Wniebowzięcie [miniaturka psychologiczna]

1
Na dobry (mam nadzieję) początek wrzucam pewną miniaturkę, którą napisałem już dość dawno temu pod wpływem impulsu. Od tego czasu leżała bezużytecznie na dysku, więc pomyślałem, że lepiej, aby wylądowała tu  Przy czym zazwyczaj piszę rzeczy o wiele, wiele dłuższe, więc jest to właściwie jedyna rzecz w całości, którą mogę wstawić.





-Oto ta noc. Dziś wszystko się dokona.

Lecz co się miało dokonać? świat stał otulony płaszczem ciszy, zapraszając otwartymi ramionami, by rzucić mu się w objęcia. Ciemny pan rzucił zasłonę, pod przykryciem której wyblakła zieleń trawy na szczycie wzgórza, a nawet dumne góry zlały się w jedno z horyzontem.

-Przybędą niedługo.

-Kto przybędzie? Boję się.

-Nie martw się. On czuwa.

-Kto, do stu diabłów? Nic nie rozumiem.

Wskazujący palec powolnym ruchem uniósł się ku niebu. Opuszkiem dotknął ostrego brzegu okrągłej tarczy, jaśniejącej płomieniem dalekiej bitwy.

-Czerwień.

-Ona ma nam wskazać drogę i ukazać cel…

-Zacznij mówić jak człowiek!

-Jestem człowiekiem, choć nie mówię jak człowiek. Czy to nie dziwne?

Chłodny wiatr przyniósł z oddali szept drzew, rozmawiających ze sobą o cieniach przyszłych zdarzeń.

-Wyobraź sobie, co by było, gdybym naglę zaczął zbiegać po stoku, tam, w stronę domów z pogaszonymi światłami. Czy by mnie usłyszeli? Czy powstrzymaliby twe niecne zamiary?

-Moje zamiary są czyste jak kropla porannej rosy. Nie wierzysz mi. Zawsze wierzyłeś tylko w to, co widzisz.

-A ty w co wierzysz? Wytłumacz mi.

-Niby po co? Przecież wiesz.

-Zaprowadziłeś mnie w to miejsce. Zaciągnąłeś siłą. Jestem twoim niewolnikiem. Ciągle ci mało? Nadal nie wystarcza?

-Och, na tę noc zamieńmy się rolami. Oddaję ci władzę i panowanie, pytając: kto dziś poniesie śmierć?

Nie było ponurego grzmotu w oddali. Nieznośne cykanie świerszczy zamiast koić, niepokojąco wdzierało się w zakamarki duszy.

-śmierć?...

-Widzisz go? Cały czerwony. Nie ma śmierci. Jesteśmy tylko my.

-Powtórz to, gdy zadźgasz mnie nożem.

-Słyszysz szum traw? One wiedzą. Nie mam noża. śmierć przyjdzie z innej strony.

świat zamilkł. Gwiazdy zbladły na nieboskłonie, kiedy padło pytanie:

-Czy chcesz, żebym odszedł?

-Jest noc. Zimna, ciemna, ponura noc w środku gór. Wiesz, czego chcę? Kubka ciepłej herbaty, miękkiego materaca i koca. Przygnałeś mnie tu z daleka, choć opierałem się z całych sił. Zawiodłeś mnie do serca szczytów i doświadczyłeś wichrem, pokazując to, co niewidzialne. Pragnę znów być panem swego losu. Pragnę, byś odszedł.

Słowa poniosły się głuchym echem po dolinach. Dosłyszała je każda skała, każde źdźbło trawy i zalękniona kozica, zbudzona ze snu. Nie dosłyszał ich jedynie adresat. Cierpiał. Czuł, że zbliża się kres.

-Już czas. Nadchodzą!

-Nikt nie nadchodzi!

-Tam! Patrz!

-Gdzie? Nie widzę!

-źle patrzysz! Zbliżają się!

-Kto się zbliża?!

-Srebrny rydwan pokryty lustrami! Lśni czerwienią księżyca jak pochodnia rozpalona gorejącym ogniem! Płynie, zbliża się! Musisz go ujrzeć! Zaraz tu będzie! Od strony grani potężne światło widzę!

-Oszalałeś!

-Nigdy nie byłem normalny!

-Jesteś…

-Są! O mój Boże, oto i oni! Cały wóz pełny radośnie śmiejących się twarzy! Rydwanie, podaję ci rękę! Niech poniosą mnie skrzydlate konie!

Zerwał się potężny wiatr. Głośny dźwięk wzburzył górskie powietrze; jakieś dziwne ciało zostało rzucone w obcy mu świat. Czerwony punkcik migał bez wytchnienia, nie ustając w wypełnianiu trudnej misji. Wszystko zaczęło przybierać kształty rzeczywistości. Lecz czy to dobrze?

-Aż tu nam uciekłeś! Gratulacje!

-Zostawcie mnie! Ja już jestem zdrowy!!!

2
Moja wina, moja bardzo wielka wina.

Nic nie zrozumiałem.

Nie wiem o czym jest ten tekst.

Jest dla mnie zbyt chaotyczny. Gdyby czytanie opowiadań było jak spotkanie z innym człowiekiem powiedziałbym, że teraz spotkałem się z zombie. Był jakiś taki niemrawy. Dał się przeczytać, ale nic poza tym.

Chyba nie moja bajka.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Następnym razem rób spacje między myślnikami i wyrazami, jeśli łaska ;)

Przeczytałem każde słowo jedno po drugim i wciąż zadaję sobie pytanie:

O czym to jest?

Jak dla mnie - czysta, poetycka abstrakcja. Czyli coś, czego nie trawię :twisted:

Lecz pytanie nie daje mi spokoju... o czym to jest, Autorze?

Między kwestiami bardzo szybko rozgrywają się najróżniejsze sceny... ale nie odczułem jakiejś więzi. żadnego porządku. Tylko otchłań myśli (uczuć? Czyich? Autora?) i czytelnik rozglądający się dookoła. Lektura po omacku?

Ech... wybacz, nie nadaję się. To nie moja bajka, jak w przypadku Webera.

4
Panowie, no co Wy?! Gość kolejny raz zwiał z zakładu dla obłąkanych, zdrzemnął się przy drodze, śniąc o jakimś tajemniczym przewodniku duchowym, aż tu dopadli go chłopaki z kaftanami i zamierzają zapakować do bryki z migającym na dachu czerwonym światełkiem. Ot, i cała historia.



Mówiąc prawdę, przeczytałem ją wcześniej kilka razy, czekając na jakiś przebłysk, objawienie, które nadałoby sens opowiadaniu. Ale jakoś historia nie chce zostawić śladu w umyśle. Ani treść, ani forma.



Trzymaj się!

5
Nic, nie zrozumiałem .

To jest styl egzaltowanej pensjonarki na niewąskim haju.

Jako komentarz zacytowałbym wypowiedź jednej z Twoich postaci:

Zacznij mówić jak człowiek!
"Karły mi nie imponują. Widziałem większych..." J. Tuwim

6
Podobałoby mi się gdyby opisy były tak samo schizofreniczne jak dialog. Rozmowa ma niezły klimat. Osaczenia, zamknięcia, uwięzienia. Natomiast opisy są na siłę poetyckie. Powinny być bardziej oszczędne. Krótkie ale dosadne. Jakieś rozbudowane metafory (szczególnie jeśli są słabe) psują klimat opowiadania.



No i zakończenie jest zbyt oczywiste. Wszystko wyjaśniasz, a tym samym twój świat gubi tą schizofreniczną tajemniczość.

7
Atmosfera zamknięcia, uwięzienia, osaczenia i schizofrenii to była u Lema w " Pamiętniku znalezionym w wannie" a mimo to na każdym jego etapie wiadomo było o co autorowi chodzi a każda scena była dopięta na ostatni guzik.

No, tak, ale to był Lem, powiecie.

Właśnie. żeby brać się za taką górną półkę jak przedstawienie atmosfery schizofrenicznego osaczenia, w taki sposób by to było strawne dla czytelnika, trzeba mieć opanowany warsztat do perfekcji.

Najpierw trzeba nauczyć się, żeby CIEKAWIE opowiadać historie, a to wcale nie jest takie łatwe, a potem się sadzić na postawangardowe eksperymenty. Inaczej wychodzą takie "cuda" jak to u góry.
"Karły mi nie imponują. Widziałem większych..." J. Tuwim
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”