
A poszła głupia do sklepu po ziemniaki zamiast do sąsiada. Walnięta w trzeci pośladek! Po drodze spotkała tego sąsiada z prawej strony jak się patrzy na jej przeogromnych rozmiarów dom. Z czerwonych cegieł. Dom sąsiada był z szarych pustaków. Głupia, a fe! Do sklepu, zamiast do sąsiada, po ziemniaki? Forsę marnuje, szmira jedyna tej wsi. Drugom jest patyczka - jak łatwo się domyślić, nazywana tak z powodu nazwiska Paczkowska. Patyczka też chodzi po ziemniaki do sklepu zamiast sąsiada. Zapytana, dlaczego, odpowiada, udając zdziwionom: 'ja nie mam sąsiadów!".
Niech se znajdzie, na przykład w biurze matrymonialnym! Sklep niedługo będzie kasy więcej mieć niż bank. Ale to nie wszystko! Wczoraj podczas układania włosów gofrownicom zobaczyłam przez okno, jak szmiry szły w podskokach do lasu po grzyby. Osz wy dajecie bogatym, odbieracie biednym? Idę za nimi. Grzyby spokojnie w lesie rosnom, a te głupie je zrywajom. Nie szanowne kurwy, kury po podwórku latajom, wystarczy przyłożyć do jednej koguta i już mata mleko!
Widzom mnie przez pięć iglastych lip. Ha, nie uciekam, niech nie myślom, że strach dodaje skrzydeł, bo nie dodaje, jak każdy wie i ja też już wiem, że nie dodaje! Podchodzom. Pytam się, dlaczego kupujom ziemniaki w sklepie, a nie u sąsiada i po co zrywajom grzyby w lesie.
- Bo sąsiad kupił pomidory, a kolo z bloku powiedział, że grzybków już nam nie przyniesie. Więc szukamy sami.
Wyszłam z lasu, zołzy zostały i nadal robiły za odwróconego Robin Hooda. Poleciałam do sąsiada, bo co innego miałam zrobić, no co? Muszę się dowiedzieć, czy to prawda, że sprzedaje pomidory zamiast ziemniaków. Nie do pomyślenia! Kartoflaki, takie smaczne stworzenia, robiące zapasy na zimę wtedy, gdy zimy nie ma. A pomidory? Chorujące na czerwonkę, przyczepione do kijów buraki z czymś mięsistym w środku. Miód jaki, czy co? Dobra idę, wolno, bo za czas płacom.
Jestem już pod domem sąsiada. Pukam do okna, bo drzwi są zamknięte. I nagle mi kuropatwa na głowę wskakuje. Łapię ją za głowę i robię karuzelę. Z radości wyrzuca całe pożywienie na sąsiada wychodzącego właśnie z domu. Puszczam kuropatwę, która odlatuje do lasu, pewnie ucieszyć jeszcze tamte pojeby. Zbliżam się szybko (co z tego, że mi mało zapłacą?) do sąsiada i pytam, czy naprawdę zaczął sprzedawać pomidory zamiast ziemniaków?
- Jakie pomidory? Żona mi na kartofle farbę czerwoną wylała! A bachory poprawiły koncentratem.