Człowiek pragnący śmierci nie myśli o kołach ratunkowych, nigdy nie szuka pomocy wśród ludzi. świat, który go otacza nie ma wtedy barw, dźwięków i zapachów. Wszystko jest jednakowe, monotonne i pozbawione magii. A każda napotkana na drodze osoba, nawet zupełnie nieznany ci pasażer, siedzący obok ciebie w autobusie, to twój wróg. I w końcu nadchodzi taki dzień, w którym wiesz, że czas to zakończyć.
Mój dzień końca miał miejsce na początku kwietnia, w miesiącu, w którym do życia budzi się wiosna, uważana za jedną z najpiękniejszych pór roku. Tego dnia weszłam do szkoły uśmiechnięta, jakby właśnie spotkało mnie jakieś wielkie szczęście. Pod niepozornym uśmiechem można ukryć wszystko: złość, smutek, żal, frustracje i nienawiść. Niesłychane, jak świetnym kamuflażem i dobrą obroną przed rzeczywistością jest ten jeden głupi gest… Dzwonek zaalarmował o początku lekcji. Postanowiłam przesiedzieć jedną lekcję i poobserwować bacznie moją klasę. Przekonać się, ze swego rodzaju satysfakcją i zadowoleniem, że miałam rację - ludzie są żałośnie ślepi. żadna z tych trzydziestu neurotycznych osobowości XXI wieku, łącznie z pedagogami, którzy za punkt honoru stawiają sobie dobro ucznia, nie widzą, że pod ich nosem ktoś się stacza. A właściwie już się stoczył.
Na przerwie weszłam do damskiej łazienki, zgodnie z ułożonym wcześniej planem. Od razu przyprawił mnie o ból głowy smród papierosów, który unosił się w pomieszczeniu mimo otwartych szeroko okien. Na podłodze siedziało parę dziewczyn; jedne odrabiały lekcje, drugie pisały ściągi, a jeszcze inne po prostu rozmawiały. Dojrzałam parę znajomych twarzy, puściłam swój słynny już uśmiech i zajęłam się tym, po co tu przyszłam. Weszłam do jednej z kabin, położyłam torbę na sedesie i wyjęłam z niej zdobyte w wielkich trudach farmaceutyki, które miały załatwić sprawę. Wiedziałam, że ilość tabletek jaką posiadałam jest zdolne powalić dorosłego człowieka, więc sądziłam, że przy kiepskim stanie mojej wątroby umrę nim się obejrzę. Jednak od dzieciństwa moją wielką zmorą są wszelkiego rodzaju tabletki i ich połykanie - zawsze wszystkie gryzłam bez względu na wielkość. Tym razem postanowiłam się przemóc, w obawie, że pogryzione mogą nie zadziałać jak należy. Podzieliłam dwanaście tabletek na trzy kupki po cztery i nie zwracając na nikogo uwagi podeszłam do kranu i połykałam je popijając spokojnie wodą. Nim się obejrzałam wszystkie tabletki zniknęły. Rozejrzałam się po coraz bardziej zatłoczonej ubikacji. Obok zlewu, z którego jeszcze przed sekundą popijałam wodę, stały dwie dziewczyny, myjąc ręce i śmiejąc się z czegoś do rozpuku. Wszystko wydało mi się nagle absurdalne - szkoła, ludzie, którzy nazywali się moimi przyjaciółmi i rodziną, całe dotychczasowe życie. Jednak najbardziej absurdalny i groteskowy wydał mi się ktoś, w kogo zawsze bezgranicznie wierzyłam i kogo obecność czułam w każdym momencie życia - Bóg. Pomyślałam, że jeżeli to ma być jakaś próba mojego charakteru i mojej wiary, to mam to gdzieś. Nie jestem Hiobem i nie mam zamiaru wysilać się dla kogoś, kto, jak widać, wyraźnie mnie ignoruje.Skoro On na mnie gwiżdże, to ja prawem odwetu również Go oleję i popełnię jeden z najbardziej potępianych czynów-odbiorę sobie życie.
Aczkolwiek przeliczyłam się - śmierć nie nastąpiła błyskawicznie, jak to zaplanowałam. Dotrwałam do końca lekcji bez oznak jakiejkolwiek anormalności. Dopiero w domu spostrzegłam pierwszą fizyczną zmianę - źrenice miałam wielkie jak spodki, zupełnie jak ćpun. Długo przyglądałam się sobie w lustrze, zupełnie jak zafascynowany swoją urodą Narcyz w tafli wody. Gdzieś z daleka doleciał do mnie stłumiony głos siostry, wołającej o podanym właśnie posiłku. Jak zawsze wzięłam swoją porcję i zamknęłam się w pokoju, by skonsumować swój ostatni w życiu obiad. Wreszcie przyszło coś czego się najbardziej obawiałam - drgawki. Najpierw ledwie wyczuwalne i nieregularne, rozchodziły się po moim ciele. Lecz z minuty na minutę czułam, jak bezlitośnie się nasilają, a ja nie potrafię utrzymać w ręce niczego dłużej niż na pięć sekund. Po jakiś dziesięciu minutach nie byłam już w stanie stać. Położyłam się na podłodze obok wielkiego lustra i zamknęłam oczy, wyobrażając sobie własny pogrzeb. Widziałam mnóstwo ludzi, pozornie mi dobrze znanych, którzy skupili się wokół trumny, by po raz ostatni pożegnać ważną osobę. Uśmiechnęłam się w duchu na myśl o tym, iż dzięki mnie mają okazję by spotkać się razem, porozmawiać i wyrzucać sobie nawzajem w myślach, kto jest odpowiedzialny za śmierć tego dziecka. Nie wiedzieli jednak, że winny jest każdy z nich. Może kiedyś dojdą do wniosku, że wszyscy jesteśmy bezbronni wobec samych siebie i rzeczywistości, która nas otacza. Zawsze szukamy odpowiedzialnych, szukamy wyimaginowanych problemów i kłopotów. Wbrew pozorom trudno jest nam dostrzec to, co zwyczajne, normalne i przyziemne, ale jednocześnie piękne i urzekające. Chciałam umrzeć z przekonaniem, iż ktoś w końcu dojdzie zrozumie, że nie możemy dryfować po świecie jak chmury. Zaraz jednak zdałam sobie sparwę o jakich idiotycznych i kompletnie bezwartościowych rzeczach myślę przed śmiercią. Przyszła mi nawet ochota na modlitwę, lecz doszłam do wniosku, że nie mam ani po co ani do kogo się modlić. I nagle gdzieś z własnego wnętrza usłyszałam swój żałosny głos o pomoc. Pomoc, której nie szukałam przez tyle czasu, choć jej potrzebowałam, a którą zapragnęłam teraz uzyskać. Co wtedy czułam? Strach, panikę, ból, osamotnienie i… lęk? To pewnie wszystkie te najgorsze uczucia, jakie człowiek kumuluje w sobie dały o sobie znak, że jednak będą mi towarzyszyć w ostatnich minutach mojego życia.
Kolejne wydarzenia nastąpiły niezwykle szybko: moja stłoczona w ciasnym pokoju rodzina, nie mająca zielonego pojęcia co się dzieje, pies liżący moją twarz, który pewnie wyczuł, że z jego panią jest coś nie w porządku, dwóch mężczyzn w pomarańczowych mundurach i wnętrze karetki. A później największą przyjemność, jaka mogła mnie spotkać: płukanie żołądka. Mimo totalnego wyczerpania i coraz bardziej zanikającej świadomości, za nic nie chciałam się zgodzić, by pielęgniarka włożyła mi tę okropną rurkę do nosa. Majaczyłam, jęczałam i machałam rękami jak opętana, by odpieprzyła się ode mnie. Wprawiona jednak zapewne ciągłym przepłukiwaniem żołądków alkoholików, ćpunów i tego typu spaczonej młodzieży, jak ja, udało jej się wepchnąć to paskudctwo do gardła. Przez chwilę myślałam, że zwrócę całą zawartość mojego układu pokarmowego z żołądkiem włącznie, ale ona wpychała mi ją coraz głębiej i nie miała zamiaru przez dłuższy czas jej wyjąć. Byłam pewna, że i tak dziś umrę z tym, że będzie to śmierć mniej elegancka i subtelna aniżeli ta, którą zaplanowałam. Aczkolwiek nagłówki gazet na pewno przykuwały by uwagę: Uduszona podczas akcji ratunkowej przez rurkę do płukania żołądka. Znakomicie.
Ku swemu zaskoczeniu przeżyłam.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam z tego dnia była stłoczona przy moim szpitalnym łóżku rodzina. Psychotropy zawierały środek nasenny, a więc odpłynęłam w inny świat, po raz kolejny zostawiając bliskich z zdezorientowanymi minami na twarzach.
2
Regulamin! Odblokuję jak go przeczytasz!
Weber edit - Odblokowałem.
Weber edit - Odblokowałem.
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
Re: Mój ostatni dzień [obyczaj]
3Danusia pisze:Człowiek pragnący śmierci nie myśli o kołach ratunkowych, nigdy nie szuka pomocy wśród ludzi. świat, który go otacza (Zdania wtrącone oddzielamy przecinkiem z dwóch stron. Więc co powinno tu być?) nie ma wtedy barw, dźwięków i zapachów. Wszystko jest jednakowe, monotonne i pozbawione magii. A każda napotkana na drodze osoba, nawet zupełnie nieznany ci pasażer, (Tu akurat niepotrzebny) siedzący obok ciebie w autobusie, to twój wróg.
Mój dzień końca miał miejsce na początku kwietnia, w miesiącu, w którym do życia budzi się wiosna, uważana za jedną z najpiękniejszych pór roku. Tego dnia weszłam do szkoły uśmiechnięta, jakby właśnie spotkało mnie jakieś wielkie szczęście. Pod niepozornym uśmiechem można ukryć wszystko: złość, smutek, żal, frustracje (Jak już wszystkie uczucia wymieniasz w l. poj., "frustracje" zamieniłbym na "frustację") i nienawiść.
Dzwonek zaalarmował o początku lekcji. Postanowiłam przesiedzieć jedną lekcję i poobserwować bacznie moją klasę.
Na przerwie weszłam do damskiej łazienki, zgodnie z ułożonym wcześniej planem. Od razu przyprawił mnie o ból głowy smród papierosów, który unosił się w pomieszczeniu mimo otwartych szeroko okien. (Nadużywasz słowa "który". W tym miejscu pasuje np. "(...)mnie o ból głowy unoszący się (...)smród papierosów".)
Na podłodze siedziało parę dziewczyn; jedne odrabiały lekcje, drugie pisały ściągi, a jeszcze inne po prostu rozmawiały. Dojrzałam parę znajomych twarzy, puściłam swój słynny już uśmiech i zajęłam się tym, po co tu przyszłam.
1. "Ilość" nie może być postawiona obok "tabletek". Więc albo "liczba tabletek", albo "ilość lekarstw".Wiedziałam, że ilość tabletek jaką posiadałam jest zdolne powalić dorosłego człowieka, więc sądziłam, że przy kiepskim stanie mojej wątroby umrę nim się obejrzę.
Jednak od dzieciństwa moją wielką zmorą są wszelkiego rodzaju tabletki i ich połykanie - zawsze wszystkie gryzłam bez względu na wielkość. Tym razem postanowiłam się przemóc, w obawie, że pogryzione mogą nie zadziałać jak należy.
Podzieliłam dwanaście tabletek na trzy kupki po cztery i nie zwracając na nikogo uwagi podeszłam do kranu i połykałam je popijając spokojnie wodą.
2. Przecinki: z obu stron "jaką posiadałam", przed "nim się obejrzę", przed "jak należy", po "nie zwracając na nikogo uwagi".
3. Koszmar powtórzeniowy

Obok zlewu, z którego jeszcze przed sekundą popijałam wodę, stały dwie dziewczyny, myjąc ręce i śmiejąc się z czegoś do rozpuku. Wszystko wydało mi się nagle absurdalne - szkoła, ludzie, którzy nazywali się moimi przyjaciółmi i rodziną, całe dotychczasowe życie. Jednak najbardziej absurdalny i groteskowy wydał mi się ktoś, w kogo zawsze bezgranicznie wierzyłam i kogo (Czyją) obecność czułam w każdym momencie życia - Bóg
Po jakiś (jakichś!) dziesięciu minutach nie byłam już w stanie stać.
Uśmiechnęłam się w duchu na myśl o tym, iż dzięki mnie mają okazję by spotkać się razem, porozmawiać i wyrzucać sobie nawzajem w myślach, kto jest odpowiedzialny za śmierć tego dziecka. Nie wiedzieli jednak, że winny jest każdy z nich. Może kiedyś dojdą do wniosku, że wszyscy jesteśmy bezbronni wobec samych siebie i rzeczywistości, która nas otacza. Zawsze szukamy odpowiedzialnych, szukamy wyimaginowanych problemów i kłopotów.
Wprawiona jednak zapewne ciągłym przepłukiwaniem żołądków alkoholików, ćpunów i tego typu spaczonej młodzieży, jak ja, udało jej się wepchnąć to paskudctwo (Paskudztwo!) do gardła.
Technicznie jest, jak jest. Od strony merytorycznej (jako prawdziwy męski mężczyzna :afro:) nie jestem w stanie ocenić tak bardzo pozbawionego krwi i latających głów dzieła

Pozdrawiam!
4
Toporny momentami, reportażowy styl sprawił, że tekst nie wywołuje większych emocji. A powinien, moim skromnym zdaniem, bo dotykasz w nim spraw ostatecznych. Motywy wydały mi się dość płytkie i banalne, co zapewne wynika z monotonnej, opisowej narracji, gdyż wcale nie uważam wołania o zainteresowanie otoczenia za coś mało istotnego.
Wydaje mi się, że coś takiego można często przeczytać w kolorowych magazynach (mam z nimi kontakt raczej przypadkowy)- niby realne, niby "z życia wzięte", ale... No właśnie, ale.
Trzymaj się!
Wydaje mi się, że coś takiego można często przeczytać w kolorowych magazynach (mam z nimi kontakt raczej przypadkowy)- niby realne, niby "z życia wzięte", ale... No właśnie, ale.
Trzymaj się!
5
Zawsze zastanawiałem się czy osoby piszące o śmierci tak naprawdę myślały o niej. Czy przelewają na papier swoje myśli czy raczej przypuszczenia? Jeśli swoje to kiedy na nich spłynęły? Mniejsza.
Ogólnie wydaje mi się, że w tym przypadku zgodzę się z Jackiem.
To już czternasty tekst, który czytam od wczoraj. Zaczynam myśleć o specjalnej nagrodzie dla kilku osób albo założeniu Klubu profanacji grobu Gutenberga.
Tak mnie jakoś naszło w tym momencie.
Nic to lecę dalej. Jeszcze sporo przede mną.
nie chciałam się zgodzić, by pielęgniarka włożyła mi tę okropną rurkę do nosa.
Płukanie żołądka przez nos? Błąd? Znajomość procedur? Czy chochlik?udało jej się wepchnąć to paskudctwo do gardła
Ogólnie wydaje mi się, że w tym przypadku zgodzę się z Jackiem.
Wydaje mi się, że coś takiego można często przeczytać w kolorowych magazynach (mam z nimi kontakt raczej przypadkowy)- niby realne, niby "z życia wzięte", ale... No właśnie, ale.
To już czternasty tekst, który czytam od wczoraj. Zaczynam myśleć o specjalnej nagrodzie dla kilku osób albo założeniu Klubu profanacji grobu Gutenberga.
Tak mnie jakoś naszło w tym momencie.
Nic to lecę dalej. Jeszcze sporo przede mną.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.