Wzgórze przybytku chwalebnego [groza]

1
To będzie dłuższe opowiadanie. Z pewnością jest niedopracowane, proszę jednak o opinię, czy warto zaprzątać sobie tym głowę (i tak mam już całość obyślaną, ale nie wiem czy warto klawiaturę męczyć :P).



Wzgórze przybytku chwalebnego









Narkolepsja jest to zespół chorobowy (dziedziczny, ryzyko zachorowania wśród krewnych jest około 10 razy większe niż w populacji ogólnej) objawiający się niepohamowanymi, napadowymi stanami senności, trwającymi zwykle około 10 - 20 min, najczęściej spowodowany silnymi emocjami (np. radość, strach, podniecenie). Takich ataków jest zazwyczaj kilka w ciągu dnia (średnio co 2-3 godziny).

Przyczyny choroby nie są do końca znane. Prawdopodobnie, powodem zasypiania w ciągu dnia jest brak fazy REM podczas snu dobowego, której braki są nadrabiane podczas ataków narkoleptycznych. Odczuwane jest to jako sen na jawie. Narkolepsji może towarzyszyć tak zwane porażenie przysenne: w okresie przejścia od snu do czuwania przez kilkanaście minut występuje całkowita niezdolność do ruchu i mowy oraz omamy wzrokowe o przerażającej treści. Bardzo często osoby cierpiące na narkolepsję podczas ataku snu w ciągu dnia wszystko słyszą, a gdy mają otwarte oczy – widzą, lecz z powodu porażenia mięśni (katapleksja) nie mogą się poruszać.

Obecnie narkolepsja wiązana jest z brakiem komórek wytwarzających hipokretynę i uważana za chorobę mózgu.



* * *





Czy może się zdarzyć, że urodzi się człowiek całkowicie nieprzystosowany do norm i zasad rządzących światem? Czy zdarzają się jednostki, dla których samo życie jest bólem nie do zniesienia i doskwiera im brak akceptacji od samego początku? Im więcej tego typu pytań zadawał sobie Melchior Wanad, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jest właśnie taką osobą, niechcianą, niepotrzebną. Był człowiekiem-pomyłka.

Historia Melchiora Wanada zaczyna się od depresji, która trwała od dłuższego czasu, a apogeum osiągnęła dość niedawno. Melchior od samego początku był izolowany, wśród rówieśników wzbudzał niechęć samą swoją obecnością. Od przedszkola do zakończenia liceum był niewidzialny. Nie miał znajomych, ale nie przejmował się tym, sam nie czuł się komfortowo w towarzystwie ludzi. Początkowa irytacja względem każdego człowieka przerodziła się w obrzydzenie. Na wszystkie wydarzenia, w jakich uczestniczył patrzył z perspektywy widza. Jego życie toczyło się obok, a on był biernym obserwatorem, myślicielem. Nie umiał okazywać miłości, ponieważ kojarzyła mu się ze tylko ze słabością. Gniew, nienawiść – to były uczucia, które wówczas pokochał. Były intensywne, były inne, a on umiał się z nimi obchodzić jak nikt inny. Umiał je pielęgnować, dbał o nie i z wielką satysfakcją patrzył jak rosną. Patrzył też, jak jego rodzice upodabniają się do całego społeczeństwa, którym gardził. Nigdy nie byli z niego zadowoleni, nigdy nie powiedzieli dobrego słowa, nigdy nie dali mu odczuć, że może na nich liczyć. Najbardziej nienawidził ojca.

Kolejna miłość zrodziła się, gdy Melchior udał się na studia do miasta. Perspektywa dzielenia dziesięciu metrów kwadratowych z drugą osobą była dla niego przerażająca. Przerażający byli ludzie na uczelni, przerażające było samo miasto z tą cała ruchomą masą organicznego kompostu, którą zaczął nazywać ludzi. Wtedy spotkał go cud, błogosławiona chwila, w której odkrył nową miłość, miłość do apteki. Został lekomanem. Nie widział nic złego w pochłanianiu coraz to większych ilości tabletek, bo te sprawiały, że czuł się tak dobrze jak jeszcze nigdy w całym swoim bezcelowym życiu. Czuł spokój i wszechogarniające szczęście, bo mógł w końcu odwiedzać te wszystkie piękne miejsca ze swoich snów. Z dziesięciu metrów kwadratowych robiła się przepiękna, soczyście zielona polana, lub las pełen olbrzymich drzew, przy których sekwoje nabawiłyby się masy kompleksów. Już nic nie miało znaczenia, ważne były tylko medykamenty, dzięki którym mógł uciec. Niestety, pewnego dnia obudził się w dużo większym pomieszczeniu.

Po otwarciu oczu ujrzał bolesną, kłującą białość. – Nie żyję? – pomyślał. – To jednak nie była śmierć. Zaczął przyzwyczajać się do tej białości, raz po raz otwierając powieki na krótką chwilę. Powoli docierały do niego szczegóły, takie jak dziwny, systematyczny dźwięk wydobywający się z jakiegoś urządzenia po prawej stronie, stalowe poręcze dookoła łóżka, w którym leżał, różne rurki wychodzące z jego rąk i ten specyficzny zapach. Po przeanalizowaniu całej sytuacji doszedł do jedynego, słusznego wniosku. Był w szpitalu. Za wielką szybą widział matkę z zaczerwienionymi i podkrążonymi oczami, ojciec stał z tyłu i rozmawiał z lekarzem. Melchior chciał wstać, ale nagle zrobiło się ciemno. Zasnął.

Diagnoza lekarska wymusiła diametralną zmianę trybu życia. Okazało się, że zmiany w mózgu, spowodowane kilkunastokrotnym przekroczeniem zalecanej dawki leku, zaburzyły jego funkcjonowanie. Melchior Wanad stał się narkoleptykiem.

Miasto nie jest dobrym miejscem dla osoby chorej na narkolepsję, samo w sobie jest czymś prostym, męczącym i duszącym. Melchior przerwał studia, nie tylko ze względu na chorobę, przede wszystkim nie mógł już patrzeć na uczelnie i te wszystkie osoby, z którymi uczęszczał na zajęcia. Pory dnia przestały wyznaczać czas snu, ten rządził się własnymi, brutalnymi zasadami. Budził się w różnych miejscach, często słyszał tych, którzy go okradali, czasem nawet ich widział jednak, gdy ataki kataplektyczne mijały, było już za późno. Granica między jawą a snem nie istniała, rodzina i wszystko, co go otaczało było jakby na drugim planie. Niezauważalne, niepotrzebne. Lekarstwa nie pomagały, bo nie ma przecież doskonałego remedium na legalnym rynku. Wtedy pojawiła się kolejna miłość – amfetamina. żaden lek nie mógł jej dorównać, była doskonała. Melchior zaczął doceniać życie, które kiedyś już przecież miał, znowu czuł szczęście. Co z tego, że ogólnie podupadał na zdrowiu? Miał niemiłosiernie podkrążone oczy, był na skraju wyczerpania, ale był szczęśliwy. Jedynym cierniem, który był wbity w jego wątłe ciało, było miasto. Wtedy właśnie, do Melchiora Wanada przyszedł tajemniczy list.

List ów był napisany w niezwykle chaotyczny sposób. Nadawcą był stróż nocny z prewentorium znajdującego się na południu Polski, pisał w nim o stryju Melchiora, który rzekomo był dyrektorem owego zakładu, lecz nieoczekiwanie zmarł na zawał serca. Ostatnim życzeniem stryja było doprowadzenie przez Melchiora placówki do końca działalności, czyli przez kolejne dwa miesiące. Do listu była dodana karta z historią zakładu, a także mapa z zaznaczoną trasą dojazdu. Budynek wcześniej pełnił rolę dworu. Ostatnimi dziedzicami byli Eligiusz i Edmund Kornowscy, którzy umarli bezpotomnie. Starszy z nich – Eligiusz zapisał w testamencie cały majątek (ziemie i budowle) na rzecz Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności. Zmarł on w 1894 r. Edmund natomiast otrzymał majątek w Wojaszkowie, który zaraz został sprzedany dla pokrycia wierzytelności zaciągniętych w Paryżu. Po śmierci brata, Edmund próbował podważyć wiarygodność testamentu, ale w każdym z sądów wyroki były dla niego niekorzystne. Stąd też dobra dziedziców Koronowskich przeszły na własność Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności dopiero w 1904 r. po śmierci Edmunda.

Po generalnym remoncie w pałacu znalazł swoją siedzibę szpital dla ubogich. Szpital ten przetrwał do 1949 r., kiedy to powstało Państwowe Prewentorium Przeciwgruźlicze.

W 1972 r. przeprowadzono remont kapitalny pałacu. Zabytkowy drewniany dworek przeniesiony został do Kazimierza Dolnego. W 1979 r. decyzją Wojewody Tarnobrzeskiego powołany został do życia Dom Pomocy Społecznej dla dzieci upośledzonych umysłowo. W 1990r otrzymał on imię hr. Eligiusza Koronowskiego.

Szczegóły dotyczące zadań, jakie miały być powierzone Melchiorowi byłyby wyjaśnione na miejsc. W liście wspomniano także o wychowankach, których zostało tylko jedenaścioro. Nie podano żadnej charakterystyki osób, powołując się na zakaz przesyłania kopii owych dokumentów.

Wiadomość wywarła niemałe wrażenie nie tylko na Melchiorze, ale także na jego rodzicach. Całość była niejasna, informacje ogólne, a historia ośrodka wrzucona jakby na siłę żeby podkreślić prawdziwość i powagę zaistniałej sytuacji. Jednak w umyśle Melchiora perspektywa opuszczenia toksycznego miasta, choćby na dwa miesiące, zostawienia tego wszystkiego za sobą i wyjechania do historycznego dworku na zalesionym odludziu, była niezwykle zachęcająca.

Pomimo protestów i ogólnej dezaprobaty ze strony rodziny, 14 sierpnia Melchior Wanad wsiadł do autobusu udającego się do zapomnianej miejscowości na południu Polski, żeby na dwa miesiące zamieszkać w prewentorium znajdującym się na wzniesieniu, które w liści nazywane było Wzgórzem przybytku chwalebnego.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

2
Miał niemiłosiernie podkrążone oczy, był na skraju wyczerpania, ale był szczęśliwy. Jedynym cierniem, który był wbity w jego wątłe ciało, było miasto. Wtedy właśnie, do Melchiora Wanada przyszedł tajemniczy list.

List ów był napisany w niezwykle chaotyczny sposób. Nadawcą był stróż nocny z prewentorium znajdującego się na południu Polski, pisał w nim o stryju Melchiora, który rzekomo był dyrektorem owego zakładu, lecz nieoczekiwanie zmarł na zawał serca. Ostatnim życzeniem stryja było doprowadzenie przez Melchiora placówki do końca działalności, czyli przez kolejne dwa miesiące. Do listu była dodana karta z historią zakładu, a także mapa z zaznaczoną trasą dojazdu.
Masa wszelkiego rodzaju potknięć, ale skoro to wersja robocza, są rzeczą naturalną. Jeśli liczyłeś po cichu, że nawet gdy tekst się nie spodoba, to zgarniesz laury za babola miesiąca, a może i roku <optymizm autorów przekracza niekiedy wszelkie granice :D > musisz się bardziej postarać.


proszę jednak o opinię, czy warto zaprzątać sobie tym głowę (i tak mam już całość obyślaną, ale nie wiem czy warto klawiaturę męczyć ).
Więc uważasz nas za jasnowidzów? A skąd, u licha ciężkiego, mamy wiedzieć, co zrobisz dalej z tym tekstem?! Może poprawisz błędy i zaserwujesz asa w postaci porywającej fabuły z zakończeniem godnym Deavera? A może będziesz smęcił jak niedopity koleś w tramwaju, który namiętnie potrzebuje słuchaczy?



Twoje wcześniejsze teksty znamionują talent i wyobraźnię. Aktualny posiada duży potencjał fabularny. Więc nie zadawaj oczywistych pytań :evil: tylko siadaj do klawiatury. Pokaż nam całość, dopracowaną i zamkniętą, a wtedy możesz na nas liczyć... :>



Trzymaj się!

3
Chciałem szybko pokazać ogólny zarys opowiadania. Wiem, że jest tu masa powtórzeń, ale tekst pisałem wczoraj w nocy... wiem, że powinienem go dopracować przed zamieszczeniem na forum ale... musiałem się dowiedzieć, czy historia jest ciekawa, czy intryguje i czy nie jest kalką czegoś, co umknęło mojej uwadze :).







Nie będe ukrywać, że po cichu liczyłem na tego babola :wink: .
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

4
Kurde no... przyznaj sie, wziales od IPN-u moje akta... im glebiej w tekst tym bardziej bylem zaskoczony jak wiele faktow do mnie pasuje (ale nie mam narkolepsji :P). Nie wiem czy bede w stanie dac obiektywna ocene :P. To by mogla byc swietna historia o dramacie mlodego czlowieka, ktoremu nagle poprzewracalo sie zycie, ale widze ze groze chcesz z tego zrobic wiec pewnie ten dworek bedzie nawiedzony czy cos innego dziwnego w nim bedzie. Szkoda, no mozna i tak ale ja generalnie lubie obyczaje, a z tego wyszedl by i to nie waski. W kazdym razie po raz kolejny czytam cie z przyjemnoscia, a to wiele znaczy. Raz ze lekko i przyjemnie, dwa - nie sa to teksty totalnie puste, wyprane z emocji, infantylne. Moze sie na tym nie skupiaja, ale pewne problemy poruszaja... mysle ze za pare lat bedziesz to robil sprawniej. Nie jest latwo polaczyc przyjemnosc czytania z przekazem (wez przyklad chociazby z Nagiego Lunchu, jest tam wszystko o narkotykach, o czyms mowi, ale w nielatwy sposob).
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

5
Opowiadanie nie musi być obyczajem, żeby poruszać trudną problematykę. Groza moim zdaniem otwiera drzwi dla intensywniejszych doznań, zastosowania subtelnej, aczkolwiek ważnej symboliki. Nie potrzebowałem wglądu do jakichkolwiek akt, żeby opisać bezcelowy żywot mizantropa, którym poniekąd jestem :).
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

6
Moja ocenka tekstu:

Akcja z czase się rozkręca, ale może za wolno?

Powiem szczerze, że trochę sie nudziłem czytając ten tekst, ale to pewnie dlatego, że przezwyczajony jestem do dynamicznego fantasy itp. ;)

Jednak zafascynowal mnie ten moment, kiedy opisywane było to co było po tym jak Melchior "stał się narkoleptykiem. "



A na koniec tej małowyczerpujacej oceny, cos na dobicie:
które w liści nazywane było Wzgórzem przybytku chwalebnego.
Miało być w liście?

Pozdr.

7
No i co ja mam z Tobą zrobić?


Chciałem szybko pokazać ogólny zarys opowiadania. Wiem, że jest tu masa powtórzeń, ale tekst pisałem wczoraj w nocy... wiem, że powinienem go dopracować przed zamieszczeniem na forum ale... musiałem się dowiedzieć, czy historia jest ciekawa, czy intryguje i czy nie jest kalką czegoś, co umknęło mojej uwadze .




Muszę Cię ochrzanić, bo mi ręce opadają. Nie róbcie takich rzeczy. Naklepałem w klawiaturę, a wy przebrnijcie przez to i tak dalej. Pomysł ma potencjał, ale jak napisał Jacek, nie możesz traktować nas jak wyroczni.



Uwaga ode mnie - postaraj się mniej relacjonować. Mówisz mi o bohaterze, a ja wolałabym przyjrzeć się co robi, jak mówi i wtedy sama zadecyduję, czy go w ogóle lubię.

Na ten moment opowieść jest nijaka. Daj gościowi pole do popisu.



Powtórzę - pomysł podoba mi się, ale wykonanie już mniej.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”