Gdzie kończy się logika... [miniatura, absurd]

1
Krótki tekst, który miał na początku być opisem onirystycznym absurdem, ale z czasem przerodził mi się w metaforę, że tak się wyrażę.













GDZIE KOńCZY SIę LOGIKA, TAM ZACZYNA SIę DEMOKRACJA







Zaczęło się od bólu brzucha. Liczyłem, że będzie tylko przejściowy, w końcu często miewałem takie napady, kończące się po kilku minutach. Ten był jednak inny od samego początku. Pulsujący, bezlitosny. Wiedziałem, że strzykawka z antidotum znajduje się na szczycie. Spojrzałem na górę, tonącą w gęstwinie czarnych chmur, zza których nieśmiało przebijał się blask księżyca. Musiałem wspiąć się po lek, nie bacząc na słabą widoczność i śliskie skały. Jak dobrze, że atak nie zaczął się u podnóża. Dzięki temu nie musiałem pokonywać gęstych lasów.

Rozpocząłem wspinaczkę. Już po paru metrach nie czułem nadgarstków o opuszkach palców nie wspominając. Dodatkowo osłabiał mnie coraz bardziej intensywny ból brzucha. Ponad sobą dostrzegłem półkę skalną. Jeszcze kilka podciągnięć i wymarzony odpoczynek. Dystans pokonałem w mgnieniu oka. Adrenalina zrobiła swoje. Usiadłem „na przystanku” cały wymazany błotem.

- Dokądże znów to pędzisz młodzieńcze? - odezwał się jakiś głos.

Zerknąłem w górę a moim oczom ukazał się zielony skrzat zawieszony na linie. Kudłata broda sięgała mu do pasa. Zdziwiło mnie jak można wspinać się z takim zarostem.

- Po antidotum, na szczyt. - odpowiedziałem dysząc ze zmęczenia.

- Szczyt zamknęli dzisiaj rano.

- Jak to zamknęli?

- Jakiś buc z Urzędu Dróg i Komunikacji przyleciał helikopterem i stwierdził, że zamyka szczyt na czas budowy nowej drogi od południowej strony góry.

- Ale po co komu trasa z drugiej strony? Przecież tam rozciąga się Otchłań żerdzi?

Zaczynałem rozumieć powiedzenie: nieszczęścia chodzą parami.

- Ja mam antidotum na twój ból brzuch, ale niestety dzisiaj kończę swój żywot.

- To oddaj mi je zanim... - nie dokończyłem, gdy nagle skrzat puścił linę i z uśmiechem na twarzy poleciał w dół. Z przepaści usłyszałem tylko echo refrenu Pierwszej Brygady.

Nie mogłem uwierzyć, że dostałem po dupie po raz trzeci tego dnia. Ból brzucha narastał. Postanowiłem udać się do Urzędu Dróg i Komunikacji celem wyjaśnienia osobliwej sytuacji zamknięcia szczytu.





...



Zgięty w pół z bólu, przekroczyłem próg urzędu. Wystrój iście komunistyczny. Obdrapane ściany przywoływały na myśl moje stare mieszkanie w kamienicy na Rynku. I jeszcze ten obleśny kolor. Morska zieleń. W budynku śmierdziało gotowaną kapustą aż ciężko było oddychać. Wzrokiem odnalazłem stróża gotującego coś w wielkim w garnku. Dozorca stał w krótkich spodenkach, patrząc na mnie jakby pierwszy raz od dawna widział człowieka i nie mógłby się na niego napatrzeć. Z jednej nogawki wystawał ohydny kikut.

- Gdzie mogę złożyć petycję? - spytałem, starając się nie patrzeć na zmasakrowaną nogę starca.

- P-p-p-ok-ó-j num-e-e-e-r pię-ę-ć. - zabawnie jąkając się odparł kaleka, po czym wskazał palcem kierunek.

Szedłem korytarzem nie posiadającym sufitu. Niebo było granatowe, jakby miało za chwilę eksplodować, zalewając deszczem całą ziemię. Co chwila czułem błoto na swoich nagich stopach. Szedłem po klepisku. ściany ozdobione były niezliczoną ilością obrazów Józefa Stalina. Dodatkowo porośnięte były latoroślą, także nie znalazłem odrobiny betonu.

Dotarłem do owalnego pomieszczenia. Nie było zbyt duże, jednak znów nie znalazłem sklepienia. Musiało znajdować się bardzo wysoko, bo i nieba tym razem nie było widać. Spośród siedmiu drzwi, znajdujących się w holu odnalazłem szybko te z tabliczką numer 05. Nieśmiało zapukałem, po czym wszedłem do środka. Z grymasem bólu na twarzy, usiadłem naprzeciw starszej pani o siwych włosach, spiętych w kok. Na czubku nosa miała nasadzone staromodne okulary, zza których wyglądały wpatrzone we mnie malutkie źrenice. Typowa urzędniczka.

- Dzień dobry, słucham pana? - uprzejmie, aczkolwiek machinalnie spytała kobieta.

- Chciałem złożyć petycję.

- W jakiej sprawie? - miałem wrażenie, że siedzę przed robotem. Poruszała tylko ustami.

- Urząd zamknął szczyt, z powodu budowy trasy po południowej stronie a ja muszę dostać się na górę po zastrzyk.

- Nie mogę przyjąć petycji w tej sprawie.

- Niby dlaczego? - z lekka zaczynała mnie ta sytuacja drażnić.

- Ponieważ jest to rozporządzenie ministra i nikt nie ma prawa podważać tego aktu.

- Jestem obywatelem demokratycznego państwa prawa i chciałbym zgłosić zażalenie z powodu braku dostępu do mojego antidotum!

- Nie mogę przyjąć petycji w tej sprawie.

Huknąłem pięścią w stół.

- Zgłoszę sprawę do ministra i straci pani posadę!

Kobieta podczas całej dyskusji nawet nie drgnęła.

- Daję pani ostatnią szansę. Będę pisał do ministra, że jestem pozbawiany przez panią podstawowych praw obywatelskich.

- Nie mogę przyjąć petycji w tej sprawie.

Miałem dość. Dzięki Bogu ból brzuch trochę ustał. Nie chciałem jednak dać za wygraną. Czas pojechać do ministra.





...





Dwa dni musiałem prosić aż przyjmie mnie szef MSWiA. Rozbiłem namiot pod stodołą i czekałem. W końcu nadeszła moja kolej. Potężny ochroniarz rozsunął wrota obornika. Wybiegły zza nich dwie świnie, wesoło chrumkając. Po dwóch dobach spędzonych pod gabinetem ministra jakoś mnie to nie zdziwiło.

Urzędnik spoczywał na swoim słomianym legowisku tyłem do drzwi. Gdy tylko usłyszał kroki, przekręcił uszy w moim kierunku i nastroszył sierść. Słyszałem, że boi się obcych, toteż zatrzymałem się natychmiast.

- Czego chce? - warknął cicho.

- Przyszedłem oświadczyć panu ministrowi, że zamknięcie szczytu godzi w podstawowe wolności obywatelskie, przysługujące mi na mocy Konstytucji. Domagam się wyjaśnienia, dlaczego wydał pan takie rozporządzenie, skoro droga budowana jest z drugiej strony góry?

- Ależ ja nie wydawałem żadnego rozporządzenia na ten temat.

Uznałem, że zaczyna sobie ze mną pogrywać.

- W Urzędzie Dróg i Komunikacji, powiedziano mi, że to rozkaz ministra. - nie dawałem za wygraną.

- Ach tak... pewnie wydał to w takim razie mój asystent, podpisując się moim nazwiskiem.

- Jednakowoż, dalej nie rozumiem w jakim celu zamknięto szczyt.

- Przecież to w ramach przygotowań do mistrzostw, szanowny panie.

Czytam gazety regularnie, co drugi dzień oglądam wiadomości, a mimo to nie mogłem skojarzyć o jakie mistrzostwa chodzi. Poprosiłem ministra o wyjaśnienie.

- No jak to jakie? Jutro rozpoczynają się mistrzostwa świata w wyścigach żuczków Gnojadków na molo w Sopocie.

- Skoro jutro się zaczynają, to dlaczego drogę zaczęto budować dopiero tydzień temu?

- Czas najwyższy...

- W rzeczy samej... - nie wierzyłem własnym uszom – A co w ogóle ma wspólnego nasza góra z zawodami żuczków nad morzem?

- Właściwie to nie wiem. Asystent twierdził, że przyszło polecenie od prezydenta, nakazujące modernizację infrastruktury. Zgłoście się do niego towarzyszu... tfu... obywatelu... cholera jasna... szanowny panie!

- Gdzie mogę go znaleźć?

- W sumie teraz to już nigdzie. Spadł, schodząc z góry po linie trzy dni temu.













...



Wyjechałem do Polinezji.

Poznałem piękne kobiety.

Bóle brzucha ustały.

Wszystko stało się logiczne i sensowne...
Metzengerstein

3
He, he, he, lekko, przyjemnie i zabawnie :) Jak Earth uważam, że mogłeś ciut bardziej rozbudować. Styl masz łagodny, czyta się bez oporów, do tego temat :D Rozwalił mnie tekst o tym, że mistrzostwa już jutro, więc i drogę pasuje zbudować. No i skrzat prezydent na linie <hahaha> Satyra jak się patrzy na pogmatwaną biurokrację, odsyłanie z jednego szczebla do drugiego. Błędy, cóż, powtórzeń kilka i parę nielogicznych lekko konstrukcji.

Generalnie plus :)
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

4
Czyta się bardzo przyjemnie i lekko. Humor, absurd, z tym oniryzmem to raczej mniej niż bardziej Ci się udało, ale efekt jest moim zdaniem bardzo pozytywny.



Napisałeś:



- Dokądże znów to pędzisz młodzieńcze? - odezwał się jakiś głos.

Chyba lepiej by było "Dokąd to znów pędzisz":)



Poza tym kilka literówek, właściwie nic więcej nie rzuca się w oczy.



A żuczek Gnojarek nie Gnojadek, chyba że taki był Twój artystyczny zamiar :)



Pozdrawiam :D
"Człowiek musi mieć w sobie chaos, aby dać życie tańczącej gwieździe"

5
Z grymasem bólu na twarzy
Hmm, nie wiem czy ten fragment mówi sam za siebie. Podpowiem: masz jakieś grymasy na nodze czy brzuchu?



Ogólnie dzisiaj moja miłość jest wszechmocna, więc nie będę się skupiał za bardzo na błędach.



Sadysta z ciebie jest, nie powiem. Jednak nie wspomnę o tym nawet słowem. Bo przecież napisałem, że nie powiem.



Czasem masz dziwny szyk zdań, powodujący zatrzymanie się na chwilę i ustawienie sobie ich trochę inaczej.



Absurdów nie lubię. Chyba dlatego, że są strasznie pokręcone. Cokolwiek napiszesz jest absurdalne, zwłaszcza jak jak zdanie poprzednie nie wiąże się za bardzo z następnym. To proste. Mniejsza o to.



Ogólnie tak sobie. Nie uśmiałem się za bardzo. Pokazałeś w pewnym momencie absurd naszego państwa, ale nie zrobiłeś tego z odpowiednią porcją przypraw i nie smakowało mi przez to za bardzo.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
Opowiadanie nie wzbudziło we mnie jakiś większych emocji, ale kiedy już się zastanowię, to myślę, że było całkiem przyjemnie. Nie był to absurd w stylu "Wstałem dzisiaj rano, ale Koleta ma czerwoną ścierkę. Hej, zostaw to. Pofrunął w stronę gwiazd.", tylko taki z fabułą, sensem, a nawet satyrą. To na plus.



Jak mówili poprzednicy, pojawiło się kilka błędów, były to jednak błędy drobne. Według mnie długość jest w sam raz, nie ma niedosytu ani znużenia. Jest całkiem śmiesznie, ale w tym wszystkim coś przeszkadza... Chyba warsztat. Musisz po prostu go szlifować, bo np. ja nie czerpałem pełnej przyjemności z tekstu, coś mi przeszkadzało (może ten szyk, o którym wspominał Web?).



Dobre zakończenie, które świetnie komponuje się z tytułem. To także na plus.



Podsumowując, było całkiem przyjemnie, ale pewne niedoróbki zabierały część tej przyjemności. Kwestia ćwiczeń. ;)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

7
były latoroślą, także
tak, że ?


Kobieta podczas całej dyskusji nawet nie drgnęła.
Jak na "całą" dyskusję, to trochę krótka ona była...


- Skoro jutro się zaczynają, to dlaczego drogę zaczęto budować dopiero tydzień temu?

- Czas najwyższy...
Hahahahahaha! Dobre :>



Zakończenie dobre. W sumie, to te zakończenie ratuje całość, bo uśmiałem się jak na dobrym skeczu :)



Jednak czegoś mi tutaj brakło... i to nie pomysłu, bo ten jest przedni. Może wykonanie? Może toto za krótkie? Coś tutaj umyka w tym tekście :)



PS: dwie świnie rządzą :>
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

8
Z pewnością nie chodziło Ci o "onirystyczny absurd", a "oniryczny absurd" ;). Plan oniryczny uaktywnia się wtedy, gdy mamy doczynienia ze snem, lub problematyką rozróżnienia jawy od snu, więc teskt musiałby ulec diametralnej zmianie, żeby wpasował się w tą "dyscyplinę" :). Ogólnie nie jest źle, czyta się płynnie, ale jakoś specjalnie nie porywa. Na polu opowiadań absurdalnych masz sporą konkurencję (wspomnę tu tylko świetne teksty Dżuli), więc musisz się bardziej postarać :). Pozdrawiam.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron