23
autor: Andrzej Pilipiuk
Pisarz
> dobra, kształcisz pisarzy.
nie kształcę. dopiero myślę nad założeniem szkoły pisania.
> i co, wybierasz jakichś szczególnych ludzi
staram sie pomagać każdemu kto się zgłosi i przyśle mi tekst.
niestety z czasem klops – sporo tego leży w kolejce ;-(
no i efekty sa zniechęcające.
z moich uczniów pisze w miarę regularnie dwójka.
>czy próbujesz zrobić geniuszy z nastolatków, którzy myślą, że duża ilość stron wystarczy, >żeby ich dzieło wydać?
możnaby spróbować gdyby się trafiło na odpowiednich nastolatków.
>problem tkwi w tym, że Polacy nie są do książek przekonani.
problem widzę raczej w tym że dziennikarze biadolą że ludzie nie czytają.
a biadolą niezależnie od wszystkiego.
Rocznie drukuje sie u nas 160 milionów książek. 4 tysiące tytułów. a dziennikarze biadolą
Jeśli odliczymy ok ¼ podręczniki, słowniki, etc to i tak zostaje po 3 książki na łba
odliczając niemowlęta, dresiarzy meneli i te 50% które nie czyta wychodzi po jakieś 10 nowych książek na każdego inteligentnego człowieka. a przecież książki zużywają się wolno i w wielu domach sa biblioteczki książek wydanych w latach ubiegłych, które też się czasem czyta. No i drugi obieg. Kupione książki się pożycza kumplom, sprzedaje, daje w prezencie etc. a dziennikarze biadolą
>oczywiście piękniutkie egzemplarze trochę poprawiają sytuację, nawet czytanie przez dzieci >książek na szkolnym korytarzu czasem sprawia, że ich rówieśnicy sięgają po to czy po owo.
moda na czytanie pewnych pozycji bardzo poprawia sytuację.
trzeba by zrobić analizę ile dzieciaków po Henku Garncarzu zobaczyło że czytanie jest fajne i sięgnęło po inne pozycje. mam sygnały ze sporo ludzików wkręciło sie w fantastykę po przeczytaniu Wedrowycza.
>ale zasadniczo Polacy uważają, że książki są złe,
polemizowałbym.
to sa „prawdy obiegowe”. mówi sie że dzieci nie czytają – ale jak chodziłem do szkoły tez w klasie czytały może 4 osoby. a minęło 25 lat.
>jakby gdzieś tam w zakamarkach ich mózgów utarły się zakazy z komuny.
komuna nie zakazywała czytać. Fakt że zakazywała pewnych pozycji działało inspirująco – ludzie ich szukali i czytali na przekór.
w zakamarkach to tkwią lektury szkolne i wywołana nimi abominacja do słowa drukowanego .
>i cóż można zrobić, żeby to zmienić? jak zachęcać do czytania?
pisząc rzeczy które ludzie będą czytali. które przekonają ich że warto czytać. że fajnie jest czytać. tu widzę moje zadanie. i staram się je wypełnić.
> dobrze by było do listy lektur dodać także współczesnych polskich pisarzy - o ile wiem, jest > tylko światła Jeżycjada - żeby dzieci mogły się do książek przekonać.
tu na pewno – ja bym jeszcze dodał obok Orwella antyutopie Zajdla – żeby pokazać ze mu nie gęsi
>w końcu w młodych tkwi nasza nadzieja.
ano tak. dlatego postuluję o pisanie fantastyki dla dzieci i młodzieży.
>szkoda tylko, że mało którzy rodzice czytają >swoim pociechom.
większość moich znajomych czyta dzieciom.
>a więc załóżmy, że pan Abacki cudem przekonał się do czytelnictwa. po co sięgnie? za >sprawą reklam oczywiście po jakiś amerykański bestseller.
ok. niech sięga. niech sięga nawet po harlekina – przynajmniej nie zapomni jak się czyta.
>już wystarczająco trudno namówić Polaka do kupna czegoś takiego, ale współczesne fantasy >polskie? a gdzie tam!
z percepcją fantastyki jest problem – dzieci skatowane w szkole Lemem mają odruch wymiotny.
> no to załóżmy też, że pan Abacki trafił na dobrą książkę i zapominając o tym, jak to
> nienawidził czytania w szkole, sięgnął po coś jeszcze. w końcu polubił książki. szansa, że
> zainteresuje go polska fantastyka, jest nikła.
mamy nakłady dziesięciokrotnie wyższe niż dekadę temu. Co to oznacza? Że Abaccy jednak sięgają. Na razie ich liczbę można oszacować na kilkadziesiąt tysięcy – ale ona rośnie. I kupa ludzi ciężko haruje by rosła. jedno piszą inni robią do tego odpowiednie okładki, inni dbają o dystrybucję.
Przejdź sie do Empiku, zobacz listy bestselerów. Także te publikowane w necie.
Wygrywamy tę wojnę. Ksiązki fantastyczne – nie tylko moje – są obecne w rankingach. pojawiają się na dość wysokich pozycjach. są widoczne w księgarniach.
waliło sie latami głową w mur aż mur popękał. Teraz trzeba walnąć jeszcze kilkadziesiąt razy i sie zawali.
liczę ze za kolejne 8-10 lat sprzedam po 100 tyś szt najnowszej ksiązki .
> dlatego trzeba jak najszybciej przekonać do książek młodzież, która jest na etapie bajań o
> wojowniku rozwalającym świat. wbrew pozorom, Wiedźmin nieźle się do tego nadaje. być > może nasz dzielny czytelnik przeczyta kolejną książkę polskiego autora fantasy?
ok. jestem za (choć Sapkowskiego ani fantasy nie lubię).
> żeby przekonać młodzież do książek, mamy dwa dość oczywiste wyjścia - dobrze pisać i
> zareklamować swoje dzieło
to sie robi.
> albo biegać po okolicy z dorobkiem Polaków pod pachą i pukać do drzwi sąsiadów (czytaj: > organizować dni książki i tak dalej).
to też sie robi choć na razie na niewielką skalę.
> jeśli wybierzemy to pierwsze, dobrze pisać i zareklamować swoje dzieło, dochodzimy do
> paradoksu - jak zareklamować, jak przekonać ludzi do czytania?
listy dyskusyjne, pożyczanie znajomym etc.
Wędrowycze nie miały żadnej reklamy. (brak kasy) ale ludzie którzy mnie pamiętali z Fenixa kupili. Pokazali znajomym. Poszła fama że fajna ksiązka.
> wychodzi na to, że można tylko zachęcać swoich znajomych do różnego rodzaju
> konwentów > (nawet ciągać ich na nie siłą)
po co siłą?
Falkon w lublinie - 1500 uczestników
Pyrcon w Poznaniu – ponad 2000
to już prężny ruch. dobrzy organizatorzy i wszystko nieźle krzepnie, zmienia sie w monolit.
> to co, robimy akcję polecania polskiej fantasy? to też forma reklamy, choć raczej nie trafi
> do dużej ilości osób.
ok. jakie konkretnie masz pomysły?
> dalej - żeby nie było zastoju, wciąż trzeba pisać fantastykę. skąd mamy wziąć dobrych
> pisarzy,
produkować.
to właśnie mam w planach. Szkoła. Roczne studia pomaturalne, podyplowe.
Teoria, ćwiczenia praktyczne z redakcji tekstów. Wykłady z historii fantastyki (szczególnie polskiej) wykłady i ćwiczenia ze źródłoznawstwa. Wykłady z prawa autorskiego.
chodzi mi o to by absolwent wychodził z tymi umiejętnościami których mi brakowało na starcie. Żeby produkowac rocznie 5-10 kolesi którzy napiszą 2-3 dobre książki rocznie.
>a oni skąd mają wziąć wydawców? w gruncie rzeczy to kwestia szczęścia.
trochę szczęścia – ale wydawnictw – odpukać mamy dużo. różnie działają i można tu sobie pomarudzić do woli – ale są.
>a więc proponuję założyć wydawnictwo, nawet takie specjalnie dla polskich pisarzy.
>zysków to najpierw nie będzie, ale jeśli wszystkie książki zostaną ładnie i zgrabnie >ozdobione w charakterystyczny sposób (budowanie stylu jest ważne, prawda?), mogą ludzi >zaciekawić. także szukać ekipy i brać problem braku popularności polskiej fantastyki we >własne ręce.
ok. powiem tak: w normalnej fantastyce się nie przebijesz – Fabryka zebrała stajnię najlepszych i zbudowała sobie markę. Tu nie wygrasz.
Ale jest do skolonizowania fantastyka dla dzieci i młodzieży. Tym segmentem nikt sie na poważnie nie interesuje. Rozbijają się tu zagraniczniacy, a rynek sądząc po nakładach pottera jest ogromny.
Musisz
1) znaleźć na początek 5-10 autorów którzy dostarczą Ci minimum po 2-3 ksiązki rocznie.
2) zebrać kasę która pozwoli działać przez pierwsze dwa lata (od wydania do zainkasowana pierwszych skromnych kwot mija minimum 6 miesięcy)
3) skompletować zespół redakcyjny
Masz 4-5 lata na zebranie kapitału. A ja gdzieś za 3-4 zacznę produkować ludzi którzy Ci to napiszą.