„Ucieczka”
Żadnego zbędnego namysłu, zastanawiania się, analizowania wszystkich za i przeciw. Zwyczajnie wstał, przerzucił plecak przez ramię i wyszedł. Prawdziwie męska, spontaniczna decyzja, jedna z niewielu w jego dotychczasowym życiu. Nie wiedział jeszcze dokąd się udać. Mógł poszukać swoich własnych śladów w miejscach, gdzie już kiedyś się znalazł lub też ruszyć w zupełnie nieznanym kierunku. Właściwie, wszystko mu było jedno. Byle przed siebie, byle daleko, byle odciąć się na jakiś czas i oczyścić zmęczony całym tym biegiem umysł.
Letnie wieczory zawsze wzbudzały w nim przyjemne uczucie. Chłód zbliżającej się nocy był jak muśnięcie wolności, której tak często mu brakowało. Tym razem miał jednak przeczucie, że wreszcie będzie mu dane poznać smak niczym nieskrępowanej swobody. W głowie kłębiło mu się setki myśli o tym, co zamierza na jakiś czas zostawić za sobą, a szczególnie o tym, czego ma nadzieję nie zastać już po powrocie. Ruszył w powoli zapadającą ciemność, a lekki wiatr rozwiewał mu włosy.
Plan był prosty. Stanąć przy drodze i wyciągnąć rękę, a potem czekać. I powtarzać to aż do granicy. Po jej przekroczeniu zatrzymywać się tam gdzie wypadnie, jeść to co uda się zdobyć, spać tam gdzie zastanie go noc. Dbać tylko o siebie i obserwować świat z perspektywy widza, bo to jedyny sposób by zachwycić się jego pięknem. A właśnie o to mu teraz chodziło. Ujrzeć świat inaczej niż dotychczas. Bez planów, bez czasu, po prostu wyzwolony i przez to piękny. Chciał przeżyć przygodę i poznać lepiej siebie samego, gdyż już niedługo miał skierować swoje życie na przewidywalne i jasno określone tory.
Droga tętniła życiem. Samochód za samochodem, mijały go nawet nie zwalniając. Pomimo tak dużego ruchu czekał już na okazje od ponad godziny. To nie był dobry początek podróży, jednak uznał, że musi się przyzwyczaić. Irytowali go kierowcy, dający znaki rękoma, że chętnie by go zabrali, jednak albo gdzieś skręcają, albo nie mają miejsca.
- „Jedź człowieku przed siebie i nie wymachuj tak łapami. Gówno mnie obchodzi, że skręcasz... skoro nie możesz się zatrzymać to jedź. Po prostu” – myślał czując coraz większe rozdrażnienie. Wreszcie po kolejnym kwadransie oczekiwania postanowił zmienić taktykę i skierował swoje kroki ku pobliskiej stacji benzynowej.
W restauracji przy stacji było raczej pusto. Kilku kierowców ciężarówek, którzy postanowili przenocować w tym miejscu, siedziało teraz przy stoliku i popijając piwo oglądali wieczorne wiadomości. Gdy wszedł do środka nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. Omiótł spojrzeniem prawie pustą salę i jego wzrok spoczął na około czterdziestoletnim mężczyźnie w okularach, białej koszulce polo, spodenkach khaki i sandałach założonych na skarpetki. Podszedł bliżej i usłyszał, jak sprzedawczyni wskazuje facetowi drogę, do najbliższego zjazdu na autostradę. Odczekał, aż mężczyzna skieruje się do wyjścia i zaczepił go.
- Przepraszam! Nie jedzie pan przypadkiem w stronę granicy?
Mężczyzna spojrzał na niego lekko zaskoczony.
- Owszem...
- Proszę wybaczyć, że ja tak prosto z mostu, ale próbuję już złapać okazje od półtorej godziny i nikt się nie chce zatrzymać... więc może mógłbym się z panem zabrać?
- No nie wiem – facet odrzekł ostrożnie. – W sumie wyglądasz raczej na turystę, ale...
- Gwarantuję, że nie jestem seryjnym mordercą...
Mężczyzna roześmiał się lekko nerwowym, ale serdecznym śmiechem.
- Dobra, zaryzykuję. A dokąd dokładnie chcesz jechać?
- Przed siebie. Cel nie jest istotny, ważne jest, żeby nie stać w miejscu.
- Aaa... wakacje na dziko – okularnik zamyślił się. – Kiedyś marzyłem o tym, żeby ruszyć w Europę autostopem, jednak wówczas można było podróżować tylko na wschód, poza tym wątpię czy ostatecznie bym się na to odważył. No ale może zadowolę się twoją opowieścią. Chodźmy do samochodu.
- Stokrotne dzięki.
- Nie ma za co. Długo już tak jedziesz?
- Właściwie to dopiero rozpoczynam podróż...
- A zamierzasz gdzieś konkretnie dotrzeć?
- Raczej nie. Po prostu, tam gdzie się uda...
Kierowca z pozoru wyglądający na gryzipiórka i nudziarza okazał się człowiekiem zabawnym, z ciekawym życiorysem i zamiłowaniem do opowieści. Jazda z nim rekompensowała długie czekanie.
- Jednego razu, jeszcze w latach osiemdziesiątych przewoziliśmy z kumplem spirytus przez niemiecką granicę. Wieźliśmy go w butelkach po Coli, w dodatku zmieszany z jej odrobiną, żeby kolor się zgadzał. I wyobraź sobie, stoimy na tej granicy, niemiecki celnik otwiera bagażnik i widząc cztery zgrzewki Coli zaczyna coś pieprzyć i szczerzy się do nas. Z tego bełkotu wychwyciliśmy tylko coś w rodzaju „ Ja, ja, gut Cola, sehr gut...”, na co mój przyjaciel odwzajemniając uśmiech celnika mówi: „ Tak, szkopska świnio, dobra Cola. Jakbyś łyknął to byś się tu przekręcił...”
Facet zachichotał z własnej opowieści, a jego pasażer śmiał się bardziej z niego niż z tego co mówił. Chłopak słuchając anegdotek z życia nowego znajomego pozbył się na czas jazdy z nim swoich ponurych myśli, które dręczyły go od czasu wyjścia z domu. Podróż mijała więc szybko. Jeszcze przed dwudziestą drugą byli na granicy, a pół godziny później mężczyzna zajechał na parking małego hotelu w niedużym miasteczku.
- Ja tutaj dziś nocuję – powiedział gasząc silnik. – Jutro przyjedzie tu moja żona z dziećmi. Z rana do Hamburga. Ty też możesz wziąć tutaj pokój. Jest na tyle niedrogo, że twój podróżny budżet raczej nie ucierpi.
- Założyłem, że nie będę spać w hotelach. Poza tym nie zamierzam za długo przebywać w Niemczech. Sądzę, że udam się na zachód, w stronę Francji lub Holandii.
- Pora raczej kiepska na łapanie stopa.
- Zobaczymy. Spróbuję na stacji, może trafi mi się tak jak z panem.
- Jak sobie chcesz. Powodzenia młody.
- Jeszcze raz dzięki za podwózkę i pogawędkę. Przyjemnych wakacji.
Wysiadłszy z samochodu i wymieniwszy jeszcze raz uprzejmości z kierowcą ruszył oświetloną uliczką prowadzącą, z tego co udało mu się wywnioskować ze znaku, na stację benzynową. Droga wiodła przez osiedle domków parterowych na przedmieściach. Gdzieś w oddali dało się słyszeć muzykę, jednak tutaj było raczej pusto. Do nielicznych ludzi, jakich spotkał na ulicy należała głównie młodzież w jego wieku lub młodsza. W większości szli w przeciwnym kierunku, w stronę centrum miasta, najpewniej w celu zażywania nocnego życia. Naszła go myśl, że mógłby rzeczywiście zostać tu gdzieś na noc i pójść się zabawić, jednak natychmiast poczuł, że nie ma ochoty na imprezy i na powrót pogrążył się w swoich myślach.
Osiedle wybudowane na planie szachownicy, poprzecinane wąskimi uliczkami wyglądało nienaturalnie porządnie. Wrażenie sterylności potęgowały jeszcze idealnie przycięte żywopłoty otaczające niewielkie, acz schludne posesje. Noc była ciepła, a monotonia przestrzeni i nieruchome powietrze sprawiły, że idąc tak czuł się coraz bardziej senny. Po chwili jednak jego uwagę przykuła postać, która wyszła zza zakrętu. Była to dziewczyna. Widział ją dokładnie w świetle ulicznych latarni. Na oko dwadzieścia trzy – cztery lata, ładna, czego jak dotąd nigdy nie mógł powiedzieć o napotkanych wcześniej Niemkach. Szła w tą samą stronę co on, po drugiej stronie ulicy. Odprowadzając ją wzrokiem zauważył, że nie tylko on się nią zainteresował. Zza tego samego zakrętu po chwili wyłonił się jakiś obdartus z kapturem naciągniętym na głowę. Przez chwilę szedł w pewnej odległości za dziewczyną po czym ruszył biegiem i dopadł jej próbując wyrwać torebkę. Dziewczyna szarpnęła za pasek starając się stawić opór napastnikowi, lecz ten uderzył ją tylko nasadą dłoni w twarz, tak że upadła na chodnik, oddając złodziejowi to co chciał.
Młody autostopowicz nigdy nie zgrywał bohatera i zawsze starał się unikać kłopotów, jednak kiedy obserwował całą scenę z drugiej strony ulicy przez głowę przemknęła mu myśl: „Ruszyłem w tę podróż, żeby robić to, czego nigdy nie robiłem, a nigdy jeszcze nie próbowałem bawić się w rycerza.”
Rzucił plecak i wystrzelił biegiem za obdartusem, tak, że w kilka sekund znalazł się za jego plecami. W pełnym biegu udało mu się kopnąć go w kostki, przez co złodziej runął z impetem na chodnik. Chłopak natychmiast znalazł się nad nim, lewą ręką chwycił go za kołnierz, a prawą strzelił go mocno w pysk. Kloszard był wyraźnie przerażony. Odrzucił od siebie torebkę, przeturlał się na bok i rzucił się do ucieczki. Autostopowicz podniósł niedoszły łup z ziemi i podszedł do dziewczyny, która siedziała na chodniku i patrzyła z otwartymi z zaskoczenia ustami na chłopaka, który odzyskał jej własność. On, przyjrzawszy się z bliska stwierdził, że te otwarte usta, jak i cała reszta przestraszonej dziewczyny, to naprawdę ładny widok. Z satysfakcją podał jej rękę, by pomóc jej się podnieść, a następnie oddał torebkę.
Dziewczyna wymamrotała po cichu coś, co zapewne miało być podziękowaniem.
- Wasz język w twoich ustach brzmi jakby mniej nieprzyjemnie – zażartował nie pomyślawszy, że dziewczyna może go zrozumieć.
- To bardzo miłe, że tak sądzisz, ale to nie jest mój język...
Poczuł, że się czerwieni, ale starał się zamaskować zawstydzenie śmiechem.
- Czułem, że nie jesteś Niemką – rzucił po chwili. – Za ładna jesteś na Niemkę – dodał, sam zaskoczony swoją śmiałością. Teraz to dziewczyna spłonęła rumieńcem,
- Dziękuję, że mi pomogłeś – powiedziała uśmiechając się nieśmiało – Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
- Nie ma za co. Powiedz mi, czy na stację benzynową, przy głównej drodze, to w tym kierunku.
- Tak. A po co idziesz o tej porze na stację benzynową? Nie widzę, żebyś miał co tankować.
- Bo nie mam. Liczę na to, że na stacji uda mi się złapać okazję i ruszyć dalej. Jadę na wakacje – mówił, uśmiechając się cały czas.
- Na wakacje? Sam, autostopem? Ja bym się bała.
- Ja też się trochę boję
- Ale jednak jedziesz. Odważny z ciebie gość... i miły.
- Miły ostatnio rzadko... z resztą odważny chyba jeszcze rzadziej.
- Sądzę, że przesadzasz – dziewczyna odzyskała już animusz i śmiało zagadywała. – Idziemy w tym samym kierunku. Będziesz jeszcze trochę miły i podprowadzisz mnie kawałek do domu? Ciągle mam stracha przed tymi miejscowymi mętami.
- W porządku. Skoro już zacząłem być miły. Wrócę się tylko po mój plecak.
Gdy chłopak zabrał już swój bagaż, ruszyli powolnym krokiem i idąc chodnikiem kontynuowali rozmowę, która obojgu sprawiała sporo przyjemności.
- Z tego wszystkiego zapomniałam zapytać, jak masz na imię?
- Natan, a ty?
- Sara.
- Ładnie. Polka, z żydowskim imieniem, mieszkająca w Niemczech. Dostrzegasz ironię?
- Bardzo śmieszne – odpowiedziała Sara. – Twoje imię też jest nietypowe. Natan... zdrabnia się to jakoś?
- Nie wiem. Pewnie Natanek, albo Natuś, ale to brzmi strasznie i wolałbym zostać przy Natanie.
- Dobrze... Natusiu – odrzekła, śmiejąc się.
W pewnym momencie rozmowa urwała się. Szli przez chwilę w ciszy, wsłuchując się w granie świerszczy.
- Spójrz, spadająca gwiazda – powiedziała dziewczyna patrząc w niebo.
- Gdzie?- Natan uniósł twarz ku niebu.
- Tam, widzisz? Pomyśl życzenie.
Chłopak westchnął cicho i zasępił się.
- Coś cię gryzie? – zainteresowała się Sara.
- Nie, w porządku.
- Kłamiesz. Co sobie pomyślałeś?
- Zażyczyłem sobie, żeby udało mi się złapać okazję... – skłamał, chcąc skierować rozmowę na tematy odleglejsze od jego marzeń i życzeń.
- W tej kwestii nie polegała bym chyba na spadających gwiazdach. – To, że Natan odważył się na taką wyprawę wyraźnie jej imponowało.
- Muszę próbować, podczas jazdy chociaż trochę się prześpię...
- Nie boisz się, że ktoś może zrobić ci krzywdę, okraść cię czy coś?
- Z czego? Mam przy sobie dwieście euro rozmienione na drobne i pochowane w kilkunastu różnych miejscach w moim ubraniu i plecaku oraz wysłużony odtwarzacz mp3, za który raczej nikt nie będzie próbował urwać mi głowy. To nie wiele do stracenia.
- Jesteś szalony. Jak długo zamierzasz tak podróżować?
- Nie wiem. Do znudzenia. Pewnie z trzy – cztery tygodnie.
- Masakra – dziewczyna nie kryła zafascynowania. – Wątpię, żebyś w tej dziurze złapał kogokolwiek o tej porze.
- Nie mam innej alternatywy. Muszę próbować...
- Masz – dziewczyna przyjrzała mu się uważnie. – W ogóle cię nie znam, ale wzbudzasz zaufanie i jesteś naprawdę miły. Jeśli obiecasz, że mnie nie zgwałcisz i nie zabijesz to zapraszam do siebie. Prześpisz się trochę na kanapie, a rano prędzej uda ci się ruszyć dalej.
- Dzięki, ale nie mogę...
- Nie przyjmuję odmowy – przerwała mu w pół słowa. – Odzyskałeś moją torebkę i pogoniłeś tego brudasa, mam wobec ciebie dług wdzięczności.
- Dobrze więc – Natan w głębi duszy cieszył się, że nie będzie musiał łapać stopa po nocy, ani spać pod gołym niebem. – Daleko jeszcze?
- Już jesteśmy. To tamten dom.
Przy końcu ulicy stał nieduży parterowy domek. Obejście było pedantycznie zadbane, jak wszystkie w tej okolicy. Żywopłot był prosty, jakby od linijki, a trawnik tak wystrzyżony, że sprawiał wrażenie miękkiego, zielonego dywanu. Przy gipsowej fontannie stała groteskowa figurka kolorowego krasnala trzymającego taczkę. Z taczki wyrastał mały klomb kwiatów. Na widok baśniowego stworka Natan roześmiał się.
- Z czego się śmie... a tak krasnal... Figurka, która zaspokaja potrzeby estetyczne każdego statystycznego Hansa.
- Dokładnie to samo pomyślałem. Mieszkasz tu z kimś?
- Normalnie to mieszka tu moja ciotka. Ja przyjechałam tylko na kursy. Przy okazji zajmuję się domem, gdy ona jest na urlopie.
Sara otworzyła drzwi i zaprosiła chłopaka do środka. Gdy zapaliła światło jego oczom ukazał się duży jasny hol, który wpadał prosto do przestronnej czystej kuchni. Po prawej znajdowały się schody na poddasze, a po lewej spory salon. Kawałek dalej, za kuchnią dostrzegł drzwi prowadzące prawdopodobnie do łazienki.
- Zdejmij ten plecak i rozgość się.
Natan odłożył bagaż, zdjął buty i poszedł za dziewczyną do kuchni. Wskazała mu wygodne tapicerowane krzesło, przy drewnianym, okrągłym stoliku.
- A czym się zajmujesz, kiedy nie podróżujesz? – zagadnęła otwierając lodówkę.
- Studiuję stosunki międzynarodowe. Skończyłem właśnie drugi rok...
- To chyba średnio ciekawy kierunek, co?
- No, nie jest szczególnie interesujący, ale tu chodzi o kasę – chłopak zaśmiał się. – A ty, co robisz?
- Również studiuję. Kończę germanistykę...
- O, wyjątek od reguły...
- Jakiej?
- Wszystkie germanistki jakie dotychczas spotkałem to straszne suki.
- Musiałeś mieć pecha... chcesz piwo? – zaproponowała.
- Czytasz mi w myślach! No najwyraźniej nie miałem szczęścia do germanistek. Ty jesteś zupełnie inna niż te wredne, władcze, pozbawione poczucia humoru latawice, z którymi miałem styczność w czasach liceum.
Sara roześmiała się perliście. Wydobyła z lodówki dwie butelki złocistego trunku, otworzyła je i podała jedną Natanowi. Usiadła naprzeciwko niego i spojrzała mu w oczy w taki sposób, że chłopak poczuł mrowienie na karku.
- To co – zagadnęła Sara, unosząc butelkę. – Za twoją podróż. Żeby była pełna wrażeń, ale bezpieczna.
- Dzięki – odparł Natan odpowiadając na toast.
Siedzieli tak sącząc piwo i rozmawiając. Natan czuł się bardzo dobrze w towarzystwie Sary. Tak dobrze nie czuł się już od dawna w towarzystwie żadnej dziewczyny. Rozmowa krążyła wokół tematów, jakie zazwyczaj poruszają ludzie, którzy dopiero się poznają. Po około godzinie chłopak zaczął jednak czuć, że jego powieki robią się ciężkie.
- Chyba jesteś zmęczony – dziewczyna świetnie odgadywała jego odczucia. – Chcesz wziąć prysznic?
- Jasne. Padam z nóg, a przede mną pewnie ciężki dzień.
- Domyślam się. Czysty ręcznik masz w szafce nad umywalką.
- Masz moją dozgonną wdzięczność, za tę gościnę – rzekł Natan uśmiechając się do niej pogodnie. W odpowiedzi mrugnęła tylko zalotnie, sprawiając, że przyjemny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa.
Chłopak wszedł do łazienki, zdjął koszulkę i stanął przed lustrem. Spojrzał na tatuaż na swojej lewej piersi i przeklął dzień, w którym dał go sobie zrobić. Jego wzór, zmrużone lekko kobiece oko wplecione w skomplikowany geometryczny ornament, zaprojektowała dziewczyna, o której w tej chwili Natan bardzo chciał zapomnieć. Pokręcił smutno głową i sięgnął do szafki po ręcznik, następnie rozebrał się i wszedł pod prysznic. Odkręcił najpierw zimną wodę i westchnął ciężko gdy spłynęła po jego skórze rozbudzając go. Następnie puścił ciepłą, namydlił się dokładnie i spłukał, po czym stanął opierając czoło o chłodną ścianę i pozwalając by woda spływała po jego ciele. Od zawsze lubił rozmyślać biorąc prysznic, a gdy czuł się przygnębiony zawsze przybierał taką pozycję.
Tymczasem Sara cicho wśliznęła się do łazienki. Miała na sobie jedynie jedwabny szlafrok, którego również teraz się pozbyła. Delikatnie uchyliła drzwiczki kabiny prysznicowej i spojrzała na Natana. Stał tyłem do niej nieświadom jej obecności. Popatrzyła na jego plecy. Kark i łopatki pokrywał finezyjny tatuaż, który wyzierał spod fali mokrych, kruczoczarnych włosów. Chłopak oddychał spokojnie. Obserwowała chwilę, jak unoszą się i opadają jego szerokie ramiona, po czym zbliżyła się i przytuliła do jego bardzo szczupłych pleców.
Natan poczuł na swoim brzuchu jej dłonie, na plecach dotyk jej piersi, a na karku pocałunek miękkich ust. Dreszcz podniecenia przeszył go na wskroś, a ona stała za nim skubiąc delikatnie ustami jego szyję. Gdy się obrócił stanęła na palcach, by dosięgnąć jego ust, jednak on chwycił ją delikatnie lecz stanowczo za ramiona i odepchnął od siebie.
- Przepraszam cię – mruknął wychodząc spod prysznica i sięgając po ręcznik.
- Nie podobam ci się?... – rzekła dziewczyna tonem lekko obrażonym, choć bardziej rozczarowanym. Również szybko okryła się ręcznikiem.
- To nie tak – odparł. – Jesteś naprawdę piękną dziewczyną i w innym okolicznościach nie zastanawiałbym się ani chwili. Jednak mam za sobą pewne wydarzenia, które sprawiają, że przypadkowy seks to nie jest to czego chcę i czego potrzebuję. Tym bardziej, że dziewczyna taka jak ty zasługuje raczej na faceta, który będzie ją kochał, a nie na gościa, który nazajutrz zniknie z jej życia pozostawiając po sobie ledwie wspomnienie.
- Miałam nadzieję, że może jednak poznamy się bliżej... że może zechcesz tutaj zostać na trochę.
- Nie potrzebny ci taki ktoś jak ja, szczególnie jak ja ostatnimi czasy. Dopóki nie uporam się sam ze sobą nie będę pożądanym towarzyszem dla nikogo.
- Masz wyrobioną jakąś błędną opinię na swój temat. W życiu nie spotkałam nikogo, z kim od początku czułabym taki luz. Rozmawiałam z tobą, jakbyśmy znali się od dawna. Nie możliwe, że jesteś taki jak mówisz.
- Pozwoliłaś mi na chwilę zapomnieć o tym, co zostawiłem za sobą. Niedługo pewnie i tak wróciłby mój wisielczy nastrój i naprawdę nie byłbym już tak przyjemnym rozmówcą – wyjaśniał spokojnie. – A teraz, pozwolisz mi się ubrać?
- A tak, oczywiście – mruknęła zakłopotana sięgając klamki. – Tęsknisz za kimś. Dziewczyna?
- Tak, dziewczyna.
- Kochasz ją, a ona... eh. Wybacz, że tak powiem, ale musi być strasznie głupia, żeby pozwalać ci szwędać się gdzieś bez niej ze złamanym sercem. Zazdroszczę jej – dodała wychodząc z łazienki.
Natan poczuł jak smutek ściska go za gardło. Nie potrafił zapomnieć, chociaż bardzo chciał. Ubrał bokserki do spania i wyszedł z łazienki wycierając głowę.
- Pościeliłam ci na kanapie – oznajmiła Sara. – Dobrej nocy. Obudź mnie proszę, zanim ruszysz rano w dalszą podróż.
Chłopak nie miał takiego zamiaru. Nie chciał patrzyć w piękne oczy dziewczyny po raz wtóry. Żałował, że nie jest kimś innym i że nie spotkał jej w innym miejscu, o innym czasie. Położył się z przeczuciem, że natrętne myśli znów nie pozwolą mu zasnąć, jednak zmęczenie wzięło górę i Natan zapadł w kojący sen. Nie mógł wiedzieć o tym, że Sara jeszcze długo potem patrzyła na niego gdy spał.
Obudziło go słońce wpadające przez okno. Uniósł się na łokciu i przetarł palcami oczy. Dzień zapowiadał się podobny do poprzedniego, pogodny i gorący. Wstał z kanapy i zaczął rozglądać się za ciuchami, gdy poczuł z kuchni zapach jedzenia. Rzucił okiem na zegarek, była siódma dwadzieścia dwie. Wyglądało na to, że Sara już nie śpi. Przypomniał sobie, że nie jadł od momentu opuszczenia domu, więc ruszył za aromatem jajecznicy.
- Dzień dobry – dziewczyna przywitała go, obdarzając uśmiechniętym, choć zaspanym spojrzeniem. – Zjesz coś zanim uciekniesz?
- Nadużywam twojej gościnności, ale i tym razem bezczelnie nie odmówię.
- Bezczelnie, to odmówiłeś mi wczoraj, pod prysznicem – rzuciła żartobliwym tonem. – Oh, przepraszam cię za to, Natan. Poniosło mnie... – dodała widząc jego minę.
- Nie, to ja cię przepraszam. Jestem idiotą. Wielu facetów dało by się pokroić za to, co ja odrzuciłem.
- Nie przejmuj się, rozumiem. Kolejny tatuaż? – zmieniła temat patrząc na jego klatkę piersiową. – Siedziałeś, że jesteś taki porysowany?
Tym razem szczerze go rozbawiła.
- Nie, nie miałem do czynienia z kryminałem... jeszcze. Uznasz mnie za wariata, ale te tatuaże, również mają dużo wspólnego z nią.
- Rzeczywiście, jesteś najbardziej chorobliwie zakochanym facetem jakiego w życiu poznałam. Ale to piękne, wiesz.
- Taaa... no ale tak jak mówiłem. Ten tutaj – Natan wskazał tatuaż na piersi. – Wzór zaprojektowała ona. Pięknie rysuje. Powiedziałem wtedy, żeby wymyśliła mi tatuaż, który sprawi, że nigdy o niej nie zapomnę. To oko, to kopia jej własnego.
- Oryginalne i romantyczne. Jesteś walnięty... – powiedziała Sara. Natan poczuł, że to określenie nie było bynajmniej negatywne. – A co z tym na plecach?
- Zrobiłem go, kiedy zaczął się nasz kryzys. Przypominają skrzydła ważki w sporym powiększeniu. Są popękane i pokruszone. Zniszczone... nic już nie dadzą rady unieść. To skrzydła mojej woli.
- Chciałabym, żeby mnie też tak ktoś kochał. Jak ma na imię?
- Angelika.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Natan wyszedł do łazienki, przemył twarz zimną wodą. Włosy niedbale związał tylko z tyłu. Ubrał się szybko i wrócił do kuchni. Sara nakładała mu właśnie jajecznicę na talerz. Czuł się podle. Jakaś jego część błagała, by został na trochę przy tej ujmująco bezpośredniej dziewczynie. Inna cześć podpowiadała mu, że byłaby tylko klinem, dla jego nieszczęśliwej miłości, a nie chciałby jej zranić. Cała reszta tęskniła za tą, o której chciał zapomnieć.
Zjedli szybko i w milczeniu. Dziewczyna zaproponowała jeszcze kawę, jednak odmówił. Zarzucił plecak na ramię i w progu spojrzał z góry na wpatrzoną w jego oczy Sarę.
- Weź mój mail – powiedziała wciskając mu świstek papieru w rękę. – Chciałabym mieć w tobie chociaż przyjaciela. Napisz gdy będziesz już w Polsce. Bezpiecznej podróży.
Dziewczyna wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ścisnął tylko jej dłoń w swojej, uniósł i musnął delikatnie ustami, po czym obrócił się i odszedł bez słowa. Spotkanie na swojej drodze Sary wzbudziło w nim przekonanie, że bardzo trudno będzie mu przyjąć czyjąkolwiek miłość nawet wówczas, gdy ta będzie mu podawana pod sam nos. To pogłębiało w nim tylko uczucie pustki. Ruszył dalej, kontynuując swoją wielką ucieczkę.
2
Pierwsze, co mi się nie podobało, to dialogi. Wyglądają zbyt sztywno, a ma to znaczenie o tyle większe, że piszesz o kolesiu w gruncie rzeczy wyluzowanym - który porzuca wszystko natychmiast, żeby odpocząć od świata. Weźmy przykład:
"- Masz – dziewczyna przyjrzała mu się uważnie. – W ogóle cię nie znam, ale wzbudzasz zaufanie i jesteś naprawdę miły. Jeśli obiecasz, że mnie nie zgwałcisz i nie zabijesz to zapraszam do siebie. Prześpisz się trochę na kanapie, a rano prędzej uda ci się ruszyć dalej"
W tym przypadku próbowałeś zrobić wypowiedź żartobliwą i naturalną tym "Jeśli obiecasz...", ale cała reszta wygląda średnio. Wątpię, żeby kobieta za granicą dopiero spotkanemu mężczyźnie mówiła, że wzbudza zaufanie i jest miły, nawet jeśli ten dopiero co uratował jej tyłek. Mogłaby tak pomyśleć, ale póki co nie wchodzisz do jej mózgu. Do tego jeszcze to "rano prędzej uda ci się ruszyć dalej" - to wszystko jest poprawne, ale nienaturalne.
Ogólnie tekst średnio trafił do mnie. Zapowiadało się ciekawie - męski odpoczynek od wszystkiego. Koleś ucieka, żeby się odizolować. Potem okazało się, że tak naprawdę chodzi o miłość. Temat szlachetny, ale nie dla mnie, bo po prostu czytać tego typu rzeczy nie lubię. I nie ma tu twojej winy - to po prostu mój gust. Czytelników tego tematu znajdzie się na pewno na kopy.
Stylistycznie jeestt w porząąądku, ale nie do końca. Czytało się raczej lekko, z wyjątkiem zdań zawierających niepotrzebne rzeczy. Na przykład: "Ruszył dalej, kontynuując swoją wielką ucieczkę". To zdanie jest rozepchane, choć mogłoby być króciutkie i treściwe - a takie zdania najlepiej działają na wyobraźnię. Na przykład "Ruszył dalej" albo, jeśli musisz zawrzeć tam ucieczkę, to "Podjął wielką ucieczkę".
Przecinków itp. nie będę się czepiać, no, może oprócz tego, że gdzieś tam napisałeś "szwędać", czyli na polski "szwendać".
Ogólnie wrażenie raczej nijakie, ale to pewnie przeze mnie - nie powinienem zabierać się za czytanie romanso-obyczajów. Poczekaj na komentarz kogoś, kto się bardziej na tym zna, a dostaniesz więcej przydatnych informacji
Trzymaj się!
"- Masz – dziewczyna przyjrzała mu się uważnie. – W ogóle cię nie znam, ale wzbudzasz zaufanie i jesteś naprawdę miły. Jeśli obiecasz, że mnie nie zgwałcisz i nie zabijesz to zapraszam do siebie. Prześpisz się trochę na kanapie, a rano prędzej uda ci się ruszyć dalej"
W tym przypadku próbowałeś zrobić wypowiedź żartobliwą i naturalną tym "Jeśli obiecasz...", ale cała reszta wygląda średnio. Wątpię, żeby kobieta za granicą dopiero spotkanemu mężczyźnie mówiła, że wzbudza zaufanie i jest miły, nawet jeśli ten dopiero co uratował jej tyłek. Mogłaby tak pomyśleć, ale póki co nie wchodzisz do jej mózgu. Do tego jeszcze to "rano prędzej uda ci się ruszyć dalej" - to wszystko jest poprawne, ale nienaturalne.
Ogólnie tekst średnio trafił do mnie. Zapowiadało się ciekawie - męski odpoczynek od wszystkiego. Koleś ucieka, żeby się odizolować. Potem okazało się, że tak naprawdę chodzi o miłość. Temat szlachetny, ale nie dla mnie, bo po prostu czytać tego typu rzeczy nie lubię. I nie ma tu twojej winy - to po prostu mój gust. Czytelników tego tematu znajdzie się na pewno na kopy.
Stylistycznie jeestt w porząąądku, ale nie do końca. Czytało się raczej lekko, z wyjątkiem zdań zawierających niepotrzebne rzeczy. Na przykład: "Ruszył dalej, kontynuując swoją wielką ucieczkę". To zdanie jest rozepchane, choć mogłoby być króciutkie i treściwe - a takie zdania najlepiej działają na wyobraźnię. Na przykład "Ruszył dalej" albo, jeśli musisz zawrzeć tam ucieczkę, to "Podjął wielką ucieczkę".
Przecinków itp. nie będę się czepiać, no, może oprócz tego, że gdzieś tam napisałeś "szwędać", czyli na polski "szwendać".
Ogólnie wrażenie raczej nijakie, ale to pewnie przeze mnie - nie powinienem zabierać się za czytanie romanso-obyczajów. Poczekaj na komentarz kogoś, kto się bardziej na tym zna, a dostaniesz więcej przydatnych informacji
Trzymaj się!
3
Też sądzę, że dialogi są zbyt sztywne, nie zgadzają się z opisem bohatera. Natan jest wyluzowany, sprawia wrażenie człowieka miłego i godnego zaufania. Tak został opisany, lecz z jego wypowiedzi można wywnioskować, że jest inaczej. Spróbuj zrobić coś z tymi dialogami, pomyśl, jak je dopasować do charakteru bohatera.
Fabuła ciekawa, podobała mi się. Szczególnie zaintrygowała mnie Sara, śmiała, pewna siebie i bezczelna. Interesująca postać.
W każdym razie, ogólnie to nawet, nawet.
Spróbuj wkręcić jakiś wątek akcji, coś niespodziewanego, coś, co zaskoczy czytelnika, to nada całości tajemniczości i zachęci do sięgnięcia i zgłębienia. Dopracuj i na pewno będzie świetnie.
Pozdrawiam
Fabuła ciekawa, podobała mi się. Szczególnie zaintrygowała mnie Sara, śmiała, pewna siebie i bezczelna. Interesująca postać.
W każdym razie, ogólnie to nawet, nawet.

Pozdrawiam
"Snuję dalej urojenia, daję się im unosić, idę aż nad sam brzeg przepaści i na jej widok cofam się przerażona."
4
O wreszcie ktoś to ruszył miło, miło:)
Co do dialogów, to jest moja główna bolączka. Ciągle nad tym pracuje, ale średnio idzie. W każdym razie coś poszło nie tak w przedstawieniu głównego bohatera... a może właśnie tak. Nie wiem. Chodzi o to, że on niegdyś był wyluzowanym gościem, teraz jest trochę gorzej. Przejechał się na ludziach, nie tylko na tej lasce i stara się dystansować. Co mu nie idzie ze względu na otwartą naturę. Ogółem przeżywa niezłą kołomyję i chyba ma prawo momentami bywać sztywny i nienaturalny:P No ale popróbuję coś jeszcze z tym zrobić.
Akcja zawiąże się wkrótce, chwilowo opowiadanie stoi w miejscu... matura:D Ale jak przebrnę przez ten przykry i stresujący obowiązek popracuję nad dalszą częścią:)
Wielkie dzięki za opinie:)
Co do dialogów, to jest moja główna bolączka. Ciągle nad tym pracuje, ale średnio idzie. W każdym razie coś poszło nie tak w przedstawieniu głównego bohatera... a może właśnie tak. Nie wiem. Chodzi o to, że on niegdyś był wyluzowanym gościem, teraz jest trochę gorzej. Przejechał się na ludziach, nie tylko na tej lasce i stara się dystansować. Co mu nie idzie ze względu na otwartą naturę. Ogółem przeżywa niezłą kołomyję i chyba ma prawo momentami bywać sztywny i nienaturalny:P No ale popróbuję coś jeszcze z tym zrobić.
Akcja zawiąże się wkrótce, chwilowo opowiadanie stoi w miejscu... matura:D Ale jak przebrnę przez ten przykry i stresujący obowiązek popracuję nad dalszą częścią:)
Wielkie dzięki za opinie:)
Are you a runner too? Nobody needs your care?
5
A ja z chęcią przeczytam dalszą część
. Szczerze mówiąc, to opowiadanie stało się teraz moją inspiracją. A dokładniej próbuje stworzyć bohatera o podobnych cechach, co Sara. W każdym razie dziękuje za podsunięcie pomysłu ;p
W związku z dialogami, żebyś mógł je zachować, to radzę właśnie dopisać do opowiadania coś związane właśnie z "przejechaniem" się na ludziach. Wtedy będzie można się domyślić, że bohater raczej niepewnie i ostrożnie rozmawia z nieznajomymi.
I nadal utrzymuję, że nie mogę się doczekać dalszej części
Pozdrawiam

W związku z dialogami, żebyś mógł je zachować, to radzę właśnie dopisać do opowiadania coś związane właśnie z "przejechaniem" się na ludziach. Wtedy będzie można się domyślić, że bohater raczej niepewnie i ostrożnie rozmawia z nieznajomymi.
I nadal utrzymuję, że nie mogę się doczekać dalszej części

Pozdrawiam
"Snuję dalej urojenia, daję się im unosić, idę aż nad sam brzeg przepaści i na jej widok cofam się przerażona."
6
Po przeczytaniu mam dziwne, miłe odczucie. Opowiedziałeś kawałek pewnej podróży i przyznam, że dałem się ponieść Twojej opowieści. Zacząłeś bardzo łagodnie, acz zdecydowanie - zbudowałeś przyzwoite otoczenie, które od razu polubiłem. Widziałem stację paliw, widziałem te niemieckie miasteczko i widziałem dom Sary - to wszystko zostało opisane fantastycznie. Tekst mnie nie nie znudził, mimo, iż nic (poza złodziejem) się tam nie dzieje. Co natomiast mnie zdziwiło (i zgrzytało zarazem) to fakt, że Natan, który postanowił robić rzeczy, których do tej pory nie robił (gonitwa za złodziejem, wszak niecodzienna) nagle odmawia seksu pod prysznicem przepięknej Sarze. Ale czytając dalsze linijki, widzę, że wybrnąłeś z tego bardzo obronną ręką, kreśląc przeszłość na tatuażach. Ciekawy zabieg - dodaje głębi dla charakteru Natana. Dialogi są dopieszczone, czasem zabrzmią sztucznie, ale ogólnie wyszły poprawnie - to znaczy, zdaję sobie sprawę, że pewne grupy społeczne mogą tak mówić. Czy Twoi bohaterowie tak by rozmawiali? Sądzę, że tak. Bardzo dużym plusem do i tak dobrego opowiadania jest wstęp. W kilka linijek zbudowałeś solidny fundament - od razu opowiadanie wydaje się wciągać. I jest solidne. Masz dobry, wyrównany styl - nie używasz zbędnych metafor, a spisujesz życie. To do mnie trafia. Podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.