Piękna, Bestia i sępy [horror/thriller]

1
Nocą w lesie nie panuje cisza. Wśród najczarniejszej gęstwiny, do której nie ma dostępu nawet nikły blask księżyca, budzą się do życia rozmaite stworzenia, preferujące właśnie tę ciemną i tajemniczą porę doby. Pająki tkają w najlepsze swoje misterne sieci, balansując z cichym szuraniem między liśćmi przytulonych do siebie krzewów. Wyruszające na łów sowy pohukują jednostajenie, miarowo. Ściółka leśna zdaje się poruszać wraz z wijącym się w niej drobnym robactwem. W wysokich koronach drzew szeleszczą liście, raz po raz trącane skrzydłami jakiegoś nocnego ptaka. Cienie snują się pośród gąszczu, suną we wszystkie strony, to znów zlewają w jedno, by za chwilę rozszczepić się na kilka lub kilkanaście mniejszych, szybszych i zwinniejszych. Wiatr dmie na każdym skrawku wolnej przestrzeni, zawodzi wraz z wyjącymi do księżyca wilczymi stadami.

Tak było i tej nocy. Knieja otaczająca polanę tętniła życiem, odstraszając dobiegającymi ze wszystkich stron dźwiękami. Skulona pod drzewem postać nie bała się. Kolana podciągnęła wysoko pod brodę, by nie czuć przenikliwego chłodu wczesnej jesieni. Odgarnęła z twarzy opadające strąki ciemnych, prostych włosów. Plecami wygodniej oparła się o gruby, szeroki pień starego dębu. Sięgnęła do kieszeni. Wyjęła zeń pomiętą paczkę tanich papierosów. Wyciągnęła jednego i wsadziła do ust. Zwilżyła czubkiem języka bladopomarańczowy ustnik. Uniosła głowę i przez dłuższą chwilę przyglądała się olbrzymim sylwetkom sępów, zataczających koła nad pustą przestrzenią polany. Znała już te stworzenia tak dobrze, iż gdyby tylko miała na to ochotę, mogłaby nadać im imiona. Co jakiś czas, któryś z ptaków wznosił się wyżej, przelatywał wprost nad nią, znaczył niewielki okrąg wokół jej głowy, pokrzykując coś w swoim sępim, skrzekliwym języku. Po chwili wycofywał się jednak i wracał do kompanów, żerujących w najlepsze zaledwie kilka metrów dalej.

Raz jeszcze pogrzebała ręką w kieszeni, wydobywając z niej paczkę zapałek. Energicznym ruchem zapaliła jedną. Duszący odór padliny ustąpił na chwilę miejsca zapachowi siarki, który zdawał się przy nim wonią pieszczącą nozdrza. Troskliwie osłoniła dłońmi nikły płomień. Spalone drewienko schowała spowrotem do pudełeczka. Dość już walało się po lesie śmieci, nie warto dorzucać więcej, zwłaszcza takich, którymi nie pożywią się żadne stworzenia.

Przyciągnęła kolana jeszcze bardziej, oparła o nie brodę i wróciła do kontemplowania sępów rozdziobujących nadgniłe lekko zwłoki mężczyzny. Leżał całkiem nagi na pokrytej rzadkimi kępkami trawy glebie, w groteskowej pozie, z powyginanymi ramionami i nogami, rozrzuconymi nieskładnie na wszystkie strony świata. Kilku skrzydlatych padlinożerców otoczyło ciało, wyciągając długie, łyse szyje, trzaskając szerokimi skrzydłami, przedreptując z nogi na nogę. Zakrzywione dzioby sięgały do wnętrza rozdziobanego korpusu, co jakiś czas wyszarpując z niego kolejne kawałki wnętrzności.

Postać pod drzewem zaciągnęła się głęboko, oglądając posilające się ścierwojady z zainteresowaniem godnym mistrzowskiego spektaklu, wystawianego w dobrym teatrze. Powoli wypuszczając z ust kłąb dymu, pogłaskała wnętrzem dłoni własny policzek. Wzdrygnęła się pod dotykiem chropowatej, nierównej skóry. Opuszkami palców zaczęła wodzić po swoim czole, nosie, wokół ust. Coraz odważniej, dokładniej, z namaszczeniem, gładziła zdeformowaną, przypominającą upiorną maskę twarz, na której niezliczone, głębokie blizny, zlewały się w jedną, makabryczną całość.

Przychodziła tu co noc, od czasu, kiedy wreszcie zdecydowała się znów odwrócić role. Własna, oszpecona twarz, znowu wydała jej się piękna, w porównaniu z wybebeszonym, poszarpanym truchłem, którego widokiem upajała się trzecią noc z rzędu. Teraz nie rozpoznałaby go nawet własna matka, tak samo, jak tamtej nocy, nikt nie rozpoznał jej.

Wszystko zaczęło się banalnie, od szczeniackiego zakochania. Tak, kochała go, pomimo, że jedną nogę miał wyraźnie krótszą i tak zabawnie na nią utykał. Kochała, mimo jego prawej połowy twarzy, pokrytej obrzydliwym, owłosionym, czerwono-brązowym znamieniem. Kochała pomimo głowy, z jednej strony spłaszczonej od urodzenia. Kochała w końcu, niezależnie od tego co o nim mówiono, jak wyśmiewano, lżono, obrażano, wyzywano najbardziej niewyszukanym słownictwem.

Uciekali przed nim wszyscy, bali się i nazywali Bestią. Wszyscy oprócz niej. Nikt nie potrafił zrozumieć miłości Pięknej do Bestii. Tak, wtedy jeszcze była piękna. Miała delikatną, gładką, lekko brzoskwiniową cerę i intensywnie czerwone, pełne usta, układające się w kształt serca. Lśniące włosy, sięgające pasa, zawsze starannie rozczesane, opadały na ramiona i plecy. Wdzięcznych kształtów, rozkołysanych bioder, wąskiej talii i wydatnego, jędrnego biustu, zazdrościła jej każda niemal rówieśnica.

Gdy go poznała, miała zaledwie dziewiętnaście lat, a życie dopiero otwierało przed nią niezliczone możliwości. Ona jednak pokochała Bestię i poświęciła mu trzy najpiękniejsze lata swojego życia. Razem zamieszkali, zamknięci na cztery spusty, odcięci od świata, w ciemnej, starej ruderze, regularnie demolowanej od zewnątrz przez miejscowych chuliganów. Za dnia siadywali objęci na rozklekotanym tapczanie, pogrążeni w nie kończących się rozmowach. Snuli marzenia o prawdziwym życiu, poza ich barakiem, na wyrost nazywanym domem, i o ludziach innych, niż ci, których znali. Nocami zaś wychodzili na spacery, godzinami błądzili po lesie, a potem wracali, by kochać się namiętnie, aż po świt, przy wtórze skrzypienia kanapy.

Nigdy nie domyślała się, co dzieje się w głowie Bestii, gdy czasem przesiadywał długie godziny w kącie zaciemnionego pokoju i przyglądał się jej natarczywym, świdrującym wzrokiem. Naiwnie myślała, że podziwia jej wdzięki. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Teraz wiedziała już o tym. Bestia wpatrywał się wtedy z zazdrością w jej piękne ciało, marząc, by pewnego dnia role się odwróciły. Dzień taki nie przychodził sam z siebie, a w Bestii powoli dojrzewała myśl, że można by mu dopomóc.

Z tamtej nocy zapamiętała wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół. Dzikość i szaleństwo w jego oczach, kolor i smak własnej krwi, spływającej wąskimi strumykami po twarzy, gęsto pociętej tępym nożem, ból ran rozrywanych jego przydługimi paznokciami, tlący się blado żar papierosa, gaszonego raz po raz na jej czole, policzkach i szyi. Nie zapomniała też rdzewiejącego, metalowego żelazka, rozgrzanego do czerwoności i zapachu palonego mięsa, gdy dotykało jej ciała. Najczęściej jednak, w nocnych koszmarach, nawiedzały ją jego słowa, jedyne, jakie wtedy wypowiedział. „Zrobimy zamianę, dobrze? Teraz ty będziesz Bestią, a ja... ja patrząc na ciebie będę czuł się piękny.”

Bladość świtu zaczynała właśnie, bardzo powoli, bez pośpiechu, wdzierać się w nieskazitelną czerń nocy, kiedy ptaki skończyły ucztę, a ona zgasiła pod butem niedopałek i podniosła się.

A teraz... - syknęła pod nosem. - Teraz mój kochany, ja nadal jestem Bestią. Ale ty jesteś martwy.

2
Początkowy opis - natychmiast wyobraziłam sobie mój las nocą. Wymalowałaś atmosferę tak, że prawie się tam przeniosłam. Bardzo sugestywnie. I dlatego właśnie nie będę teraz czytać dalej (nie cierpię horrorów :-)). Za wstęp wielkie brawa, a resztę na pewno oceni ktoś inny. Pozdrawiam legendarną i romantyczną Loreley znad Renu.
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM

'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg

3
Jak już Gra wspominała początkowi nie można zbyt wielu zarzucić. Kompozycja utworu byłaby bardzo dobra, gdybyś, Autorko, wstawiła akapity. Spodziewałem się prawdziwej dawki horroru, jednakże takowej tekst ten mi nie dostarczył. Opowiadanie jest za krótkie. Długość tekstu odgrywa znaczącą rolę w tego typu rodzajach literackich. Błędów za pierwszym razem przeczytania tekstu nie doświadczyłam. Wstaw dłuższy fragment, wprowadź więcej elementów nastroju grozy i czekaj na ocenę. Na pewno się zjawię. Bywaj!
wyje za mną ciemny, wielki czas

4
Najlepsza była ostatnia wypowiedź bohaterki i właściwie tylko ona mi się podobała. Początkowy opis lasu nie wprowadził mnie w nastrój horroru. Owszem, były słowa jak robactwo, cienie itd. ale były to tylko puste słowa. Pomysł ciekawy, ale brakuje mi tu czegoś. Powodu, dla którego ta piękna dziewczyna miałaby kochać tego człwoieka. Wymienia powody, które mogłyby skutecznie zniechęcić, ale nie daje żadnego uzasadniającego jej miłość. Kocha go, bo tak. Czym on ją zauroczył?

Może ja jakaś nieczuła jestem albo coś, ale te opisy nie wzbudziły we mnie nic, zupełnie nic. Emil Zola, prekursor naturalizmu, potrafił wywołać u mnie dreszcz słowem "garb". Twój tekst niestety w żaden sposób namnie nie wpływa. Nie mówię, że jest zły, może to ze mną coś dzisiaj nie tak:) No w ramach sprawiedliwości, opis obrażeń zadawanych bohaterce jest niezły. Ogólnie nie podobało mi się wykonanie, za to ostatnie zdania cudowne.


Lorelay pisze:tlący się blado żar papierosa, gaszonego raz po raz na jej czole, policzkach i szyi.
jeden i ten sam papieros był gaszony x razy? To już zrób liczbę mnogą;)
Heaven can wait...

5
Ach, nie można edytować postów no nic, to napiszę drugiego. Kliknęło mi się nie tu gdzie trzeba, wybaczcie chorej, i forma cytatu mi się wkradła. Swoją drogą ciekawi mnie miejsce akcji. Te sępy... i żadnych innych wskazówek.
Heaven can wait...

6
Właśnie! Z akapitami mam straszny problem. Przy wklejaniu z dokumentu tekstowego mi one po prostu znikają. Czytałam temat dotyczący akapitów, ale niestety... nic z niego nie zrozumiałam. Mam taki zasadniczy problem - jestem typowym technofobem, umiem używać komputera wyłącznie w kilku wyuczonych czynnościach, z których potrzebuję korzystać, a języka "informatycznego" nie znam i nie rozumiem kompletnie. Czasem nawet nie wiem jakich programów używam, po prostu korzystam z tego, co mi w komputer wgrano. Próbowałam się podciągnąć w tej kwestii, ale niestety, jest to dla mnie tak czarna magia, że na sam dźwięk tych niezrozumiałych słów zaczyna automatycznie boleć mnie głowa. Gdyby ktoś wytłumaczył mi to po ludzku, zwyczajną polszczyzną i w sposób łopatologiczny, jak laikowi, to może i bym się przemogła. Ogólnie wygląd graficzny tekstów to nie jest moja mocna strona, zdaję sobie sprawę z tego, że to minus, ale nie umie się to jakoś pomieścić w moim nietechnicznym umyśle.

7
Czytałam temat dotyczący akapitów, ale niestety... nic z niego nie zrozumiałam.
Lorelay, spróbuj zrobić przerwy akapitowe. Normalnie, enterem.
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM

'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg

9
Przykład twojego tekstu z akapitami (fragment)



&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX; Nawet nikły blask księżyca, budzą się do życia rozmaite stworzenia, preferujące właśnie tę ciemną i tajemniczą porę doby. Pająki tkają w najlepsze swoje misterne sieci, balansując z cichym szuraniem między liśćmi przytulonych do siebie krzewów. Wyruszające na łów sowy pohukują jednostajenie, miarowo. Ściółka leśna zdaje się poruszać wraz z wijącym się w niej drobnym robactwem. W wysokich koronach drzew szeleszczą liście, raz po raz trącane skrzydłami jakiegoś nocnego ptaka. Cienie snują się pośród gąszczu, suną we wszystkie strony, to znów zlewają w jedno, by za chwilę rozszczepić się na kilka lub kilkanaście mniejszych, szybszych i zwinniejszych. Wiatr dmie na każdym skrawku wolnej przestrzeni, zawodzi wraz z wyjącymi do księżyca wilczymi stadami. Tak było i tej nocy.

&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX; Knieja otaczająca polanę tętniła życiem, odstraszając dobiegającymi ze wszystkich stron dźwiękami. Skulona pod drzewem postać nie bała się. Kolana podciągnęła wysoko pod brodę, by nie czuć przenikliwego chłodu wczesnej jesieni. Odgarnęła z twarzy opadające strąki ciemnych, prostych włosów. Plecami wygodniej oparła się o gruby, szeroki pień starego dębu. Sięgnęła do kieszeni. Wyjęła zeń pomiętą paczkę tanich papierosów. Wyciągnęła jednego i wsadziła do ust. Zwilżyła czubkiem języka bladopomarańczowy ustnik. &#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX; Uniosła głowę i przez dłuższą chwilę przyglądała się olbrzymim sylwetkom sępów, zataczających koła nad pustą przestrzenią polany. Znała już te stworzenia tak dobrze, iż gdyby tylko miała na to ochotę, mogłaby nadać im imiona.

&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX;&#XXXX; Co jakiś czas, któryś z ptaków wznosił się wyżej, przelatywał wprost nad nią, znaczył niewielki okrąg wokół jej głowy, pokrzykując coś w swoim sępim, skrzekliwym języku. Po chwili wycofywał się jednak i wracał do kompanów, żerujących w najlepsze zaledwie kilka metrów dalej.



Teraz zamiast XXXX wpisz 0160 i każdy taki moduł znaków &#XXXX; zamieni się w odstęp. Żeby uzyskać solidny akapit - trzeba kilka takich modułów ustawić koło siebie.



Poniżej ten sam tekst już z akapitami (zamieniłam XXXX na 0160):



       Nawet nikły blask księżyca, budzą się do życia rozmaite stworzenia, preferujące właśnie tę ciemną i tajemniczą porę doby. Pająki tkają w najlepsze swoje misterne sieci, balansując z cichym szuraniem między liśćmi przytulonych do siebie krzewów. Wyruszające na łów sowy pohukują jednostajenie, miarowo. Ściółka leśna zdaje się poruszać wraz z wijącym się w niej drobnym robactwem. W wysokich koronach drzew szeleszczą liście, raz po raz trącane skrzydłami jakiegoś nocnego ptaka. Cienie snują się pośród gąszczu, suną we wszystkie strony, to znów zlewają w jedno, by za chwilę rozszczepić się na kilka lub kilkanaście mniejszych, szybszych i zwinniejszych. Wiatr dmie na każdym skrawku wolnej przestrzeni, zawodzi wraz z wyjącymi do księżyca wilczymi stadami. Tak było i tej nocy.

       Knieja otaczająca polanę tętniła życiem, odstraszając dobiegającymi ze wszystkich stron dźwiękami. Skulona pod drzewem postać nie bała się. Kolana podciągnęła wysoko pod brodę, by nie czuć przenikliwego chłodu wczesnej jesieni. Odgarnęła z twarzy opadające strąki ciemnych, prostych włosów. Plecami wygodniej oparła się o gruby, szeroki pień starego dębu. Sięgnęła do kieszeni. Wyjęła zeń pomiętą paczkę tanich papierosów. Wyciągnęła jednego i wsadziła do ust. Zwilżyła czubkiem języka bladopomarańczowy ustnik.        Uniosła głowę i przez dłuższą chwilę przyglądała się olbrzymim sylwetkom sępów, zataczających koła nad pustą przestrzenią polany. Znała już te stworzenia tak dobrze, iż gdyby tylko miała na to ochotę, mogłaby nadać im imiona.

       Co jakiś czas, któryś z ptaków wznosił się wyżej, przelatywał wprost nad nią, znaczył niewielki okrąg wokół jej głowy, pokrzykując coś w swoim sępim, skrzekliwym języku. Po chwili wycofywał się jednak i wracał do kompanów, żerujących w najlepsze zaledwie kilka metrów dalej.



Lepiej, nie?



Tekst przerażający ale pozytywnie, czyli tak jak zaplanowany. Bardzo dobry.

Końcówka świetna.



Gratuluję

Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

10
Dzięki wielkie za chęć pomocy, ale prawdopodobnie nie zrozumiałaś w czym tkwi mój problem.

Chodzi o to, że ja wiem co to są akapity i rozumiem celowość ich używania. Nie rozumiem natomiast słów takich jak "moduł", a głowa boli mnie właśnie na widok np. takich znaczków jakie tu wstawiłaś, kojarzą mi się z wyższą matematyką czy czymś w tym stylu.

Ale powinnam już sobie radzić, ktoś mi przez prywatną wiadomość wytłumaczył prostszy sposób i bardziej staroświeckim językiem. Także nie powinnam już mieć z tym problemów.

11
Ale ja wiem, że wiesz co to akapit, tylko masz kłopot z ich wstawieniem na forum. Dlatego pokazałam Ci jak to ma wyglądać :) za pomocą obrazków z tekstu, że się tak wyrażę...

Ale jeśli ktoś już Ci jeszcze prościej pokazał, to się cieszę tym bardziej.

Uwaga! Apel:

niech ten ktoś życzliwie napisze instrukcję umieszczania akapitów w podpiętym temacie AKAPITY bo to wielu użytkownikom sprawia kłopot a teksty czyta się jednak lepiej z akapitami :)

Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

12
Hmm... Dziwne to, dziwne. Nie bardzo wiem, od czego zacząć. No, niech będzie, że od pochwał.

Stylistycznie bardzo dobrze. Błędów jak na lekarstwo, całość czyta się płynnie, żadnych zgrzytów językowych. Tu wszystko dobrze. No dobra, to niedobrze:
Postać pod drzewem zaciągnęła się głęboko, oglądając posilające się ścierwojady z zainteresowaniem godnym mistrzowskiego spektaklu, wystawianego w dobrym teatrze.
Zainteresowanie godne spektaklu to zainteresowanie właściwe spektaklowi - a nie o to chodziło.



Gorzej z tworzeniem klimatu i pewną logiką. Sępy, które znikąd się biorą w lesie (sępy w lesie? Od kiedy to ich naturalne środowisko? Coż to za las?), jakieś pająki, mhrok - cóż, może kogoś to przerazi, a może ja po prostu jestem niewrażliwa. W każdym razie - tu nie czuję zagrożenia, bo czemu - wszak te wszytskie elementy nie oddziałowują na bohaterów, z którymi mógłby się utożasamić czytelnik.

Potem jest już lepiej, zachowanie dziewczyny w tym mhrocznym lesie budzi niepokój. Natomiast brak wytłumaczenia, dlaczego tak ukochała Bestię?

Za to zakończenie dobre, mocne, wyraźne.



W sumie całościowo jestem na "tak". : )


Dżibril pisze:
Loreley pisze:tlący się blado żar papierosa, gaszonego raz po raz na jej czole, policzkach i szyi.
jeden i ten sam papieros był gaszony x razy? To już zrób liczbę mnogą;)
Niekoniecznie. Istnieje wszak coś takiego jak synekdocha, tu "pars pro toto" (ogarnięcie, "jeden za wiele"). I pasuje, więc o co chodzi? ; )



Pozdrawiam serdecznie.
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron