
Ballada o nocnym żniwiarzu
Niech mi się nie zdaje, że jestem kimś więcej,
że życie mam inne i warte niemało.
Trochę tu postękam, trochę się pokręcę,
ani się obejrzę, gdy do drzwi nieśmiało
stuknie nocny żniwiarz z ostrym sierpem w ręce.
Otworzę bez zwłoki, wszak to nie wypada
gościa nie zaprosić znużonego drogą,
usadzę przy stole, niechaj opowiada
o tym, kogo spotkał wieczorową porą,
z kim ostatnio pijał, z kim wieczerzę jadał.
Odpowie: "Nieważne, posiedźmy tu chwilę,
zanim wybierzemy się w podróż daleką.
Powiedz mi mój bracie co wspominasz mile,
a co w sercu twoim zadrą niepomierną?"
Prędko mu odpowiem: "Jeśli się nie mylę,
najbardziej mnie martwi to, że krótkie życie,
które się starałem spędzić w miarę godnie
skończy się pod ziemi ciężkawym przykryciem
i nie ja określę w którym miejscu spocznę,
nie ja zdecyduję o dalszym pobycie
na tym świecie pięknym." "Cóż tak to się zdarza
- on mi na to rzeknie - że tych kilka dekad
jest tylko ułamkiem, cząstką kalendarza,
która wprost zależy od woli człowieka,
a reszta spoczywa już w rękach grabarza.