O tych, którzy rozbawiają tłumy

1
O tych, którzy rozbawiają tłumy



Jedni z nich są na ustach całej Polski, inni docierają do węższego grona odbiorców. Wszyscy mają jeden cel – utrzymanie się na scenie kabaretowej i tworzenie coraz lepszych skeczy. Jak wygląda kariera i praca znanych kabareciarzy od kuchni?



Polacy ponownie interesują się kabaretami. Co prawda teraz powoli do lamusa odchodzą żarty polityczne - tak ważne w czasach PRL - a góruje humor absurdalny, ale można i tak zauważyć pewne analogie. Kabaret ponownie staje się powszechnym środkiem wyrazu za pomocą którego można zarówno bawić, jak i w przystępny sposób zmuszać do refleksji na rozmaite tematy. Doskonałym tego przykładem są grupy, które są bez wątpienia obecnie na topie, w tym artykule przyjrzymy się członkom paru z nich – Rafałowi Zbieciowi (Kabaret Moralnego Niepokoju), Marcinowi Wójcikowi (Ani Mru Mru), Tomaszowi Majerowi (kabaret Hrabi), oraz Krzysztofowi Skibie. Jest to bez wątpienia doskonała okazja, by poznać kulisy ich pracy i poznać ten – wciąż dość nietypowy sposób zarabiania na życie – w sposób o wiele bardziej dokładny i pozwalający na obalenie pewnych mitów i stereotypów.



Warto zastanowić się na początku w jaki sposób opisywani kabareciarze i grupy z którymi są związani dotarli tak wysoko. Nie ma co ukrywać, polska scena kabaretowa zagęszcza się, coraz trudniej jest się na niej wybić i zostać zapamiętanym.

Ta trudna sztuka bez wątpienia udała się kabaretowi Ani Mru Mru, którego połowa – Marcin Wójcik – zaczynał przygodę z kabaretem w sposób dość nietypowy: „ Ukończyłem... Akademię Wychowania Fizycznego. Myślę, że wbrew pozorom ma to pewien wpływ na moje związanie się z kabaretem. To bez wątpienia wesołe studia, warto też zauważyć, że wielu satyryków kończyło tę szkołę – chociażby takie legendy jak Zenon Laskowik, czy Marcin Daniec”. Swoją przygodę z kabaretem rozpoczynali w czasie studiów także pozostali bohaterowie artykułu.

Droga Krzysztofa Skiby do zajmowania się satyrą rozpoczęła się w łodzi. To właśnie tam studiował on kulturoznawstwo na tamtejszym uniwersytecie. Z biegiem czasu dobrze wspomina czasy studenckie i ich wpływ na przebieg swojej kariery: „Poszerzyłem wtedy swoją wiedzę o teatrze, sztuce. Można powiedzieć, że byłem na stosunkowo „lużnym” kierunku. Dzięki temu dość szybko włączyłem się nurt życia studenckiego. Studia pozwoliły mi na rozpoczęcie działalności, to był na pewno dla mnie dobry początek. Na tym etapie pewne błędy, pomyłki są jeszcze wybaczane, to miejsce na debiut i szlifowanie umiejętności. Dość szybko zdobyłem także popularność. Najpierw na osiedlu studenckim (śmiech) rozniosła się wieść, że zakładam zespół i zaczynam działać satyrycznie. Byliśmy zapraszani na juwenalia, zaczynałem po prostu od najprostszych i najbardziej elementarnych rzeczy”. Dość przypadkowo potoczyły się także losy Rafała Zbiecia i całego zresztą Kabaretu Moralnego Niepokoju. Zarówno on jak i grupa zaczął działalność bardzo spontanicznie. Rafał – jak zresztą wszyscy członkowie Kabaretu Moralnego Niepokoju - studiował polonistykę. „W życiu nie podejrzewałem, że będę zajmował się satyrą. Cały czas planowałem zajmowanie się dziennikarstwem. Mimo wszystko, uważam że moje wykształcenie jest w kabarecie bardzo przydatne – to pomocne przy pracy w której aż roi się od żartów słownych, aluzji, zabawy językiem”. Dodatkowo, droga Rafała do Kabaretu Moralnego Niepokoju – jak i samej grupy po sukces – na pewno nie była łatwa. „Nie daliśmy sobie wmówić, że jesteśmy kiepscy. Wiele razy słyszałem, że nie umiem grać i nie nadaję się do tego. Niejedna osoba także mówiła nam, że nie damy sobie rady jako kabaret, ale na szczęście w to nie uwierzyliśmy i ciągle robiliśmy swoje. Do dzisiaj staramy się wszystko robić jak najlepiej, krytyka motywuje”. Mimo wszystko grupa – a może właśnie dzięki krytyce i ciągłemu samodoskonaleniu się – nie dość, że przetrwała to dotarła naprawdę wysoko. Zapewne żaden z członków Kabaretu Moralnego Niepokoju zapytany parę lat temu o przyszłość grupy nie byłby w stanie jej przewidzieć, doszło tutaj bez wątpienia do spełnienia marzeń, kabaret w którym możemy zobaczyć Rafała jest dziś niezwykle często obecny w mediach i każdy nowy skecz grupy dociera do wielu widzów zarówno dzięki telewizji, jak i oczywiście występom na żywo. Historia związana z tym satyrykiem pokazuje doskonale jak ważne w pracy komika jest samozaparcie, wiara w siebie i konsekwentna realizacja zamierzonych celów.

Wiele może powiedzieć o tym także Tomasz Majer, członek pnącego się w górę kabaretu Hrabi. W wypadku tej osoby jednak mamy do czynienia z zaplanowanym i skrupulatnie realizowanym pomysłem. Tomek marzył o pracy w kabarecie od dawna. Tomasz (nazywany przez znajomych „Bajer”) studiował pedagogikę kulturalno – oświatową, ale już wtedy powoli wchodził w świat satyry. Zaczynał od mało znanych grup – „Miłe twarze”, „Pseudonim”, czy „EK”. Wszystko to było zapoczątkowane przez fascynację – kultowym zresztą dla wielu fanów sceny kabaretowej do dziś – kabaretem Potem. Można śmiało powiedzieć, że Tomasz Majer jest przykładem konsekwentnego, ambitnego dążenia do realizacji zamierzonego celu, który został osiągnięty także przy pomocy odrobiny szczęścia. Jak miało się okazać, już wkrótce – w 2003 roku - Tomasz miał zacząć pracę u boku znanych z kabaretu Potem Joanny Kołaczkowskiej i Dariusza Kamysa w kabarecie Hrabi.



Podstawą tego artykułu jest jednak przede wszystkim obalenie krążących mitów i półprawd dotyczących satyryków i ich profesji. Jedynie pozornie ich zawód jest łatwym do wykonywania i niewymagającym dużych nakładów pracy i pewnych wyrzeczeń. Prawda jest w znacznej mierze inna – każdy występ jest poprzedzony (często długim i naprawdę mozolnym) procesem pisania tekstów i licznymi – liczonymi w dziesiątkach - próbami. Nie można też zapomnieć o stresie związanym z występami na żywo, częstym pobytem poza domem i ciągłej walce o popularność, która pozwala utrzymać się na scenie. Mimo wszystkich tych przeszkód satyrycy podkreślają jednak, że kochają to co robią i wykonywanie swoich obowiązków w gruncie rzeczy sprawia im dużą satysfakcję. Ciekawa jest też kwestia tego, czy satyrycy uważają to co robią za pełnoprawną profesję. Warto przyjrzeć się jak na te sprawy patrzą bohaterowie artykułu.



Bez wątpienia sprawę trafnie ujął Rafał Zbieć z Kabaretu Moralnego Niepokoju. Rafał wymieniał przede wszystkim zalety, ale nie obyło się bez wspomnienia o paru niekorzyściach płynących z wybrania właśnie takiego zawodu. „Oczywiście to co robimy to nie jest wyłącznie zabawą, sporo czasu spędzamy w związku z pracą poza domem. Nasze rodziny rozumieją, że w weekendy musimy pracować, ale nie jest to dla kogokolwiek łatwe. Ma to jednak swoją drugą stronę – podczas gdy praktycznie w każdy weekend pracujemy, często mamy wolne w ciągu tygodnia. Co prawda bywa to kłopotliwe, można zapomnieć o wyjściu wtedy gdy większość znajomych ma na to czas i generalnie zmienia tryb życia”. Obraz pracy satyryka przedstawiony przez Rafała Zbiecia układa się w całość w której zalety są częściowo równoważone przez wady. Pokazuje to wyraźnie, że od kuchni rozbawianie publiczności nie jest tylko i wyłącznie zabawą i rozrywką. Potwierdza to Krzysztof Skiba, ale podkreśla też inny negatywny aspekt jego pracy. „Muszę zdawać sobie sprawę z pewnego cierpienia rodziny. Ciągle wyjeżdżam, gram, ale... ale i tak uważam, że wykonuję przyjemną pracę. Największą wadą i zagrożeniem dla komika jest tak naprawdę ewentualne tracenie kontaktu z publicznością. Właśnie świadomość wyjścia na scenę i możliwość zobaczenia znudzonej widowni jest dla mnie najgorsza. Staram się także stale dbać o to by praca nie przeniknęła do mojego życia prywatnego i rodzinnego, to dla mnie istotne”. Tomasz Majer związany z kabaretem Hrabi ocenia sprawę jeszcze inaczej. Zapytany przeze mnie o blaski i cienie wykonywanej przez siebie pracy odpowiedział: „Z plusów najważniejsza jest duża niezależność. Minusem według mnie jest jednak fakt, iż kabareciarze nie są traktowani poważnie, zawsze oczekuje się od nich opowiadania kawałów”. Równie trzeźwo i rzeczowo patrzy na sprawę Marcin Wójcik z Ani Mru Mru: „Myślę, że to generalnie przyjemny zawód. Przede wszystkim traktuję go jako pasję, to jednak także sposób zarabiania na życie, który lubię. Kabareciarz jest w pewnym sensie artystą, wiąże się to ze sporą odpowiedzialnością, trzeba spełniać pewne oczekiwania. Zdecydowanie więcej jest jednak w mojej pracy plusów. Nie bez znaczenia jest też fakt, że ludzie po prostu lubią kabareciarzy, to przyjemne”. Wszyscy satyrycy z którymi miałem okazję rozmawiać stwierdzili, że praca w kabarecie jest dla nich dużą przyjemnością, ale wiąże się także z wyrzeczeniami. Najzwyczajniej w świecie prawda leży w środku – nie można powiedzieć, że praca satyryka to katorżnicza i najtrudniejsza z możliwych do wybrania profesji, ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że rozbawianie innych nie zawsze musi być równoznaczne z samymi przyjemnościami i korzyściami. Bohaterowie artykułu jeszcze bardziej zgodni byli w kwestii tego czy zajmowanie się satyrą można określić mianem pełnoprawnego zawodu. Krótko i trafnie określił sprawę Tomasz Majer z kabaretu Hrabi: „Tak, to pełnoprawny zawód, chociaż nie istnieje specjalna regulacja prawna w tym zakresie”. Wtórują mu Skiba i Marcin Wójcik Krzysztof Skiba wypowiedział się na ten temat odrobinę wylewniej: „Param się satyrą, ale nie lubię określenia - „satyryk”. Jestem ironicznie nastawiony do siebie i innych, pisząc teksty celowo pewne rzeczy wyolbrzymiam, podkreślam rozmaite kontrasty. To pomaga w docieraniu do publiczności. Mówiąc o byciu komikiem trzeba też podkreślić, że nie jest to przecież nic nowego. Już setki lat temu satyra się rozwijała. To co robię to moim zdaniem jak najbardziej pełnoprawny zawód”. Marcin Wójcik ocenia sprawę podobnie: „Chcemy po prostu bawić i sami przy okazji dobrze się bawić, ale tak – to jednocześnie normalna profesja”. Jedyną osobą, która patrzy na sprawę w znacznej mierze inaczej jest Rafał Zbieć związany z Kabaretem Moralnego Niepokoju: „Kabaret? To wielka frajda, praca połączona z hobby. Przyznam od razu, że ciężko mi też nazywać kabaret „normalną pracą” - taką jak ta prawnika, czy lekarza”. Ponownie prawda leży zapewne pośrodku – co prawda satyryk zarabia na chleb i musi najzwyczajniej w świecie na niego ciężko zapracować, ale Rafał Zbieć ma także sporo racji – komik pracuje niewątpliwie oryginalnie i jego praca w wielu aspektach różni się od tej którą zajmuje się prawnik, czy biznesmen, oraz przedstawiciele innych – tak zwanych – „normalnych zawodów”.



O wiele bardziej oczywiste i łatwe do powiedzenia z pewnością w głosie jest to, że z pracą satyryka wiążą się rozmaite kuriozalne sytuacje. Najczęściej dochodzi do nich wbrew woli, bądź planów danego kabaretu. Krzysztof Skiba do dziś wspomina pewną historię z lat 80’: ”Swego czasu zatrzymano mnie za naruszanie cenzury. Było to w końcówce PRL, ale cenzura nadal była bardzo odczuwalna. Organizatorzy postanowili wtedy odwołać nasz występ i nazwali go „hyde parkiem”. Wykorzystaliśmy to i zaczęliśmy opowiadać żarty dotyczące „stróżów prawa”. Publiczność była zachwycona, ale wspomniane służby zdecydowanie mniej. Krótką chwilę po występie złapali mnie i zaczęli tłumaczyć mi mój błąd za pomocą pałek i innych długi przedmiotów. To było prawdziwe kuriozum, ale na szczęście zostałem zwolniony. W pewnym sensie problemy z moimi tekstami mam do dzisiaj”. Rafał Zbieć z Kabaretu Moralnego Niepokoju także wiąże ze swoją pracą rozmaite wspomnienia: „śmiesznych sytuacji jest sporo. W jednej z ról gdy któryś z nas miał wejść na scenę z ukrytymi rękoma (bohater skeczu miał nie mieć rąk) kompletnie o tym zapomniał i wszedł z obiema rękoma na wierzchu. Musieliśmy się zdrowo napocić żeby jakoś uratować ten skecz. Wiele zabawnych sytuacji stwarza także Przemek Borkowski, który ze względu na swój okazały wzrost niezwykle często uderza o... sufity. Zauważyliśmy przy okazji, że z każdym kolejnym uderzeniem gra coraz lepiej, coś w tym zdecydowanie jest! Często zaskakujące sytuacje stwarzają także widzowie, którzy bardzo usilnie próbują wejść na scenę i powiedzieć część tekstu”. Słowa Marcina Wójcika z kabaretu Ani Mru Mru są tutaj doskonałym podsumowaniem – „ Wiele zabawnych sytuacji ma miejsce gdy napotykamy na osoby nietrzeźwe i te próbują być za wszelką cenę bardzo zabawne opowiadając dowcipy sprzed dziesięciu lat. Generalnie jednak kuriozalnych sytuacji miało miejsce tak dużo, że spamiętanie ich wszystkich jest niestety niemożliwe”.



Z rozmaitymi anegdotami bardzo blisko są związane także reakcje ludzi na widok znanych kabareciarzy na ulicy. Rafał Zbieć zapytany o spontanicznie reakcje ludzi spotkanych na ulicy wspomniał o tym, że poszczególni członkowie kabaretu bywają często myleni co stwarza dość zaskakujące sytuacje. „Nie raz krzyknięto w moim - bądź kogoś innego nie związanego z tą rolą kierunku – „Gwidon”. Generalnie ludzie na nasz widok wypuszczają psy i rzucają kamieniami (śmiech), zdarzają się jednak też pozytywne reakcje – wyrazy szacunku, zwykłe „dzień dobry”, czy gratulacje. Wiele sytuacji jest związanych także z rozmaitymi osobami, które spożyły trochę za dużo alkoholu i natychmiast traktują nas jak postaci z naszych skeczy”. Podobne sytuacje mają miejsce w towarzystwie Krzysztofa Skiby: „Mam dobre relacje z ludźmi. Proszą o zdjęcia, podpis, uśmiechają się, czasem domagają się opowiedzenia im dowcipu. Bywają bardzo zdziwieni, że stale nie żartuję (śmiech). Ludzie niezwykle mocno utożsamiają komika z jego rolami”. Marcin Wójcik dodaje: „Ludzie odruchowo mówią mi „dzień dobry”, chyba wiąże się to z tym, że wcześniej mogli widzieć mnie w telewizji i odruchowo traktują mnie jak znajomego (śmiech). Część ludzi oczekuje też ode mnie oczywiście opowiadania żartów, to bywa odrobinę kłopotliwe”.



Wszystko to pokazuje wyraźnie – praca satyryka to zarówno ta sfera którą dobrze znamy z mediów (autografy, uśmiechy, żarty), bądź o jej kształcie mamy swoje wyobrażenie, ale także ta o której nie możemy wiedzieć zbyt wiele. Każdy skecz, pojedynczy żart i występ jest poprzedzony ciężką pracą i bez wątpienia trzeba o tym pamiętać. Wszyscy komicy z którymi miałem wielką przyjemność rozmawiać podkreślali jednak, że ich praca jest najprzyjemniejszą i najbardziej satysfakcjonującą profesją z którą mogli się związać. Doskonale świadczą o tym chociażby krótkie, ale wymowne i piękne słowa Tomka Majera z kabaretu Hrabi: „Tak, to rozłąka z rodziną, spanie poza domem, jazda po Polsce - jest czasami trudno, ale jak coś się kocha trzeba być zdolnym do pewnych poświęceń”. Widać wyraźnie, że satyryk - jak przedstawiciel każdej innej profesji - by osiągnąć sukces musi być przekonany o słuszności tego jaką drogę obrał w życiu i konsekwentnie pielęgnować swoją pasję. Jest to aktualnie tym bardziej znaczące, że polska scena kabaretowa rozwija się, nowe kabarety powstają jak grzyby po deszczu i utrzymanie się w pamięci widza jest coraz trudniejsze. Będąc na szczycie stale trzeba dbać o to by na nim pozostać. świetnym podsumowaniem tego czym i jak powinien zajmować się satyryk są także słowa Krzysztofa Skiby: „ Podstawą pracy każdego komika jest to by po prostu rozbawić publikę. Uwielbiam dowcipy absurdalne, ale da się jednocześnie w tej pracy coś przemycić na temat Polaków, naszych narodowych wad i kompleksów. To leczenie rozmaitych słabości przez śmiech. To według mnie ideał satyry – śmiech, ale jednocześnie śmiech który kryje za sobą coś więcej”. Te słowa powodują, że można dodać na zakończenie już właściwie tylko jedno – oby tacy komicy jak Krzysztof byli obecni w tym zawodzie zawsze i oby publiczność zawsze była w stanie docenić satyryków z najwyższej półki. Takimi są bez wątpienia wszyscy bohaterowie tego artykułu z którymi miałem przyjemność porozmawiać o blaskach i cieniach ich profesji, oraz o tym jak wygląda ich praca od kuchni.

2
Nie ocenię tego tekstu według standardowych wymogów oceniania weryfikatora,bo i tekst wybiega nieco poza standardy wcześniej ocenianych tekstów.Jako tekst publicystyczny(bo chyba taki jest)wygląda całkiem dobrze,widać,że czujesz sie w tym całkiem dobrze.Można się pokusic o stwierdzenie,że płyniesz z tematem.Jestem ciekaw jakby Ci wyszło jakieś opowiadanie,napisane oczywiście w tym stylu-zdarzało się przecież,że dziennikarze pisali ksiązki i to bardzo dobre.



Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
A ja chcę tylko powiedzieć, że co zacznę to czytać, to zaraz kończę. Coś mnie odrzuca,chyba poprostu nie kręcą mnie takie teksty. Powinno to wogóle być w tym dziale?
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Ała... To troche nie bardzo opowiadanie:) Błedów nie widze, tekst dośc nużący...

Nie będ go typowo oceniał bo chyba nie ma sesu... Pozdrawiam.





Przeniosłem tememat, nie bijcie :)
Memento mori!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron