak... Pełen pęcherz."





tyle wprowadzania, zeby dojsc do zwyklego siku.


Ale że co, dobre siku nie jest warte dokładniejszego opisania? ;D


"Toaleta wyglądała całkiem zwyczajnie. Dwa pisuary, dwie kabiny, dwa zlewy, dwa lustra. Kosz na śmieci był tylko jeden."

to zdanie, jak dla mnie, brzmi komicznie.

mnie rozsmieszylo.


Zabieg celowy. Wiem, że w "horrorze" powinienem tego unikać, ale cóż, nie mogłem się powstrzymać ;)


"Szybkim krokiem ruszył do kabiny. Nigdy nie lubił załatwiać się przy pisuarze. Nie lubił, jak ktoś patrzy. Pomimo, iż wiedział, że nikogo tu nie ma, wybrał bardziej intymną opcję. Przyzwyczajenie.

Podniósł klapę, rozpiął rozporek i tak... Euforia. żółty strumień ruszył pełną parą. Czyż to nie wspaniałe uczucie, kiedy czuje się taką ulgę?"

nie no na Boga! chwalic Pana, ze mu sie srac nie chcialo!



potem sa inne pereleczki z moczem w tle.

nic to...


Tego akurat nie rozumiem... Dlaczego nie mogę opisywać troszkę barwniej procesów fizjologicznych? Czy to złe? Zakazane? A może niestosowne?



Z resztą Twoich uwag się zgadzam :]



Pozdrawiam

6
quote]Co dokładnie masz na myśli?[/quote]

Ha, żebym ja jeszcze umiał opisać swoje odczucia rodzące się podświadomie. No ale masz rację, jak się biorę za ocenianie, to trzeba rzetelnie.

Myślę, że pod owym prostactwem, które Ci zarzuciłem, kryje się straszne ograniczenie tego utworu, tj. całość przypomina bardziej opis - bohater zasypia, budzi się, idzie siku, coś go straszy, wraca przestraszony do biura. Tak jakbyś kręcił film. To w filmie wszystko jest boleśnie ograniczone fabułą. Ja wiem, że jacyś wielcy pisarze mówią, że trzeba pisać jak najzwięźlej, minimalizować, wycinać wszystko, co jest bez znaczenia dla fabuły, ale to nie jest absolutna prawda. W każdej dobrej książce na co drugiej stronie można znaleźć akapity totalnie niepotrzebne, które można spokojnie wyciąć, a mimo to wcale nie utrudniają czytania, nawet dodają utworowi przysłowiowe "coś". A u Ciebie to jest jak relacja z wycieczki - szliśmy tam, po prawej było to, po lewej tamto, doszliśmy tam. Pisanie to nie opisywanie, a sznur wiążący cały utwór z fabułą ma trochę luzu.

Oczywiście w drugą stronę nie można przesadzić. Inaczej wyjdzie pieprzenie o niczym.

7
Archetypy sa generalnie po to zeby na nich grac, wiekszosc literatury ktora sie dobrze sprzedaje uzywa tych archetypow do bolu bo to poprostu bierze zwyklego czlowieka, nie jestem zwolennikiem tego... ale coz, skuteczne to jest, bez dwoch zdan, polowa tekstu taka sobie, dopiero od drugiej polowy cos tam mnie zaciekawilo, jest calkiem niezle, sam motyw z tym strozem ktory sie powiesil jest calkiem fajny, oklepane to wszystko ale mysle ze dla wielu chwytliwe, czekam na cos ambitniejszego
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

8
Nymphetamine pisze:

"Huj mu w dupe!"

czy aby na pewno...?


Oj napewno, napewno :P Niestety często się to słyszy.
Tu jest po prostu błąd ortograficzny. Dwa właściwie. A razem z Twoim komentarzem - cztery.



Brakuje mi wstrząsu, gdy biorę się za horror, chciałbym się przestraszyć, ewentualnie być zgrabnie omamiony przez autora. Myślę, że w tej chwili masz szkic tekstu, do którego warto wrócić za jakiś czas, gdy wpadnie Ci do głowy niecodzienny pomysł na zakręcenie fabułą. Bo jet to potencjalnie materiał na zgrabny horrorek, ale trupy w piwnicy i błąkający się w ciemnościach morderca-samobójca, to w dzisiejszym świecie normalka. Takie czasy.



Trzymaj się!

9
W języku duńskim "i huj og hast" znaczy "w wielkim pośpiechu", a do naszego polskiego słówka trza dodać jeszcze "C"...

No dobra, jestem złośliwy :D Na pewno złośliwy ;)

Odnośnie tekstu... (będę marudził)
- Szobry wieszór, mosze mi pan pomóc. Szablokowałem kartę...- [K]lientowi plątał się język. Skutek zbyt wielu piw wypitych w sobotnią noc. Jednak to nie było nic nadzwyczajnego, w tej pracy trafia się to nagminnie. Odpowiedź była szybka, wręcz mechaniczna. (do wywalenia!
A potem:
Odpowiedź była szybka, wręcz mechaniczna.
i
Odpowiedź była równie beznamiętna i pozbawiona emocji jak poprzednie pytanie.
Mhm... po pierwsze: obrzydliwie się powtarzasz. Po drugie: to brzmi tak, jakby autor miał czytelnika za kompletnego idiotę i informował go o rzeczach oczywistych.

Tak samo tutaj:
- Czy tak brzmi NAZWISKO rodowe pana mamy? – delikatny nacisk na słowo nazwisko.
ślepy nie jestem - wyraźnie widać, że jest tutaj nacisk, więc po cholerę o tym prawisz? ;) <- do wywalenia.
So za pedał... O śakieś hasszło mnie pytal... [C]Huj mu w dupe! Jak nie będzie działasz, zaszwonie jeszcze rasz i go poszadnie szjebie! – [G]łosy były bardziej przytłumione, najwidoczniej komórka trafiła do kieszeni. W tym momencie najmniej potrzebną rzeczą dla Olka było wysłuchiwanie jakiegoś nachlanego pawiana.
Zrzucił z głowy słuchawki z mikrofonem[po jakiego grzyba tu przecinek?] i wyłączył monitor.
Czemu, no czemu ludzie nie śpią o pierwszej w nocy, tylko wydzwaniają ze swoimi problemami? Nawet pospać nie dadzą... Tego pijaczka jeszcze zrozumiał, przecież musi być kasa na imprezę, drinki, browar i tak dalej... Ale stare dewoty dzwoniące o trzeciej w nocy żeby dowiedzieć się o ofercie kredytowej?
Raczej o trzeciej nad ranem. Będzie mądrzej i unikniesz powtórzenia ;)
Zsuną[ł] się z krzesła i wylądował na rozłożonym na podłodze śpiworze.
Literówka.
I wtedy poczuł coś niepokojącego.
Od nowego akapitu, chyba, że nie chcesz konstruować jakiegokolwiek klimatu... :twisted:
Zresztą, kit z tym.
Kij z tym, kij z tamtym. Kij z tym, że nikt nie będzie odsłuchiwał... mhm ;)
Wyszedł ze swojego ciemnego pokoju na oświetlony korytarz i przeciągnął się. Przed sobą miał oszkloną ścianę, a za zamkniętymi na klapkę drzwiami znajdowała się recepcja. Trzy metry po prawej korytarz skręcał w prawo, prowadząc do sąsiedniego, bliźniaczego budynku. Z kolei po lewej stronie ciągnął się przez kilkadziesiąt metrów, a po obu jego bokach znajdowało się po kilka szklanych drzwi, prowadzących do podobnych do jego pokojów. Nigdy nie lubił koło nich przechodzić na nocce. Dyżur pełnił sam, na całym poziomie nie było nikogo innego. Czasem miał wrażenie, że ktoś z mroku go obserwuje, kiedy przechodzi. Wiedział, że to dziecinne, ponieważ nie było tu nikogo poza nim, jednak nie mógł wyzbyć się tego uczucia.
Spalony opis moim zdaniem. Schematyczny. To na lewo, to na prawo... piszesz o człowieku, który jest sam w całym kompleksie! Jest noc! Ciemno, cicho, chłodno! Kroki odbijają się echem!

Hmm...

A ja tego wszystkiego nie widzę, nie czuję, nie odczuwam. Co wiem? A no tak - co jest po lewej i po prawej. B

ohater mógłby przystanąć i rozejrzeć się z niepokojem. Wspomnieć, jaki ruch jest tam za dnia, może zatęsknić za światłem (i ludźmi). Potem powinien mówić sobie, że jest dorosły, a zachowuje się jak głupek. Wahanie i usprawiedliwianie się, to zalążki czegoś, co zmierza ku panice. Niech gość zgrywa przed sobą twardziela, niech odsuwa drwiny umysłu typu "Ciągle zerkasz dookoła siebie. Boisz się ciemności. Boisz się!". Niech szepnie - nie, wcale się nie boję - (kiedy ludzie mówią sami do siebie? Gdy coś ich trapi, gdy serce bije szybciej, gdy chcą sobie coś wmówić i tak dalej..) i niech idzie się odlać. Po drodze niech pogwizduje, próbuje roześmiać się, potem niech znów wspomni, ile ludzi krząta się tutaj za dnia...

Och, tak bardzo pragnąłbym powiedzieć, że poczułem klimat. Ale na razie nie czuję. :?
Na końcu korytarza skręcił w prawo [stawiasz przecinki w dziwnych miejscach] i stanął (...)
Gdy stała się jasność, otworzył drzwi.
Piszesz opowiadanie, a nie kolejny rozdział Księgi Rodzaju :twisted:
Kosz na śmieci był tylko jeden. Szybkim krokiem ruszył do kabiny.
Para tego, para srego, a kosz jeden był... i to na dodatek żywy, bo poszedł do kabiny. Kuźwa, cuda niewidy! :twisted:
Nigdy nie lubił załatwiać się przy pisuarze. Nie lubił, jak ktoś patrzy. Pomimo, iż wiedział, że nikogo tu nie ma, wybrał bardziej intymną opcję. Przyzwyczajenie.
No proszę, na dodatek ten kosz miał układ wydalniczy! I lubił intymność...

No tak, przyzwyczajenie :D
żółty strumień ruszył pełną parą.
Zdanie brzmi p o t w o r n i e ;) Strumień ruszył pełną parą... gość sika parą, tak? A może para strumieni była (w sensie, że dwa?). No tak, mówiłem, że się będę czepiał ;) Rozumiem, że to taki zwrot, slang, czy jak to tam nazwiesz, ale w zestawieniu ze strumieniem moczu brzmi idiotycznie ;)
Strumień momentalnie ustał.
Ktoś zakręcił kurek ;)

W ogóle, podmioty mieszają się tutaj obrzydliwie, piszesz o tym gościu jakoś tak... bezosobowo. Najpierw ożył śmietnik, teraz strumień (no bo w jednym akapicie ustał, a już w następnym: stał sobie).
-Halo? Czy ktoś tu jest?

Odpowiedziała mu głucha cisza. Powoli odsunął zasuwkę i wyjrzał.
Do wywalenia.
Zanim jednak postąpił kolejny krok naprzód, zauważył niewyraźny ruch w drzwiach znajdujących się naprzeciwko niego, na końcu korytarza.
Jak mniemam, gdyby coś ruszyło się za jego plecami, nie zauważyłby tego. Więc nie praw o tym, że "naprzeciw niego", po prostu wyrzuć to i zostaw resztę.
(...) i doskonale odbijał się w nich cały korytarz. Nawet z tej odległości widział siebie.
Możesz się uprzeć, że wiadomo, o co chodzi, ale podmioty zazębiają się w cholerę. To jest złe ułożenie tekstu, niekonsekwencja i brak wyćwiczenia. Czytanie to wizualny kontakt z tekstem, więc gdy jadę słowo po słowie (i każdy inny czytelnik też) i najpierw czytam o korytarzu, który coś tam robił, a potem, że "Nawet z tej odległości widział siebie" to dochodzi do zachwiania w zrozumieniu tekstu. Dobre opowiadanie, to takie, w którym nie trzeba czytać kilku zdań po dwa razy. Ma być przejrzyste i misterne pod względem budowy (nie tylko w sensie warsztatu. W sensie ułożenia tekstu też).
Towarzyszył im głośny, metaliczny dźwięk. Tak, jakby ktoś ciągnął za sobą coś metalowego po posadzce.
Coś tu nie gra.
Olek uklęknął. Panie, kiedy ostatni raz się modliłem? Kiedy z Tobą rozmawiałem? Nie pamiętam, ale uwierz mi, zmienię się! Tylko błagam, nie pozwól mi tu umrzeć!
Makabra... to nie jest wiarygodne. Raczej jak tekst z kreskówki.
Otwarta dłoń uderzyła w drzwi na wysokości piersi dorosłego człowieka [po co tu przecinek???] i zaczęła
- Nie no[,] w porządku. Miałem zły sen.

- Znam to! Też nienawidzę nocek. Ale jak teraz [c]i coś powiem
"Ci" z dużej litery? Nie piszesz listu, Autorze.
- Pamiętasz stróża, tego dziadziusia? – Przytaknął. – Dziś od rana trąbią o nim w mediach. Podobno w jego piwnicy znaleziono 12 ciał. Leżały tam około 40 lat.
Eeee... czterdzieści lat? Zostałby jedynie jakieś ślady biologiczne (w piwnicy jest coś betonowego albo drewnianego? W takich przedmiotach są choćby malutkie drobinki wody, a rozkładające się białka wytwarzają między innymi związki azotu, które są wysoce higroskopijne).
- Ok, ok ruszaj, tylko prosto do łóżka! Naprawdę nie wyglądasz zbyt ciekawie. Pa pa!

- Pa, miłej pracy...
Nie widzę po nich przejęcia sytuacją. "Hej, dwa piętra nad tobą powiesił się gość, który mordował ludzi siekierą! Od dawna tu pracował! - Tak? Nooo, idę do domu! - Dobźeeee, tylko się wyśpij, bo źle wyglądasz, kochanie".

Jejku-jej :?

Styl słaby, klimatu prawie w ogóle nie było. Schematyczne opisy, mało wiarygodne postaci, momentami idiotyczne dialogi. Historia oklepana ("to był sen? Chyba tak.... a potem: nie, jednak prawda!" - było miliard razy).

Akapity są zbyt opasłe, i w większości wypadków, niektóre wydarzenia (albo: bodźce, obrazy, dźwięki) należałoby sugestywnie od siebie oddzielać, żeby sygnalizowały stopniowe narastanie atmosfery. A tutaj wszystko dzieje się po prostu: "bach-bach-bach". Osamotnienie i pustkę mógłbyś przestawić tak, że jest wyraźnie inna od dnia. Dzień do przyzwyczajenie do tego, że ktoś obok Ciebie gada, patrzy, obserwuje rezultaty twojej pracy, marudzi, smarka, pierdzi, szuka czegoś... bohaterowi powinno tego brakować, skoro boi się opuszczonych korytarzy. I niby brakuje... NIBY. Niby z sosny robią grzyby :twisted:

Polskie realia? Ok. Ale to zdecydowanie za mało.
Nymphetamine pisze:Z zakończeniami niestety zawsze miałem problem. Ale tak to jest, jak się zaczyna pisać o 23, a o 1 wrzuca się opowiadanie na forum Razz
Szkoda, że nie nikt nie musi informować o takim szczególe forumowiczów

:evil: Słuchaj, po co ktoś ma się produkować, oceniać, wczuwać, skoro tak mało pracy włożyłeś w opowiadanie? No sorry, to jest niepoważne. Albo piszesz na serio, albo lepiej w ogóle tego nie rób.

Rzeczywiście, miejsce akcji ma potencjał, jest fajne i - zmarnowane. Tak jak historia (mało rozbudowany wątek i nic oryginalnego. Przynajmniej takie jest moje zdanie ;)

Jeśli miałbym wystawić ocenę, to dałbym gołe 2.

Serwus!

Dodane po 15 minutach:

Odnośnie tych śladów biologicznych*: nie dodałem ani słowa o kościach. Też coś by się tam zachowało, choć jest to zależne i od temperatury, i od wilgoci, i od tego, w czym znajduje się trup... Z tego co pamiętam, ubranie, które kiepsko przepuszcza powietrze, może mieć duży wpływ. No dobra, niepotrzebnie rozpisuję się na ten temat, w tekście jest tylko wzmianka o czterdziestoletnich nieboszczykach :P

biurowiec...

10
pracowałam kiedyś w biurowcu. Dziwnie nagle z rozgardiaszu i bałaganu biuro pustoszeje i robi się c i c h o. Coś za cicho... i groza wpełza sama jakoś, mimo, że jarzeniówki, telefony, serwerownia a na końcu korytarza kamera i strażnik...



A jednak człowiek się głupio zaczyna oglądać na każdy szelest :)



Opowiadanko fajne, gdyby je przepracować - może dałoby się obciąć końcówkę, podkręcić atmosferę i zrobić coś większego? TO w biurowcu, jak kingowski klaun z kanałów... Zaginione osoby - w biurowcach panuje anonimowość, którą można wykorzystać - facet zaczyna prowadzić śledztwo, bo znika jego koleżanka z nocnej zmiany i nikogo to nie obchodzi...

I okazuje się, że szefowie Call Center uprawiają krwawe rytuały na ofiary wybierając swoich pracowników a nowoczesny biurowiec staje się ołtarzem prawdawnej magii...
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”