ciszy co beznamiętnie trwa
puściutkich prostych ulicach
o kałużach czarnych bez dna
westchnienie tylko przebija
poprzez senną mglistą ciszę
kogut gdzieś bezgłośnie zapiał
jego piania też nie usłyszę
nic nie może jednak trwać wiecznie
księżyc na skraj gdzieś przepędzony
ustępuje pierwszym promieniom
taki mu co dzień los sądzony
do zamkniętych na skobel powiek
już ma świadomość się dobija
przez światło nagle zbezczeszczony
sen cichy i spokojny mija
______________________________
To stary tekst i trochę niedopracowany więc liczę na merytoryczną ocenę to będę poprawiał
