1
Pani Alicja rozpoczynała dziś nową pracę w innym mieście. Nucąc coś

wesołego pod nosem, podążała ulicami optymistycznie nastawiona do świata. Czuła, iż ten dzień będzie dla niej początkiem wielkiej rewolucji, która zacznie powoli przekształcać jej życie, zmieniając je w radośniejsze i ciekawsze, lecz narzuci mu za to większe tempo. Skrycie marzyła, że może nawet uda jej się w końcu znaleźć prawdziwą miłość po załamującym, dotkliwym rozstaniu z narzeczonym i założyć szczęśliwą rodzinę.



Wreszcie nadjechał tramwaj numer 13. Przez rozsuwane drzwi na ulicę wyległ

tłum spieszących do pracy. Zaraz po nich nowa, szumiąca fala ludzi zapełniła wnętrze tramwaju.

Alicja z trudem przecisnęła się do kasownika.

- Koniecznie muszę kupić sobie bilet miesięczny. Przynajmniej nie trzeba go kasować – jęknęła do siebie kobieta, uchylając się w ostatniej chwili przed zamachem pewnego nerwowego pana w dziwacznym nakryciu głowy. Alicji cudem udało się skasować bilet i znaleźć wolne miejsce.

Nie minął kwadrans, gdy tramwaj opustoszał na tyle, by starczyło miejsc

siedzących dla każdego.

- Witam szanowną panią – przemówił ktoś niespodziewanie do kobiety miękko i łagodnie. – Chyba jest tu pani nowa? Nigdy przedtem nie spotkałem pani na tej linii o tak wczesnej porze.

Alicja odwróciła twarz w kierunku, skąd dochodził nadzwyczaj uprzejmy głos.

Obok niej stał wysoki, szczupły, najwyżej trzydziestoletni mężczyzna o bardzo sympatycznym wyrazie twarzy, który uśmiechał się do niej w tym momencie niezwykle serdecznie.

- Owszem. Jadę dziś pierwszy raz do nowej pracy – odparła grzecznie Alicja,

czując w duszy radość, iż są na świecie jeszcze osoby tak miłe i kulturalne. – Pan pewnie jest już stałym pasażerem?

- Ma pani rację – zaśmiał się mężczyzna, po czym zajął miejsce przed nią, siadając bokiem, by móc porozmawiać z dopiero co poznaną damą.

- Pozwoli pani, że się przedstawię. Nazywam się Radosław, ale przeważnie mówią do mnie „Radek”.

- Miło mi. Jestem Alicja – odpowiedziała, wpatrując się w interesujące, brązowe oczy Radka.

- Pewnie będziemy spotykać się codziennie jadąc do pracy, może nawet w drodze powrotnej również. Jak wygląda pani grafik?

- Pracuję od siódmej do piętnastej.

- To tak samo jak ja! Zatem bez wątpienia na siebie trafimy – ucieszył się szczerze Radek.- Teraz, jeśli można, chciałbym zapoznać panią z resztą podróżnych.

Nim Alicja zdążyła powiedzieć, że dziękuje i jego fatyga jest całkowicie zbędna,

mężczyzna wstał i ogłosił wszystkim, iż do ich grona dołączyła nowa członkini klubu „Pasażerów Linii Numer 13”. Młoda kobieta natychmiast się zarumieniła. Słowa uwięzły jej w gardle, dlatego tylko kiwnęła głową.

- Ci panowie – emeryci spotykają się tu dzień w dzień po to, aby omawiać obecne sprawy polityczne, a kiedy zabraknie już epitetów pod adresem „szacownych” posłów, zabierają się do roztrząsania spraw minionych, sprzed jakichś co najmniej dwudziestu lat – machnął w stronę kilku nobliwych panów.

Nachylił się i szepnął w ucho Alicji:

- Bywa, iż w swoich rozważaniach i wspomnieniach dobrną do początku II wojny światowej.

Alicja zachichotała dyskretnie, lecz w skupieniu słuchała dalej.

- Ta trójka panów, to kanary…

- Jakie kanary? Nie przed siódmą rano! – oburzył się jeden z nich, nie tracąc jednak wesołości.

- Właśnie! Nie obrażaj nas – dołączył się drugi, również z uśmiechem, a następnie dodał ciszej. – Po siódmej to co innego… - i roześmiał się wraz z towarzyszami.

Dosyć długo Radek rozwodził się jeszcze nad opisaniem każdego z

podróżnych. Zapoznał Alicję z pięcioosobowym kołem gospodyń, których życiowym „powołaniem” było prowadzenie poczty pantoflowej, z dwójką pociesznych drugoklasistów oraz z wieloma innymi, nie mniej ciekawymi osobami. Najdłużej zatrzymał się na przedstawieniu tajemniczych Cyganek o uśmiechach tak zagadkowych jak uśmiech Mony Lisy na obrazie Leonarda da Vinci. Wychwalał ich niesamowitą zdolność do udanej interpretacji charakteru i wróżenia z dłoni. Bardziej zaintrygowały jednak Alicję wypchane czymś, skórzane torby, których uważnie pilnowały.

„- Pewnie wybierają się na bazar. W końcu z handlu także można żyć.” – pomyślała Alicja, chociaż wrodzona intuicja podpowiadała jej, że na pewno nie sprzedają niczego legalnego.



Na następnym przystanku wysiadło parę osób, żegnając się grzecznym „do

widzenia” i sprawiając, iż tramwaj bardziej opustoszał. Alicję w głębi duszy dziwiło, dlaczego coraz więcej ludzi wysiada, a nowych pasażerów nie przybywa, zupełnie jakby motorniczy zmierzał do końca trasy i kierował się powoli do zajezdni. Uspokoiła się w jednej chwili, gdy zobaczyła wsiadającego przygarbionego, ponad sześćdziesięcioletniego mężczyznę, podpierającego się drewnianą laską zakończoną ozdobną gałką w kształcie łba jakiegoś drapieżnego zwierzęcia, najprawdopodobniej lwa.

Wyglądał na zmęczonego życiem, umordowanego troskami i kapryśną pogodą obecnej pory roku. Oprawę bladoniebieskich, lekko przymglonych oczu stanowiły widniejące wokół zmarszczki. Nad silnie pofałdowanym czołem sterczały smętnie siwe, zmatowiałe włosy. Znużone oblicze z kilkudniowym zarostem posiekane było głębokimi, ostrymi bruzdami. Na skórze twarzy i żylastych, drżących nieco dłoni, szczególnie tej, która dzielnie dzierżyła laskę, dostrzegało się przebarwienia. Na wychudzonym przybyszu właściwie wisiał granatowy, wyświechtany oraz strasznie połatany płaszcz. Nosił buty w naprawdę godnym pożałowania stanie i spodnie z przedpotopowego garnituru w kolorze brązowym, świecące wytartymi kolanami.

Spoczął mniej więcej w pustawym środku rzędu siedzisk, ujął laskę w obie

dłonie i ułożył ją sobie na kościstych kolanach.

- Dzień dobry, panie Franku. Nie było pana dwa tygodnie. Bardzo się o pana martwiliśmy – przywitał się z powagą Radek. Staruszek spojrzał po obecnych, którzy wpatrywali się w niego z mieszanymi uczuciami: jedni z szacunkiem, drudzy drwiąco się uśmiechając, jeszcze inni ze zdziwieniem lub ulgą.

- Witaj, młody człowieku. Dziękuję za troskę – odrzekł przybysz spokojnie, nawet trochę melancholijnie.

- Co stanowiło powód pańskiej nieobecności, jeżeli mogę zapytać?

- Kto pyta, nie błądzi. Pytać jest rzeczą i naturą ludzką. To przywilej, którym obdarzył nas Bóg – powiedział podniosłym głosem, jak gdyby zapadał w trans rozwlekłego, naukowego wywodu. – Przemierzałem granice strefy.

- TEJ strefy? – zapytał Radek zdjęty nagłym lękiem.

- Oczywiście, że TEJ. Poznawałem okolice przystanku strefowego. Trochę nawet zapuściłem się poza obręb bezpieczeństwa – odrzekł pan Franciszek, odczuwając satysfakcję i widząc miny pozostałych.

- Nie bał się pan? Przecież to krwiożercze getto, z którego prawie nikt nie powraca! Ani my się tam nie zapuszczamy. To straszne i zbyt groźne miejsce – zdumiał się jeden z kanarów.

- Widocznie nie jest chyba aż tak źle, jak mówicie. Jakoś żyję i oprócz nadciśnienia oraz strzykania w krzyżu, nie mam powodów, aby marudzić – rozpromienił się staruszek i rozejrzał się po tramwaju.

- Pani pewnie niedawno przyłączyła się do tej porannej watahy linii numer 13? – przesłał Alicji krzepiący uśmiech pan Franciszek. Kobieta skinęła głową, czując się mimo wszystko dość onieśmielona.

- Wiedziałem – powiedział z zadowoleniem bardziej do siebie niż do Alicji i pogładził ręką lśniącą laskę.

- Czy dziś opowie pan nam jakąś historię lub podzieli się ostatnimi przemyśleniami? – dopytywała się z zainteresowaniem tęga, niska Cyganka, wlepiając swoje czarne jak dwa węgle oczy w staruszka.

- Dzisiaj nie. Zbliżamy się zresztą do przystanku strefowego – odpowiedział pan Franciszek, a później z pomocą kanara powstał z miejsca.

Alicja nie wiedziała co się dzieje, kiedy na przystanku wszyscy, jak jeden mąż,

zaczęli pchać się do wyjścia. Nie zrażona tym nadal siedziała i obserwowała tłoczący się motłoch.

- Dlaczego pani nie wychodzi? Nie może pani zostać – zwrócił się do niej Radek, który wysiadał ostatni.

- Z jakiej racji? Przecież pracuję w mieście następnej strefy – nie kryła zaskoczenia Alicja.

- Proszę się nie opierać. Zaraz wytłumaczę – pochwycił ją za rękę i pociągnął ku wyjściu.

Alicja stanęła na przystanku z założonymi rękoma i cierpliwie oczekiwała

wyjaśnień. Myślała, że dozna ataku niepohamowanej złości, gdy zobaczyła, iż tramwaj rusza dalej, ale już zupełnie pusty.

- Co to ma znaczyć? Wyciąga mnie pan siłą z tramwaju, a on odjeżdża – proszę spojrzeć! – pokazała mu sunący po szynach środek komunikacji miejskiej, który przekroczył już granicę kolejnej strefy.

- Proszę się uspokoić. Czy nie dziwi pani, że pasażerowie go opuścili? Większość również ma pracę w następnym mieście. Lepiej wysiąść z 13-tki i przesiąść się na inną linię, w tym wypadku na 24 po drugiej stronie ulicy. Tramwaj tej linii omija łukiem tą dzielnicę, w którą wjeżdża trzynastka.

- Jaki to ma sens? Czemu nikt nie podróżuje trzynastką dalej niż do tego przystanku?

- Zapewniam panią, iż gdyby motorniczy mógł, sam by wysiadł – zażartował Radek. – Rewir, przez który przebiega trasa trzynastki jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w tym regionie. Rzadko komu starcza na tyle odwagi, aby zapuścić się w ten rejon. Chodzą tam jedynie ci, którzy szukają śmierci na własną rękę – uśmiechnął się blado Radek.

Alicja próbowała doszukać się w jego zachowaniu czegoś, co zdradzałoby skrzętnie ukrywany dowcip. Niczego podobnego nie udało jej się jednak znaleźć.

- Czyli przystanek strefowy pełni jakby rolę pogranicza dwóch światów: cywilizowanego oraz przestępczego? – podsumowała Alicja.

- Tak. Wszyscy przechodzą na drugi przystanek strefowy, gdzie zatrzymuje się tramwaj numer 24 i również docierają do zakładów pracy, tyle że okrężną, lecz o wiele bezpieczniejszą drogą. Zatem radzę kupować bilety na jedno miasto… - w oczach Radka pojawił się frywolny błysk.

- Dobrze, że nie zdążyłam kupić biletu miesięcznego… – westchnęła i udała się na następny przystanek.

Dodane po 3 minutach:

Z góry przepraszam za akapity, wstawiłam je podczas wrzucania do zweryfikowania, a one i tak zniknęły :/
"Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"



Woody Allen

2
Powinnas byla zaznaczyc na samym wstepie, ze to fragment, poczatek... Czuje pewne rozczarowanie.

Pomysl klubu pasazerow tramwaju jest calkiem ciekawy. Rozwijasz jednak wiele szczegolow, ktore potem az prosza o kontynuacje. Kwestia owych tajemniczych Cyganek pobudzila moje podejrzenia, nerwowy pan w dziwacznym nakryciu glowy tez. Zeby nie bylo niedomowien: jest sprawa swietna, ze opisujesz innych pasazerow. Robisz to jednak tak, ze czytelnik nastawia sie na ciag dalszy ich dotyczacy, a tu figa z makiem... (no chyba, ze na serio planujesz to rozwinac).

I to samo dotyczy glownego watku - getta czy TEJ strefy. Wszyscy sie boja, wysiadaja, dziwia panu Franciszkowi, ze badal jej okolice, a badal dwa tygodnie, jak wynika z tekstu, i sie nie bal, a cala ta sprawa konczy sie na koniecznosci kupienia innego biletu miesiecznego - tego na jedno miasto. Powiedzielibysmy zaleta, mniejsze wydatki.

Trzebaby rozwinac nieco akcje... Dlaczego nazywasz getto kwiozerczym ? Nie dajesz czytelnikowi mozliwosci poznania sytuacji, przez co nie pozwalasz mu poczuc tego strachu panujacego wsrod pasazerow... Szkoda. Z tymi wszystkimi niedomowieniami Twoja praca sprawia nieco wrazenie komedii, spotegowane na dodatek zakonczeniem:


Dobrze, że nie zdążyłam kupić biletu miesięcznego… – westchnęła i udała się na następny przystanek.
Poza tym:


„- Pewnie wybierają się na bazar. W końcu z handlu także można żyć.”
Myslnik niepotrzebny.

Czytajac, zauwazylam jeszcze pewne niedociagniecia jezykowe, ale pozwole juz dac sobie z tym spokoj na dzisiaj. Wybacz.



Mimo wszystko oceniam na plus. Przeczytalam do konca, bez mysli typu: "kiedy juz koniec ???", badz "trudno, ocenie tylko czesc". Swiadczy to z pewnoscia o tym, ze lektura wciaga, a przynajmniej nie meczy. Meczy to, co... bylo mowione, a nie zostalo powiedziane... I teraz spedze noc na gdybaniach. :evil: :wink:



Pozdrawiam.
Lodowka jest przyczyna, dla ktorej wywoluje wojne cynikom.

3
Serdecznie dziękuję za szczerość, no i komplement. To dopiero pierwsza część, jak podkreśliłam w tytule, dlatego kolejne dopiero się pojawią, ale muszę odczekać tydzień, by móc wrzucić kolejną część :) Jestem pewna, że w dalszej części wyjaśni się dlaczego strefa jest krwiożercza ;)
"Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"



Woody Allen

4
No, tak... moj analfabetyzm wtorny czasem mnie przeraza. Pardon. Nastepnym razem skupie sie bardziej na samym tytule. :D Choc, po przemysleniu, dochodze do wniosku, ze to i tak nie wplyneloby wielce na moj komentarz :P
Lodowka jest przyczyna, dla ktorej wywoluje wojne cynikom.

5
Ogólnie to bardzo mi się podoba, miło się czytało. Szkoda, że fragmencik taki króciutki, pozostawia niedosyt.... mam tylko kilka uwag (malutkich, ale chcę się do czegoś doczepić :wink: ):

"Mony Lisy na obrazie Leonarda da Vinci " - myślę, że jeżeli mówimy o tajemniczym uśmiechu Mony Lisy to o autorze można już nie wspominać. Chyba każdy, kto ma więcej niż dziesięć lat domyśli się, że chodzi o La Giocondę.

"a później z pomocą kanara powstał z miejsca" - myślę, że wystarczy zwykłe wstał. Słowo "powstać" zawsze kojarzy mi się z czymś ważniejszym: powstać z martwych, z popiołu i.t.p

"Rewir, przez który przebiega trasa trzynastki jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w tym regionie. Rzadko komu starcza na tyle odwagi, aby zapuścić się w ten rejon." Powtórzenie. Poza tym wszystko bardzo fajne, czekam na dalszą część.

6
Nie chcę się usprawiedliwiać, ale tę pracę pisałam w trzeciej klasie gimnazjum, a w tej chwili mam ukończone 19 lat i od tamtego czasu nie poprawiałam mojego opowiadania, więc może tam być trochę błędów. Dziękuję za spostrzegawczość :)
"Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"



Woody Allen

9
Katamorion, raczej upierałabym się przy obyczaju ;)



Brudnopis, w trzeciej klasie gimnazjum byłam chyba bardziej twórcza niż teraz, być może dlatego, że miałam więcej chęci i mniej czasu, dlatego potrafiłam walczyć o pisanie. Dziś mam dużo czasu i więcej zapału, ale mniej chęci, by usiąść i pisać.
"Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"



Woody Allen

10
Pomysł fajny, opowieść póki co, lekka i nawet wciągająca. Szkoda, że poszłaś na pewną łatwiznę, "odgrzebując" dawny tekst i wklejając... na próbę, jak sądzę, bez "aktualizacji". Ale nic to, luknę na drugą część.

11
Pani Alicja rozpoczynała dziś nową pracę w innym mieście.
Ładny, przyjazny początek. Krótkie zdanie, a ile treści!


Czuła, iż ten
iż? Iż jest takie pretensjonalne, bez straty zamień na normalne że. Iź jest często używane w takiej nowomowie urzędniczej...


Skrycie marzyła, że może nawet uda jej się w końcu znaleźć prawdziwą miłość po załamującym, dotkliwym rozstaniu z narzeczonym, i założyć szczęśliwą rodzinę.
Przyda się przecinek (pogrubiony), bo masz tu jakby zdanie w zdaniu. Podajesz dwie informacje, które się zazębiają ale powinny być rozdzielone:

1/ skrycie marzyła, że może nawet uda jej się w końcu znaleźć prawdziwą miłość i założyć szczęśliwą rodzinę.

2/ po załamującym, dotkliwym rozstaniu z narzeczonym


Zaraz po nich nowa, szumiąca fala ludzi
To zdanie jest lekkie i przyzwoite, ale już pierwsza klisza :) Klisza to zwrot, zdanie, metafora, obraz itd mocno zużyty przez innych autorów. Czasem klisze pomagają, czasem są nieuniknione ale częściej należy ich po prostu unikać. To takie utwarte stereotypowe, banalne zwroty jak właśnie ludzka fala. Tłum faluje. Szumi. O takich rzeczach czytelnicy czytali już w wieli książkach i jeśli przeczytają u Ciebie - to pomyślą, że piszesz sztampowo i banalnie. I nie zechcą czytać dalej.


jęknęła do siebie kobieta,
ergonomia pisania się kłania :) Jeśli wiemy, że Alicja to kobieta i jeśli ona mówi do siebie, to nie musisz pisać precyzjnie. Pisz krótko, w tym przypadku:

jęknęła do siebie. Albo lepiej: jęknęła.

Czytelnik zrozumie, Ty unikniesz powtórzeń, które są pustymi przebiegami głosek :)



Zaimki i określenia dt bohaterów stosuj wtedy, gdy to potrzebne do zrozumienia sceny. Zwłaszcza, gdy czytelnik obserwuje dwie i więcej osób, prowadzących rozmowę, gdy coś się dzieje i relacjonujesz naprzemiennie ich działania.


przed zamachem pewnego nerwowego pana


wywal pewnego, bo to kolejny pusty przebieg słów. Co w tym wypadku oznacza pewien? Jakiś, obcy, nieznajomy. To wynika z kontekstu sytuacji, więc po prostu napisz:

przed zamachem nerwowego pana


cudem udało się skasować bilet
jeśli piszesz, że coś było dramatyczne, stało się cudem itd - to ja chętnie poczytam o tym. Na pewno jest to ciekawe. Ale tutaj nam tego oszczędzasz. Jestem rozczarowana. Albo napisz ze dwa zabawne / dramatyczne akapity jak to Alicja balansuje na jednej nodze, pan w kapeluszu dźga ją parasolem, przeprasza, ale jednocześnie ktoś wbija jej teczkę w żebra, omal nie urywa paska torebki itd ALBO nie pisz, że cudem udało jej się skasować bilet.

Chodzi o rozbudzanie w Czytelniku apetytu na przygodę a potem gaszenie pomysłu w zarodku. Ma to też związek z radą, jaką dostają młodzi pisarze: opisuj akcję a nie opowiadaj o akcji.


po czym zajął miejsce przed nią, siadając bokiem, by móc porozmawiać z dopiero co poznaną damą.
Cała ta scenka jest napisana nieco archaicznie, z wytworną ale pokrytą grubą warstwą naftaliny szarmancją. Czyta się łagodnie, miękko ale wrażenie powstaje takie, że oni za chwilę wstaną, on obciągnie surdut, ona poprawi kapelusz i wysiądą z tramwaju ale konnego.

To samo w sobie nie jest złe, zapewne jest też celowe, ale odpowiedz sobie na pytanie, czy do dobry cel. Czy dobierasz odpowiednie środki przekazu do odbiorcy i właściwe do tego, co chcesz opowiedzieć. Nie bez powodu nikt już (gruba przesada, ale jednak) nie czyta Sienkiewicza. Po prostu... zramolał :)


„szacownych” posłów
cudzysłów ma tu wskazywać na ironię i jest poprawny, ale bym tu zaufała Czytelnikowi i go zdjęła, pozostawiając tekst dwuznacznym :)



W całym fragmencie jest ciut za dużo określeń. Pozostaw jakiś domysł. Ewentualnie skup się na szczególe. Zamiast pisać nobliwych panów - napisz kilka zdań, z których będzie wynikało, że oni są nobliwi. Nie nazywaj ich tak, ale POKAŻ. Aż czytelnik sam dojdzie do wniosku, że oni przypominają manierami co najmniej... hm... Fileasa Fogga :)


o uśmiechach tak zagadkowych jak uśmiech Mony Lisy na obrazie Leonarda da Vinci
Niezręczność powtórzenia łatwa do usunięcia przez przeredagowanie tekstu. Mona Liza jest tak znanym i autonomicznym dziełem / zjawiskiem w kulturze, że nie musisz jej przypisywać do Leonarda. Wspomnienie o jego autorstwie wygląda nieco naiwnie.


„- Pewnie wybierają się na bazar. W końcu z handlu także można żyć.” – pomyślała
Po kropce musi być wielka litera. Zawsze. Ale tu powinna być mała, tylko nie powinno być kropki. Jeśli cudzysłów to nie myślniki. Masz tu pewną dowolność, włącznie z napisaniem jej myśli kursywą, ale ja bym zapisała tak:

Pewnie wybierają się na bazar. W końcu z handlu także można żyć, pomyślała.


„do widzenia”
bez cudzysłowu. Lepiej wziąć sobie do serca Leca: VI - nie cydzysłów :)

Tylko, jeśli to niezbędnie konieczne. Lepiej wygląda.


wsiadającego przygarbionego, ponad sześćdziesięcioletniego mężczyznę, podpierającego się drewnianą laską
A skąd wiedziała, że ma ponad 60 lat? W tych czasach 60 lat to jest druga młodość! :P


ozdobną gałką w kształcie łba jakiegoś drapieżnego zwierzęcia, najprawdopodobniej lwa.
Zostaw albo tak, albo tak:

ozdobną gałką w kształcie łba jakiegoś drapieżnego zwierzęcia.

ozdobną gałką w kształcie głowy lwa.



Głowa lwa jest dość charakterystyczna, więc Alicja by ją rozpoznała i odróżniła od głów innych drapieżców (np wilka lub rekina, hi hi) ale to szczegół tak nieistotny, że rozważania prawdopodobieństwa jest przywiązywanie zbytniej uwagi i przesadą.


Oprawę bladoniebieskich, lekko przymglonych oczu stanowiły widniejące wokół zmarszczki. Nad silnie pofałdowanym czołem sterczały smętnie siwe, zmatowiałe włosy.
Ładny opis zepsuty pretensjonalnym stylem, takim jakby urzędniczym, jakby szkolnym (zwłaszcza sformułowanie: oprawę stanowiły). Piszesz ogólnikowo tak, jak wygląda jakiś archetyp staruszka, ale skupiasz się tylko na zewnętrznych oznakach. Odnieś je może też do przyczyn, do zdarzeń, do tego, jakim jest człowiekiem, np coś takiego:

Zmarszczki pokroiły skórę wokół oczu, bladoniebieskich i przymglonych smutkiem. (podajesz infromacje, że coś go zmartwiło, czytelnik może zechce się zainteresować, co?) Matowe włosy sterczały nad pofałdowanym czołem. Każda fałdka, każda zmarszczka to blizna w walce z życiem (a!, to typ fajtera, niepokornego - dużo blizn - dużo walk).


wychudzonym przybyszu właściwie wisiał granatowy
co to znaczy właściwie wisiał? A niewłaściwie wisiał? A niewłaściwie niewisiał?

Lepiej wywalić właściwie, pusty przebieg nic nie wnoszących słów...


oraz strasznie połatany płaszcz
strasznie - to tu: a/ bardzo niewprawnie i nieestetycznie? b/ gęsto?

Pisz precyzyjnie, nie kliszami językowymi. Poświęć płaszczowi trochę uwagi, skoro wart jest tego, że o nim wspominasz. Każde zdanie może być perełką.


świecące wytartymi kolanami.

Spoczął mniej więcej w pustawym środku rzędu siedzisk, ujął laskę w obie

dłonie i ułożył ją sobie na kościstych kolanach.
Powtarzasz kolana i dłonie. Przeredaguj to, bo niby zdania są poprawne a zgrzyta. Powtórzenia zgrzytają, bo zwracają uwagę - jak echo - Czytelnika na jakiś szczegół. Jeśli to ważny szczegół - ok, ale często to rozlewanie się myśli i puste przebiegi słów, które powodują wrażenie, że albo nie umiesz napisać tego, co chcesz albo nie masz o czym pisać, więc kręcisz się po swoich śladach.



Zapis dialogów - didaskaliów trochę kuleje. Poczytaj gdzie stawiamy kropke a gdzie po myślniku nadal z małej litery.


Rewir, przez który przebiega trasa trzynastki jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w tym regionie. Rzadko komu starcza na tyle odwagi, aby zapuścić się w ten rejon.
rewir, region, rejon - niby różne słowa, ale zgrzytają, niestety. Do redakcji, np tak:

Trasa trzynastki jest jedną z najbardziej niebezpiecznych. Rzadko komu starcza na tyle odwagi, aby zapuścić się w ten rejon.



Co porobiliśmy? Nic, wystarczyło wyciąć puste przebiegi słów :)



A teraz, co do samej historii: podoba mi się. Intrygująca.

Sięgnęłabym po dalszy ciąg - po tym fragmencie. Zawieszasz akcję prawidłowo stosując tzw cliffhangera.

Jedyna rada co do samego rzemiosła - nie bój się skreślać nadmiaru słów, ale rozwijaj pomysły i scenki poprzez działanie bohaterów i akcje.



powodzenia i gratulacje :)

Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

12
Zuz, odkryłaś wszystkie te błędy, które ja namierzyłam po czterech latach, wracając do tego tekstu :) Nie ukrywam, to było opowiadanie typowo szkolne, bo pisane i sprawdzane pod bacznym okiem polonistki - mojej mentorki w gimnazjum. Mimo ogromu błędów mam ogromny sentyment do tego opowiadania, ponieważ to właśnie ono otworzyło mi drogę do "kariery". Tym opowiadaniem (dzisiaj nie wiem jakim cudem) zdobyłam pierwsze miejsce w ogólnopolskim konkursie literackim w kategorii do 18. roku życia. Nie chciałam mówić tego wcześniej, bo wszyscy uznaliby mnie za snoba, twierdząc, że chcę bronić "dziełko" osiągnięciami. Teraz dopiero przyznaję się do tego z ręką na sercu. Łatwo zauważyć jaka to przepaść, prawda? ;)
"Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"



Woody Allen
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”