I
Pojawiłeś się wraz z końcem mają, z pierwszymi truskawkami i pierwszą burzą tamtego lata. Poczułam jak leciutko się poruszasz, inaczej niż zwykle. Jakbyś pukał, wołał, że tu już czas, że chcesz to wszystko zobaczyć, posmakować powąchać.
Twoje pojawienie się było cudem. Powinnam powiedzieć że po prostu urodziłeś się i od tej pory zaistniałeś, ale to byłoby zbyt proste. Pojawiłeś się i jesteś. Codziennie jakby od nowa. Ciągle cię nie znam i trochę się boję, że może nie pozwolisz mi się poznać.
Ten szpital był bardzo duży, zielonobiały albo błękitny. Za oknem rosły kasztany. Czekałam na ciebie i patrzyłam jak słońce przenika przez ich liście, karmiąc je, dając im siły. Przychodziły mi do głowy niesamowite historie, o życiu i śmierci, o tajemnicy i cudach.
Leżałam spokojnie i czekałam.
Aż w końcu przyszedłeś. Potężna pielęgniarka, zawsze rumiana i uśmiechnięta, przyniosła cię do mnie. Myślałam wtedy, że coś się zaczyna, że będziemy zawsze razem, że będę patrzyła jak rośniesz i piękniejesz. Miałeś wtedy granatowe oczy i jasne puszyste włosy, jak aniołek. Nigdy bardziej nie wierzyłam w Boga i anioły. Zstąpiłeś do mnie, tylko do mnie.
Potem czekałam, cierpliwie. Patrzyłam na ciebie i całowałam twój miękki brzuch. Wstawaliśmy razem, razem zasypialiśmy. Jakby nigdy nikt nas nie rozdzielił. Twoje oczy powoli robiły się zielone i tajemnicze. Nie patrzyłeś na mnie a ja myślałam że się gniewasz. Opowiadałam więc bajki o smoku, który pogniewał się na księżniczkę, łaskotałam te maleńkie pięty. Tuliłam, nosiłam, czasami nawet śpiewałam starodawne pieśni o miłości i poświęceniu, w języku którego używała moja prababcia.
Co noc śniłam że mówisz 'mamusiu, nie gniewam się na ciebie, przecież wiesz że cię kocham'. Budziłam się trochę zapłakana, trochę smutna. Twój tatuś głaskał mnie wtedy po głowie, tak samo jak ja ciebie, i tulił, i mówił że się ułoży. On chyba rozumiał więcej, albo nie rozumiał nic a może po prostu nas kochał i wierzył.
Kiedy podrosłeś, sądziłam że to moja wina. Kupiłam setki książek, czytałam je słowo po słowie szukając dowodu, że oto matka sama podświadomie, jeszcze w życiu embrionalnym coś zmienia, coś odbiera albo niszczy. Cały czas sądziłam, że może to jest jak grypa albo lekkie przeziębienie. Czekałam cierpliwie aż powiesz 'mamo, to nic', ale ty nie mówiłeś nic.
Czasami się boję, że tak będzie już zawsze. Przychodzę do twojego pokoju i patrzę jak śpisz. Słucham twojego oddechu. Chcę zobaczyć twój świat, chcę zobaczyć twoje sny i zrozumieć.
Uparcie milczysz kiedy cię wołam, odsuwasz się kiedy chcę dotknąć. Jesteś cudem, którego nie potrafię zrozumieć. I ciągle mi się śni, jak mówisz 'mamusiu...' .
II.
Kochana Mamo.
Od dawna chcę ci pokazać mój świat, ale nie wiem jak to zrobić. Nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe ale bardzo chcę spróbować.
Wiem, że mnie kochasz tak jak kocha się pierwszego syna, tak kocha się najmocniej i najwierniej. Pewnie byłabyś zazdrosna o każdą piękną narzeczoną, koleżankę czy kobietę którą bym pokochał.
Jesteś dla mnie najważniejsza, najlepsza, najpiękniejsza. Lubię patrzeć jak czeszesz włosy albo malujesz paznokcie. Lubię słuchać twojego śpiewu chociaż nie rozumiem słów piosenki.
Lubię kiedy zasypiamy obok siebie i słyszę twój oddech i bicie serca.
Jesteś taka bliska i ważna a mimo to dzieli nas ogromna odległość. Nigdy jej nie przebędziemy, ani ty do mnie ani ja do ciebie nie dotrę. Jesteśmy jak dwie sąsiadujące planety.
Opowiem ci o tym, któregoś dnia.
III.
Nazywam się Łukasz, mieszkam w pięknym dużym domu. Mam kochającą mamę, wspaniałego tatę, uroczych dziadków i strasznie roztrzepaną ciocię Alinę. Mam też kota, nazywam go Teodor, choć on upiera się że ma na imię zupełnie inaczej, nie znam tak dobrze kociego i nie potrafię wymówić tego imienia. Ten kot to mój najlepszy przyjaciel, często gawędzimy sobie do późna o różnych sprawach które dotyczą chłopców i kotów. Teodor zabiera mnie na wycieczki i twierdzi że za jakiś czas będziemy mieli bardzo ważne sprawy do załatwienia w jakimś odległym kraju. Na razie jest lato, ale podobno kiedy się skończy, pojawi się coś bardzo złego na świecie. Nie do końca rozumiem, dlaczego, ani jaka miałaby być moja rola w tym wszystkim. Teodor twierdzi że jestem mu absolutnie nie zbędny.
Na razie nasze dni wyglądają jak ten dzisiejszy. Siedzimy na werandzie i rozmawiamy sobie.
-Teodorze, mój drogi, powiedz mi dlaczego uważasz, że 'Zbrodnia i kara' to historia wydumana i banalna? Mnie się ogromnie podobała. - często rozmawiamy o literaturze, mamy to szczęście że moja mamusia lubi książki i kupuje ich całkiem sporo.
Łukasz, nie chcę w ogóle na ten temat rozmawiać- Teodor nie jest wielkim fanem Dostojewskiego- sam rozumiesz, że wolę książki gdzie koty odgrywają ważniejszą rolę.
Oczywiście, znam cię już od dawna. Utożsamiasz się z tym przezabawnym kotem z 'Alicji...' - troszkę się z nim droczę.
Nie utożsamiam, w ogóle nic nie rozumiesz! - rozgniewany kot odwrócił się i sobie poszedł.
Zostawił mnie samego za karę. Doskonale wie, że nie mam dobrego kontaktu z mamą ani tatą i że to on jest jedynym z którym mogę swobodnie podyskutować.
Mama akurat była na werandzie, piła kawę i udawała że czyta gazetę, bacznie mnie obserwując. Moja mama czasem jest taka śmieszna, kiedy tak łypie jednym okiem, łowiąc każdy mój ruch.
Zdecydowałem się na spacer po ogrodzie, skoro Teodor nie ma ochoty na moje towarzystwo nie będę na niego czekał.
***
Poszedłem do ogrodu, odwiedzić gołębie. Z tyłu, za domem jest gniazdo gdzie mieszka przesympatyczna para gołębi oczekująca dziecka, czy raczej dzieci bo podobno są aż trzy jajeczka. Pan gołąb ma na imię Krystian i strasznie się obawia o przyszłość. Czasami słyszę jak grucha sobie cicho wieczorem 'co to będzie, co to będzie'. Jego żona, śliczna Eulalia łagodnie się uśmiecha i go pociesza. Uwielbiam ich odwiedzać, są rozkoszni. Ostatnio Krystian zapytał czy już szykuję się do podróży z Teodorem. Byłem bardzo zaskoczony bo nic mi nie wiadomo, nic konkretnego o żadnej podróży. Oczywiście, Teodor nic mi nie wyjaśnił i strasznie się zdenerwował na Krystiana.
Państwo Gołębie nie mieli zbyt dużo czasu, podobno zaczęło się dziać coś niezwykle ważnego z jajeczkami. Krystian przyleciał tylko na moment i z bardzo poważnym wyrazem dzióbka kazał mi natychmiast porozmawiać z Teodorem na temat wyprawy.
IV.
Kończy się lato. Nie widziałem Teodora od czasu naszej fatalnej sprzeczki. Nie wiem co mu się stało. Jaskółka Amanda wspomniała mi że musiał pilnie wyjechać i była bardzo zaskoczona że nic mi o tym nie wiadomo. Czuję, że coś się zaczyna a mimo to zupełnie nie rozumiem jaką mam w tym wszystkim odegrać rolę. Przypomina mi to trochę moje rozmowy z tatą, mówię do niego a on nic nie rozumie, więc i ja nic nie rozumiem i tak w kółko. Trochę to frustrujące, ale przywykłem.
Brzoza przed domem cała pożółkła, lubię jesień bo jest kolorowa. Lubię też listopad, jak pada deszcz i jest zimno. Zawsze wtedy dostaję od mamy ogromny kubek kakao i pachnące przyprawami ciasteczka. Mama wie co lubię, mama wie wszystko chociaż nigdy nie mieliśmy okazji się bliżej poznać.
Teodor wrócił popołudniu. Trochę posiwiał i stracił jeden pazur. Ogromnie się przestraszyłem, wyobraziłem sobie co by było, gdyby zginął. Zostałbym całkiem sam na świecie- to by było straszne. Tego popołudnia kot miał mi coś ważnego do powiedzenia, usiadł na krześle, spojrzał spode łba i przybrał najpoważniejszy wyraz pyszczka jaki potrafił.
Łukaszu, już dawno miałem ci wszystko wyjaśnić i wtajemniczyć się w pewne Sprawy. Rada Najwyższa zwierząt żądała ode mnie podjęcia konkretnych działań, grożąc że w razie nieposłuszeństwa zostanę odsunięty od Sprawy. Jednak ja, uważałem że bezpieczeństwo twoje, i nasze to coś ważniejszego i odwlekałem ten moment aż do ostatniej chwili. Dziś, o godzinie jedenastej w nocy pojawi się Coś strasznego i jedyną osobą która może cokolwiek zdziałać, zapobiec temu jesteś ty. Zostałeś wybrany do tego zadania bo jesteś człowiekiem a mimo to doskonale rozumiesz świat którego istnienia nie domyślają się inni ludzie. My, zwierzęta, uważane jesteśmy za niemowy, nie posiadające jakichkolwiek wyższych uczuć i nie rozumiejące żadnych idei. Według ludzi, jesteśmy głupie. Jednak jesteś ty, jest wielu podobnych tobie- ale nie takich samych. Słyszeliśmy legendy o dzieciach widzących duchy, rozmawiających z przedmiotami... ale to ty rozmawiasz z nami i uczestniczysz w naszym życiu na równych prawach. - kot zamilkł na chwilę widząc moje zaskoczenie. Nie bardzo rozumiałem do czego dąży, to wszystko brzmiało tak podniośle i poważnie. Jestem tylko małym chłopcem, nie wiem co mógłbym zrobić dla Sprawy. Teodor odchrząknął i kontynuował.
Dziś w nocy zabiorę cię ze sobą do miejsca gdzie, jak podejrzewamy, Coś się pojawi. Pamiętaj, nie możesz zasnąć, musisz czekać.
Dobrze, ale powiedz mi coś więcej. Nic nie rozumiem! Proszę, Teodorze, przyjacielu, boję się.- zawołałem przerażony nie na żarty.
Nie mogę, Łukaszu, powiedziałem ci tyle ile mogłem. Wybacz mi. A teraz, pozwól, oddalę się na kilka godzin. Miłego dnia, pamiętaj, nie zaśnij! - Teodor zeskoczył z krzesła, machnął giętkim ogonem i wybiegł z domu.
Zostałem sam z mętlikiem w głowie i milionem pytań. Nie wiedziałem gdzie mam się podziać, co robić. Tak naprawdę, chciałem dowiedzieć się czegokolwiek, ale nie znalazłem Krystiana ani innego stworzenia które mogłoby cokolwiek opowiedzieć. Wszyscy gdzieś się pochowali, pewnie miało to związek ze Sprawą.
Nie mając nic do roboty poszedłem do swojego pokoju zająć się czymś, albo przespać. Przemyśleć i jakoś, o ile to możliwe, przygotować się na tę noc.
V.
Jedenasta. Już czas. Słyszałem mruczenie i skrobanie. Wiedziałem, że to przyszedł Teodor. Wszędzie było ciemno, tylko oczy mojego przyjaciela świeciły tajemniczo. Kazał złapać się za ogon i prowadził mnie. Najpierw na dół po schodach, potem do kuchni. Tam zapukał trzy razy w ścianę, podrapał lekko kafelki i nagle, pojawiły się drzwi. Zaskoczony, nie mogłem uwierzyć, niby magia jako taka nie była niczym nadzwyczajnym ale i tak, to było coś innego niż zwykle.
Teodor spojrzał, nic nie powiedział ale wiedziałem o co chodzi. Dalej miałem iść już sam. Nacisnąłem klamkę, była bardzo zimna, otworzyłem drzwi i wszedłem.
VII.
Przyglądam ci się kiedy tylko mam możliwość. Jesteś już taki duży i mądry. Lekarz twierdzi, że to nie do końca tak- jesteś mądry ale nigdy nie będziesz taki jak inni. Nie ufam temu człowiekowi, nosi wąsy więc nie jest godny zaufania, na prawno coś ukrywa. Wszystkie te tabletki które muszę ci podawać rano i wieczorem, wyglądają jak koraliki i na pewno nie działają.
Dziś wieczorem, nie wiem dlaczego, nie wiem jak to się stało, spadłeś z krzesła w kuchni. Pewnie miałeś atak, tak rzadko je miewasz i zawsze w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Odwróciłam się na sekundę, dosłownie na moment, zaraz potem już leżałeś na ziemi. Musiało cię bardzo boleć. Chyba słyszałam jak płaczesz.
Przyjechało pogotowie. Zabrali cię daleko, obiecali że wyleczą. Oni zawsze obiecują.
Byłam tam, całą noc czekałam i patrzyłam na ciebie. Całowałam twoje piękne czoło. Mój skarbie, leżałeś tak spokojnie. Twój oddech był spokojny i cichy. Słuchałam jak bije twoje, moje, małe serce. Bałam się.
O jedenastej w nocy przyszedł doktor, wąsaty i gruby, miał smutną minę. Opowiadał o krwiakach, wylewach, uszkodzeniach... nic nie rozumiałam, jakie uszkodzenia dlaczego. Dlaczego ty, dlaczego my. I jakie to ma znaczenie.
VIII.
Kot Teodor siedział do świtu przy drzwiach, do czasu aż zniknęły. Potem mruknął coś pod nosem i wyskoczył przez okno sprawdzić, czy słońce wstanie tak jak powinno. Chwilę później pojawiła się łuna, obwieszczająca nadchodzący dzień. Słowik zaczął śpiewać pierwszy, smutną piosenkę o budzącym się dniu, już wiedział. Potem przyłączyły się inne ptaki, wszyscy już wiedzieli.
Kot westchnął, posmutniał i poszedł w swoją stronę.
2
Przede wszystkim - strasznie szwankuje interpunkcja. Przykładów nie podaję, bo niemalże w każdym zdaniu można coś znaleźć. Radziłabym zapoznanie się z jakimś poradnikiem na temat znaków przestankowych. Druga ważna sprawa - całkowicie zapomniałaś o formatowaniu dialogów. Okropnie to nieczytelne i niechlujne. Zajrzyj do jakiejkolwiek powieści i zobacz, jak wyglądają dialogi. Tyle słowem wstępu.
Teraz kilka błędów i zgrzytów:

Moja/mój. Toć wiadomo, że mama jest "jego". Spokojnie można wyciąć.
Interpunkcja.

Troszkę nieprecyzyjne.
Interpunkcja.

Podsumowując: Nie panujesz nad językiem; chcesz coś powiedzieć, ale słowa cię nie słuchają i układają się w różne dziwadełka. W kwestii formalnej bardzo dużo do poprawy. Jeśli zaś chodzi o treść: w historii jest potencjał, są szanse na emocje, tajemnice i nawet grozę - ale gdzieś to wszystko ucieka. Nie poczułam się związana z Łukaszem - może dlatego, że przeskoczyłaś z okresu niemowlęcego do późniejszego, a nie powiedziałaś jak bardzo późniejszego. Bo ile lat ma Łukasz? Wiemy, że chodzi. Może mieć i latek pięć, i dziesięć, i piętnaście nawet. Co więcej, narracja matki i narracja chłopca są właściwie identyczne; nie zauważyłam różnic w słownictwie/myśleniu. Niby drobnostki, a popsuły opowieść. Tym razem nie poczułam się poruszona.
Pozdrawiam,
Sara.

Maj to wiosna.Pojawiłeś się wraz z końcem mają, z pierwszymi truskawkami i pierwszą burzą tamtego lata.
Kulawo.Ciągle cię nie znam i trochę się boję, że może nie pozwolisz mi się poznać.
Niemowlęta raczej nie chodzą. Szczególnie, jeśli niesie je pielęgniarka.Aż w końcu przyszedłeś.

Wiadomo, że "do mnie". Cię i mnie. Zdanie brzmi niezgrabnie.Potężna pielęgniarka, zawsze rumiana i uśmiechnięta, przyniosła cię do mnie.
Powtórzenie.Myślałam wtedy, że coś się zaczyna, że będziemy zawsze razem, że będę patrzyła jak rośniesz i piękniejesz. Miałeś wtedy granatowe oczy i jasne puszyste włosy, jak aniołek.
Wiem, że na forum nie ma normalnego, polskiego cudzysłowu, ale mimo wszystko wygląda to dziwacznie, lepiej użyć: " "[...]mówisz 'mamusiu, nie gniewam się na ciebie, przecież wiesz że cię kocham'
Bo bez siebie nie mógł pójść...rozgniewany kot odwrócił się i sobie poszedł.
Taka/takMoja mama czasem jest taka śmieszna, kiedy tak łypie jednym okiem, łowiąc każdy mój ruch.
Moja/mój. Toć wiadomo, że mama jest "jego". Spokojnie można wyciąć.
Niekonsekwencja, albo zawsze małą, albo zawsze wielką literą.[...] para gołębi [...] Pan gołąb ma [...] Państwo Gołębie
Wg mnie życie z kimś, opiekowanie się nim - nawet bez słów - to bardzo wiele okazji do poznania. Szczególnie, że mowa tu o więzi matka-dziecko.Mama wie co lubię, mama wie wszystko chociaż nigdy nie mieliśmy okazji się bliżej poznać.
Interpunkcja.
To prawda, zmienianie świata zawsze trzeba zaczynać od siebie.Łukaszu, już dawno miałem ci wszystko wyjaśnić i wtajemniczyć się w pewne Sprawy.

To znaczy, że ludzie nie domyślają się istnienia zwierząt?Zostałeś wybrany do tego zadania bo jesteś człowiekiem a mimo to doskonale rozumiesz świat którego istnienia nie domyślają się inni ludzie.

Interpunkcja.
Literówka i powtórzenie.[...] na prawno coś ukrywa. Wszystkie te tabletki które muszę ci podawać rano i wieczorem, wyglądają jak koraliki i na pewno nie działają.
Wiem, że to magiczny kot, ale nadal nie wiem, gdzie jest "jego" strona.Kot westchnął, posmutniał i poszedł w swoją stronę.

Podsumowując: Nie panujesz nad językiem; chcesz coś powiedzieć, ale słowa cię nie słuchają i układają się w różne dziwadełka. W kwestii formalnej bardzo dużo do poprawy. Jeśli zaś chodzi o treść: w historii jest potencjał, są szanse na emocje, tajemnice i nawet grozę - ale gdzieś to wszystko ucieka. Nie poczułam się związana z Łukaszem - może dlatego, że przeskoczyłaś z okresu niemowlęcego do późniejszego, a nie powiedziałaś jak bardzo późniejszego. Bo ile lat ma Łukasz? Wiemy, że chodzi. Może mieć i latek pięć, i dziesięć, i piętnaście nawet. Co więcej, narracja matki i narracja chłopca są właściwie identyczne; nie zauważyłam różnic w słownictwie/myśleniu. Niby drobnostki, a popsuły opowieść. Tym razem nie poczułam się poruszona.
Pozdrawiam,
Sara.
3
dziękuję za analizę (?)
nie zgodzę się z niektórymi uwagami (np. z chodzącymi niemowlętami, przecież tu nie chodzi o fizyczność...) ale, nie ważne...
(następnym razem, o ile będzie następny raz, będzie lepiej
)
ps. za interpunkcje serdecznie przepraszam. jest ona czarną magią i żaden podręcznik nie jest w stanie jej rozjaśnić. (czyli może nie powinnam pisać nic, wcale, ani trochę )
nie zgodzę się z niektórymi uwagami (np. z chodzącymi niemowlętami, przecież tu nie chodzi o fizyczność...) ale, nie ważne...
(następnym razem, o ile będzie następny raz, będzie lepiej

ps. za interpunkcje serdecznie przepraszam. jest ona czarną magią i żaden podręcznik nie jest w stanie jej rozjaśnić. (czyli może nie powinnam pisać nic, wcale, ani trochę )
4
ps. za interpunkcje serdecznie przepraszam. jest ona czarną magią i żaden podręcznik nie jest w stanie jej rozjaśnić. (czyli może nie powinnam pisać nic, wcale, ani trochę )
Bład! Rozumiem, że opanowanie zasad interpunkcji może stanowić dla Ciebie trudność - sam mam z tym duży problem. Ale to nie jest ŻADNE wytłumaczenie. Po prostu pisz, a także dużo czytaj. Powoli i znojnie Twój umysł samoistnie będzie chłonął zasady przecinkowania, kropkowania, myślnikowania etc. Nie od razu Klewki zbudowano. Pisarstwo jest procesem - tak samo, jak dochodzenie do niego. Trzeba dużo pracy, ale czy nie poczujeś się lepiej, gdy któregoś dnia poczujesz, że interpunkcja, to jest najmniejszy z Twoich pisarskich problemów? Życzę owocnej pracy
5
tulivien
Dobry pomysł na nauczenie się interpunkcji to czytanie tekstu na głos. Czytasz i zastanawiasz się, gdzie powinna być pauza. Na przykład:
Nawet jeśli polonistka w podstawówce wbiła ci do łebka zasadę, że przed "że" stawia się przecinek, to czytając powyższe zdanie na głos możesz się zorientować, że będzie tam wyjątek - i postawisz przecinek przed wyrażeniem "mimo że".
Musisz słyszeć, czuć tekst.
Dobry pomysł na nauczenie się interpunkcji to czytanie tekstu na głos. Czytasz i zastanawiasz się, gdzie powinna być pauza. Na przykład:
Zrobiłam to mimo że było trudno
Nawet jeśli polonistka w podstawówce wbiła ci do łebka zasadę, że przed "że" stawia się przecinek, to czytając powyższe zdanie na głos możesz się zorientować, że będzie tam wyjątek - i postawisz przecinek przed wyrażeniem "mimo że".
Musisz słyszeć, czuć tekst.
6
Co do chodzącego niemowlęcia: przypuszczałam, że nie o to ci chodziło, ale słowa ZNACZĄ. A twoje słowa, ułożone tak a nie inaczej, znaczyły: "niemowlę przyszło". Przynajmniej dla mnie. Właśnie dlatego napisałam, że nie panujesz nad językiem - bo nie zawsze przekazujesz czytelnikowi to, co jest w twojej głowie.
Do pisania nie zamierzam cię ani zniechęcać, ani zachęcać.
Bo to tylko i wyłącznie twoja decyzja. Musisz jednak być świadoma, że pisanie to praca - i proces (jak słusznie napisał Maladrill).
A w temacie interpunkcji - popieram "przedmówców": czyli, że czytać różnorakie rzeczy na różnorakie sposoby. O.
Do pisania nie zamierzam cię ani zniechęcać, ani zachęcać.

A w temacie interpunkcji - popieram "przedmówców": czyli, że czytać różnorakie rzeczy na różnorakie sposoby. O.

7
Ważne, dla piszącego, jest to, aby szanować czytelnika. Szacunek ów ukazuje się wtedy, gdy tekst jest co najmniej sprawdzony raz pod kątem podstawowych błędów. Być może dla ciebie nie jest to ważne, jednak wyobraź sobie, że przychodzi do twojego domu ekipa remontowa, wykonuje generalny remont i zostawia wszystkie stare rzeczy: tapety, farby, szpachle, śmieci na podlodze i hucznie oznajmia tobie: skończyliśmy! Gdzie radość z oglądania tego, co zostało zrobione? Tak jest w wypadku tego tekstu. Już pierwsze zdanie sugeruje, że nie chciało ci się sprzątać...
- Zrób to!
- Jak?
- Wiadomo, jak!
O tekście: bajkowa historia ma pewien ciepły, przyjemny ładunek. Pomysł jest niebanalny i spięcie akcji snute w głębokim domyśle idealnie do tego pasuje. Dobrze jest skonstruowany list mamy - jej słowa niosą ze sobą sporą dawkę prawdziwych emocji. Ta prawda świetnie zdaje egzamin jako nośnik tekstu - emocje nie są sztuczne. Jednak jest to zapisane źle. Na początek poradziłbym zapoznać się z regułką: stawianie przecinka przed "który" oraz przed "że. Dodam też, że używanie spacji pomiędzy znakami, takimi jak myślnik jest obowiązkiem. Sprawą drugą, równie ważną, jest poprawianie tekstu z zakresu interpunkcji - o ile powyższe wytyczne są konieczne, doradzę poczytanie o przecinkach w zdaniach złożonych - bo niestety, nie jest z tym dobrze.
O stylu: coś się tam kroi dobrego. Jeżeli wyeliminować błędy, zapomnieć o nich, widzę zalążek dobrej rzemieślniczki, a być może artystki. Widać charakter i szczerość - nieodzowne dla dobrego pisania, i widać też konsekwencję w konstruowaniu tekstu: w tym wypadku nie zagłębiasz się w zbędne tłumaczenia, wnioski - wcielasz się w bajarza opowiadającego o bohaterze i jego przyjacielu, kocie. Forma ta jest doskonała i przyznam, że porwała mnie. Tekst podobał mi się, jeżeli patrzeć na historię, niestety wykonanie wymaga sporych poprawek.
Jednak, zobaczymy, co czeka mnie dalej...Pojawiłeś się wraz z końcem mają
W czytaniu ważne jest pierwszy odbiór. Ja odebrałem jej potęgę, jako moc, a nie rodzaj opisywanej postury. Każde wybicie z rytmu źle wpływa na tekst. Użycie tego wyrazu wydaje się niefortunne.Potężna pielęgniarka, zawsze rumiana i uśmiechnięta
Wydzielenie wyrazu przecinkiem jest bezcelowe. Gdyby wyraz ten łączył się ze zdaniem następującym, przez co tworzył jedna, długie zdanie, całość otrzymałaby narracyjnej głębi myśli. W tym wypadku jednak, jest zwykłą, dość sztuczną czkawką. Ja, czytelnik, zrobiłem niepotrzebna pauzę.Potem czekałam, cierpliwie.
Wychodzi niezgrabne powtórzenie. Informacja jest ważna, owszem jednak można zapisać to w odmienny sposób, bez gubienia głębi przekazu.Czekałam cierpliwie aż powiesz 'mamo, to nic', ale ty nie mówiłeś nic.
Czekałam cierpliwie aż powiesz 'mamo, to nic', ale ty wciąż milczałeś.
niezbędnyabsolutnie nie zbędny.
Dlaczego sobie? Kot sobie, Łukasz sobie? Czy jest to potrzebne? Jak, twoim zdaniem, zabrzmiałoby to, bez owego sobie? Przeczytaj, zobacz...Siedzimy na werandzie i rozmawiamy sobie
Oznajmienie, które pogrubiłem w narracji pisanej powinno wyglądać tak: nic o tym nie wiem/wiedziałem. Wiadomo odnosi się do wiedzy ogólnej, danej dla wielu podmiotów. Przykład:zaskoczona że nic mi o tym nie wiadomo
- Zrób to!
- Jak?
- Wiadomo, jak!
Jak, wg ciebie, te dwa człony zdania łączą się ze sobą? Ni jak, prawda? Piszesz o brzozie i o odczuciach. Nie zestawiasz ich razem, nie tworzysz zależności albo związku przyczynowego. To są dwa osobne zdania: opis pewnego faktu i opis uczucia gdzie jesień jest kolorowa. I tutaj powstaje zależność: lubisz coś, z powodu takiego i takiego.Brzoza przed domem cała pożółkła, lubię jesień bo jest kolorowa.
No tak... a wystarczyło przeczytać.Nie ufam temu człowiekowi, nosi wąsy więc nie jest godny zaufania, na prawno coś ukrywa.
O tekście: bajkowa historia ma pewien ciepły, przyjemny ładunek. Pomysł jest niebanalny i spięcie akcji snute w głębokim domyśle idealnie do tego pasuje. Dobrze jest skonstruowany list mamy - jej słowa niosą ze sobą sporą dawkę prawdziwych emocji. Ta prawda świetnie zdaje egzamin jako nośnik tekstu - emocje nie są sztuczne. Jednak jest to zapisane źle. Na początek poradziłbym zapoznać się z regułką: stawianie przecinka przed "który" oraz przed "że. Dodam też, że używanie spacji pomiędzy znakami, takimi jak myślnik jest obowiązkiem. Sprawą drugą, równie ważną, jest poprawianie tekstu z zakresu interpunkcji - o ile powyższe wytyczne są konieczne, doradzę poczytanie o przecinkach w zdaniach złożonych - bo niestety, nie jest z tym dobrze.
O stylu: coś się tam kroi dobrego. Jeżeli wyeliminować błędy, zapomnieć o nich, widzę zalążek dobrej rzemieślniczki, a być może artystki. Widać charakter i szczerość - nieodzowne dla dobrego pisania, i widać też konsekwencję w konstruowaniu tekstu: w tym wypadku nie zagłębiasz się w zbędne tłumaczenia, wnioski - wcielasz się w bajarza opowiadającego o bohaterze i jego przyjacielu, kocie. Forma ta jest doskonała i przyznam, że porwała mnie. Tekst podobał mi się, jeżeli patrzeć na historię, niestety wykonanie wymaga sporych poprawek.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.