Tekst o tym, jak łatwo można sobie życie popsuć. Zdecydowanie dla dorosłych.
<b>Nie mam dupy</b>
Powiedział mi to w więzieniu: Morderstwo, gwałt, pobicie... Wszystko jest równie proste. Wystarczy wierzyć, że druga osoba jest tylko przedmiotem. Kawałkiem mięsa, które ma w sobie tylko chemiczne reakcje. Nie ma duszy, nie jest jak ja. Potem wszystko z górki idzie. Nawet wyrywanie paznokcie jest prostsze. Pytał mnie retorycznie, czemu Niemcy nie bali się używać mydła z ludzi.
Jeśli wysilił się na taką tyradę, znaczyło to tylko, że chciało mu się dupczyć. Był to znak, że mam zdjąć spodnie i slipy. że mam położyć się na łóżku i nadstawić tyłka. Nadstawiałem więc. Zawsze na początku bolało to w ten nieprzyjemny, rozpychający sposób. Potem wystarczyło myśleć o czym innym i ignorować jego stękanie. Mnie pomagały konie biegnące przez łąkę. On wbijał mi swoje tłuste, serdelkowate palce w barki, przyciągając mnie coraz mocniej do siebie, a ja widziałem mięśnie tańczące pod skórą ogierów. Jego paznokcie zdzierały mi skórę z pleców, a ja chciałem wtulić twarz w rozwianą grzywę. Wyobrażałem sobie, że jego wystający brzuch, który ocierał mi do czerwieni plecy, jest pędem powietrza. Niestety im dłużej to trwało, tym ciężej się myślało. Do tego stopnia, że kiedy on wychodził i wylewał się ze mnie, ja tylko leżałem na pryczy, osiągając moje katharsis. Oczy wlepione w ścianę i ślina skapująca spomiędzy na wpół otwartych ust. Myślał, że jestem nieprzytomny i słyszałem czasem, jak płacze. Wzywa swoją mamę. Bałem się wtedy ruszyć, a on mógł płakać długo i długo.
Potem wyszedłem na wolność, a jego przenieśli potajemnie do więzienia w Iranie, gdzie odcięto mu głowę. Porwał, zgwałcił i zabił kogoś zbyt ważnego, by nie przeszło to bez echa. Nawet w więzieniu wszyscy interesowali się tą sprawą. Kiedy przydzielono go do mojej celi, dostałem immunitet na wszystko. Pewnie dlatego akceptowałem jego gwałty. Nigdy się nie opierałem, a on wyzywał mnie od szmat. Kurew. Dziwek. Ważne, że byłem JEGO kurwą. Szmatą. Dziwką. Nie dotykał nikogo innego, chyba że chciał kogoś pobić. Zabić. Cztery najlepsze miesiące w więzieniu, kiedy musiałem się bać tylko jego. Bił mnie i łamał kości, ale robił to rzadko. Jak ktoś mi nabruździł, dotknął nawet, mógł liczyć na co najmniej połamane palce.
W dniu, w którym wyszedłem, musiałem się zmusić, by iść do kibla w McDonaldzie kiedy wszyscy inni jedli. Ledwo powstrzymałem wymioty, kiedy przypomniałem sobie ostatnią szklankę pełną soli, ale to minęło. Parę dni i większość nawyków po prostu znikła. One należały do tamtego świata. Byłem więc sam, bez pieniędzy, bez przyszłości i z posiniaczonym odbytem. Wspaniała perspektywa.
Moi przyjaciele albo siedzieli w pace, albo kończyli zapijać się na śmierć. Poszedłem więc do Jana. Mieszkał w starej kamienicy, na której jeszcze były ślady po dojczowskich nabojach. Większość na wysokości głów dorosłych mężczyzn. Niektóre na wysokości głów dzieci. Jan mówił, że jego ojciec przeżył taką egzekucję, w tym właśnie miejscu. Jeńcy stali w rzędzie, Niemiec podchodził do każdego i przystawiał lufę swojego Lugera do czoła złapanego. Jeden strzał, jeden mózg na ścianie. Jan mówił, że od tego strzelania lufa była gorąca. Do tego stopnia, że kiedy nadeszła kolej na staruszka Jana, wypaliła mu mały okrąg na czole, aż pojękiwał z bólu. Szwab coś zagrzechotał po niemiecku, wszyscy jego podkomendni roześmiali się. Bez uprzedzenia, oficer pociągnął na spust, ale pistolet tylko zaklikał głośno. Zamek nie chciał zapalić spłonki. Niemiec zaklął po niemiecku. Ojciec Jana posikał się z przerażenia. Ciemna plama szybko pokryła jego spodnie. Oficer pogrzebał przez chwilę przy Lugerze, ale zaciął się na dobre. Albo przeszła mu chęć na kolejny mord. W zamian uderzył ojca Jana w twarz kolbą od broni. Wybił mu trzy zęby, paskudnie rozciął wargę, ale zostawił żywego. To był znak. Od tego czasu rodzina Jana mieszkała w tej właśnie kamienicy. Ojciec Jana opowiadał Janowi co wieczór tę historię, a potem pędził chlać wódkę z innymi Ocalonymi. Na koniec zginął, wpadłszy pod pociąg, zostawiając małego Jana samego z matką, której uprzednio złamał szczękę. Ot, proza życia. Jan wylądował potem w mojej celi, zakolegowaliśmy się i teraz stałem pod drzwiami jego mieszkania. Stare, odrapane z farby drzwi drewniane. W środku Jan mówi, żebym nie chciał piwa czy innego alkoholu. U niego nie znajdziesz choćby kropli. Pokazuje mi krzesło i pyta, co chcę robić dalej. Siadam ciężko, czując wreszcie komfort bezpiecznego miejsca. Stare sprężyny przebijają się przez równie stary materiał i wbijają mi w tyłek. Stara kuchenka węglowa, pokryta odrapanymi kafelkami przypomina mi czasy, kiedy babka prała mi tyłek, kiedy mówiłem na głos "chuj". Co dalej? Myślę. Zanim zacząłem dawać dupy za kolejny, bezpieczny dzień. Zanim sędzina o mściwych, głęboko osadzonych w twarzy oczach wykrzykiwała swój wyrok. Zanim zrobiłem, to co zrobiłem drugiemu człowiekowi. Zanim to wszystko stało się faktem, studiowałem prawo. Tak po prostu, marząc, by mieć kiedyś spokojną pracą za najmniej trzy tysiące brutto na miesiąc. Nawet myślałem o żonie i dziecku. Emeryturze i wnukach. Pierdolony standard.
śmieję się wraz z Janem z tej historii. Nie muszę mu tłumaczyć, że cokolwiek chciałem wtedy, teraz nie ma racji bytu. Jan wszystko rozumie. Dodaje tylko, że jego mama miała rację, mówiąc by uważał, bo nigdy nie wiadomo jak los pierdolnie. Dodał jeszcze, że ją pierdolił tak, że zawsze się z pijakami zadawała, co jej wybijali kolejne zęby. Oślepili jedno oko. Złamali obojczyk dwa razy. Pogruchotali nos dwanaście razy.
Nikt nie rozumiał, że, wtedy jeszcze młody Jan, tylko ją bronił. Nie chciał nikogo krzywdzić. Gdyby znał lepiej prawo, pchnął by tylko raz, by móc kłamać, że to w afekcie było. że był niepoczytalnym nastolatkiem. Ale cóż. Pchnął czterdzieści sześć razy. Nie użalamy się jednak nad sobą. Dawno przestaliśmy to robić. Powtarzamy tylko stare historie, by nie zapomnieć o nich. Jan mówi, że może mieć dla mnie pracę. Mówi na głos, co mógłbym robić, a ja nawet nie mrugam szybciej oczami. Nie jestem zdumiony. Nie jestem zasmucony. Zanim odpowiem, zapalam papierosa. Po pierwszym wypuszczeniu dymu z ust, pytam jakie by były z tego pieniądze. Po dwóch moich zaciągnięciach i wydmuchnięciach, wiem że mógłbym robić nawet cztery tysiące, jeśli nie więcej. Jan zna ludzi, którzy znają ludzi. Ci ludzie znają ludzi, którzy mają bardzo konkretne pragnienia. Jan mówi, że nawet nie wyobrażam sobie jaki jest popyt na tego rodzaju usługi. Ilu bogatych ludzi, mężczyzn chce spełnić swoje pragnienia. Mężczyzn, którzy musieli ożenić się z kobietami, bo tego wymagała ich pozycja. Synów najbogatszych rodzin w kraju. Wystarczyło, że wpadałbym do nich raz w tygodniu, do jakiegoś hotelu, czy ukrytego przed żoną mieszkania. Od razu potem mówi, że ponad połowa aktorów porno w gejowskich filmach, to hetero. że za takie role producenci płacą czasem nawet trzykrotnie więcej. że nie muszę być homo, by to robić. Oczywiście, że nie muszę, dodaję od razu. W więzieniu chciałem być bezpieczny i nie musiałem być homo, by to osiągnąć.
Jan nie śmieje się ze mnie. Nie szydzi, nie wyzywa od pedałów. On też korzystał z mojego tyłka i zobowiązał się wtedy kiedyś mi pomóc. Pomaga więc. Jedyne co musisz teraz robić absolutnie co miesiąc, mówi, to test na HIVa. Musisz go zawsze mieć przy sobie. Na inne choroby też. To jest dobry rynek, jest mało chętnych do pracy, więc zgarniesz połowę tego, co ci dadzą za noc. żeńska dziwka dostaje najwyżej trzydzieści procent. Czterdzieści, jeśli pracuje w dobrym miejscu.
I wierzcie w to lub nie, ale cieszy mnie to.
2
Pod płaszczykiem brutalności i wulgaryzmu widzę ciekawą opowieść. Szkoda byłoby to zmarnować. Na chwilę obecną, Twój tekst to streszczenie interesującej historii. Rozumiem to słabe rozbudowanie utworu. Na forum nikt nie lubi czytać wielgaśnych tekstów. Ale jeśli zdecydujesz pracować jeszcze nad tym opowiadaniem, to bardziej go rozwiń. Stwórz więcej niż parę akapitów, etc., ogólnie rozbuduj, bo może być ciekawie. Bo na razie to takie krótkie, za krótkie.
3
Moim skromnym zdaniem tekst jest stanowczo niedopracowany. Treść porwana na fragmenty, które nie układają się płynnie w całość. Używasz przesadnie krótkich zdań i nawet, jeśli był to zabieg zamierzony, nie do końca wypalił, bo razi (żeby nie powiedzieć "bije po gałach").
Natomiast bardzo podobała mi się scena gwałtu/seksu (mimo tych krótkich zdań). Jedno ale:
Bardzo bym chciała przeczytać tą pracę kiedyś raz jeszcze. Przemyślaną, poprawioną, lepszą. Wierzę, że udało by Ci się takową stworzyć.
Natomiast bardzo podobała mi się scena gwałtu/seksu (mimo tych krótkich zdań). Jedno ale:
Błagam, żadnych rymów w prozie, bo padam ze śmiechu za każdym razem, kiedy je widzę. Poważna scena, Pika siedzi skupiona, wlepia wzrok w ekran a tu coś takiego. No i po nastroju, którego tworzenie, notabene, nieźle Ci wyszło.Niestety im dłużej to trwało, tym ciężej się myślało.
Bardzo bym chciała przeczytać tą pracę kiedyś raz jeszcze. Przemyślaną, poprawioną, lepszą. Wierzę, że udało by Ci się takową stworzyć.
5
wyrywanie paznokcia... wyrywanie paznokci... na pewno nie paznokcieNawet wyrywanie paznokcie jest prostsze.
a po jakiemu miał kląć...Niemiec zaklął po niemiecku.
lepiej by brzmiało "stare, drewniane drzwi odrapane z farbyStare, odrapane z farby drzwi drewniane.
pracęby mieć kiedyś spokojną pracą
Zastrzeżeń to można do tej pracy mieć wiele, niemniej jest ona - w pewien sposób - interesująca. Na razie wygląda mi to bardziej na szkic niż na skończone opowiadanie, więc mam nadzieję, że masz zamiar to dopracować.
Warsztatowo:
zdania są za bardo urywane, aby utrzymać optymalny rytm powinieneś przeplatać dłuższe zdania z krótszymi. Przy dynamicznych scenach jak opis gwałtu, krótkie zdania zdały egzamin, ale w całym tekście męczą.
Zdecydowanie musisz to "rozszerzyć", Optymalna długość to 3-4 strony, nie znaczy to jednak, że masz pisać tylko takie teksty, starczy, że wkleisz fragment.
A jeśli mam być szczera, to nie podobał mi się twój tekst. Zabrakło mi tu czegoś "pociągającego", czegoś co prawiłoby aby twój tekst zrobił na mnie wrażenie. A taka tematyka i konkluzja powinna wstrząsnąć czytelnikiem. Dla mnie tekst był obojętny, nie wyzwala żadnych emocji.
pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
7
Taki odmienny styl. Tekst wulgarny i niedopracowany, ale coś w nim jest i to coś mi się podoba. Popracuj nad tym jeszcze.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
8
Trochę nie bardzo, bo usta masz tylko jedne, a wargi dwie. Jeśli coś miałoby skapywać SPOMIęDZY to warg, a jak ust to po prostu Z ust.Oczy wlepione w ścianę i ślina skapująca spomiędzy na wpół otwartych ust.
(Czy ja zawsze muszę się czepiać anatomicznych szczegółów? Już mam spaczenie zawodowe O_O)
Powinno być "by przeszło to bez echa". Tak samo jak np "zrobił coś zbyt szybko, by to zauważyć", a nie: "zrobił coś zbyt szybko, by tego nie zauważyć", prawda?Porwał, zgwałcił i zabił kogoś zbyt ważnego, by nie przeszło to bez echa.
To raczej oczywiste, że kolbą broni, więc możesz pogrubiony fragment spokojnie wywalić. Trzeba pozbywać się z tekstu rzeczy nazbyt oczywistych, czytelnik to nie głupek.W zamian uderzył ojca Jana w twarz kolbą od broni
Podobało mi się. I jakoś nie mam jak poprzedni komentujący potrzeby, by to opowiadanie rozwinąć, może jedynie końcówkę. Reszta odpowiada mi w takiej formie, w jakiej jest.
I ostatnie zdanie trochę mi się nie podobało. Nie sama jego idea, ale brzmienie.
nie mam dupy
9Dobry tekst, mówi o wstrząsających sprawach językiem wydawałoby się obojętnym - bez zbędnych dramatyzmów. Podobało mi się, choć nie gustuję w takich smutnych historiach, przygnębiają mnie...
Zuzanna
Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
10
Nie cierpię tego rodzaju tekstów. A szlag! Nienawidzę (i to teraz wziąłem się za czytanie...)
Ale tekst jest dobry. Nawet więcej niż dobry - szczery, przemyślany i te krótkie zdania są jak myśli: nieskończone, chaotyczne i dziwaczne. Dlatego mi tutaj wszystko pasuje.
Błędy były - wspomniano je przede mną.
Ale tekst jest dobry. Nawet więcej niż dobry - szczery, przemyślany i te krótkie zdania są jak myśli: nieskończone, chaotyczne i dziwaczne. Dlatego mi tutaj wszystko pasuje.
Błędy były - wspomniano je przede mną.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
11
Nie mogę powiedzieć, żeby mi się podobało lub zainteresowało, w tym wypadku to określenia wybitnie nieprzystające do odczuć.
Balansujesz na granicy, której przekroczenie przypomina żenująco szczerą relację z pobytu w domu publicznym, mającą przyciągać dosadnością.
Póki co, nie mam ochoty zagłębiać się w tematykę. Opowiedziałeś bardzo banalną historię, z dość przewidywalną fabułą - to nie jest zarzut - spory dystans emocjonalny, pozwala czytelnikowi na własne refleksje. Nieciekawe raczej, choć i niespecjalnie głębokie.
Bardzo razi mnie tytuł; jakby tania sztuczka, mająca przyciągnąć uwagę. Ale to bardzo subiektywne wrażenie, nie upieram się.
Trzymaj się!
Balansujesz na granicy, której przekroczenie przypomina żenująco szczerą relację z pobytu w domu publicznym, mającą przyciągać dosadnością.
Póki co, nie mam ochoty zagłębiać się w tematykę. Opowiedziałeś bardzo banalną historię, z dość przewidywalną fabułą - to nie jest zarzut - spory dystans emocjonalny, pozwala czytelnikowi na własne refleksje. Nieciekawe raczej, choć i niespecjalnie głębokie.
Bardzo razi mnie tytuł; jakby tania sztuczka, mająca przyciągnąć uwagę. Ale to bardzo subiektywne wrażenie, nie upieram się.
Trzymaj się!