PS. Tak, wiem, że nadużywam wielokropków.
Mały, srebrny klocek. Rozmazany, niewyraźny. Czerwone punkciki... I nagle koniec. Budzę się. Świetnie pamiętam swój sen. I tą rzecz. Małą, srebrną i błyszczącą. Tak dzień za dniem. Zastanawiam się, co to może być. Ale nie muszę się zastanawiać. Nie dłużej. Już wiem.
Dziewczynka włóczy się za Equ-borgiem, mijając niesamowitej wysokości kupy zepsutych robotów i nienadających się już do niczego maszyn. Ma na imię Ātl. Ātl to słowo w języku Nahuatl, oznaczające wodę. Dziewczynka twierdzi, że ładniejsze byłoby nawet imię H2O. Zresztą, woda jest ostatnią potrzebną jej teraz rzeczą. Za koniem skręca koło osobliwej, cuchnącej sterty resztek po wypadkach cyborgów. Metalowe części ze skrawkami skóry, poprzylepianej zakrzepniętą krwią, a niekiedy i kawałkami kości. Niezbyt ciekawy widok, przypominający o niebezpieczeństwie świata. Z nieba kapnęło kilka kropel. Deszcz. A Ātl miała nadzieję, że pora deszczowa się opóźni. Zakrzepnięta krew upłynnia się i wylewa na suchą ziemię, tworząc krwiste, małe rzeczki.
Muszę się spieszyć. Woda może go zepsuć.
Dziewczynka przyspiesza kroku, poganiając końskiego cyborga. Mija kolejny złom. Nie wie, gdzie iść. Idzie tam, gdzie uważa za słuszne. Nagle zatrzymuje się. Equ-borg parska metalicznie. Ulewa. Lecz koń jest zabezpieczony. Gorzej z... Ātl zaczyna w pośpiechu przekopywać kolejne warstwy góry metalu.
Ten robot... Był moim najlepszym przyjacielem. Pamiętam go ze swoich snów. Był zmyślony, ale to się nie liczyło. Skoro był wymyślony, czemu właściwie go szukam? Nie wiem. Jest szansa... Nikła szansa, że jednak był realny. A może wymyślając go, stworzyłam go tutaj? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Ale ta maszyna jest dla mnie bardzo ważna. Pamiętam. Z tyłu, czerwoną farbą wymalowane miał trzy kropki.. Wielokropek. Oznacza przerwanie, niedomówienie. Urwane myśli, niedokończone słowa.
Przeszukała już połowę sterty. Prawie straciła nadzieję.
A jeśli on na prawdę istniał tylko w mojej wyobraźni?
Dłoń grzęźnie jej pomiędzy dwoma urządzeniami. Szarpie ją, wyrzucając w powietrze kilka mniejszych części. Uwalnia się. Poranionymi palcami przegrzebuje kolejne miejsca. Wtem dostrzega błysk metalu. Małe pudełeczko. Z nadzieją i nową siłą wyciąga je spod śmieci. Odwraca na drugą stronę.
Pomyłka. To jakiś inny robot. Wycieńczona i zrezygnowana pada na ziemię, która przez intensywny deszcz zmieniła się w błoto zmieszane z krwią. Jej i części cyborgów. Przemoczone włosy uporczywie włażą w oczy, utrudniając jej poszukiwania.
Pewnie nie dane jest mi znaleźć tą maszynę. Chwila.... Ja przecież nie wierzę w przeznaczenie. Muszę go znaleźć. Choćbym spędziła tu wiele dni.
Dziewczynka podnosi się, odgarniając włosy z twarzy. Zamyka oczy i z całych sił próbuje wyobrazić sobie robota. Tą maszynę, leżącą tutaj, niedaleko, w tej kupie. Otwiera oczy. Robot się nie pojawił. Przynajmniej próbowała.
Koń cyborg niecierpliwi się, ulewa mu nie służy. Wolałby zapewne siedzieć w ciepłej stajni, ale teraz nie może. Ātl wzdycha i odgarnia części z wierzchu.
Leżał tam. Brudny, obdrapany. Ale on. Od razu go poznałam. Wzięłam go do ręki. Malutkie kończyny poruszyły się odrobinę. Odwróciłam go. Nie musiałam tego robić, lecz chciałam zobaczyć jeszcze ten znak.
Trzy czerwone kropki. Blade i smutne. Poszukałam na obudowie przycisku i włączyłam go. Kropki stały się jasne i przyjazne. Robot zeskoczył na ziemię i chwycił mnie za nogawkę.
- Gdzie idziemy? - zapytał, zerkając na mnie swoimi wielkimi oczami.
Był to powrót do dawnej opowieści, przerwanej na wielokropku. I wielokropkiem rozpoczyna się jej nowy rozdział.
„Wszystko co możesz sobie wyobrazić, jest realne” - Pablo Picasso