Witam! już się przedstawiłem, więc moge chyba coś dodać? To ma być horror, podobny do "Carrie" S.Kinga
„Nie pozwolisz, by wiedźma żywą pozostała.
Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty
Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami.”
Księga Wyjścia 22, 17-23
Prolog
Witch Hill. Miasto położone w górach, piękne, ulokowane między rozległym jeziorem i ogromnym, stromym masywem górskim. Miasto odcięte od świata, które przyciągałoby turystów, gdyby ci o tym wiedzieli. Mieszkańcy żyją spokojnie, po staremu. Na pierwszy rzut oka wydają się grupą miłych, uprzejmych ludzi. Pozory jednak mogą mylić…
***
Laura nie chciała wyjeżdżać z Miami. Tym bardziej, że opuszczała tą wielką, piękną metropolię w samym środku szkoły średniej, kiedy była już zaprzyjaźniona ze wszystkimi. Każdy ją lubił. W szkole była jedną z najlepszych uczennic. Miała zdolności aktorskie, od czasu do czasu dostawała rolę w pobliskim, małym teatrze. A teraz wyjeżdżała do jakiejś zapyziałej dziury z upiorną nazwą Witch Hill.
Laura była piękną, wysoką siedemnastolatką o gęstych, długich srebrnych włosach oraz intensywnie lazurowych oczach, które były wręcz lodowate. Jej urodę dopełniała szczupła sylwetka i wysoki wzrost. Laura była jedną z osób odznaczających się nieprzeciętną inteligencją i miłym charakterem. Od pierwszej rozmowy można ją było polubić.
Laura nie znała swoich rodziców. Teraz, właśnie dlatego wyjeżdżała z Miami, aby ich poznać. Niedawno dostała list od swojej matki. Dziwne, że dopiero po tylu latach. Mama powiedziała jej w liście, aby przyjeżdżała do Witch Hill, do miasta, w którym się urodziła i wychowała jej matka. Po przyjeździe Laury mama miała jej wszystko wyjaśnić. Laura jechała tam z mieszanymi uczuciami.
Siedziała w pociągu, była już blisko Witch Hill. Przy sobie miała walizkę i torebkę. Katem oka widziała dwie starsze kobiety, które co chwilę się na nią patrzyły. Ukradkiem spojrzała na nie, a one szybko odwróciły wzrok. Laura przysłuchała się ich rozmowie. Myślały, że mówią szeptem, ale jak to często u starszych pań bywa, myliły się. Słyszała tylko urywki rozmowy, ale to jej wystarczyło.
-… wygląda jak czarownica…
-… straszne, straszne…
-… przeklęte nasienie, jak takie coś może jechać do Witch Hill…
Laura przestała słuchać ich rozmów. To, co usłyszała bardzo ją zaszokowało. Takich słów można się było spodziewać w średniowieczu, ale nie w dwudziestym pierwszym wieku, w dobie nauki i komputerów. One mówiły jak zabobonne, stare i zgrzybiałe dewotki.
Teraz, kiedy Laura o tym myślała pociąg zbliżał się do Witch Hill. Był dwudziesty piąty marca, godzina dziewiętnasta czterdzieści cztery.
Część I
Tabula rasa
1.
Laura zauważyła na dworcu wysoką kobietę o czarnych, krótko obciętych włosach. Kobieta była szczupła, w wieku około pięćdziesięciu lat. Jej twarz poorana była zmarszczkami, ale widać było na niej ślad dawnej urody. Kobieta, ubrana w długi, czarny płaszcz trzymała w ręku purpurowy, przepiękny kwiat. Laura rozpoznała swoja matkę. Podeszła do niej nieśmiało. Nie wiedziała jak się zachować.
- Lauro, wyrosłaś na piękną damę – rzekła matka
- Czemu tak późno zechciałaś mnie zobaczyć? – zdziwiła się Laura z nutką nagany w głosie.
Matka zasępiła się i powiedziała cicho:
- Niedługo się dowiesz. Teraz chodźmy do domu.
Laura i matka poszły w stronę centrum Witch Hill. Było to dość duże miasteczko. Za dworcem znajdowała się „dzielnica” handlowa z masą małych sklepików wciskanych na siłę w różne miejsca. Ulice były szerokie i czyste. Za sklepami Laura zauważyła coraz bardziej powiększające się budynki. Były to różne siedziby użyteczności publicznej. Jedna z nich była teatrem.
Za dzielnicą handlową Lura zauważyła trzy wielkie budynki. Jeden z nich był szkołą, do której miała przyjść za dwa dni. Dwa pozostałe to: rozległa hala sportowa i zabytkowy pałac.
Dalej ciągnęły się małe domki jednorodzinne, wille i duże bloki mieszkalne. Nad wszystkim górował ogromny, ceglany kościół. Laura i matka przeszły aż na przedmieścia Witch Hill, do małego domku, w którym od dzisiaj będą mieszkać razem. Domek spodobał się Laurze: był to niski, parterowy budynek z niebieskim dachem i zielonymi ścianami. Otoczony był niewielkim ogrodem otoczonym płotem z pomalowanego na biało drewna. Od furtki do drzwi domu ciągnęła się wąska droga wykonana z kostki jasnego koloru.
Mama poprowadziła Laurę po tej dróżce. Weszły do domu. Znalazły się w żółtym, wąskim przedpokoju. Przy jednej ścianie stała staroświecka komoda, a dalej mieściły się drzwi od łazienki i kuchni. Po przeciwnej stornie znajdował się salon, sypialnia mamy i wolny pokój, mający być sypialnią Laury.
Kuchnia i łazienka były duże i przestronne. W łazience znajdowała się ogromna wanna i schludny klozet. Kuchnia były okolona czystymi półkami na których ciągnęły się przeróżne kuchenne sprzęty. Na ziemi, koło wejścia stały obok siebie lodówka i zmywarka do naczyń. I kuchnia, i łazienka są turkusowe.
Salon, równie piękny jak reszta domu, pomalowany był na pomarańczowy, ciepły kolor. Wszystkie meble były dobrane kolorystycznie. Duża, rogowa kanapa ustawiona była przed telewizorem, a po prawej stornie od niej znajdowały się półki z książkami.
Sypialnia mamy była oszczędnie umeblowana. Znajdowało się tu tylko małe łóżko i szafa na ubrania.
Za to pokój Laury był najpiękniejszym chyba pokojem w całym domu. Pomalowany na wrzosowy kolor, na podłodze leżał fioletowy dywan, po prawej stornie od drzwi mama umieściła rozległe łóżko w kształcie półkola. Pod ścianami znajdowały się szafa na ubrania i szafa na książki. Pod oknem było biurko.
Laura nie mogła opisać mamie swojego szczęścia. Cieszyła się, że wreszcie mieszka w normalnym domu, do tego z rodzoną matką, o której myślała, że nie istnieje, ale była również smutna i przerażona, czemu mama napisała do niej dopiero niedawno, po siedemnastu latach od jej narodzin.
Kiedy Laura wreszcie poszła spać po długim i meczącym dniu była szczęśliwa. Poznała mamę dobrze. Obie opowiedziały nawzajem o sobie dużo, a Laura nie poruszała problemu czasu.
Był dwudziesty piąty marca, godzina dwudziesta druga dwadzieścia jeden.
***
Następnym dniem po przyjeździe była sobota. Wtedy Laura i mama poszły przejść się po mieście. Witch Hill nie było wcale takie małe jak mogła się wydawać na pierwszy rzut oka. Dzielnica mieszkalna była ogromna, oczywiście nie tak duża jak w Miami. Laura namówiła mamę, żeby wybrały się do sklepów.
Znalazła tam dużo ciekawych przedmiotów, których było pełno w Miami; znajdowały się tam sklepy z ubraniami, butami i oczywiście, co najbardziej Laurę zainteresowało sklepy z książkami. Niedaleko księgarni stał wielki budynek biblioteki miejskiej. Zapisała się tam i od razu wypożyczyła kilka książek.
Następnie mama oprowadziła Laurę po centrum. Oczywiście dziewczynę najbardziej zaciekawił teatr. Matka postanowiła, że muszą iść kupić Laurze podręczniki do szkoły, co też zrobiły. Obie obładowane ciężkimi pakunkami wróciły do domu.
Po południu zjadły pysznego, ostro przyprawionego kurczaka, którego mama specjalnie dla Laury przygotowała. Już do wieczora siedziały razem w domu plotkując i oglądając telewizję. W chwili zaśnięcia Laura cieszyła się, że poznała matkę, ale jednocześnie przeczuwała zbliżające się zagrożenie, które przychodziło podczas wchodzenia w głębszą fazę snu. Laura nie zwracała na to uwagi. Był dwudziesty szósty marca, godzina dwudziesta trzecia.
***
W niedzielę mama wyznawała zasadę: „żadnej pracy, jak Pan Bóg przykazał”. Laurze bardzo to odpowiadało, więc cały dzień znów przesiedziała z mamą. Zapoznała się trochę ze swoimi nowymi podręcznikami. Ich program był identyczny jak w jej starej szkole, w Miami, za którą wcale nie tęskniła. Nie widziała, że już niedługo się to całkiem zmieni. Miała kłopoty z zaśnięciem, gdyż następnego dnia miała iść do nowej szkoły i poznać nowych kolegów. Był dwudziesty siódmy marca.
Trochę to długie na razie 18 stron w Wordzie mam reszte moze później wrzucę?
2
Dobra. Jak horror (oby nie gramatyczny) - to coś dla mnie
Ale przeraża mnie, gdy ktoś pisze:


Jeżeli coś jest ważne - wspominaj o tym. Reszta to bohaterowie i fabuła.Tutaj mam do czynienia z szarą bryłą tekstu, która mnie usypia.
Zieje nudą, wrzucasz masę pierdół, przez co nie czuję klimatu. W kółko podajesz datę, czasem godzinę - ok. Może to jakaś sztuczka, ale to krótki fragment, a już zaczęła mnie wkurzać. Było sporo okazji do przedstawienia psychiki Laury, lecz... no cóż, raczej gówno się o niej dowiedziałem. Więcej o domu, w którym ma żyć.
Na początku kilka akapitów zaczynasz od "Laura". Może to być zagranie, ale raczej odnoszę wrażenie, że to przypadkowy - a co z tym idzie, przykry efekt. Styl chaotyczny. Krótkie zdania i masa szczegółów, do których poprzylepiałeś odmiany słowa "być". Naliczyłem się chyba z trzydzieści sztuk, a i tak pomijałem niektóre, które można uznać za konieczne.
Choć w pisarstwie nic nie jest konieczne.
Ja traktuję częste używanie "być" w różnych formach za oznakę przegrywania walki z tekstem. Zauważ, że gdy używasz tego słowa, musisz podać daną cechę prosto pod nos czytelnika. Idziesz na łatwiznę, po prostu wymieniasz szczegóły. Wspominasz na początku, że wzorujesz się na Kingu. Stephen powiedział (napisał) kiedyś:
Zabieg podobny do wyrywania chwastów. Zauważ, że chwasty mają czasem całkiem ładne kwiaty, więc mogą wydawać się przydatne. Upiększają ogród?
W praktyce gówno prawda, bo wszystko zdycha, bo wysysają soki z otoczenia
Zdecyduj się. Albo mówisz mi o dziewczynie, albo biadolisz o układzie ulic, wyposażeniu wnętrz i tym podobnych. Nie biorę do ręki książki z założeniem "przeczytam o pewnej rzeczy... miejscu...". Chcę czytać o ludziach i sądzę, że nie jestem sam w tym pragnieniu.
Np. Ten akapit:
1) budujesz pozornie stabilny mur codziennego życia
2) powolutku go burzysz, a czytelnik zastanawia się, kiedy wszystko poleci na łeb... i dlatego sięga po kolejne strony tekstu.
Tym akapitem uśpiłeś mnie. Miałem ochotę skończyć, ale doczytałem dalej.
Skoro piszesz o miasteczku, w którym dzieje się coś złego - POKAż TO. Pokazać to nie to samo, co opisać. Oczywiście - opis to narzędzie pisarza, ale możesz patrzeć nań w różny sposób. Im mniej łopatologii tym lepiej. Spróbuj filmowych wstawek. Wspominaj o przeszłości bohaterów. Opisuj niektóre sceny do niej należące jakby działy się teraz, a potem nagle urywaj je i kończ miasteczku...
To jeden ze sposób na ukazanie zamyślenia, zakłopotania, alienacji. Dziewczyna jest przecież w nowym, obcym miejscu. Matka też jest dla niej obca.
POKAż TO.
Cieszę się, że lubisz teksty Kinga, ale skoro należysz do grona wielbicieli - spożytkuj to. Przyglądaj się dokładniej akapitom jego książek. Czasem trudno jest coś zauważyć, ale warto.
Nie poddawaj się.
Serwus!

W zamierzeniu podobny do tekstu Kinga? No mam nadzieję, że nie żyjesz w twierdzeniu, że będzie dobry, jeśli będzie podobny. W ogóle lepiej nie jest planować jakichś podobieństw... ale dobra, nie będę jęczał na razieTo ma być horror, podobny do "Carrie" S.Kinga

Moim zdaniem - beznadziejna zagrywka. Już na wstępie pozbawiasz mnie jakiegoś zaskoczenia. Spoko, zanotowałem, że z tymi ludźmi jest coś nie tak...Mieszkańcy żyją spokojnie, po staremu. Na pierwszy rzut oka wydają się grupą miłych, uprzejmych ludzi. Pozory jednak mogą mylić…
Powtórzenie.(...) kiedy była już zaprzyjaźniona ze wszystkimi. Każdy ją lubił. W szkole była jedną z najlepszych uczennic.
Laura była, Laura była, Laura była... i:Laura była piękną, wysoką siedemnastolatką o gęstych, długich srebrnych włosach oraz intensywnie lazurowych oczach, które były wręcz lodowate. Jej urodę dopełniała szczupła sylwetka i wysoki wzrost. Laura była jedną z osób odznaczających się nieprzeciętną inteligencją i miłym charakterem.
Mhm.Od pierwszej rozmowy można ją było polubić.
SWOJEJ -> do wywalenia.Niedawno dostała list od swojej matki.
Pierwsza mama - do wywalenia. Drugą możesz zamienić na babcię Laury. Trzecią - wywalić w cholerę.Mama powiedziała jej w liście, aby przyjeżdżała do Witch Hill, do miasta, w którym się urodziła i wychowała jej matka. Po przyjeździe Laury mama miała jej wszystko wyjaśnić.
Zazębienie podmiotów. Słowa mówiły, babki mówiły?Takich słów można się było spodziewać w średniowieczu, ale nie w dwudziestym pierwszym wieku, w dobie nauki i komputerów. One mówiły jak zabobonne, stare i zgrzybiałe dewotki.
Nie mam pojęcia, po co mnie o tym informujeszTeraz, kiedy Laura o tym myślała pociąg zbliżał się do Witch Hill. Był dwudziesty piąty marca, godzina dziewiętnasta czterdzieści cztery.

Opis schematyczny i mało błyskotliwy, zresztą jeszcze o tym wspomnę. żeś się uparł, Autorze, na używanie słowa różnych odmian słowa "być". Argh.Laura zauważyła na dworcu wysoką kobietę o czarnych, krótko obciętych włosach. Kobieta była szczupła, w wieku około pięćdziesięciu lat. Jej twarz poorana była zmarszczkami, ale widać było na niej ślad dawnej urody.
Wiesz w czym problem. Później Ci coś więcej na ten temat powiem...Laura i matka poszły w stronę centrum Witch Hill. Było to dość duże miasteczko. Za dworcem znajdowała się „dzielnica” handlowa z masą małych sklepików wciskanych na siłę w różne miejsca. Ulice były szerokie i czyste. Za sklepami Laura zauważyła coraz bardziej powiększające się budynki. Były to różne siedziby użyteczności publicznej. Jedna z nich była teatrem.
Za dzielnicą handlową Lura zauważyła trzy wielkie budynki. Jeden z nich był szkołą, do której miała przyjść za dwa dni.
(...)
Domek spodobał się Laurze: był to niski, parterowy budynek z niebieskim dachem i zielonymi ścianami. Otoczony był niewielkim ogrodem otoczonym płotem z pomalowanego na biało drewna.
(...)
Kuchnia i łazienka były duże i przestronne. W łazience znajdowała się ogromna wanna i schludny klozet. Kuchnia były okolona czystymi półkami na których ciągnęły się przeróżne kuchenne sprzęty.
(...)
Salon, równie piękny jak reszta domu, pomalowany był na pomarańczowy, ciepły kolor. Wszystkie meble były dobrane kolorystycznie. Duża, rogowa kanapa ustawiona była przed telewizorem, a po prawej stornie od niej znajdowały się półki z książkami.
Sypialnia mamy była oszczędnie umeblowana.
Czuję się, jakbym czytał reklamę jakiegoś dekoratora wnętrz. Zasypujesz mnie przyimkami, mówisz, gdzie co stoi, jak wygląda, lecz... po co? Co jeszcze? Podasz mi gęstość drewna, głębokość szaf i wysokość rachunków za prąd?Za to pokój Laury był najpiękniejszym chyba pokojem w całym domu. Pomalowany na wrzosowy kolor, na podłodze leżał fioletowy dywan, po prawej stornie od drzwi mama umieściła rozległe łóżko w kształcie półkola. Pod ścianami znajdowały się szafa na ubrania i szafa na książki. Pod oknem było biurko.

Zbyt rozbudowane zdanie.Cieszyła się, że wreszcie mieszka w normalnym domu, do tego z rodzoną matką, o której myślała, że nie istnieje, ale była również smutna i przerażona, czemu mama napisała do niej dopiero niedawno, po siedemnastu latach od jej narodzin.
Em... zła odmiana.Witch Hill nie było wcale takie małe jak mogła (...)
Mają teatr? No to raczej spora mieścina musi być, a nie jakaś wiocha na odludziu czy zurbanizowana osada ;POczywiście dziewczynę najbardziej zaciekawił teatr.
Trochę zły szyk słów odnośnie Laury, przygotowania i kurczaka.Po południu zjadły pysznego, ostro przyprawionego kurczaka, którego mama specjalnie dla Laury przygotowała.
Zieje nudą, wrzucasz masę pierdół, przez co nie czuję klimatu. W kółko podajesz datę, czasem godzinę - ok. Może to jakaś sztuczka, ale to krótki fragment, a już zaczęła mnie wkurzać. Było sporo okazji do przedstawienia psychiki Laury, lecz... no cóż, raczej gówno się o niej dowiedziałem. Więcej o domu, w którym ma żyć.
Na początku kilka akapitów zaczynasz od "Laura". Może to być zagranie, ale raczej odnoszę wrażenie, że to przypadkowy - a co z tym idzie, przykry efekt. Styl chaotyczny. Krótkie zdania i masa szczegółów, do których poprzylepiałeś odmiany słowa "być". Naliczyłem się chyba z trzydzieści sztuk, a i tak pomijałem niektóre, które można uznać za konieczne.
Choć w pisarstwie nic nie jest konieczne.
Ja traktuję częste używanie "być" w różnych formach za oznakę przegrywania walki z tekstem. Zauważ, że gdy używasz tego słowa, musisz podać daną cechę prosto pod nos czytelnika. Idziesz na łatwiznę, po prostu wymieniasz szczegóły. Wspominasz na początku, że wzorujesz się na Kingu. Stephen powiedział (napisał) kiedyś:
Musisz dokonać wyboru, selekcji. To jest dla mnie ważne, a to nie. To muszę powiedzieć czytelnikowi, a to nie.(...) jedną z podstawowych zasad dobrej prozy jest reguła, żeby nigdy nie mówić o czymś, co można pokazać.
Zabieg podobny do wyrywania chwastów. Zauważ, że chwasty mają czasem całkiem ładne kwiaty, więc mogą wydawać się przydatne. Upiększają ogród?
W praktyce gówno prawda, bo wszystko zdycha, bo wysysają soki z otoczenia

Np. Ten akapit:
Zgoda, King często pisze o typowych, mało ciekawych rzeczach (np. mechanizmy miasteczek, skoro o miasteczkach mowa. No wiesz - ukazuje, jak gościu pakuje coś do furgonu i ociera spocone czoło, jak dziewczyna za ladą w sklepie wzdycha pod nosem, bo chciałaby zobaczyć swojego chłopaka, a staruch mieszkający na wzgórzu znów targa śmierdzącą torbę, w której cholera wie, co jest). W takie wzmianki o nużących czynnościach można wplatać wątpliwości i lęki bohaterów. Wtedy:Następnym dniem po przyjeździe była sobota. Wtedy Laura i mama poszły przejść się po mieście. Witch Hill nie było wcale takie małe jak mogła się wydawać na pierwszy rzut oka. Dzielnica mieszkalna była ogromna, oczywiście nie tak duża jak w Miami. Laura namówiła mamę, żeby wybrały się do sklepów.
Znalazła tam dużo ciekawych przedmiotów, których było pełno w Miami; znajdowały się tam sklepy z ubraniami, butami i oczywiście, co najbardziej Laurę zainteresowało sklepy z książkami. Niedaleko księgarni stał wielki budynek biblioteki miejskiej. Zapisała się tam i od razu wypożyczyła kilka książek.
Następnie mama oprowadziła Laurę po centrum. Oczywiście dziewczynę najbardziej zaciekawił teatr. Matka postanowiła, że muszą iść kupić Laurze podręczniki do szkoły, co też zrobiły. Obie obładowane ciężkimi pakunkami wróciły do domu.
Po południu zjadły pysznego, ostro przyprawionego kurczaka, którego mama specjalnie dla Laury przygotowała. Już do wieczora siedziały razem w domu plotkując i oglądając telewizję. W chwili zaśnięcia Laura cieszyła się, że poznała matkę, ale jednocześnie przeczuwała zbliżające się zagrożenie, które przychodziło podczas wchodzenia w głębszą fazę snu. Laura nie zwracała na to uwagi. Był dwudziesty szósty marca, godzina dwudziesta trzecia.
1) budujesz pozornie stabilny mur codziennego życia
2) powolutku go burzysz, a czytelnik zastanawia się, kiedy wszystko poleci na łeb... i dlatego sięga po kolejne strony tekstu.
Tym akapitem uśpiłeś mnie. Miałem ochotę skończyć, ale doczytałem dalej.
To dla przykładu mógłbyś rozbudować. Rzucić czytelnikowi pod nos kilka kartek wyrwanych z kronik miasta. Mogą być wydziabane krwią, zmięte... a potem prześwituje przez nie słońce. A potem czytelnik widzi, że niesie je wiatr. Obok przejeżdża samochód. Mija drogowskaz z nazwą miasteczka. Kierowca może słuchać jakiejś wesołej piosenki, niech czytelnik ją usłyszy i w tym czasie widzi, jak dzieciaki bawią się na ulicach, jak ktoś robi zakupy. Ale niech każdy ma wzrok sięgający gdzieś dalej. Ta osoba jest zamyślona, ta się śpieszy. Ta tylko udaje, że czyta gazetę, a potem zapala papierosa i zamyka za sobą drzwi. Potem wygląda ukradkiem przez okno.
Witch Hill. Miasto położone w górach, piękne, ulokowane między rozległym jeziorem i ogromnym, stromym masywem górskim. Miasto odcięte od świata, które przyciągałoby turystów, gdyby ci o tym wiedzieli. Mieszkańcy żyją spokojnie, po staremu. Na pierwszy rzut oka wydają się grupą miłych, uprzejmych ludzi. Pozory jednak mogą mylić…
Skoro piszesz o miasteczku, w którym dzieje się coś złego - POKAż TO. Pokazać to nie to samo, co opisać. Oczywiście - opis to narzędzie pisarza, ale możesz patrzeć nań w różny sposób. Im mniej łopatologii tym lepiej. Spróbuj filmowych wstawek. Wspominaj o przeszłości bohaterów. Opisuj niektóre sceny do niej należące jakby działy się teraz, a potem nagle urywaj je i kończ miasteczku...
To jeden ze sposób na ukazanie zamyślenia, zakłopotania, alienacji. Dziewczyna jest przecież w nowym, obcym miejscu. Matka też jest dla niej obca.
POKAż TO.
Cieszę się, że lubisz teksty Kinga, ale skoro należysz do grona wielbicieli - spożytkuj to. Przyglądaj się dokładniej akapitom jego książek. Czasem trudno jest coś zauważyć, ale warto.
Wrzucaj, wrzucaj, Bywa, że ja pakuję na forum większe (po 20 - 30 stron?) cysterny.Trochę to długie na razie 18 stron w Wordzie mam reszte moze później wrzucę?
Nie poddawaj się.

Serwus!
5
To wrzucam
2.
W poniedziałek obudziła się o szóstej rano. Ubrała się w błękitną sukienkę, sięgającą prawie do kolan. W Witch Hill o tej porze roku było ciepło. Laura zjadła pośpiesznie śniadanie i z turkusową torebką naładowaną zeszytami ruszyła do szkoły.
Wkraczając do budynku czuła się trochę niepewnie. Nikogo tu nie znała, bała się, że się nie odnajdzie w tym środowisku. W hallu otoczył ją tłum nowych i obcych twarzy. Podeszła do swojej szafki, której numer dostała od mamy. Otworzyła ja i zobaczyła schludną i przestronną ciemną przestrzeń. Włożyła tam niepotrzebne rzeczy i ruszyła do klasy, w której za dziesięć minut miała mieć lekcje.
Nie zauważyła, że niektórzy oglądali się za nią na korytarzu i ze zdziwieniem patrzyli na jej włosy.
Sala znajdowała się na drugim piętrze. Na szczęście szybko ją odnalazła i nie musiała pytać się nikogo o drogę. Przed klasą kłębił się tłum uczniów. Stanęła przy ścianie, oddalona trochę od reszty. Przyjrzała się nowym kolegom i koleżankom. Byli wśród nich trzej przystojni młodzieńcy i grupa ładnych dziewczyn. Gdyby Laura je znała na pewno przebywałaby teraz w ich towarzystwie. Nie lubiła jednak szybko zawierać znajomości, więc trzymała się na uboczu. Nie zauważyła żadnego loosera, który stałby w znacznym oddaleniu od reszty. Nagle zadzwonił dzwonek i wszyscy naraz zaczęli pchać się do klasy.
Po kilku minutach wszedł nauczyciel. Był to siwiejący, przysadzisty starszy pan z rzadkimi włosami. Laura usiadła w wolnej środkowej ławce. Mężczyzna zajął miejsce przy biurku i zaczął czytać listę obecności.
- Laura Kedward – rzucił i rozejrzał się po pomieszczeniu
- Jestem! – opowiedziała Laura wstając
Nauczyciel rozpoczął wykład na temat historii USA. Laura zawzięcie notowała ważniejsze kwestie. Zawsze tak robiła, łatwiej było jej się później uczyć. Mężczyzna dziesięć minut przed dzwonkiem poprosił Laurę o rozdanie klasówek, tłumacząc się tym, że pozna swoich nowych kolegów. Wzięła od niego gruby plik kartek i rozejrzała się po klasie. Otaczała ją masa nieznanych i ponurych twarzy. Odczytała pierwsze nazwisko:
- Stephen Masterton – jeden z chłopców z tyłu podniósł rękę, więc Laura podeszła do niego, oddając mu sprawdzian.
Musiała kluczyć pomiędzy ławkami, aby dotrzeć do wszystkich osób. W końcowej fazie pociągnęła przez przypadek piórnik jednej z dziewcząt, przez co jego zawartość spadła na podłogę i rozsypała się. Dziewczyna zrobiła minę, jakby Laura dała jej po twarzy i powiedziała głośno:
- Ale niezdara z ciebie, białowłosa wiedźmo!
Nauczyciel nie dosłyszał tego i pisał coś w dzienniku. Laura nie zwróciła uwagi na tą obrazę i po rozdaniu sprawdzianów podeszła do swojej ławki i spakowała swoje rzeczy.
Następną lekcją był język angielski, z wychowawcą klasy, panem Edwinem Smithem. Na niej Laura musiała opowiedzieć kilka słów o sobie, aby mogli ja wszyscy poznać. Facet wypytywał się co chwilę o Miami. Po piętnastu minutach konwersacji przeszli do lekcji. Tematem byli sławni amerykańscy pisarze.
Laura co chwilę słyszała swoje imię i towarzyszące temu chichoty z tyłu klasy, ale dalej nie zwracała na to uwagi. Zawsze było trudno wyprowadzić ją z równowagi i teraz też była spokojna i opanowana. I cierpliwie czekała na gorsze rzeczy.
Po angielskim nastąpiły jeszcze cztery lekcje, na których nie działo się nic ciekawego. Laura zbierała się właśnie do domu, kiedy podeszła do niej ta z dziewczyn, której przez przypadek strąciła piórnik na ziemię. Miała na imię Alice Irrits. .
- I co białowłosa dziwko?! Wesoło ci? Myślisz, że możesz sobie tu chodzić i zbierać spojrzenia facetów? Ta funkcja należy do mnie!!!
Laura pomyślała, że tej dziewczynie zależy tylko na tym, żeby ktoś na nią patrzył
- Dla mnie to obojętne – stwierdziła Laura i chciała wyminąć Alice, ale ta zagrodziła jej drogę.
Laura spojrzała na nią: była to wysoka, szczupła i ładna młoda kobieta z zielonymi oczami i brązowymi, krótko obciętymi włosami. Ubrała się w obcisłe dżinsy i bladożółtą bluzkę na ramiączka. Denerwowały ją osoby, dla których liczyła się tylko sława.
- Ale nie dla mnie! – krzyknęła Alice
- Daj już spokój – rzekła Laura i szybko przeszła koło dziewczyny
- Jeszcze zobaczysz!!! – wrzasnęła Alice na pożegnanie
Laura poszła do domu okrężną drogą. Chciała odwiedzić teatr i w miarę możliwości zapisać się do niego. Weszła do środka wielkimi, głównymi, ciężkimi drewnianymi drzwiami, prowadziły do nich marmurowe schody. Budynek był trzypiętrowy, jego ściany zdobiły różne motywy barokowe. Przy brzegu dachu ciągnęły się rzędami metrowe, marmurowe gargulce.
Wnętrze teatru było bardziej „pałacowe”. Naprzeciwko wejścia znajdowały się ogromne, odbiegające w przeciwne strony, granitowe schody. Poręcz była bogato zdobiona i błyszczała od świeżego lakieru. Od jednej z pań siedzącej przy kasie, dowiedziała się, że właśnie odbywa się casting do „Makbeta”. Popędziła we wskazanym kierunku. Znalazła się w długim korytarzu, na końcu którego majaczyły drzwi, gdzie odbywał się casting.
Weszła tam i zobaczyła malutką salę wypełnioną przez dziesięciu licealistów i jednego podstarzałego faceta. Porozmawiała z nim i dowiedziała się, że jest wolna rola dla Lady Makbet. Bez zastanowienia ją przyjęła, po czym odegrała scenę z tekstu, pokazanego jej przez faceta. Mężczyzna był zachwycony i wpisał ją na listę.
Przedstawienie miało odbyć się dopiero na początku maja, a co tydzień mają być próby, każdego piątku od piątej wieczorem do siódmej. Laura zakodowała to sobie w pamięci i popędziła do domu.
Opowiedziała wszystko mamie, a ta była z niej bardzo dumna. Później odrobiła lekcje, nauczyła się wszystkiego i oglądała z mamą telewizję. Poszła spać. Był dwudziesty ósmy marca.
3.
Następnego dnia mama poszła do pracy, budząc wcześnie Laurę. Dziewczyna zjadła z mamą śniadanie i pożegnała ja, całując w policzek. Była dopiero piąta trzydzieści rano, a Laura miała do szkoły dopiero na dziesiątą, więc postanowiła, że nie będzie się już kładła, tylko pouczy się trochę swojej roli. Robiła to aż do siódmej i zdążyła zapamiętać większość. Siedziała w kuchni, pijąc herbatę i rozglądając się po pomieszczeniu. Musiała czekać jeszcze dość długo, więc wzięła wypożyczoną wcześniej książkę i dla zabicia czasu zaczęła ją czytać. Prawie ją skończyła (była stosunkowo krótka) i już musiała wyjść do szkoły.
We wtorki miała dość dużo lekcji i w dodatku dwa wf-y. Nie lubiła tego przedmiotu, ale musiała ćwiczyć niestety. Wf był pierwszą lekcją.
Hala była dość mała w porównaniu do hali w Miami. Laura przebrała się i razem z innymi dziewczynami czekała na nauczyciela. Była nim młoda, energiczna i niska kobieta w sportowym, białym stroju i krótkich, czarnych włosach. Pani poczekała jeszcze na kilka dziewczyn. Laura zobaczyła Alice wychodzącą z szatni.
Pani od wychowania fizycznego, o nazwisku Williams poprowadziła dziewczęta do hali sportowej. Znajdowała się tam jeszcze męska część klasy, pod czujnym okiem jakiegoś nauczyciela. Gdy wszystkie weszły, oczy chłopaków skierowały się na Laurę, w obcisłym, białym, krótkim stroju.
Zaczęło się od zbiórki. Gdy nauczycielka zobaczyła jej nazwisko zdziwiła się i rozejrzała po uczennicach. Popatrzyła chwilę na jej twarz i wydała polecenie jednej z dziewczyn, aby rozpoczęła rozgrzewkę.
Dziewczyny biegły za swoją koleżanką, która prowadziła. Mniej więcej po dziesięciu minutach zakończyły się wstępne ćwiczenia i nauczycielka kazała dobrać się w drużyny do gry w siatkówkę. Laurę wybrały oczywiście na końcu, a w siatkówkę grała bardzo dobrze. Niestety, w zespole była razem z Alice.
Rozpoczął się mecz. Pierwszy set wygrały ich przeciwniczki. Kolejny rozpoczynała Laura. Wyszła na koniec boiska i mocno uderzyła piłkę. Zdobyła punkt. Powtórzyła to około siedem razy, aż w końcu Alice specjalnie nie odbiła piłki. Gdy Laura wracała na swoje miejsce Alice szepnęła jej, że jest białowłosą wkurwiającą wiedźmą.
- Nawzajem - powiedziała Laura
Kilka sekund później Laura miała okazję, aby zdobyć kolejny punkt, ale nie udało jej się to przez Alice, która kopnęła ją w tyłek, aż się przewróciła. Kilka dziewczyn zachichotało, a od strony chłopaków dobiegły gwizdy. Laura poczuła w swojej głowie lekki ucisk, a parę chwil później wielka lampa nad boiskiem zaiskrzyła, zagasła, a następnie spadła, rozsypując wokół siebie snop iskier. Na szczęście nic nikomu się nie stało. Nauczyciele wyprowadzili wszystkich z hali i wezwali elektryków i innych ludzi, aby sprawdzili, czy wszystkie urządzenia są w dobrym stanie.
Alice po wuefie rozmawiała ze swoimi przyjaciółkami o całym zajściu, co chwilę ze strachem w oczach spoglądając na Laurę. "Indolencyjna idiotka" pomyślała Laura i poszła na następną lekcję. Drugi wf został odwołany.
Dwadzieścia minut przed dzwonkiem, kiedy korytarze były jeszcze puste, podszedł do niej jeden z chłopaków z nowej klasy. Był to wysoki, przystojny i muskularny młody mężczyzna z krótkimi, brązowymi włosami i szarymi oczami. Jego szerokie ramiona rozpychały czarny t-shirt. Spodnie były również czarne i sięgały do kolan.
- Nie przejmuj się Alice. To kretynka - powiedział – poza tym jestem Relaten, Scott Relaten.
- Laura Kedward - powiedziała Laura, podając mu dłoń
Scott uścisnął ją po przyjacielsku, po czym powiedział:
- Alice jest durna. Zależy jej tylko na tym, żeby mężczyźni się na nią patrzyli.
- Zauważyłam. Znałeś ją już wcześniej?
- Niestety, chodziłem z nią do podstawówki, ale zwykle nie przyznaję się do tego. Nie mów nikomu - Scott puścił do Laury oczko, a ona uśmiechnęła się lekko.
- Widziałem, że byłaś wczoraj w teatrze - stwierdził
- A byłam. Poszłam na casting do "Makbeta", dostałam rolę Lady Makbet.
- Hmm, ciekawie, ja gram rolę tytułową. Ale trochę się boję. To już trzeci raz, ale zawsze mam tremę przed występem.
Laura ucieszyła się na te słowa. Wiedziała, że znalazła sobie przyjaciela wśród obcych ludzi.
- Wstydź się mężu, wstydź się! żołnierzem jesteś, a tchórzysz? - rzekła Laura, cytując słowa swojej postaci
Oboje zaśmiali się trochę zbyt głośno, ale na szczęście nikt nie wyszedł z żadnej z klas, aby zobaczyć co się dzieje. Laura i Scott usiedli na ławce i zaczęli rozmawiać. Zaprzyjaźnili się siedząc na tej ławce, w szkole, czekając na lekcję. Nikt z ich klasy dotąd nie przyszedł z szatni, jednak nie trwało to zbyt długo, gdyż już po paru minutach z dołu zaczęły dobiegać słabe echa rozmów i po kilku chwilach korytarz wypełnili uczniowie, wracający z odwołanego wuefu. Laura chciała zapytać Scotta, czy wie coś na temat przezwiska, jakie nadała jej Alice, ale nie zdążyła, ponieważ przysiedli się do nich koledzy Scotta i dwie z ładnych dziewczyn. Jej nowy przyjaciel zapoznał ją ze wszystkimi, którzy się pojawili koło nich, ale nazwisk było dość dużo i Laura nie zapamiętała wszystkich. Zdołała tylko zakodować w pamięci Natashę, jedną z dziewcząt i Paula, jej chłopaka.
Po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Na szczęście nauczyciel, z którym mieli mieć ostatnią lekcję był akurat wolny, więc mogli ją zrealizować i wyjść wcześniej ze szkoły. Scott usiadł koło Laury. Alice zachichotała, a jej przyjaciółki powtórzyły po niej jakby wykonywały czyjś rozkaz. Natasha pokazała Alice środkowy palec i poklepała Laurę po ramieniu. Dziewczyna odwróciła się do swojej nowej koleżanki i uśmiechnęła się. Natasha odwzajemniła uśmiech. Dalej lekcja minęła spokojnie.
Laura znalazła sobie grupkę przyjaciół i nareszcie nie była sama. Oczywiście najbliższy był jej Scott.
4.
Po dzisiejszym dniu w szkole Scott zaprosił ją do kawiarni. Zostawiła plecak w domu i ruszyła ze swoim przyjacielem na lewo od swojego miejsca zamieszkania. Do kawiarni było około piętnastu minut drogi. Laura zebrała się na odwagę i zapytała:
- Wiesz czemu Alice nazywa mnie wiedźmą?
Scott wyraźnie się zmieszał, a na jego twarzy pojawił się wyraz niepokoju.
- No cóż, Alice ma różne odchyły - odpowiedział, ale Laura poznała, że on kłamie.
- Kłamiesz - rzekła - ty wiesz, czemu tak jest. Scott, powiedz mi....
- Może nie teraz, dobrze? Niedługo wszystko ci wyjaśnię, sam wiem niewiele.
- A to co wiesz? Powiesz mi?
- Bo masz srebrne włosy. Osobiście uważam, że są piękne... - stwierdził Scott niepewnie, po czym szczerze się uśmiechnął
Scott zawsze mówił, co myślał, jeśli odpowiednio się go przycisnęło. Laura za to potrafiła być szczera do bólu, czasem wręcz bezczelna, jeśli się ją rozzłościło. Ale słowa o jej włosach w ustach Scotta zabrzmiały bardzo miło.
Dalej szli w milczeniu. Szli wolno, więc trafili do kawiarni dopiero po dwudziestu minutach. Był to mały, przytulny budynek pomalowany na zewnątrz na beżowo. Wnętrze było pomarańczowe. Na środku i przy ścianach stały małe, dwu- trzy- i czteroosobowe stoliki. Naprzeciwko wejścia znajdowała się lada. Laura zajęła dwuosobowy stół przy oknie. Scott poszedł zamówić kawę i dwa kawałki ciasta truskawkowego. Wrócił po piętnastu minutach, niosąc wszystko na tacy. Usiadł naprzeciw Laury.
- Dobra, teraz zadam ci takie podstawowe pytanie - zaczął Scott, a Laura przestraszyła się, że będzie to coś osobistego - jak podoba ci się Witch Hill
Odetchnęła z ulga, po czym powiedziała:
- Bardzo tu ładnie, oczywiście to nie to co Miami. Przede wszystkim, jest tu cicho i spokojnie. Bardzo malownicze miasteczko.
- Ale też zapyziała dziura - mruknął Scott
- Wolę mieszkać w tej "dziurze" z mamą, niż w Miami bez niej - rzekła Laura, ale po chwili pożałowała, że powiedziała to zdanie, mogło się wydawać trochę obraźliwe
- No też racja - Scott upił łyk kawy
Laura spojrzała w okno i zauważyła trzech grubych mężczyzn, idących chodnikiem. Byli oni umazani sadzą i jedynym czystym miejscem były ich oczy. Dziewczyna wydała zduszony, cichy okrzyk.
- Nie bój się - uspokoił ją Scott, śmiejąc się trochę - to górnicy, pracują w kopalni węgla. Całe złoża znajdują się pod miastem. Wyobraź sobie, że Alice będzie kiedyś tak wyglądać.
Laura zachichotała.
- Coraz więcej nowych rzeczy dowiaduję się o tym mieście - stwierdziła
Scott tylko się uśmiechnął.
Pili kawę siedząc cicho. W pewnej chwili do kawiarni weszła Alice z jakąś starą babą, zapewne swoją matką. Kobieta była dość otyła i gruba. Miała krótkie rude włosy i zielone, chciwe oczy. Na szczęście one nie zauważyły Laury. Ale ta druga je zobaczyła.
- O nie... - mruknęła Laura
- Co jest? - Scott, siedzący plecami do drzwi obrócił się i zobaczył Alice - tylko nie ona...
Laura próbowała schować się za sylwetką Scotta, ale Alice dostrzegła jej włosy. Szepnęła coś do matki i obie podeszły do ich stolika.
- To ty jesteś córką Ally Kedward? - zapytała matka Alice ze złością w głosie
- Nie pani sprawa - warknął Scott
- Nie wtrącaj się Relaten - fuknęła na niego kobieta
- Laura, wychodzimy - rzekł Scott i już chciał wstać, gdy nagle poczuł, że jest przykuty do krzesła.
- Co chcesz od mojej matki, suko?! - zapytała Laura
- Nie tym tonem, wiedźmo! - wrzasnęła baba na całą kawiarnię - twoja matka nie powinna tu mieszkać. Twoja matka nie powinna... - baba zastanawiała się przez chwilę, po czym dodała - ...żyć!
Nagle cukierniczka leżąca na środku stołu oderwała się od jego powierzchni i przeleciała przez kawiarnię.
- Kult się z tobą policzy. Wiedźma!!! - ryknęła baba
Oczy Laury pociemniały.
- JAK śMIESZ TAK MóWIć?! - głos Laury był zmieniony, stał się cienki i bardzo donośny.
Inni klienci kawiarni gdzieś się zmyli. Po ostatnich słowach Laury nastąpiła cisza, przerwana przez Tinę Turner, która zaczęła śpiewać "better be good to me". Właściciel stał schowany za drzwiami od zaplecza. Wolał się nie mieszać w sprzeczki wywołane przez Normę Irrits.
Baba wyraźnie się wystraszyła. Laura oddychała szybko, a atmosfera w budynku zaczęła gęstnieć.
- Jeszcze się policzymy! - ostrzegła Norma i wyszła.
"To jest wiedźma" myślała Norma, "trzeba się jej pozbyć". Za nią posłusznie dreptała jej córka. Już kiedyś była w Witch Hill taka czarownica, tylko że nie miała diabelskich, białych kudłów i takich lodowatych oczu. Kult ją przepędził. Deus ją przepędził. Uogólniając sama uciekła, kult chciał ją schwytać. Nie udało się. Ale to lepiej, jeśli w pobliżu nie ma czarownic. A tu, po piętnastu latach pojawił się następny pomiot szatana.
Po wyjściu Normy Irrits i jej córki, atmosfera wróciła do normalności, a Laura spojrzała przyjacielsko na Scotta i powiedziała dziarsko:
- To co, idziemy?
Scott wstał z krzesła. Wyszedł z Laurą z kawiarni.
Cukierniczka leżała koło drzwi, a wokół niej rozsypany biały proszek.
- Ale pokazałaś tej starej dziwce - powiedział Scott
- Dobrze jej tak - przyznała Laura - ona się bała
Scott odprowadził dziewczynę do domu. W drodze powrotnej nie rozmawiali już o zajściu w kawiarni. Scott pożegnał się z Laurą przed furtką do jej domu. Ruszył w swoją drogę.
5.
- Mamo! - zawołała Laura od progu.
Mama wyszła z kuchni w fartuchu.
- Słucham kochanie? - zapytała
- Spotkałam dziś w kawiarni Normę Irrits - Laura nie wiedziała, skąd zna jej imię - powiedziała, że jestem wiedźmą.
- Lauro, nie przejmuj się, co mówi Norma Irrits - rzekła mama - to idiotka
Mama zawsze miała rację. I bezgranicznie kochała swoją córkę. Laura zachichotała, po czym stwierdziła:
- Wierzę ci, jest durną kwoką.
Teraz obie się zaśmiały.
- Powiedziała też, że nie powinnaś tu mieszkać - dodała Laura - mamo, ona mówiła o jakimś kulcie...
- Każde miasto ma swoje mroczne tajemnice... - mama zakończyła na tym rozmowę. Laura wiedziała, że nawet gdyby się pytała, mama nic by jej nie mówiła.
Laura pomogła mamie w kuchni, po czym odrobiła lekcje. Zbliżał się wieczór dwudziestego dziewiątego marca.
Laura obudziła się wcześnie rano. Otworzyła oczy i dalej leżała w łóżku. Od kilku minut wpatrywała się intensywnie w książkę leżącą na jej biurku. Książka podniosła się nagle i wirowała w powietrzu. Laura wystraszyła się. W tym momencie książka upadła z hukiem na biurko. Dziewczyna wstała, poszła wziąć prysznic, po czym zjadła śniadanie. Gdy wychodziła do szkoły, mama pożegnała się z nią.
W połowie drogi do szkoły dogonił ją Scott. Nie zauważyła go, więc podbiegł on do niej cicho od tyłu i zasłonił jej oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to - szepnął jej do ucha.
- Scott - powiedziała bez namysłu - jakbyś nic nie mówił może bym nie zgadła.
Scott uśmiechnął się do niej po przyjacielsku.
- No to chodźmy do szkoły - rzekł Scott i ruszyli we właściwym kierunku.
Pierwszą lekcją była chemia. Laura nie lubiła tego przedmiotu najbardziej ze wszystkich. Scott siedział w ławce koło niej i z nudą w oczach patrzył w tablicę, na której nauczycielka wypisywała jakieś skomplikowane reakcje chemiczne. Cała klasa wyglądała tak samo: wszyscy gapili się prosto, biernie czekając na dzwonek. Dwadzieścia minut przed końcem lekcji nauczycielka wyszła z klasy, każąc uczniom rozwiązywać zadania. Alice usiadła niebezpiecznie blisko Laury. Tylko gdy wyszła facetka głupie przyjaciółki Alice podbiegły do niej i wszystkie zaczęły plotkować.
Laura coraz częściej słyszała swoje imię. Katem oka zobaczyła jak Alice wyrywa z zeszytu kartkę i coś na niej rysuje. Wszystkie jej koleżanki spojrzały na kartkę i zachichotały, po czym odwróciły wzrok na Laurę. Alice pokazała jej rysunek: namalowała jej karykaturę. Laura miała na niej wytrzeszczone, zwariowane oczy, potargane białe włosy i jakieś łachmany zamiast ubrań. Irrits pokazywała teraz rysunek całej klasie. Większość się śmiała, ale niektórzy tylko mówili, że Alice to idiotka. śmiechy jednak narastały, a Laurę ogarniała coraz większa frustracja i wściekłość. Zawiesiła spojrzenie na zeszycie i słuchała śmiechów. Scott ryknął, aby się uspokoili, a Alice powiedziała, że chciałby zaliczyć Laurę. Klasa znów wybuchnęła śmiechem. Nagle Laura wbiła wzrok w kartkę, a ta buchnęła nieoczekiwanie płomieniem. Alice poparzyła sobie dłonie. Uczniowie ucichli i ze strachem i niezdrową fascynacją wpatrywali się w całe zajście.
- Czarownica!!! - wrzasnęła Alice i wybiegła z klasy. Po kartce została tylko kupka popiołu.
Wszyscy wyszli cicho z klasy. Plotkowali o całym wypadku i o płonącej kartce, o ogniu, który wziął się znikąd. Scott podszedł do Laury i szedł w milczeniu po jej prawej stronie. Usiedli na ławce przed klasą.
- Jak to się stało? - zapytał w końcu Scott
- Co? - zdziwiła się Laura
- No ogień... - szepnął Scott
- Nie wiem - mruknęła Laura. I to była prawda.
Alice do końca dnia nie pojawiła się w szkole. Dzięki temu lekcje minęły spokojnie. Nikt nie mógł znaleźć racjonalnego wytłumaczenia na temat spalonej kartki, więc przestali o tym rozmawiać. Laurze wrócił dobry humor i znów normalnie konwersowała ze swoim przyjacielem.
Alice wybiegła z klasy przerażona. Ta wiedźma spaliła kartkę, którą ona trzymała w ręku. Gdyby tylko ta białowłosa wiedziała, czym dysponuje... Alice biegła do matki, musiała jej wszystko powiedzieć. Matka na pewno się ucieszy, chociaż już dawno podejrzewała, kto przybył do Witch Hill. Ostrzeże też kult i Alice znowu będzie miała swoją dawną rolę w szkole.
Szkoła była pusta. Przebiegła przez wyludnione korytarze. Na szczęście zapomnieli zamknąć główne wyjście, więc Alice ruszyła do domu. Mieszkała w bloku, gdzie żyła większa część kultu. Blok był czteropiętrowy i pomalowany na beżowo. Znajdowało się w nim pięć klatek. Alice mieszkała w trzeciej, na trzecim piętrze. Wbiegła szybko po schodach i wpadła jak burza do mieszkania.
- MAMO!!! - wrzasnęła - ta wiedźma... - urwała, nie mogła ująć w słowa tego, co zrobiła Kedward.
Matka wyszła z salonu. Miała na sobie brązową sukienkę sięgającą do kolan. Na stopy włożyła rozpadające się kapcie.
- Co? - zapytała - co ona zrobiła?!
- Spaliła kartkę... - szepnęła Alice
- Zostań w domu. Ja wszystko przygotuję. W maju jest święto Deusa, wtedy to zrobimy. Omówię to z resztą kultu po dzisiejszych uroczystościach...
No tak, pomyślała Alice, dziś są uroczystości ku czci boga matki. Bóg był zawsze ważniejszy od niej. Był całym życiem matki, a Alice po jej śmierci miała przejąć obowiązki głównej kapłanki. Całe jej życie, od pięciu lat było wypełnione przez przygotowania. Na szczęście zdołała przekonać matkę, że musi iść do szkoły, aby lepiej sprawować się jako kapłanka Deusa czy jakiegoś innego boga. Alice poszła do swojego pokoju i zamknęła się w nim.
***
Laura czekała w domu na mamę trzy godziny. W końcu mama przyszła. Laura chciała z nią coś wyjaśnić.
- Cześć, mamo -przywitała się, stając w drzwiach salonu.
- Cześć, kochanie - rzekła mama i poszła do kuchni zostawić tam zakupy.
- Muszę z tobą pomówić - powiedziała Laura poważnie
- O czym kochanie? - zapytała mama
- O podnoszących się rzeczach i samozapalających się kartkach - odpowiedziała Laura
Mama się wystraszyła, a po krótkim zastanowieniu zaczęła mówić:
- Te rzeczy... to ty je robisz - te słowa zaskoczyły Laurę, ale pozwoliła mamie tłumaczyć dalej - w ogóle stanowisz niezwykłe nagromadzenie mocy psi. Chodzi mi na przykład o telekinezę, pirokinezę, hydrokinezę, telepatię itp. Nie rób takiej wystraszonej miny. Ja dysponuję tylko telekinezą, ale o bardzo małej mocy. Każdy członek naszej rodziny posiada któryś z tych talentów. Zazwyczaj tylko jeden. Ty, podobnie jak twój pradziadek posiadasz wszystkie. Spróbuj podnieść stół.
Laura spojrzała się w ciężki, drewniany stół. Poczuła lekki, przyjemny uścisk w głowie i stół nagle poszybował w górę. Podobało jej się to. Było to tak proste jak wyciągnięcie ręki lub zginanie palców. Było to jak impuls wysłany z mózgu. Proste tak samo jak chodzenie lub oddychanie. .
- Widzisz? Proste, prawda? - zapytała mama, a Laura kiwnęła głową. - ale musisz uważać. Trochę obawiałam się tego, że będziesz posiadała wszystkie te moce. W mieście tym mieszkają ludzie wyznający dziwny kult. Kiedyś łapali oni czarownice. Tylko tyle wiem. Dlatego chyba ta jedna z twojej klasy, córka Normy Irrits uważa cię za czarownicę. Jednym z ich kryteriów wyboru czarownicy jest posiadanie przez kobietę srebrnych włosów. Tylko tyle się dowiedziałam o tym kulcie przez moje lata spędzone tutaj.
- A czemu oddałaś mnie do sierocińca i do tego w Miami? - zdziwiła się Laura
- To proste. Nie chciałam, aby oni cię skrzywdzili. Już od urodzenia miałaś białe włosy. Myślałam, że wyrośniesz z tego. Ale myliłam się. Teraz tu jesteś. I dalej nie chcę, żeby stało ci się cos złego. żadna matka nie chce, aby jej dziecko zostało skrzywdzone. - powiedziała Ally Kedward, po czym dodała po cichu, tak, że jej córka tego nie usłyszała - i każda matka oddałaby życie za swoje dziecko.
6.
Laura dokładnie przemyślała sobie to, co powiedziała jej mama. I przyznała jej rację. I postanowiła, że musi dowiedzieć cię czegoś o tym kulcie. Postanowiła, że zrobi to jutro, po lekcjach. Jakoś dojdzie do ich głównej siedziby, czy czegoś innego. Do ich świątyni...
Obudziła się rano i od razu przypomniała sobie swoje postanowienie. Spojrzała na zegarek i zobaczyła, że jest dopiero trzecia rano. Zaczęła ćwiczyć swoje moce. Najpierw podniosła wszystkie meble w pokoju, po czym odłożyła je na miejsce. Z początku każde po kolei, a potem wszystkie naraz. Następnie podpaliła jakieś stare kartki, leżące na biurku. Jednocześnie starała się, żeby nie został żaden ślad na blacie. Wcześniej tylko dwie moce zdołała wykorzystać, a były to: telekineza i pirokineza. Nie wiedziała co oznaczają pozostałe i nie wiedziała również jak się objawiają i ile ich ma. Mama mówiła też coś o hydrokinezie. Była to z pewnością moc związana z wodą. Gdy tylko pomyślała o tworzeniu wody, nad jej dłońmi pojawiła się wodna kula. Mieniła się i połyskiwała. Laura zastanowiła się, co może z nią zrobić. Może ją powiększyć lub zmienić w bryłę lodu. Zrobiła to drugie. Już po chwili między jej dłońmi wirował lód. Znów zmieniła go w wodę. Teraz postanowiła uformować z niej jakąś miniaturową, ludzką sylwetkę. Pomyślała o Scotcie. Po chwili widziała już swojego przyjaciela, stworzonego z wody. Gdy się w niego wpatrywała, zaczęła słyszeć jego myśli, a raczej sny. Scott spał. Po chwili wyczuła, że zauważył on ją. Na szczęście jej obecność została przez niego zmieniona w sen. Pozwoliła wodzie zniknąć. Pomyślała jakie można mieć jeszcze moce psi. Może mogłaby coś ożywić? Spróbowała. Sznurek od firanki posłużył jej za model. Po chwili sznur zachowywał się jak wąż. Zakończyła eksperyment. Wszystko było normalne. Do swojego postanowienia dopisała jeszcze: "sprawdzić, jakie istnieją moce psi".
Obudziła ją mama. Okazało się, że po swoich ćwiczeniach Laura znowu zasnęła. Wstała, umyła się, ubrała, po czym poszła do szkoły.
Po drodze znów spotkała Scotta. Przywiała się i razem poszli do szkoły.
- Wiesz, co to było z tą płonącą kartką? – zapytała Laura
- Nie… - szepnął Scott
- To ja to zrobiłam
Scott otworzył szeroko oczy i powiedział:
- Nie rób sobie jaj
- No naprawdę. Robię też wiele innych rzeczy. Pokazać ci?
- No pewnie!
Scott na początku nie wierzył Laurze. Nigdy nie spotkał się z mocami psi. Gdy Scott myślał nad tym, czy jej uwierzyć czy nie, Laura postanowiła coś mu pokazać. Pokazała mu na wielką ciężarówkę. Znów poczuła lekki uścisk, a tir nagle podniósł się o trzy metry nad ziemię. Scott zaniemówił z wrażenia. Spojrzał na ciężarówkę a potem znów na Laurę. I uwierzył.
Na przerwie Scott zaczął rozmowę o nowych mocach Laury. Dzięki temu przypomniała sobie, co miała sprawdzić. Na szczęście była to dłuższa z przerw. Laura złapała Scotta za rękę i pobiegła do biblioteki.
- O co chodzi? – zapytał się Scott w biegu. Po drodze rozpychali masę uczniów, którzy wrzeszczeli za nimi jakieś wyzwiska. Zignorowali ich.
- Idziemy do biblioteki – powiedziała Laura – sprawdzić moce psi...
- Co…? – wysapał Scott
W tym momencie wpadli do biblioteki. Laura poprosiła bibliotekarkę, czy może skorzystać z Internetu. Tamta zgodziła się i dziewczyna usiadła przy jednym z komputerów. Scott stał nad nią i patrzył się bezmyślnie na ekran. Laura wstukała w wyszukiwarce hasło: „telekineza”. Wyskoczyło kilkanaście stron. Wybrała pierwszą lepszą z nich.
„Telekineza – jedna z wielu mocy psi, polegająca na przesuwaniu przedmiotów lub powodowanie w nich zmian kształtu za pomocą siły woli.”
Na dole artykułu widniał inny: „Przegląd najczęściej występujących mocy psi”. Laura nacisnęła go.
„Najsłynniejszym i najczęściej występującym zjawiskiem psi są telepatia i telekineza. Telekineza, zwana także psychokinezą podzielona jest na różne typy. Niektóre z nich to: pirokineza, kriokineza, hydrokineza. Pirokineza jest zdolnością najbardziej zabójczą. Polega na wzniecaniu i/lub kontrolowaniu ognia za pomocą siły woli. Kriokineza jest to zmniejszanie temperatury obiektów i w wyniku ich zamrożenie (odwrotność pirokinezy), hydrokineza – zwiększanie, zmniejszanie lub tworzenie wody za pomocą siły woli. Inne moce psi, niezwiązane z ruchem to min. prekognicja – przeczuwanie różnych wydarzeń w oddaleniu od kilku sekund do kilku lat, dominacja umysłowa – kontrolowanie innych osób za pomocą siły woli. Najrzadszą i najbardziej poddawaną pod wątpliwość mocą psi jest materializacja razem z ożywieniem. Ta pierwsza polega na wytworzeniu różnych rzeczy, istot, zjawisk za pomocą siły umysłu. Ta druga jest za to tchnięciem energii życiowej w martwe przedmioty.”
Artykuł był o wiele dłuższy, ale Laurze to wystarczyło. Wyłączyła komputer i wstała z krzesła. Prawie przewróciła Scotta.
- Już wiem – powiedziała – mama mi mówiła, że ja posiadam chyba wszystkie moce psi. Muszę spróbować.
- A ta materializacja i ożywienie? – zapytał Scott
- Ożywienie mam, próbowałam wczoraj – szepnęła Laura.
- A reszta co tam była? Telepatia, prekognilia czy jakoś tak?
- Prekognicja – zachichotała Laura – zapewne też.
- Spróbuj coś przewidzieć – nalegał Scott.
Laura zastanowiła się chwilę, po czym powiedziała cicho:
- Będziemy układać książki alfabetycznie. Spróbuję materializacji. Tylko co mam…
- Coś prostego, na przykład jakiegoś robala.
Laura kiwnęła głową. Nagle znikąd na dywanie pojawił się ogromny pająk, który zaczął powoli pełznąć w stronę umalowanej dziewczyny, stojącej przy półce z książkami. Dziewczyna zauważyła go i zaczęła panikować. Wpadła na półkę i przewróciła ją. Książki poleciały na podłogę, a bibliotekarka zaczęła robić awanturę. Pająk zniknął. Scott nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Chciał już wyjść z pomieszczenia, kiedy bibliotekarka wrzasnęła:
- RELATEN!!! WSZYSCY CO TU BYLI SPRZąTAJą I UKłADAJą ALFABETYCZNIE WSZYSTKIE KSIążKI!!!
Laura wybuchnęła śmiechem.
- KEDWARD Z CZEGO SIę TAK RYJESZ?! - bibliotekarka znała na pamięć nazwiska wszystkich uczniów, nawet tych, co nie byli u niej ani razu.
Wszystkie półki nagle przewróciły się. Bibliotekarka wpadła w furię i krzyczała na całą salę:
- WY GłUPIE… SPRZąTAć TO!!!
Oczy wylazły jej na wierzch, a uczniowie (w sumie było ich siedmiu) wystraszyli się i zaczęli sprzątać. Scottowi i Laurze przypadła półka z literami e, f i g. Gdy wszyscy poszli do swoich przydziałów, Laura użyła swojej mocy. Wszystkie leżące na podłodze książki uniosły w powietrze i zaczęły po kolei wskakiwać na półki. Teraz tylko musieli ułożyć je alfabetycznie, co nie zajęło im wiele czasu. Na szczęście bibliotekarka wypuściła ich, gdy tylko skończyli.
Rycząc ze śmiechu ruszyli do swoich klas.
7.
Po lekcji Laura przypomniała sobie o sprawie kultu. Zapytała o to Scotta.
- Chyba wiem, gdzie mają swoją siedzibę – zamyślił się – a propos zauważyłaś, że dziś w szkole nie było w ogóle Alice?
- I dobrze – odrzekła Laura – a możesz ze mną pójść do tej siedziby?
Scott zgodził się, aczkolwiek niechętnie. Poszli do jego domu, aby zostawić tam torby.
Scott mieszkał w dużym domu z niewielkim ogrodem otoczonym wysokim płotem. Miał wielkiego psa bernardyna, który wcale nie był groźny, przynajmniej jeśli widział kogoś obcego ze swoim panem. Bo jeśli jego pana nie było w pobliżu… było z obcym krucho. Pies gdy tylko zobaczył Laurę podbiegł do niej i prawie przewrócił ją na ziemię. Zaczął lizać ją po twarzy. Scott zepchnął psa z przyjaciółki, a ten plątał się im teraz pod nogami. Scott wyciągnął klucze, otworzył drzwi i oczom Laury ukazał się piękny, długi korytarz w klasycznym stylu. Po dwóch stronach były drzwi do pomieszczeń, a naprzeciwko wejścia znajdowały się schody na górę. Scott położył swój plecak na podłodze i wziął od Laury jej torbę.
- Napijesz się czegoś? – zapytał
- Może herbaty – odrzekła Laura nieśmiało.
Scott zaprosił ją do kuchni. Była ona pomalowana na beżowo i również urządzona w stylu klasycznym. Scott wstawił wodę i usiadł koło Laury przy wielkim, ciężkim drewnianym stole. Przez chwilę patrzył w okno. Chciał coś powiedzieć, gdy nagle zagwizdał czajnik. Musiał wstać. Zalał herbatę i przyniósł parujące kubki na stół.
- Po co ty chcesz iść do tej świątyni tego kultu? – zapytał w końcu
Laura spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się, po czym odrzekła:
- Chcę poznać mojego przeciwnika…
Gdy wypili herbatę zaczęli zbierać się do wyjścia. Scott chciał na wszelki wypadek wziąć jakąś broń, ale Laura przypomniała mu, że jak na razie to ona stanowi chyba ich największą broń. Scott zgodził się i wyszli z jego domu.
Bernardyn znowu zaczął się przymilać do niego i do Laury. Dziewczyna pogłaskała go po wielkim łbie. Scott zamknął furtkę na klucz.
Skręcili w wąską i ciemną uliczkę. Szli nią przez pięć minut i nagle znaleźli się blisko wielkiego budynku, który Laura wzięła za pierwszym razem za kościół. Ten właśnie budynek górował nad całym miastem.
- Z tej wieży widać całe Witch Hill – poinformował ją Scott.
Niedaleko budynku mieściło się wejście do kopalni. Budowla otoczona była małymi domkami i sklepami. Laurze przypomniały się wieżowce Miami, ale nie odczuła tęsknoty. Teraz mieszkała z mamą, znała Scotta i to było dla niej najważniejsze.
- świątynia jest zamknięta – stwierdziła Laura – ale ja ją otworzę. Znajdźmy tylko jakieś boczne drzwi.
Zaczęli okrążać budowlę. Scott poszedł od lewej, a Laura od prawej strony. Po kilku chwilach Laura odnalazła małe, drewniane drzwiczki. Wysłała Scottowi telepatycznie wiadomość. Poczuł on to jako krótkie ukłucie bólu i głos Laury, huczący mu w głowie i wygłuszający jego myśli: „znalazłam wejście, chodź do mnie”. Scott podszedł do niej.
Drzwiczki były zamknięte.
- Otworzysz je? – zapytał Scott
- No pewnie – odparła Laura
Po drugiej stornie drzwiczek było słychać ciche szczękanie klucza w zamku. Po chwili ział przed nimi czarny, mały otwór. Scott odsunął Laurę i wszedł pierwszy. Laura podążyła za nim.
Znaleźli się w ciemnym i ciasnym korytarzu. Scott posuwał się powoli i ostrożnie do przodu. Laura co chwilę wpadała na niego. W plątaninie korytarzy kluczyli przez niecałe pół godziny. W końcu Scott zatrzymał się. Laura widziała tylko słabe światełko zza jego ramion.
Scott przeszedł parę metrów do przodu. Laura zobaczyła, że znajdują się w małej, kamiennej sali.
To na razie cały, jaki napisałem, wciąż nad nim pracuję
2.
W poniedziałek obudziła się o szóstej rano. Ubrała się w błękitną sukienkę, sięgającą prawie do kolan. W Witch Hill o tej porze roku było ciepło. Laura zjadła pośpiesznie śniadanie i z turkusową torebką naładowaną zeszytami ruszyła do szkoły.
Wkraczając do budynku czuła się trochę niepewnie. Nikogo tu nie znała, bała się, że się nie odnajdzie w tym środowisku. W hallu otoczył ją tłum nowych i obcych twarzy. Podeszła do swojej szafki, której numer dostała od mamy. Otworzyła ja i zobaczyła schludną i przestronną ciemną przestrzeń. Włożyła tam niepotrzebne rzeczy i ruszyła do klasy, w której za dziesięć minut miała mieć lekcje.
Nie zauważyła, że niektórzy oglądali się za nią na korytarzu i ze zdziwieniem patrzyli na jej włosy.
Sala znajdowała się na drugim piętrze. Na szczęście szybko ją odnalazła i nie musiała pytać się nikogo o drogę. Przed klasą kłębił się tłum uczniów. Stanęła przy ścianie, oddalona trochę od reszty. Przyjrzała się nowym kolegom i koleżankom. Byli wśród nich trzej przystojni młodzieńcy i grupa ładnych dziewczyn. Gdyby Laura je znała na pewno przebywałaby teraz w ich towarzystwie. Nie lubiła jednak szybko zawierać znajomości, więc trzymała się na uboczu. Nie zauważyła żadnego loosera, który stałby w znacznym oddaleniu od reszty. Nagle zadzwonił dzwonek i wszyscy naraz zaczęli pchać się do klasy.
Po kilku minutach wszedł nauczyciel. Był to siwiejący, przysadzisty starszy pan z rzadkimi włosami. Laura usiadła w wolnej środkowej ławce. Mężczyzna zajął miejsce przy biurku i zaczął czytać listę obecności.
- Laura Kedward – rzucił i rozejrzał się po pomieszczeniu
- Jestem! – opowiedziała Laura wstając
Nauczyciel rozpoczął wykład na temat historii USA. Laura zawzięcie notowała ważniejsze kwestie. Zawsze tak robiła, łatwiej było jej się później uczyć. Mężczyzna dziesięć minut przed dzwonkiem poprosił Laurę o rozdanie klasówek, tłumacząc się tym, że pozna swoich nowych kolegów. Wzięła od niego gruby plik kartek i rozejrzała się po klasie. Otaczała ją masa nieznanych i ponurych twarzy. Odczytała pierwsze nazwisko:
- Stephen Masterton – jeden z chłopców z tyłu podniósł rękę, więc Laura podeszła do niego, oddając mu sprawdzian.
Musiała kluczyć pomiędzy ławkami, aby dotrzeć do wszystkich osób. W końcowej fazie pociągnęła przez przypadek piórnik jednej z dziewcząt, przez co jego zawartość spadła na podłogę i rozsypała się. Dziewczyna zrobiła minę, jakby Laura dała jej po twarzy i powiedziała głośno:
- Ale niezdara z ciebie, białowłosa wiedźmo!
Nauczyciel nie dosłyszał tego i pisał coś w dzienniku. Laura nie zwróciła uwagi na tą obrazę i po rozdaniu sprawdzianów podeszła do swojej ławki i spakowała swoje rzeczy.
Następną lekcją był język angielski, z wychowawcą klasy, panem Edwinem Smithem. Na niej Laura musiała opowiedzieć kilka słów o sobie, aby mogli ja wszyscy poznać. Facet wypytywał się co chwilę o Miami. Po piętnastu minutach konwersacji przeszli do lekcji. Tematem byli sławni amerykańscy pisarze.
Laura co chwilę słyszała swoje imię i towarzyszące temu chichoty z tyłu klasy, ale dalej nie zwracała na to uwagi. Zawsze było trudno wyprowadzić ją z równowagi i teraz też była spokojna i opanowana. I cierpliwie czekała na gorsze rzeczy.
Po angielskim nastąpiły jeszcze cztery lekcje, na których nie działo się nic ciekawego. Laura zbierała się właśnie do domu, kiedy podeszła do niej ta z dziewczyn, której przez przypadek strąciła piórnik na ziemię. Miała na imię Alice Irrits. .
- I co białowłosa dziwko?! Wesoło ci? Myślisz, że możesz sobie tu chodzić i zbierać spojrzenia facetów? Ta funkcja należy do mnie!!!
Laura pomyślała, że tej dziewczynie zależy tylko na tym, żeby ktoś na nią patrzył
- Dla mnie to obojętne – stwierdziła Laura i chciała wyminąć Alice, ale ta zagrodziła jej drogę.
Laura spojrzała na nią: była to wysoka, szczupła i ładna młoda kobieta z zielonymi oczami i brązowymi, krótko obciętymi włosami. Ubrała się w obcisłe dżinsy i bladożółtą bluzkę na ramiączka. Denerwowały ją osoby, dla których liczyła się tylko sława.
- Ale nie dla mnie! – krzyknęła Alice
- Daj już spokój – rzekła Laura i szybko przeszła koło dziewczyny
- Jeszcze zobaczysz!!! – wrzasnęła Alice na pożegnanie
Laura poszła do domu okrężną drogą. Chciała odwiedzić teatr i w miarę możliwości zapisać się do niego. Weszła do środka wielkimi, głównymi, ciężkimi drewnianymi drzwiami, prowadziły do nich marmurowe schody. Budynek był trzypiętrowy, jego ściany zdobiły różne motywy barokowe. Przy brzegu dachu ciągnęły się rzędami metrowe, marmurowe gargulce.
Wnętrze teatru było bardziej „pałacowe”. Naprzeciwko wejścia znajdowały się ogromne, odbiegające w przeciwne strony, granitowe schody. Poręcz była bogato zdobiona i błyszczała od świeżego lakieru. Od jednej z pań siedzącej przy kasie, dowiedziała się, że właśnie odbywa się casting do „Makbeta”. Popędziła we wskazanym kierunku. Znalazła się w długim korytarzu, na końcu którego majaczyły drzwi, gdzie odbywał się casting.
Weszła tam i zobaczyła malutką salę wypełnioną przez dziesięciu licealistów i jednego podstarzałego faceta. Porozmawiała z nim i dowiedziała się, że jest wolna rola dla Lady Makbet. Bez zastanowienia ją przyjęła, po czym odegrała scenę z tekstu, pokazanego jej przez faceta. Mężczyzna był zachwycony i wpisał ją na listę.
Przedstawienie miało odbyć się dopiero na początku maja, a co tydzień mają być próby, każdego piątku od piątej wieczorem do siódmej. Laura zakodowała to sobie w pamięci i popędziła do domu.
Opowiedziała wszystko mamie, a ta była z niej bardzo dumna. Później odrobiła lekcje, nauczyła się wszystkiego i oglądała z mamą telewizję. Poszła spać. Był dwudziesty ósmy marca.
3.
Następnego dnia mama poszła do pracy, budząc wcześnie Laurę. Dziewczyna zjadła z mamą śniadanie i pożegnała ja, całując w policzek. Była dopiero piąta trzydzieści rano, a Laura miała do szkoły dopiero na dziesiątą, więc postanowiła, że nie będzie się już kładła, tylko pouczy się trochę swojej roli. Robiła to aż do siódmej i zdążyła zapamiętać większość. Siedziała w kuchni, pijąc herbatę i rozglądając się po pomieszczeniu. Musiała czekać jeszcze dość długo, więc wzięła wypożyczoną wcześniej książkę i dla zabicia czasu zaczęła ją czytać. Prawie ją skończyła (była stosunkowo krótka) i już musiała wyjść do szkoły.
We wtorki miała dość dużo lekcji i w dodatku dwa wf-y. Nie lubiła tego przedmiotu, ale musiała ćwiczyć niestety. Wf był pierwszą lekcją.
Hala była dość mała w porównaniu do hali w Miami. Laura przebrała się i razem z innymi dziewczynami czekała na nauczyciela. Była nim młoda, energiczna i niska kobieta w sportowym, białym stroju i krótkich, czarnych włosach. Pani poczekała jeszcze na kilka dziewczyn. Laura zobaczyła Alice wychodzącą z szatni.
Pani od wychowania fizycznego, o nazwisku Williams poprowadziła dziewczęta do hali sportowej. Znajdowała się tam jeszcze męska część klasy, pod czujnym okiem jakiegoś nauczyciela. Gdy wszystkie weszły, oczy chłopaków skierowały się na Laurę, w obcisłym, białym, krótkim stroju.
Zaczęło się od zbiórki. Gdy nauczycielka zobaczyła jej nazwisko zdziwiła się i rozejrzała po uczennicach. Popatrzyła chwilę na jej twarz i wydała polecenie jednej z dziewczyn, aby rozpoczęła rozgrzewkę.
Dziewczyny biegły za swoją koleżanką, która prowadziła. Mniej więcej po dziesięciu minutach zakończyły się wstępne ćwiczenia i nauczycielka kazała dobrać się w drużyny do gry w siatkówkę. Laurę wybrały oczywiście na końcu, a w siatkówkę grała bardzo dobrze. Niestety, w zespole była razem z Alice.
Rozpoczął się mecz. Pierwszy set wygrały ich przeciwniczki. Kolejny rozpoczynała Laura. Wyszła na koniec boiska i mocno uderzyła piłkę. Zdobyła punkt. Powtórzyła to około siedem razy, aż w końcu Alice specjalnie nie odbiła piłki. Gdy Laura wracała na swoje miejsce Alice szepnęła jej, że jest białowłosą wkurwiającą wiedźmą.
- Nawzajem - powiedziała Laura
Kilka sekund później Laura miała okazję, aby zdobyć kolejny punkt, ale nie udało jej się to przez Alice, która kopnęła ją w tyłek, aż się przewróciła. Kilka dziewczyn zachichotało, a od strony chłopaków dobiegły gwizdy. Laura poczuła w swojej głowie lekki ucisk, a parę chwil później wielka lampa nad boiskiem zaiskrzyła, zagasła, a następnie spadła, rozsypując wokół siebie snop iskier. Na szczęście nic nikomu się nie stało. Nauczyciele wyprowadzili wszystkich z hali i wezwali elektryków i innych ludzi, aby sprawdzili, czy wszystkie urządzenia są w dobrym stanie.
Alice po wuefie rozmawiała ze swoimi przyjaciółkami o całym zajściu, co chwilę ze strachem w oczach spoglądając na Laurę. "Indolencyjna idiotka" pomyślała Laura i poszła na następną lekcję. Drugi wf został odwołany.
Dwadzieścia minut przed dzwonkiem, kiedy korytarze były jeszcze puste, podszedł do niej jeden z chłopaków z nowej klasy. Był to wysoki, przystojny i muskularny młody mężczyzna z krótkimi, brązowymi włosami i szarymi oczami. Jego szerokie ramiona rozpychały czarny t-shirt. Spodnie były również czarne i sięgały do kolan.
- Nie przejmuj się Alice. To kretynka - powiedział – poza tym jestem Relaten, Scott Relaten.
- Laura Kedward - powiedziała Laura, podając mu dłoń
Scott uścisnął ją po przyjacielsku, po czym powiedział:
- Alice jest durna. Zależy jej tylko na tym, żeby mężczyźni się na nią patrzyli.
- Zauważyłam. Znałeś ją już wcześniej?
- Niestety, chodziłem z nią do podstawówki, ale zwykle nie przyznaję się do tego. Nie mów nikomu - Scott puścił do Laury oczko, a ona uśmiechnęła się lekko.
- Widziałem, że byłaś wczoraj w teatrze - stwierdził
- A byłam. Poszłam na casting do "Makbeta", dostałam rolę Lady Makbet.
- Hmm, ciekawie, ja gram rolę tytułową. Ale trochę się boję. To już trzeci raz, ale zawsze mam tremę przed występem.
Laura ucieszyła się na te słowa. Wiedziała, że znalazła sobie przyjaciela wśród obcych ludzi.
- Wstydź się mężu, wstydź się! żołnierzem jesteś, a tchórzysz? - rzekła Laura, cytując słowa swojej postaci
Oboje zaśmiali się trochę zbyt głośno, ale na szczęście nikt nie wyszedł z żadnej z klas, aby zobaczyć co się dzieje. Laura i Scott usiedli na ławce i zaczęli rozmawiać. Zaprzyjaźnili się siedząc na tej ławce, w szkole, czekając na lekcję. Nikt z ich klasy dotąd nie przyszedł z szatni, jednak nie trwało to zbyt długo, gdyż już po paru minutach z dołu zaczęły dobiegać słabe echa rozmów i po kilku chwilach korytarz wypełnili uczniowie, wracający z odwołanego wuefu. Laura chciała zapytać Scotta, czy wie coś na temat przezwiska, jakie nadała jej Alice, ale nie zdążyła, ponieważ przysiedli się do nich koledzy Scotta i dwie z ładnych dziewczyn. Jej nowy przyjaciel zapoznał ją ze wszystkimi, którzy się pojawili koło nich, ale nazwisk było dość dużo i Laura nie zapamiętała wszystkich. Zdołała tylko zakodować w pamięci Natashę, jedną z dziewcząt i Paula, jej chłopaka.
Po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Na szczęście nauczyciel, z którym mieli mieć ostatnią lekcję był akurat wolny, więc mogli ją zrealizować i wyjść wcześniej ze szkoły. Scott usiadł koło Laury. Alice zachichotała, a jej przyjaciółki powtórzyły po niej jakby wykonywały czyjś rozkaz. Natasha pokazała Alice środkowy palec i poklepała Laurę po ramieniu. Dziewczyna odwróciła się do swojej nowej koleżanki i uśmiechnęła się. Natasha odwzajemniła uśmiech. Dalej lekcja minęła spokojnie.
Laura znalazła sobie grupkę przyjaciół i nareszcie nie była sama. Oczywiście najbliższy był jej Scott.
4.
Po dzisiejszym dniu w szkole Scott zaprosił ją do kawiarni. Zostawiła plecak w domu i ruszyła ze swoim przyjacielem na lewo od swojego miejsca zamieszkania. Do kawiarni było około piętnastu minut drogi. Laura zebrała się na odwagę i zapytała:
- Wiesz czemu Alice nazywa mnie wiedźmą?
Scott wyraźnie się zmieszał, a na jego twarzy pojawił się wyraz niepokoju.
- No cóż, Alice ma różne odchyły - odpowiedział, ale Laura poznała, że on kłamie.
- Kłamiesz - rzekła - ty wiesz, czemu tak jest. Scott, powiedz mi....
- Może nie teraz, dobrze? Niedługo wszystko ci wyjaśnię, sam wiem niewiele.
- A to co wiesz? Powiesz mi?
- Bo masz srebrne włosy. Osobiście uważam, że są piękne... - stwierdził Scott niepewnie, po czym szczerze się uśmiechnął
Scott zawsze mówił, co myślał, jeśli odpowiednio się go przycisnęło. Laura za to potrafiła być szczera do bólu, czasem wręcz bezczelna, jeśli się ją rozzłościło. Ale słowa o jej włosach w ustach Scotta zabrzmiały bardzo miło.
Dalej szli w milczeniu. Szli wolno, więc trafili do kawiarni dopiero po dwudziestu minutach. Był to mały, przytulny budynek pomalowany na zewnątrz na beżowo. Wnętrze było pomarańczowe. Na środku i przy ścianach stały małe, dwu- trzy- i czteroosobowe stoliki. Naprzeciwko wejścia znajdowała się lada. Laura zajęła dwuosobowy stół przy oknie. Scott poszedł zamówić kawę i dwa kawałki ciasta truskawkowego. Wrócił po piętnastu minutach, niosąc wszystko na tacy. Usiadł naprzeciw Laury.
- Dobra, teraz zadam ci takie podstawowe pytanie - zaczął Scott, a Laura przestraszyła się, że będzie to coś osobistego - jak podoba ci się Witch Hill
Odetchnęła z ulga, po czym powiedziała:
- Bardzo tu ładnie, oczywiście to nie to co Miami. Przede wszystkim, jest tu cicho i spokojnie. Bardzo malownicze miasteczko.
- Ale też zapyziała dziura - mruknął Scott
- Wolę mieszkać w tej "dziurze" z mamą, niż w Miami bez niej - rzekła Laura, ale po chwili pożałowała, że powiedziała to zdanie, mogło się wydawać trochę obraźliwe
- No też racja - Scott upił łyk kawy
Laura spojrzała w okno i zauważyła trzech grubych mężczyzn, idących chodnikiem. Byli oni umazani sadzą i jedynym czystym miejscem były ich oczy. Dziewczyna wydała zduszony, cichy okrzyk.
- Nie bój się - uspokoił ją Scott, śmiejąc się trochę - to górnicy, pracują w kopalni węgla. Całe złoża znajdują się pod miastem. Wyobraź sobie, że Alice będzie kiedyś tak wyglądać.
Laura zachichotała.
- Coraz więcej nowych rzeczy dowiaduję się o tym mieście - stwierdziła
Scott tylko się uśmiechnął.
Pili kawę siedząc cicho. W pewnej chwili do kawiarni weszła Alice z jakąś starą babą, zapewne swoją matką. Kobieta była dość otyła i gruba. Miała krótkie rude włosy i zielone, chciwe oczy. Na szczęście one nie zauważyły Laury. Ale ta druga je zobaczyła.
- O nie... - mruknęła Laura
- Co jest? - Scott, siedzący plecami do drzwi obrócił się i zobaczył Alice - tylko nie ona...
Laura próbowała schować się za sylwetką Scotta, ale Alice dostrzegła jej włosy. Szepnęła coś do matki i obie podeszły do ich stolika.
- To ty jesteś córką Ally Kedward? - zapytała matka Alice ze złością w głosie
- Nie pani sprawa - warknął Scott
- Nie wtrącaj się Relaten - fuknęła na niego kobieta
- Laura, wychodzimy - rzekł Scott i już chciał wstać, gdy nagle poczuł, że jest przykuty do krzesła.
- Co chcesz od mojej matki, suko?! - zapytała Laura
- Nie tym tonem, wiedźmo! - wrzasnęła baba na całą kawiarnię - twoja matka nie powinna tu mieszkać. Twoja matka nie powinna... - baba zastanawiała się przez chwilę, po czym dodała - ...żyć!
Nagle cukierniczka leżąca na środku stołu oderwała się od jego powierzchni i przeleciała przez kawiarnię.
- Kult się z tobą policzy. Wiedźma!!! - ryknęła baba
Oczy Laury pociemniały.
- JAK śMIESZ TAK MóWIć?! - głos Laury był zmieniony, stał się cienki i bardzo donośny.
Inni klienci kawiarni gdzieś się zmyli. Po ostatnich słowach Laury nastąpiła cisza, przerwana przez Tinę Turner, która zaczęła śpiewać "better be good to me". Właściciel stał schowany za drzwiami od zaplecza. Wolał się nie mieszać w sprzeczki wywołane przez Normę Irrits.
Baba wyraźnie się wystraszyła. Laura oddychała szybko, a atmosfera w budynku zaczęła gęstnieć.
- Jeszcze się policzymy! - ostrzegła Norma i wyszła.
"To jest wiedźma" myślała Norma, "trzeba się jej pozbyć". Za nią posłusznie dreptała jej córka. Już kiedyś była w Witch Hill taka czarownica, tylko że nie miała diabelskich, białych kudłów i takich lodowatych oczu. Kult ją przepędził. Deus ją przepędził. Uogólniając sama uciekła, kult chciał ją schwytać. Nie udało się. Ale to lepiej, jeśli w pobliżu nie ma czarownic. A tu, po piętnastu latach pojawił się następny pomiot szatana.
Po wyjściu Normy Irrits i jej córki, atmosfera wróciła do normalności, a Laura spojrzała przyjacielsko na Scotta i powiedziała dziarsko:
- To co, idziemy?
Scott wstał z krzesła. Wyszedł z Laurą z kawiarni.
Cukierniczka leżała koło drzwi, a wokół niej rozsypany biały proszek.
- Ale pokazałaś tej starej dziwce - powiedział Scott
- Dobrze jej tak - przyznała Laura - ona się bała
Scott odprowadził dziewczynę do domu. W drodze powrotnej nie rozmawiali już o zajściu w kawiarni. Scott pożegnał się z Laurą przed furtką do jej domu. Ruszył w swoją drogę.
5.
- Mamo! - zawołała Laura od progu.
Mama wyszła z kuchni w fartuchu.
- Słucham kochanie? - zapytała
- Spotkałam dziś w kawiarni Normę Irrits - Laura nie wiedziała, skąd zna jej imię - powiedziała, że jestem wiedźmą.
- Lauro, nie przejmuj się, co mówi Norma Irrits - rzekła mama - to idiotka
Mama zawsze miała rację. I bezgranicznie kochała swoją córkę. Laura zachichotała, po czym stwierdziła:
- Wierzę ci, jest durną kwoką.
Teraz obie się zaśmiały.
- Powiedziała też, że nie powinnaś tu mieszkać - dodała Laura - mamo, ona mówiła o jakimś kulcie...
- Każde miasto ma swoje mroczne tajemnice... - mama zakończyła na tym rozmowę. Laura wiedziała, że nawet gdyby się pytała, mama nic by jej nie mówiła.
Laura pomogła mamie w kuchni, po czym odrobiła lekcje. Zbliżał się wieczór dwudziestego dziewiątego marca.
Laura obudziła się wcześnie rano. Otworzyła oczy i dalej leżała w łóżku. Od kilku minut wpatrywała się intensywnie w książkę leżącą na jej biurku. Książka podniosła się nagle i wirowała w powietrzu. Laura wystraszyła się. W tym momencie książka upadła z hukiem na biurko. Dziewczyna wstała, poszła wziąć prysznic, po czym zjadła śniadanie. Gdy wychodziła do szkoły, mama pożegnała się z nią.
W połowie drogi do szkoły dogonił ją Scott. Nie zauważyła go, więc podbiegł on do niej cicho od tyłu i zasłonił jej oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to - szepnął jej do ucha.
- Scott - powiedziała bez namysłu - jakbyś nic nie mówił może bym nie zgadła.
Scott uśmiechnął się do niej po przyjacielsku.
- No to chodźmy do szkoły - rzekł Scott i ruszyli we właściwym kierunku.
Pierwszą lekcją była chemia. Laura nie lubiła tego przedmiotu najbardziej ze wszystkich. Scott siedział w ławce koło niej i z nudą w oczach patrzył w tablicę, na której nauczycielka wypisywała jakieś skomplikowane reakcje chemiczne. Cała klasa wyglądała tak samo: wszyscy gapili się prosto, biernie czekając na dzwonek. Dwadzieścia minut przed końcem lekcji nauczycielka wyszła z klasy, każąc uczniom rozwiązywać zadania. Alice usiadła niebezpiecznie blisko Laury. Tylko gdy wyszła facetka głupie przyjaciółki Alice podbiegły do niej i wszystkie zaczęły plotkować.
Laura coraz częściej słyszała swoje imię. Katem oka zobaczyła jak Alice wyrywa z zeszytu kartkę i coś na niej rysuje. Wszystkie jej koleżanki spojrzały na kartkę i zachichotały, po czym odwróciły wzrok na Laurę. Alice pokazała jej rysunek: namalowała jej karykaturę. Laura miała na niej wytrzeszczone, zwariowane oczy, potargane białe włosy i jakieś łachmany zamiast ubrań. Irrits pokazywała teraz rysunek całej klasie. Większość się śmiała, ale niektórzy tylko mówili, że Alice to idiotka. śmiechy jednak narastały, a Laurę ogarniała coraz większa frustracja i wściekłość. Zawiesiła spojrzenie na zeszycie i słuchała śmiechów. Scott ryknął, aby się uspokoili, a Alice powiedziała, że chciałby zaliczyć Laurę. Klasa znów wybuchnęła śmiechem. Nagle Laura wbiła wzrok w kartkę, a ta buchnęła nieoczekiwanie płomieniem. Alice poparzyła sobie dłonie. Uczniowie ucichli i ze strachem i niezdrową fascynacją wpatrywali się w całe zajście.
- Czarownica!!! - wrzasnęła Alice i wybiegła z klasy. Po kartce została tylko kupka popiołu.
Wszyscy wyszli cicho z klasy. Plotkowali o całym wypadku i o płonącej kartce, o ogniu, który wziął się znikąd. Scott podszedł do Laury i szedł w milczeniu po jej prawej stronie. Usiedli na ławce przed klasą.
- Jak to się stało? - zapytał w końcu Scott
- Co? - zdziwiła się Laura
- No ogień... - szepnął Scott
- Nie wiem - mruknęła Laura. I to była prawda.
Alice do końca dnia nie pojawiła się w szkole. Dzięki temu lekcje minęły spokojnie. Nikt nie mógł znaleźć racjonalnego wytłumaczenia na temat spalonej kartki, więc przestali o tym rozmawiać. Laurze wrócił dobry humor i znów normalnie konwersowała ze swoim przyjacielem.
Alice wybiegła z klasy przerażona. Ta wiedźma spaliła kartkę, którą ona trzymała w ręku. Gdyby tylko ta białowłosa wiedziała, czym dysponuje... Alice biegła do matki, musiała jej wszystko powiedzieć. Matka na pewno się ucieszy, chociaż już dawno podejrzewała, kto przybył do Witch Hill. Ostrzeże też kult i Alice znowu będzie miała swoją dawną rolę w szkole.
Szkoła była pusta. Przebiegła przez wyludnione korytarze. Na szczęście zapomnieli zamknąć główne wyjście, więc Alice ruszyła do domu. Mieszkała w bloku, gdzie żyła większa część kultu. Blok był czteropiętrowy i pomalowany na beżowo. Znajdowało się w nim pięć klatek. Alice mieszkała w trzeciej, na trzecim piętrze. Wbiegła szybko po schodach i wpadła jak burza do mieszkania.
- MAMO!!! - wrzasnęła - ta wiedźma... - urwała, nie mogła ująć w słowa tego, co zrobiła Kedward.
Matka wyszła z salonu. Miała na sobie brązową sukienkę sięgającą do kolan. Na stopy włożyła rozpadające się kapcie.
- Co? - zapytała - co ona zrobiła?!
- Spaliła kartkę... - szepnęła Alice
- Zostań w domu. Ja wszystko przygotuję. W maju jest święto Deusa, wtedy to zrobimy. Omówię to z resztą kultu po dzisiejszych uroczystościach...
No tak, pomyślała Alice, dziś są uroczystości ku czci boga matki. Bóg był zawsze ważniejszy od niej. Był całym życiem matki, a Alice po jej śmierci miała przejąć obowiązki głównej kapłanki. Całe jej życie, od pięciu lat było wypełnione przez przygotowania. Na szczęście zdołała przekonać matkę, że musi iść do szkoły, aby lepiej sprawować się jako kapłanka Deusa czy jakiegoś innego boga. Alice poszła do swojego pokoju i zamknęła się w nim.
***
Laura czekała w domu na mamę trzy godziny. W końcu mama przyszła. Laura chciała z nią coś wyjaśnić.
- Cześć, mamo -przywitała się, stając w drzwiach salonu.
- Cześć, kochanie - rzekła mama i poszła do kuchni zostawić tam zakupy.
- Muszę z tobą pomówić - powiedziała Laura poważnie
- O czym kochanie? - zapytała mama
- O podnoszących się rzeczach i samozapalających się kartkach - odpowiedziała Laura
Mama się wystraszyła, a po krótkim zastanowieniu zaczęła mówić:
- Te rzeczy... to ty je robisz - te słowa zaskoczyły Laurę, ale pozwoliła mamie tłumaczyć dalej - w ogóle stanowisz niezwykłe nagromadzenie mocy psi. Chodzi mi na przykład o telekinezę, pirokinezę, hydrokinezę, telepatię itp. Nie rób takiej wystraszonej miny. Ja dysponuję tylko telekinezą, ale o bardzo małej mocy. Każdy członek naszej rodziny posiada któryś z tych talentów. Zazwyczaj tylko jeden. Ty, podobnie jak twój pradziadek posiadasz wszystkie. Spróbuj podnieść stół.
Laura spojrzała się w ciężki, drewniany stół. Poczuła lekki, przyjemny uścisk w głowie i stół nagle poszybował w górę. Podobało jej się to. Było to tak proste jak wyciągnięcie ręki lub zginanie palców. Było to jak impuls wysłany z mózgu. Proste tak samo jak chodzenie lub oddychanie. .
- Widzisz? Proste, prawda? - zapytała mama, a Laura kiwnęła głową. - ale musisz uważać. Trochę obawiałam się tego, że będziesz posiadała wszystkie te moce. W mieście tym mieszkają ludzie wyznający dziwny kult. Kiedyś łapali oni czarownice. Tylko tyle wiem. Dlatego chyba ta jedna z twojej klasy, córka Normy Irrits uważa cię za czarownicę. Jednym z ich kryteriów wyboru czarownicy jest posiadanie przez kobietę srebrnych włosów. Tylko tyle się dowiedziałam o tym kulcie przez moje lata spędzone tutaj.
- A czemu oddałaś mnie do sierocińca i do tego w Miami? - zdziwiła się Laura
- To proste. Nie chciałam, aby oni cię skrzywdzili. Już od urodzenia miałaś białe włosy. Myślałam, że wyrośniesz z tego. Ale myliłam się. Teraz tu jesteś. I dalej nie chcę, żeby stało ci się cos złego. żadna matka nie chce, aby jej dziecko zostało skrzywdzone. - powiedziała Ally Kedward, po czym dodała po cichu, tak, że jej córka tego nie usłyszała - i każda matka oddałaby życie za swoje dziecko.
6.
Laura dokładnie przemyślała sobie to, co powiedziała jej mama. I przyznała jej rację. I postanowiła, że musi dowiedzieć cię czegoś o tym kulcie. Postanowiła, że zrobi to jutro, po lekcjach. Jakoś dojdzie do ich głównej siedziby, czy czegoś innego. Do ich świątyni...
Obudziła się rano i od razu przypomniała sobie swoje postanowienie. Spojrzała na zegarek i zobaczyła, że jest dopiero trzecia rano. Zaczęła ćwiczyć swoje moce. Najpierw podniosła wszystkie meble w pokoju, po czym odłożyła je na miejsce. Z początku każde po kolei, a potem wszystkie naraz. Następnie podpaliła jakieś stare kartki, leżące na biurku. Jednocześnie starała się, żeby nie został żaden ślad na blacie. Wcześniej tylko dwie moce zdołała wykorzystać, a były to: telekineza i pirokineza. Nie wiedziała co oznaczają pozostałe i nie wiedziała również jak się objawiają i ile ich ma. Mama mówiła też coś o hydrokinezie. Była to z pewnością moc związana z wodą. Gdy tylko pomyślała o tworzeniu wody, nad jej dłońmi pojawiła się wodna kula. Mieniła się i połyskiwała. Laura zastanowiła się, co może z nią zrobić. Może ją powiększyć lub zmienić w bryłę lodu. Zrobiła to drugie. Już po chwili między jej dłońmi wirował lód. Znów zmieniła go w wodę. Teraz postanowiła uformować z niej jakąś miniaturową, ludzką sylwetkę. Pomyślała o Scotcie. Po chwili widziała już swojego przyjaciela, stworzonego z wody. Gdy się w niego wpatrywała, zaczęła słyszeć jego myśli, a raczej sny. Scott spał. Po chwili wyczuła, że zauważył on ją. Na szczęście jej obecność została przez niego zmieniona w sen. Pozwoliła wodzie zniknąć. Pomyślała jakie można mieć jeszcze moce psi. Może mogłaby coś ożywić? Spróbowała. Sznurek od firanki posłużył jej za model. Po chwili sznur zachowywał się jak wąż. Zakończyła eksperyment. Wszystko było normalne. Do swojego postanowienia dopisała jeszcze: "sprawdzić, jakie istnieją moce psi".
Obudziła ją mama. Okazało się, że po swoich ćwiczeniach Laura znowu zasnęła. Wstała, umyła się, ubrała, po czym poszła do szkoły.
Po drodze znów spotkała Scotta. Przywiała się i razem poszli do szkoły.
- Wiesz, co to było z tą płonącą kartką? – zapytała Laura
- Nie… - szepnął Scott
- To ja to zrobiłam
Scott otworzył szeroko oczy i powiedział:
- Nie rób sobie jaj
- No naprawdę. Robię też wiele innych rzeczy. Pokazać ci?
- No pewnie!
Scott na początku nie wierzył Laurze. Nigdy nie spotkał się z mocami psi. Gdy Scott myślał nad tym, czy jej uwierzyć czy nie, Laura postanowiła coś mu pokazać. Pokazała mu na wielką ciężarówkę. Znów poczuła lekki uścisk, a tir nagle podniósł się o trzy metry nad ziemię. Scott zaniemówił z wrażenia. Spojrzał na ciężarówkę a potem znów na Laurę. I uwierzył.
Na przerwie Scott zaczął rozmowę o nowych mocach Laury. Dzięki temu przypomniała sobie, co miała sprawdzić. Na szczęście była to dłuższa z przerw. Laura złapała Scotta za rękę i pobiegła do biblioteki.
- O co chodzi? – zapytał się Scott w biegu. Po drodze rozpychali masę uczniów, którzy wrzeszczeli za nimi jakieś wyzwiska. Zignorowali ich.
- Idziemy do biblioteki – powiedziała Laura – sprawdzić moce psi...
- Co…? – wysapał Scott
W tym momencie wpadli do biblioteki. Laura poprosiła bibliotekarkę, czy może skorzystać z Internetu. Tamta zgodziła się i dziewczyna usiadła przy jednym z komputerów. Scott stał nad nią i patrzył się bezmyślnie na ekran. Laura wstukała w wyszukiwarce hasło: „telekineza”. Wyskoczyło kilkanaście stron. Wybrała pierwszą lepszą z nich.
„Telekineza – jedna z wielu mocy psi, polegająca na przesuwaniu przedmiotów lub powodowanie w nich zmian kształtu za pomocą siły woli.”
Na dole artykułu widniał inny: „Przegląd najczęściej występujących mocy psi”. Laura nacisnęła go.
„Najsłynniejszym i najczęściej występującym zjawiskiem psi są telepatia i telekineza. Telekineza, zwana także psychokinezą podzielona jest na różne typy. Niektóre z nich to: pirokineza, kriokineza, hydrokineza. Pirokineza jest zdolnością najbardziej zabójczą. Polega na wzniecaniu i/lub kontrolowaniu ognia za pomocą siły woli. Kriokineza jest to zmniejszanie temperatury obiektów i w wyniku ich zamrożenie (odwrotność pirokinezy), hydrokineza – zwiększanie, zmniejszanie lub tworzenie wody za pomocą siły woli. Inne moce psi, niezwiązane z ruchem to min. prekognicja – przeczuwanie różnych wydarzeń w oddaleniu od kilku sekund do kilku lat, dominacja umysłowa – kontrolowanie innych osób za pomocą siły woli. Najrzadszą i najbardziej poddawaną pod wątpliwość mocą psi jest materializacja razem z ożywieniem. Ta pierwsza polega na wytworzeniu różnych rzeczy, istot, zjawisk za pomocą siły umysłu. Ta druga jest za to tchnięciem energii życiowej w martwe przedmioty.”
Artykuł był o wiele dłuższy, ale Laurze to wystarczyło. Wyłączyła komputer i wstała z krzesła. Prawie przewróciła Scotta.
- Już wiem – powiedziała – mama mi mówiła, że ja posiadam chyba wszystkie moce psi. Muszę spróbować.
- A ta materializacja i ożywienie? – zapytał Scott
- Ożywienie mam, próbowałam wczoraj – szepnęła Laura.
- A reszta co tam była? Telepatia, prekognilia czy jakoś tak?
- Prekognicja – zachichotała Laura – zapewne też.
- Spróbuj coś przewidzieć – nalegał Scott.
Laura zastanowiła się chwilę, po czym powiedziała cicho:
- Będziemy układać książki alfabetycznie. Spróbuję materializacji. Tylko co mam…
- Coś prostego, na przykład jakiegoś robala.
Laura kiwnęła głową. Nagle znikąd na dywanie pojawił się ogromny pająk, który zaczął powoli pełznąć w stronę umalowanej dziewczyny, stojącej przy półce z książkami. Dziewczyna zauważyła go i zaczęła panikować. Wpadła na półkę i przewróciła ją. Książki poleciały na podłogę, a bibliotekarka zaczęła robić awanturę. Pająk zniknął. Scott nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Chciał już wyjść z pomieszczenia, kiedy bibliotekarka wrzasnęła:
- RELATEN!!! WSZYSCY CO TU BYLI SPRZąTAJą I UKłADAJą ALFABETYCZNIE WSZYSTKIE KSIążKI!!!
Laura wybuchnęła śmiechem.
- KEDWARD Z CZEGO SIę TAK RYJESZ?! - bibliotekarka znała na pamięć nazwiska wszystkich uczniów, nawet tych, co nie byli u niej ani razu.
Wszystkie półki nagle przewróciły się. Bibliotekarka wpadła w furię i krzyczała na całą salę:
- WY GłUPIE… SPRZąTAć TO!!!
Oczy wylazły jej na wierzch, a uczniowie (w sumie było ich siedmiu) wystraszyli się i zaczęli sprzątać. Scottowi i Laurze przypadła półka z literami e, f i g. Gdy wszyscy poszli do swoich przydziałów, Laura użyła swojej mocy. Wszystkie leżące na podłodze książki uniosły w powietrze i zaczęły po kolei wskakiwać na półki. Teraz tylko musieli ułożyć je alfabetycznie, co nie zajęło im wiele czasu. Na szczęście bibliotekarka wypuściła ich, gdy tylko skończyli.
Rycząc ze śmiechu ruszyli do swoich klas.
7.
Po lekcji Laura przypomniała sobie o sprawie kultu. Zapytała o to Scotta.
- Chyba wiem, gdzie mają swoją siedzibę – zamyślił się – a propos zauważyłaś, że dziś w szkole nie było w ogóle Alice?
- I dobrze – odrzekła Laura – a możesz ze mną pójść do tej siedziby?
Scott zgodził się, aczkolwiek niechętnie. Poszli do jego domu, aby zostawić tam torby.
Scott mieszkał w dużym domu z niewielkim ogrodem otoczonym wysokim płotem. Miał wielkiego psa bernardyna, który wcale nie był groźny, przynajmniej jeśli widział kogoś obcego ze swoim panem. Bo jeśli jego pana nie było w pobliżu… było z obcym krucho. Pies gdy tylko zobaczył Laurę podbiegł do niej i prawie przewrócił ją na ziemię. Zaczął lizać ją po twarzy. Scott zepchnął psa z przyjaciółki, a ten plątał się im teraz pod nogami. Scott wyciągnął klucze, otworzył drzwi i oczom Laury ukazał się piękny, długi korytarz w klasycznym stylu. Po dwóch stronach były drzwi do pomieszczeń, a naprzeciwko wejścia znajdowały się schody na górę. Scott położył swój plecak na podłodze i wziął od Laury jej torbę.
- Napijesz się czegoś? – zapytał
- Może herbaty – odrzekła Laura nieśmiało.
Scott zaprosił ją do kuchni. Była ona pomalowana na beżowo i również urządzona w stylu klasycznym. Scott wstawił wodę i usiadł koło Laury przy wielkim, ciężkim drewnianym stole. Przez chwilę patrzył w okno. Chciał coś powiedzieć, gdy nagle zagwizdał czajnik. Musiał wstać. Zalał herbatę i przyniósł parujące kubki na stół.
- Po co ty chcesz iść do tej świątyni tego kultu? – zapytał w końcu
Laura spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się, po czym odrzekła:
- Chcę poznać mojego przeciwnika…
Gdy wypili herbatę zaczęli zbierać się do wyjścia. Scott chciał na wszelki wypadek wziąć jakąś broń, ale Laura przypomniała mu, że jak na razie to ona stanowi chyba ich największą broń. Scott zgodził się i wyszli z jego domu.
Bernardyn znowu zaczął się przymilać do niego i do Laury. Dziewczyna pogłaskała go po wielkim łbie. Scott zamknął furtkę na klucz.
Skręcili w wąską i ciemną uliczkę. Szli nią przez pięć minut i nagle znaleźli się blisko wielkiego budynku, który Laura wzięła za pierwszym razem za kościół. Ten właśnie budynek górował nad całym miastem.
- Z tej wieży widać całe Witch Hill – poinformował ją Scott.
Niedaleko budynku mieściło się wejście do kopalni. Budowla otoczona była małymi domkami i sklepami. Laurze przypomniały się wieżowce Miami, ale nie odczuła tęsknoty. Teraz mieszkała z mamą, znała Scotta i to było dla niej najważniejsze.
- świątynia jest zamknięta – stwierdziła Laura – ale ja ją otworzę. Znajdźmy tylko jakieś boczne drzwi.
Zaczęli okrążać budowlę. Scott poszedł od lewej, a Laura od prawej strony. Po kilku chwilach Laura odnalazła małe, drewniane drzwiczki. Wysłała Scottowi telepatycznie wiadomość. Poczuł on to jako krótkie ukłucie bólu i głos Laury, huczący mu w głowie i wygłuszający jego myśli: „znalazłam wejście, chodź do mnie”. Scott podszedł do niej.
Drzwiczki były zamknięte.
- Otworzysz je? – zapytał Scott
- No pewnie – odparła Laura
Po drugiej stornie drzwiczek było słychać ciche szczękanie klucza w zamku. Po chwili ział przed nimi czarny, mały otwór. Scott odsunął Laurę i wszedł pierwszy. Laura podążyła za nim.
Znaleźli się w ciemnym i ciasnym korytarzu. Scott posuwał się powoli i ostrożnie do przodu. Laura co chwilę wpadała na niego. W plątaninie korytarzy kluczyli przez niecałe pół godziny. W końcu Scott zatrzymał się. Laura widziała tylko słabe światełko zza jego ramion.
Scott przeszedł parę metrów do przodu. Laura zobaczyła, że znajdują się w małej, kamiennej sali.
To na razie cały, jaki napisałem, wciąż nad nim pracuję
6
Co by tu powiedziec? Domyślam się, że jesteś bardzo młodą osobą. Nie chcę weryfikowac błędów bo jest ich bardzo, bardzo wiele, niech lepiej załatwia to edytorscy zapaleńcy.
Napiszę tylko o paru rzeczach na które moim zdaniem powinieneś zwrócic uwagę (aż ciężko mi uwierzyc że jesteś chłopcem, wyczuwam w tekście przebłyski dziewczęcości;D)
1.Zaczniemy od wyliczanek, należy je absolutnie usunąc. Zaśmiecają tekst, męczą, nudzą, wkurzają. Czytelnika nie obchodzą rutynowe zajęcia postacii, chyba, że wspomnienie o nich jest uzasadnione. Wyliczanki tyczą się też nagromadzenia przymiotników - zauważ---> opis drzwi w twoim tekście.
2.Mówienie wprost o czyjejś fizjonomii nie brzmi zazwyczaj najlepiej. Spróbuj jakoś wplatac opisy postacii, pomiędzy pozostałe części tekstu. Wtrącaj coś między dialogami, czy jak tam wolisz. Unikaj częstego pisania: "Była taka, taka i taka". Unikaj też pedantycznego opisywania garderoby. Skoro jest W-F, to wszyscy będą na sportowo, nie?
3.Pozbądź się dziecinnych zachowań u bohaterów. Dorośli ludzie nie wrzeszczą na siebie w kawiarni, nie wyzywają się i nie szczerzą zębów (formalnie oczywiście;D).
4.Mniej szkoły. Każdy kiedyś był uczniem, to wiadomo. Prawdopodobnie środowisko szkolne jest dla ciebie aktualnie najbardziej interesującym tłem ale spróbuj trochę to ograniczyc. Czytelnik nie musi znac planu lekcji Laury ani też towarzyszyc jej podczas zajęc.
5.Kontrast pomiędzy pozytywnym i negatywnym bohaterem jest czasem potrzebny, nie przesadzajmy jednak. Zastanów się czy ta wredna dziewczyna nie jest 'zbyt wredna' i czy jej zachowania nie zahaczają o groteskę.
No i co więcej mogę powiedziec? Twórz,twórz, ucz się i dorastaj. Pisarstwo wymaga dojrzałości nie tylko technicznej ale także emocjonalnej. Teraz 'opowiadasz' nieco dziecinnie ale to zupełnie normalne;) Jeżeli będziesz dalej cwiczyc, za pare lat dokopiesz weryfikatorom.
Będzie z tobą tak jak ze wszyskimi pisaczami. Dorośniesz i twoje pisarstwo dorośnie razem z tobą. Wtedy spojrzysz na wcześniejsze prace, skrzywisz się i stwierdzisz: "Cholera, nie wierzę, że kiedyś robiłam takie rzeczy".
Trzymaj się! Wybacz mi brak kreseczek nad "c" - klawiatura zepsuta. Przepraszam też za literówki, śpieszyłam się bardzo.
Cała nadzieja w takich jak ty, we wszystkich, którzy dopiero zaczynają.
Ps. Ja też dopiero zaczynam więc...jeszcze się załapałam do elitarnego grona geniuszy przyszłości;D He, he...
Napiszę tylko o paru rzeczach na które moim zdaniem powinieneś zwrócic uwagę (aż ciężko mi uwierzyc że jesteś chłopcem, wyczuwam w tekście przebłyski dziewczęcości;D)
1.Zaczniemy od wyliczanek, należy je absolutnie usunąc. Zaśmiecają tekst, męczą, nudzą, wkurzają. Czytelnika nie obchodzą rutynowe zajęcia postacii, chyba, że wspomnienie o nich jest uzasadnione. Wyliczanki tyczą się też nagromadzenia przymiotników - zauważ---> opis drzwi w twoim tekście.
2.Mówienie wprost o czyjejś fizjonomii nie brzmi zazwyczaj najlepiej. Spróbuj jakoś wplatac opisy postacii, pomiędzy pozostałe części tekstu. Wtrącaj coś między dialogami, czy jak tam wolisz. Unikaj częstego pisania: "Była taka, taka i taka". Unikaj też pedantycznego opisywania garderoby. Skoro jest W-F, to wszyscy będą na sportowo, nie?
3.Pozbądź się dziecinnych zachowań u bohaterów. Dorośli ludzie nie wrzeszczą na siebie w kawiarni, nie wyzywają się i nie szczerzą zębów (formalnie oczywiście;D).
4.Mniej szkoły. Każdy kiedyś był uczniem, to wiadomo. Prawdopodobnie środowisko szkolne jest dla ciebie aktualnie najbardziej interesującym tłem ale spróbuj trochę to ograniczyc. Czytelnik nie musi znac planu lekcji Laury ani też towarzyszyc jej podczas zajęc.
5.Kontrast pomiędzy pozytywnym i negatywnym bohaterem jest czasem potrzebny, nie przesadzajmy jednak. Zastanów się czy ta wredna dziewczyna nie jest 'zbyt wredna' i czy jej zachowania nie zahaczają o groteskę.
No i co więcej mogę powiedziec? Twórz,twórz, ucz się i dorastaj. Pisarstwo wymaga dojrzałości nie tylko technicznej ale także emocjonalnej. Teraz 'opowiadasz' nieco dziecinnie ale to zupełnie normalne;) Jeżeli będziesz dalej cwiczyc, za pare lat dokopiesz weryfikatorom.
Będzie z tobą tak jak ze wszyskimi pisaczami. Dorośniesz i twoje pisarstwo dorośnie razem z tobą. Wtedy spojrzysz na wcześniejsze prace, skrzywisz się i stwierdzisz: "Cholera, nie wierzę, że kiedyś robiłam takie rzeczy".
Trzymaj się! Wybacz mi brak kreseczek nad "c" - klawiatura zepsuta. Przepraszam też za literówki, śpieszyłam się bardzo.
Cała nadzieja w takich jak ty, we wszystkich, którzy dopiero zaczynają.
Ps. Ja też dopiero zaczynam więc...jeszcze się załapałam do elitarnego grona geniuszy przyszłości;D He, he...
Sprzeczne sprzeczności są podniecające. Taki mały zabieg a cieszy.
7
Podkreślę to, co już zostało napisane - opisy u Ciebie przejmują władzę nad fabułą, lektura to wędrówka od jednego opisu (nazbyt szczegółowego i bez polotu) do drugiego. Inna sprawa, że w tej szczegółowości zapominasz o rzeczach naprawdę istotnych. Trudno wczuć się w klimat miasta Witch Hill, jest ono jakby takie nieobecne.
I zdecydowanie przesadzasz ze szkołą. Jeśli w końcowym rozdziale bohaterka nie przejdzie się jej korytarzami z karabinem w dłoni i żądzą mordu w oczach, to spokojnie możesz wywalić połowę akcji, która dzieje się w placówce oświaty.
Scena w kawiarni jest zbyt infantylna.
Tak jak ten fragment, który z niewiadomych przyczyn mnie rozbawił:
Dziwne jest, że bohaterka tak łatwo zaprzyjaźnia się z matką, która nie wychowywała jej przez tyle lat. Owszem, są ludzie, którym by to zwisało, ale trzeba zaznaczyć, że Laura do nich należy, że ma taki charakter. Wtedy to dosyć nienaturalne zachowanie będzie wyjaśnione.
A na koniec, bardziej niż Kinga przypomina to Harrego Pottera. Zresztą na Kingu możesz wzorować styl, ale fabułę? Więcej wiary we własną wyobraźnię. Nieważne, pewnie i tak dopiero zaczynasz, więc będzie Ci wybaczone.
I zdecydowanie przesadzasz ze szkołą. Jeśli w końcowym rozdziale bohaterka nie przejdzie się jej korytarzami z karabinem w dłoni i żądzą mordu w oczach, to spokojnie możesz wywalić połowę akcji, która dzieje się w placówce oświaty.
Scena w kawiarni jest zbyt infantylna.
Tak jak ten fragment, który z niewiadomych przyczyn mnie rozbawił:
- Co? - zapytała - co ona zrobiła?!
- Spaliła kartkę... - szepnęła Alice
- Zostań w domu. Ja wszystko przygotuję. W maju jest święto Deusa, wtedy to zrobimy. Omówię to z resztą kultu po dzisiejszych uroczystościach
Dziwne jest, że bohaterka tak łatwo zaprzyjaźnia się z matką, która nie wychowywała jej przez tyle lat. Owszem, są ludzie, którym by to zwisało, ale trzeba zaznaczyć, że Laura do nich należy, że ma taki charakter. Wtedy to dosyć nienaturalne zachowanie będzie wyjaśnione.
A na koniec, bardziej niż Kinga przypomina to Harrego Pottera. Zresztą na Kingu możesz wzorować styl, ale fabułę? Więcej wiary we własną wyobraźnię. Nieważne, pewnie i tak dopiero zaczynasz, więc będzie Ci wybaczone.
8
Ehh, nie czytałem tej pozycji Kinga.
Jednak wątpię żeby opowiadanie było podobne do niej. Takie głupie przeczucie.
Ogólnie według mnie musisz popracować nad językiem. To jest główny, ale nie jedyny mankament twojej twórczości. A przynajmniej tego opowiadania.
Powtarzałem to nie raz, ale zrobię to po raz kolejny.
Jest według mnie zbyt prosty. Piszesz horror, a czyta się to jak opowiastkę dla nastolatków. Horror ma klimat, czasem cięższy, czasem lżejszy, ale tutaj nie ma wcale klimatu. Kiedyś był taki serial o nastoletniej czarownicy, moja siostra go oglądała, to opowiadanie przypomina mi go.
Ogólnie ilość błędów wymienionych przez Skya z pierwszego fragmentu mówi sama za siebie. Ja nie wymieniam, nie oceniam, nie chcę nikogo skrzywdzić szkolną oceną.
Jednak wątpię żeby opowiadanie było podobne do niej. Takie głupie przeczucie.
Ogólnie według mnie musisz popracować nad językiem. To jest główny, ale nie jedyny mankament twojej twórczości. A przynajmniej tego opowiadania.
Powtarzałem to nie raz, ale zrobię to po raz kolejny.
Jest według mnie zbyt prosty. Piszesz horror, a czyta się to jak opowiastkę dla nastolatków. Horror ma klimat, czasem cięższy, czasem lżejszy, ale tutaj nie ma wcale klimatu. Kiedyś był taki serial o nastoletniej czarownicy, moja siostra go oglądała, to opowiadanie przypomina mi go.
Ogólnie ilość błędów wymienionych przez Skya z pierwszego fragmentu mówi sama za siebie. Ja nie wymieniam, nie oceniam, nie chcę nikogo skrzywdzić szkolną oceną.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.