Tak mi dzisiaj z przemyśleń wyszło, że można wyróżnić co najmniej dwa rodzaje tytułów:
- taki, który ma dla czytelnika stanowić drogowskaz co do kierunku czy tematu poruszanego przez autora
- taki, który ma być zmyłką. To znaczy pozornie opisuje o czym jest opowiadanie/powieść, ale faktycznie sam sens utworu dotyczy zupełnie czegoś innego.
Generalnie dość ciężko mi się nadaje tytuły. Co wy o tym sądzicie?
2
Ja przynajmniej lubię takie tytuły, co zawierają jakieś pojęcie, którego nie znam, np. "Harry Potter i Czara Ognia" - przeczytałbym (i przeczytałem) to choćby dlatego, by się dowiedzieć, czym jest tytułowa Czara Ognia. Lubię tytuły tajemnicze. Ale ja jestem dziwny, na mnie nie patrz. ;-)
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku
Land of Fairy Tales
Eskalator.exe :batman:
WeryfikatoriuM na Facebooku
Land of Fairy Tales
Eskalator.exe :batman:
3
Rzeczywiście, bywają utwory, którym tytuł jest nadać niezwykle trudno. Napisałam kiedyś opowiadanie, dla którego po prostu nie umiałam wymyślić tytułu; ostatecznie zdecydowałam się na jedną z propozycji recenzentów - myślę, że dość trafną.
Dla mnie ważne jest, żeby tytuł mocno nawiązywał do treści utworu - może zawierać, jak już wspomniano, nazwę przedmiotu ważnego dla fabuły; jakieś istotne pojęcie; etc. Nie lubię również tytułów długich, rozwlekłych - kilka celnie dobranych słów w zupełności wystarcza.
W kwestii momentu, w którym lepiej nadawać tytuł - trudno powiedzieć. Czasem, w trakcie tworzenia, znacznie odchodzi się od pierwotnych zamierzeń, dotyczących tekstu i wtedy na pewno lepiej wstrzymać się z wymyślaniem tytułu. Oczywiście, bywa i zupełnie odwrotnie - od tytułu wszystko się zaczyna, wtedy, kiedy on się pojawia, zaczyna kształtować się pomysł na tekst.
Krótko mówiąc - jak to zwykle bywa - wszystko zależy od sytuacji i każdy ma swoją metodę.
Dla mnie ważne jest, żeby tytuł mocno nawiązywał do treści utworu - może zawierać, jak już wspomniano, nazwę przedmiotu ważnego dla fabuły; jakieś istotne pojęcie; etc. Nie lubię również tytułów długich, rozwlekłych - kilka celnie dobranych słów w zupełności wystarcza.
W kwestii momentu, w którym lepiej nadawać tytuł - trudno powiedzieć. Czasem, w trakcie tworzenia, znacznie odchodzi się od pierwotnych zamierzeń, dotyczących tekstu i wtedy na pewno lepiej wstrzymać się z wymyślaniem tytułu. Oczywiście, bywa i zupełnie odwrotnie - od tytułu wszystko się zaczyna, wtedy, kiedy on się pojawia, zaczyna kształtować się pomysł na tekst.
Krótko mówiąc - jak to zwykle bywa - wszystko zależy od sytuacji i każdy ma swoją metodę.
4
Ja lubię tytuły z podwójnym dnem lub takie, które niby naprowadzają czytelnika na jakiś tor przed przeczytaniem, a potem wszystko wydaje się inne.
Ja nadaje moim pracom tytuły po napisaniu... chyba tylko jednemu nadałem tytuł przed pisaniem.
Ja nadaje moim pracom tytuły po napisaniu... chyba tylko jednemu nadałem tytuł przed pisaniem.
"Wiara przychodzi z serca i duszy.Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na istnienie Boga ,wtedy sama idea duchowości rozpływa się w sensualizmie i redukujemy to, co święte do tego ,co logiczne."
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
5
Ankieta jest tendencyjna...
Moje twory tytułuje najczęściej zanim zacznę pisać, a bywa też tak, że jakieś słowo, tekst zamieniam na tytuł i później dorabiam do tego historię. Tylko raz zdarzyło mi się, że pisałem coś bez tytułu, ale w trakcie tworzenia stwierdziłem, że pomysł sam przyjdzie - i tak też się stało. Jedna z zabaw wyglądała w ten sposób: Wartownik i zacząłem sobie wyobrażać, cóż to takiego jest wartownik (rozbierałem samo słowo!) a doszedłem do opowiadania fantasy, gdzie tytułowy wartownik był strażnikiem światów, a jego celem była warta...
Warta z kolei to tytuł książki o chłopaku, który trafił do wojska i za wszelką cenę chce z niego się wydostać, ale na tytułowej warcie (służba w wojsku) zostaje bohaterem i zaczyna rozumieć to, od czego wcześniej uciekał. Jego osobowość pod wpływem tych wydarzeń ulega diametralnej zmianie.
To jest przykład, jak dorabiałem opowieść do słowa. W druga stronę szło to tak, że pisząc powieść, nie wiedziałem jaki dać tytuł, lecz w pewnym fragmencie książki, bohater wymienia słowa "Dzień wieku istnienia" - i tutaj (parafraza zdania kościelnego) zrodził się tytuł, bądź co bądź, o dwuznacznej wymowie.
Moje twory tytułuje najczęściej zanim zacznę pisać, a bywa też tak, że jakieś słowo, tekst zamieniam na tytuł i później dorabiam do tego historię. Tylko raz zdarzyło mi się, że pisałem coś bez tytułu, ale w trakcie tworzenia stwierdziłem, że pomysł sam przyjdzie - i tak też się stało. Jedna z zabaw wyglądała w ten sposób: Wartownik i zacząłem sobie wyobrażać, cóż to takiego jest wartownik (rozbierałem samo słowo!) a doszedłem do opowiadania fantasy, gdzie tytułowy wartownik był strażnikiem światów, a jego celem była warta...
Warta z kolei to tytuł książki o chłopaku, który trafił do wojska i za wszelką cenę chce z niego się wydostać, ale na tytułowej warcie (służba w wojsku) zostaje bohaterem i zaczyna rozumieć to, od czego wcześniej uciekał. Jego osobowość pod wpływem tych wydarzeń ulega diametralnej zmianie.
To jest przykład, jak dorabiałem opowieść do słowa. W druga stronę szło to tak, że pisząc powieść, nie wiedziałem jaki dać tytuł, lecz w pewnym fragmencie książki, bohater wymienia słowa "Dzień wieku istnienia" - i tutaj (parafraza zdania kościelnego) zrodził się tytuł, bądź co bądź, o dwuznacznej wymowie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
6
Martinius pisze:Ankieta jest tendencyjna...
Moje twory tytułuje najczęściej zanim zacznę pisać, a bywa też tak, że jakieś słowo, tekst zamieniam na tytuł i później dorabiam do tego historię. Tylko raz zdarzyło mi się, że pisałem coś bez tytułu, ale w trakcie tworzenia stwierdziłem, że pomysł sam przyjdzie - i tak też się stało. Jedna z zabaw wyglądała w ten sposób: Wartownik i zacząłem sobie wyobrażać, cóż to takiego jest wartownik (rozbierałem samo słowo!) a doszedłem do opowiadania fantasy, gdzie tytułowy wartownik był strażnikiem światów, a jego celem była warta...
Warta z kolei to tytuł książki o chłopaku, który trafił do wojska i za wszelką cenę chce z niego się wydostać, ale na tytułowej warcie (służba w wojsku) zostaje bohaterem i zaczyna rozumieć to, od czego wcześniej uciekał. Jego osobowość pod wpływem tych wydarzeń ulega diametralnej zmianie.
To jest przykład, jak dorabiałem opowieść do słowa. W druga stronę szło to tak, że pisząc powieść, nie wiedziałem jaki dać tytuł, lecz w pewnym fragmencie książki, bohater wymienia słowa "Dzień wieku istnienia" - i tutaj (parafraza zdania kościelnego) zrodził się tytuł, bądź co bądź, o dwuznacznej wymowie.
Sporo coś tych książek napisałeś.
Powiem szczerze, że dla mnie takie dobudowywanie powieści do tytułu pachnie jakimś produkcyjniakiem ( z całym szacunkiem dla twojej pracy i dystansem do tego określenia). Ot, wymyślam tytuł, a potem co mi ślina na język przyniesie. Nie wiem, może to przez wrodzoną niechęć do literatury popularnej, która dzisiaj jest dla mnie czymś na wzór umasowionych romansideł i tanich kryminałów, jakie kiedyś mój ojciec kupował - za kilka złotych - do pociągu (dla przytępych - chodzi mi o to, że coraz częściej książki przypominają show w telewizji; trochę nieźle zrobionej rozrywki, ale za to zero myślenia).
Dalej. Zarówno Warta jak i Wartownik to tak naprawdę kiepskie tytułu. Nie odrzucające, ale nijakie. W przypadku książki nijakość to porażka. Najlepszy z tych, które wymieniłeś jest ostatni. Wprawdzie jest mało zrozumiały i trochę pretensjonalny (no bo wydaje się, że nazywasz prostą rzecz trudnymi słowami), za to zachęca do sięgnięcia po tekst. Bo czytelnik chce się dowiedzieć, o co chodzi w tym dziwnym zwrocie. A Warta i Wartownik zapowiadają raczej jakąś masówkę, nawet jeśli będą tekstami wybitnymi.
W ogóle z tytułami jest specyficzna zabawa. Sam męczę się z nimi niesamowicie. Tylko dwa razy miałem tytuł na tekst przed jego napisaniem albo zaraz na początku (nie liczę, tych, które zalegają mój dysk, zaczęte, bo wtedy doszedłby jeszcze z jeden albo dwa). Przy czym w obu wypadkach na samym początku wiedziałem mniej więcej, co chcę napisać i jak (co nie zmienia faktu, że jeden z tych tekstów okazał się największą porażką humanizmu od czasu zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę).
A zazwyczaj jest katorga. Oj straszliwa, w końcu jakośtam zwieńczona (celowo brakuje tu słowa "powodzenie"), ale generalnie kończy się na tym, że uznaję "No, ok. Jest w porządku". I tyle.
Tymczasem tytuł powinien:
1. Brzmieć tak, żeby czytelnik wyciągnął akurat tę jedną książkę z całego stosu.
2. Być grą. Oszukiwać, wyśmiewać, zdradzać (nie zdradzając), mówić o czymś, co jest do końca zrozumiałe dopiero po przeczytaniu tekstu.
3. Mieć mocne osadzenie w tekście. Tak, żeby utwór nie istniał poza. Nim. Nic w stylu: "kurde była taka fajna książka, ale za cholerę nie pamiętam tytułu". Dobrych tytułów się nie zapomina.
4. Być tekstem. Ideałem jest znalezienie takiego zbioru słów, który mówi o dziełku jak najwięcej.
To niełatwe, jasne, ale im wyżej celujesz, tym wyżej trafisz. Nawet, jeśli czasem strzała spadnie Ci na łeb.
[ Dodano: Sob 25 Kwi, 2009 ]
A, ale nie odniosłem się do ankiety.
Kiedy? Kiedy wiesz już czym tekst jest/będzie. To może być przed napisaniem albo kilak miesięcy po, przy poprawianiu błędów.
Seks i przemoc.
...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com
...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com
7
Świetnym pomysłem jest wykombinowanie chwytliwego imienia/nazwiska głównego bohatera i zrobienie z tej postaci także bohatera tytułowego. "Achaja", "Sturmvogel", ale też wszystkie tytuły Ludluma (co + czyje).
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.
9
TadekM pisze:Dalej. Zarówno Warta jak i Wartownik to tak naprawdę kiepskie tytułu. Nie odrzucające, ale nijakie. W przypadku książki nijakość to porażka. Najlepszy z tych, które wymieniłeś jest ostatni. Wprawdzie jest mało zrozumiały i trochę pretensjonalny (no bo wydaje się, że nazywasz prostą rzecz trudnymi słowami), za to zachęca do sięgnięcia po tekst. Bo czytelnik chce się dowiedzieć, o co chodzi w tym dziwnym zwrocie. A Warta i Wartownik zapowiadają raczej jakąś masówkę, nawet jeśli będą tekstami wybitnymi.
Tu się nie zgodzę. Ja na przykład lubię proste tytuły, a "Warta" nawet do mnie przemawia. Podobają mi się tytuły złożone z jednego, ładnie brzmiącego wyrazu, który po przeczytaniu książki nabiera jakiegoś szczególnego znaczenia, sprawa, że za każdym razem, gdy wypowiadam to słowo zaczynam przypominać sobie książkę. Z kolei tytuły typu wspomniany "Dzień wieku istnienia" mnie wręcz odstrasza. Brzmi jakby autor, nie mając pomysłu na tytuł, użył przypadkowej zbitki słów tworząc iluzję głębszego znaczenia. Nie, taka pseudogłębia z pewnością do mnie nie przemawia.
Jak widać, wiele zależy od indywidualnych gustów. Dla mnie tytuł musi być krótki, znaczący, zapadający w pamięć, ale przede wszystkim musi być dopełnieniem tekstu. Nigdy nie wybieram książki po tytule. Dla mnie jest tylko ładnym jej wykończeniem i podsumowaniem, nabierającym treści po zapoznaniu się z historią.
Świat się zmienia, słońce zachodzi, a wódka się kończy.
<i>(Głos Rozsądku, Sapkowski)</i>
<i>(Głos Rozsądku, Sapkowski)</i>
10
To dość oczywiste. Jeśli nie podaję nazwiska autora, zwykle wypowiadam tylko własne myśliJak widać, wiele zależy od indywidualnych gustów.

Oooookej. Tylko, w takim razie, czym kierujesz się stojąc w księgarni przed pełnym regałem? Okładką? Nie masz czasu przejrzeć wszystkich książek, zakładamy że nie przyszłaś z listą zakupów. Najpierw pewnie poszukasz nazwisk, które już znasz, potem tytułów o których coś słyszałaś (w mediach, od znajomych), może nazwisk, które obiły Ci się o uszy. A potem? Tytuł albo okładka. Chyba że wybierasz na ślepo, ale wtedy nie ma żadnych zasad.Nigdy nie wybieram książki po tytule. Dla mnie jest tylko ładnym jej wykończeniem i podsumowaniem, nabierającym treści po zapoznaniu się z historią.
Dzień wieku istnienia jest czymś, po co - będąc w księgarni ze znajomymi - mógłbym sięgnąć choćby po to, żeby pośmiać się z kolejnego przesadnie skomplikowanego tytułu fantastyki. Ale bym po nie sięgnął, choć nie jestem fanem gatunku.
[ Dodano: Nie 26 Kwi, 2009 ]
Dodam że sięgnięcie, nawet żeby obśmiać to już jest szansa. Przeczytam akapit, dwa. Jak będzie dobre, a ja przy kasie - może kupię.
Seks i przemoc.
...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com
...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com
11
TadekM pisze:Tytuł albo okładka
Może być też opis z tyłu książki.

Esha pisze:Dzień wieku istnienia" mnie wręcz odstrasza. Brzmi jakby autor, nie mając pomysłu na tytuł, użył przypadkowej zbitki słów tworząc iluzję głębszego znaczenia. Nie, taka pseudogłębia z pewnością do mnie nie przemawia.
A ja wolę takie zbitki słów niż nijaką "Wartę". Lubie, gdy autor już w tytule pokazuje oryginalność, pomysłowość, błyskotliwość. Czy "Warta" jest w jakiś sposób oryginalnym, pomysłowym, błyskotliwym tytułem? Oczywiście, że nie!
Nie przepadam za epitetami jako tytuły, np. "Moja przyjaciółka", "Szare niebo" i metaforami: "Lód morza", "Spokój narodu". Tak jak w poezji, użyte w wierszu, w tytułach niezbyt dobrze mi się kojarzą i niezbyt dobrze brzmią.
Dla mnie tytuł powinien przede wszystkim wbijać w pamięć i to tak, żeby już z niej nie wylecieć. Oczywiście taka "Warta" się wbije, ale przeciez to normalka, jedno słowo, tak samo się zapamięta "Kołysankę" czy "Rodziców". Jednak to nie będzie to, o czym będę pamiętała do końca życia.
Sir Wolf pisze:Świetnym pomysłem jest wykombinowanie chwytliwego imienia/nazwiska głównego bohatera i zrobienie z tej postaci także bohatera tytułowego. "Achaja", "Sturmvogel", ale też wszystkie tytuły Ludluma (co + czyje
No tak, Harry Potter np.

Ja lubię zabawne imiona powstałe ze zbitek słów, przekręceń wyrazów itp. Choć nie zawsze takie pasują.

A, i jeszcze kiedy wymyślam. Różnie bywa. Jak piszę na spontana, to po. Jak chcę się lepiej przygotować, to na sam najpierw piszę krótki początek (mniej niż pół strony), wtedy też zaczyna kształtować się w mojej głowie pomysł, a potem wymyślam tytuł.
12
Dawno, dawno temu znalazłam w sieci artykulik właśnie o wybieraniu książek na podstawie okładki - co lepsze, dotyczył on właśnie książek z zakresu szeroko rozumianej fantastyki. Utkwił mi on w pamięci, bo okazało się, że większość powieści, które stoją na mojej półce nie pasuje do kryteriów zastosowanych przez autora.TadekM pisze:Oooookej. Tylko, w takim razie, czym kierujesz się stojąc w księgarni przed pełnym regałem? Okładką?

Oczywiście, jednak opis z tyłu książki nie jest tym, co pierwsze rzuca się w oczy, kiedy stajemy przed regałem w księgarni. Tym, co widzimy pierwsze są właśnie okładki, tytuły i nazwiska autorów. To jasne, że tytuł powinien w związku z tym jakoś przykuwać uwagę ewentualnego czytelnika.patkazoom262 pisze:Może być też opis z tyłu książki.
Marti EDIT: cytat.
Ostatnio zmieniony ndz 26 kwie 2009, 14:58 przez D., łącznie zmieniany 1 raz.
13
Tytuł powinien sam przypłynąć, we śnie, albo na jawie. W każdym bądź razie na pewno nie sprawdzi się tytuł robiony pod publikę, tytuł, który ma się nijak do treści.
Powinien zwracać uwagę.
Tytuł powinien być jak miłość, czyli nie szukać go, nie gonić za nim, ale cierpliwie poczekać.
Moja polonistka jeszcze w gimnazjum wpadła na genialny pomysł - w gazetce szkolnej był artykuł związany z zespołem Sting, a tytuł artykułu brzmiał "stringi".
Powinien zwracać uwagę.
Tytuł powinien być jak miłość, czyli nie szukać go, nie gonić za nim, ale cierpliwie poczekać.
Moja polonistka jeszcze w gimnazjum wpadła na genialny pomysł - w gazetce szkolnej był artykuł związany z zespołem Sting, a tytuł artykułu brzmiał "stringi".
