631

Latest post of the previous page:

> Wychowywanie czytelnika.



nawet bardziej wyhodowanie.



sobie złapiemy - możemy wyhowywać.

na raie jednak jesteśmy w sytuacji gdy nie bardzo daje się złapać.



> Ale w krótkim czasie (jedna dekada) polscy pisarze zaczęli dostarczać produkcji na

> bardzo wysokim poziomie.



jeszcze inaczej: Polscy autorzy szybko dogonili jakością - tylko nie było zbytu na maszynopisy. Całą produkcja supernovej z lat 90-tych to bylo kilka może kilkanaście pozycji wydanych jakby z łaski, z fatalną dystrybucją, opłaconych z tego co słyszałem głodową stawką...



W zasadzie dopiero Runa i Fabryka stworzyły w miarę normalny rynek. I naraz sie okazało że i maszynopisów trochę po szufladach leży i są chętni by to czytać i są chętni by to pisać.



> Jak to podziałało na mnie, dojrzałego, bądź co bądź, czytelnika? Ano czytam ostatnio

> dużo więcej naszej literatury niż przed dziesięciu laty.



;)



> Z młodym czytelnikiem może być podobnie, /.../ Do tego potrzebny jest bestseller na

> miarę Rowling (nie oceniam jakości, tylko wymiar uderzenia w rynek), lub coś w stylu

> opowieści z Narni.



nie będzie łatwo - zwłaszcza że to torchę nieporównywalne stany.



By wypromowac coś na miarę heńka trzeba miec miliony dolców na reklamę.

Narnia jest na naszym rynku od 25 lat i miała kilka wydań - tu wystepuje efekt kumulacji pokoleniowej - ludzie którzy czyteli to w dzieciństwie kupują to dziś swoim dzieciom.



inny problem to plaga jedynactwa - model rodziny 2+1 oznacza niestety że młodsze rodzeństwo nie przejmie zainteresowań fantastyką od starszego.



Jak widzicie problemów jest wiele, a sytuacja złożona na bardzo wielu płaszczyznach.



Mamy aspekty społeczne, socjologiczne, ekonomiczne, dopiero jak zbierzemy wszystko do kupy mamy w miarę pełny obraz sytuacji. I widać że na bardzo wielu płaszczyznach trzeba walczyć.



> Twoja Operacja Dzień Wskrzeszenia to wyraźny ukłon w stronę młodego

> czytelnika,



trochę tak. Choć bardziej liczyłem tu na Norweski Dziennik



> Nadal jdnak brakuje na rynku czegoś, co za włosy wyciągnęło by ogół nastolatków

> do ksiegarń i kazało im sterczeć w kolejce przez noc całą w oczekiwaniu na premierę.



Mam pewien plan. 3-4 tomy. Ale założyłem sobie taki temat i muszę wygrzebać taką ilość czegółów że "oko jelenia" to w porównaniu z tym pikuś...



>Tylko tak można sprawić, by za lat kilka, ci sami ludzie, zaczęli szperać po półkach z >fantastyką w empiku.



część z nich i tak będzie grzebać.

chodzi o zwiększenie ilości. Skokowo się nie da. Tu trzeba lat harówy.



W ciągu 8 lat istnienia Fabryki doszliśmy od nakładów po 2-3 tyś do khm... tajemnica handlowa ale powiedzmy 25 tyś najlepszym się trafia. To już jakaś baza wyściowa.



ale to trochę jak z PKB - w Korei Północnej postawienie jednej fabryki zwiększa PKB całego kraju o 2%. w USA buduje się kika fabryk tygodniowo a PKB rośnie o ułamki promila.



Zrobiono bardzo dużo. Jest w tym zasługa i Sapkowskiego i kResa i Lewandowskiego i Ewy Białołęckiej i masy autorów którzy poszli przetartym szlakiem.



Sytuacja z końca lat 80-tych i 90-tych nas udupiła. Wystrczyło jednak że ktoś zapukał w ścianę i wysypalo się pruchno. Pjawily się ksiązki, wrócili starzy czytelnicy, za nimi pociągnęłi młodzi.



Ale i pamiętajmy że Fabryka i Runa odcięły kupony od komunistycznych nakładów fantastyki (a były to nakłady bywało po 50 i 100 tyś egz.) i wykorzystały wielki głód rynku.



Spektakularnych wzrostów już pewnie nie będzie. Teraz trzeba pracować nad tym by liczba fanów rosła po chociaż 10% rocznie.



I to w sumie wystarczy.



2009 - 25.000

2010 - 27.500

2011 - 30.250

2012 - 33.275 (wejdzie wat na ksiazki będzie i koniec świata wywołany Euro w Polsce)

2013 - 36.500

2014 - 40.000

2015 - 44.000

2016 - 48.400

2017 - 53.200

2018 - 58.500

2019 - 65.000 - dobra nakładów po 100 tyś jeszcze nie ma ale i tak jest miodzio.



A w 2020-tym ludzie którzy mieli 15 lat w chwili startu fabryki kupią pierwsze książki swoim dzieciom.





> Trzeba załatać tę dziurę w czytelnictwie, która powstała w latach 90 - tych. To długi

> proces, ale chyba warto.



łatanie trwa, potrwa, warto ale będzie z tym niewyobrażalnie dużo roboty.



> A prawa rynku działają. Powoli i znojnie wynagrodzenia rosną.



teraz pytanie na ile wzrosną w ciągu kolejnych 10 lat - bo w tej perspektywie trzeba myślec. Czy dogonimy zachód tylko cenami czy zarobkami powli też (tu jestem nieco sceptyczny).



> Tylko potrzeba pisarzy - nie takich, którzy będą chcieli czytelnika olśnić swoim

> artyzmem, a sprawnych warsztatowo opowiadaczy wciągających historii,



trzeba i takich i takich - ale rzemieślników i komuna i poskomuna przetrzebiły - a zawsze są oni "klasą średnią" między grafomanami a geniuszami.



zaryzykowałbym stwierdzenie że na zdrowym rynku powinno być 10% gniotów, 80% rzemiosła i 10% arcydzieł.



> Życzę skuteczności we wprowadzaniu Twojego planu w życie i dużego grona

> naśladowców. Prędzej, czy później, ale doczekamy się rezultatów.



nie dziękuję aby nie zapeszyć.

[ Dodano: Pon 29 Cze, 2009 ]
wychować. przepraszam - brzydka literówka a nie działa mi edycja.

632
Andrzej Pilipiuk pisze:no cóż - jeszcze nad tym myślę. Widzę pewne drogi. Wielu mechanizmów jezcze nie widzę i nie rozumiem, ale dumam nad tym.



Niektore moje prognozy się potwierdziły. Inne nie.



Generalnie sądzę że wymaga to podejścia wielotorowego



po pierwsze należy ostro walczyć o ilość czytelników.


I prawdę Andrzej mówi, że da się to zrobić. Sam widzę kilka możliwości, ale fakt - wymaga to wielotorowego działania na kilku płaszczyznach. Mam nadzieję, że uda nam się do tego dojść.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

634
katamorion pisze:We wszystkich gatunkach nakłady są tak niskie? Bo jak się obliczy 4%, któe może dostać debiutujący pisarz, od tych 2000 egzemplarzy, to można uznać pisarstwo w Polsce za tanie hobby a nie profesję.
Debiutujący pisarz dostaje ok. 10%, znany 18 - 20%. A 2k egzemplarzy ( i więcej, zależy od serii) to podstawa. Jeśli się sprzedadzą, wydawnictwo zrobi dodruk.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

635
> We wszystkich gatunkach nakłady są tak niskie?



w fantastyce są akurat wysokie ;)



> Bo jak się obliczy 4%, które może dostać debiutujący pisarz, od tych 2000 egzemplarzy,

> to można uznać pisarstwo w Polsce za tanie hobby a nie profesję.



powiedzmy inaczej. Najniższa zołdziejska stawka to ok 1 zł na czysto od egzemplarza.

od 2 tyś szt masz wtedy faktycznie 2 tyś zł na rękę.



Zależy co robisz. jesli jesteś licealistą albo bezrobotnym pozbawionym innych źródeł dochodów - to Twój czas jest tani. Książka to minimum 500-600 godzin roboty. Czyli wychodzi stawka po ok 3-4 zł za godzinę. Kuso.



z drugiej storny być licealistą lub studentem i zaikasować dwa tysiączki? Miodzio...



Ale faktycznie określenie hoby jest adekwatne. Dlatego tłukę do łbów od początku pobytu na tym forum i tłukłem na kilku innych. NIE MYSLCIE W KATEGORII JEDNO OPOWIADANIE CZY JEDNA KSIĄŻKA. bo kto tak myśli ten przegrał zanim wyszedł na ring.



Jedną książką nie zbuduje się kariery. Można zaliczyć naprawdę dobry debiut (ukłon w stronę ST.Dardy) ;) ale trzeba iść za ciosem. Chapną zebami fortunę i zadawać cioś za ciosem. Do skutku.



Dzieci drogie - jestem autorem 38 wydanych książek. w tym 19 fuch i 19 pod nazwiskiem.

To nie heniek portier, to Polska a nie Anglia (czasem żałuję ;) ), mam napisać jak to było?

636
Andrzej Pilipiuk pisze:mam napisać jak to było?


Masz na myśli sukces heńka? Jeśli tak, to prosiłbym bardzo, bo nie wydaje mi się, że (pierwszy tom) został wypromowany za gigantyczne ilości $.
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

638
Też napisz. ;)
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

639
2008 rok - nakłady.



Ostatnia część Pottera - 595 tys. egzemplarzy.

„Dom nad rozlewiskiem”, „Miłość nad rozlewiskiem” i „Powroty nad rozlewiskiem” Kalicińskiej - w sumie 352 tys.

"Rio anaconda" i "Gringo" - 260 tys. (zwróćcie uwagę, że to tylko za jeden rok).

"Trzepot skrzydeł" Grocholi 161 tys.



Przy czym to podobno rok rekordowy, in plus oczywiście.



Nie pisze fantastyki, więc Wasza misja dziejowa niezbyt mnie dotyczy, ale i tak nie napełnia mnie to nadzieją. A właściwie to pół na pół - nakłady polskich autorów są całkiem budujące, ale tematyka ich twórczości już mniej (nie liczę tu Cejrowskiego, ale to nie jest stricte proza).

[ Dodano: Pon 29 Cze, 2009 ]
Ach, liczby podane za "Biblioteka analiz" nr 248
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

640
Proponuję przenieść dyskusję o rynku wydawniczym i metodach jego usprawnienia w TUTAJ
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

641
Andrzeju, często podkreślasz jak ważna dla początjkujących autorów jest tzw wprawka. Czy teksty, na których się "wprawiamy" służą według ciebie tylko do levelowania na "czytelny" poziom i wyrzucenia (do szuflady... zamkniętej na kłódkę najlepiej)? Jeśli tak, to świadomość takiego pisania (że póki nie spłodzi sie większej ilości stron niż ok 500 nie warto w ogóle pokazywać swoich tekstów publicznie) nie jest zbyt budująca.

Ciekaw jestem co stało się z twoimi "wprawkami". Jak dobrze pamiętam powiedziałeś, że przed debiutem miałeś na koncie napisanych ponad 1000 stron - to kupa tekstu. Został on potem jakkolwiek wykorzystany?



Mam jeszcze inne pytanie odnośnie wprawek. Wiadomo, że na samym poczatku pisanie tekstu literackiego na ogół wychodzi miernie. Czy powinniśmy wtedy pisać na upór, stawiając na ilość ("bo gdy długo pisać będę miernie, kiedyś zacznę w końcu dostatecznie") czy raczej skupiać się na szlifowaniu/dopieszczaniu fragmentów - np. jednego dnia napisac 5000 znaków kiepskiego tekstu, a kolejne 5 dni, zamiast napisać nastepne kiepskie 25000, poświęcić na doprowadzenie tych 5000 z poziomu fatalnego do miernego? Co według ciebie jest bardziej efektywne? Albo po prostu - co jest bardziej efektywne? (pytam wyłącznie o osoby początkujące, jeśli ma to jakieś znaczenie. Bo wydaje mi się, że nieco bardziej już zaawansowani autorzy powinny stawiać na jakość, a takie młodziki, co dopiero się uczą stawiać kropki we właściwe miejca to może niech leją tej wody ile się da).



Jeszcze jedna sprawa ;) Parę postów wyżej ktoś zapytał co jest najlepsze na lenistwo. Troche zmodyfikuje te pytanie. Bowiem czasem zdarza się tak, że energii na pisanie mamy aż nadto (dosłownie palimy się by właśnie dziś coś spłodzić), ale gdy siadamy już do klawiatury, pojawia się kompletna pustka. Po prostu zero pomysłów, nic, jak gdyuby nasza kreatywność wyjechała na wakacje. Mimo zapału, nie potrafimy go spożytkować. Nawet jednej sceny nie wymyślimy w całości.

Często ci sie to zdarza (o ile w ogóle)? I czy masz na to jakąś recepte?

642
> Czy teksty, na których się "wprawiamy" służą według ciebie tylko do levelowania na
> "czytelny" poziom i wyrzucenia (do szuflady... zamkniętej na kłódkę najlepiej)?

zasadniczo tak - bo te wczesne przeważnie są strasznie marne.
ale jak sie człowiek nauczy to można je poddać recyklingowi.

> świadomość takiego pisania (że póki nie spłodzi sie większej ilości stron niż
> ok 500 nie warto w ogóle pokazywać swoich tekstów publicznie) nie jest zbyt budująca.

trr... Napisanie 500 stron to jak się człowiek przyłoży robota na pół roku.

> Ciekaw jestem co stało się z twoimi "wprawkami".

Leżą ;-) kiedyś sie spyli na allegro albo da do muzeum grafomanii ;-P

> Jak dobrze pamiętam powiedziałeś, że przed debiutem miałeś na koncie napisanych ponad > 1000 stron - to kupa tekstu. Został on potem jakkolwiek wykorzystany?

wydaje mi się ze gdyby dobrze policzył to jakieś 2500-3000 stron napisałem przed debiutem.

to były głownie wcześniejsze wersje Norweskiego Dziennika – wiec można powiedzieć ze został jakoś tam wykorzystany.

> jednego dnia napisac 5000 znaków kiepskiego tekstu, a kolejne 5 dni, zamiast napisać >nastepne kiepskie 25000, poświęcić na doprowadzenie tych 5000 z poziomu fatalnego do >miernego? Co według ciebie jest bardziej efektywne?

wydaje mi się że najlepiej dwutorowo.

podzielić czas. Połowę przeznaczyć na analizę tego co się napisało i poprawę błędów, drugą połowę na to by iść do przodu.

Bo oprócz kwestii takich jak jakość czy ilość dochodzi jeszcze przełamanie się wewnętrzne – siedzenie i pisanie na kompie przez dajmy na to sześć godzin wymaga przygotowania bardziej „fizycznego”.

>takie młodziki, co dopiero się uczą stawiać kropki we właściwe miejca to może niech leją tej >wody ile się da).

Lać i analizować co się wylało. Następne lać może ciut wolniej ale z rozwagą.

>gdy siadamy już do klawiatury, pojawia się kompletna pustka. Po prostu zero pomysłów, >nic, jak gdyby nasza kreatywność wyjechała na wakacje. Mimo zapału, nie potrafimy go >spożytkować. Nawet jednej sceny nie wymyślimy w całości.

Ok. to wymaga całego elaboratu a tu z czasem klops totalny ;-(

W skrócie:

I

pustka oznacza że albo nie mamy nic do powiedzenia albo za wcześnie siedliśmy.
Pomysły powinny dojrzeć.

Jeśli chcesz „zajmować się pisaniem” to nic z tego nie będzie. W tym zawodzie biega o to by opowiadać historie. Żeby je opowiadać trzeba mieć coś do opowiedzenia.

Jak sie to robi? Najpierw wymyśl sobie historię. Tytuł, zakończenie, główną oś fabuły.

zastanów się nad bohaterami. Kto dobry, kto zły, kto brzydki. Potem spokojnie dogrywaj to sobie w głowie. Obracaj sceny, obracaj fabułę, wymyślaj alternatywne zakończenia, wybieraj najlepsze drogi.

Masz zajebistych kolesi i koleżanki. Pomyśl co stanie się gdy się spotkają. Co zrobią gdy okaże się że konkurencja ich przegania. etc. Na początek tworząc bohaterów możesz oprać sie na realnie istniejących znajomych – to pomaga. Wymyśl im przygody i pomyśł co by zrobili w danej sytuacji.

jesteś na etapie pierwszy prób? napisz kilka fanfików. Masz świat, masz bohaterów ¾ roboty z głowy. Wymyśl im nowe przygody. Napisz. Poćwiczysz sobie. Kolejne zrób trudniejsze, wprowadź własne postaci. etc.

II

Musisz mieć pomysł na fabułę. I to nie jeden. Czasem pracowicie wymyślone opowiadanie jakoś sie „nie klei”. Wtedy trzeba napisać coś innego. Notuj pomysły. Obracaj w głowie po kilka jednocześnie. może si zdarzyć i tak że z dwu pomysłów sklei sie jedno opowiadanie.

Kup sobie gruby notes formatu kieszonkowego i notuj. Pomysły, fabuły, charakterystyki postaci, rozpisuj osie fabularne. Jak w głowie będzie pusto – to sobie sięgnij.

Ale najważniejsze jest „obracanie”. dopasowywanie – jak w puzlle. mamy elementy., muszą stopniowo utworzyć logiczną całość.

Pisze się nie „rencami” ale przede wszystkim umysłem.

> Często ci sie to zdarza (o ile w ogóle)? I czy masz na to jakąś recepte?

Kiedyś miałem to regularnie. To normalne. Teraz mam rozpisane pomysły na parę opowiadań naprzód. I rozgrzebaną powieść.
Ostatnio zmieniony wt 07 lip 2009, 07:07 przez Andrzej Pilipiuk, łącznie zmieniany 1 raz.

643
co zrobić, gdy ma się manię perfekcji i każde słowo obraca w głowie dziesiątki razy, zmienia napisany już tekst na "jeszcze lepszy"? czasem mnie coś takiego trafia i stoję, nie mogę tak pisać.
zwięzłość jest siostrą talentu.

644
Magrat pisze:co zrobić, gdy ma się manię perfekcji i każde słowo obraca w głowie dziesiątki razy, zmienia napisany już tekst na "jeszcze lepszy"? czasem mnie coś takiego trafia i stoję, nie mogę tak pisać.
Rozumiem problem - ale wynika on z dwu czyników:

1) brak wprawy, brak pewności siebie jaką daje napisanie kilkuset stron. słao jeszcze opanowałeś szermierkę słowem - brniesz wśród zwiazków frazeologicznych szukając pasujacych słów.


2) chcęc dorównania od razu najlepszym - godna pochwały - ale wynikająca z błędnych przesłanek. Szlif nadaje sie w trakcie redakcji.

Zawsze jst najpier tekst surowy, podem nadaje mu się blask, uzupełnia etc.

Przykład - oststnie miesiące spędziłem na forsownej redakcji najknowszego wędrowycza. Najpierw ja bazgroliłem po wydruku. Potem Żona mordowała się nad plikiem, potem wspólnie sczytaiśmy całóść zdanie po zdaniu.

Efekt:

jest scena gdzie Jakub patrzy w gwiazdy.

ponieważ w teście sporo jest o wielkim niedźwiedziu który jest bóstwem jego wrogów Żonka dorzuciła uściślenie: Jakub patrzy na gwiazdozbiór Wielkiej Niedziwedzicy.

Test wraca do mnie i widzę że ingerencja redakcyjna otwiera drogę do dalszego "podkręcenia".

W wersji finalnej Jakub patrzy na gwiazdozbiór Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy.

*

tak to mniej więcej wygląda u "zawodowca"

645
Ale nie każdy ma taką fajną żonę, która potrafi dopomóc w ciężkiej sytuacji. : )
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.

Wróć do „Strefa Pisarzy”