Powrót z pracy [miniatura]

1
Przyśniło mi się dziś już drugi raz, bo wcześniej trzeciej nocy wstecz od teraz. Dokładnie to samo. Nie wiem co mam w bani, ale postanowiłem zawrzeć to w 'miniaturze'. Proszę o surowa ocenę stylu. :)

[Dziwnie czuję się przy zawieraniu słów uznawanych za wulgarne w tekstach jakie publikuję dla szerszej publiczności, więc 'ocenzurowałem' w sposób, który jednoznacznie określi, co się 'tam' ma znaleźć...]

-------------

   Była już noc. Wracałem do domu po kolejnych, długich ‘nadgodzinach’. Co dziwne, bo prowadzę jednoosobową firmę. Ale zyski trzeba wypracowywać. Robić za pięciu. Urzędasy na kark włażą, tylko... Zresztą nieważne. Dojeżdżałem do torów. Już z daleka widziałem samochód stojący na długich. Zatrzymał się dokładnie na przejeździe. Bez awaryjnych, jedynie długie. Uznałem, że powinienem sprawdzić, może coś się stało? Zatrzymałem moje auto w bezpiecznym miejscu, pozycyjne załączone, mogę iść.

   Te potężne halogeny mnie oślepiły, ale widziałem, że ktoś siedzi za kierownicą. Zastukałem w szybę. Brak reakcji. Jeszcze raz, trochę mocniej. Nic. W końcu szarpnąłem za klamkę. Aż mnie, k...., odrzuciło. Spanikowałem, zacząłem uciekać. Jakieś k.... zmasakrowane, jeb... zwłoki! Uciekałem, aż mi nogi trzeszczały. A tu, patrzę, jakieś dzieciaki, siedmio- czy ośmioletnie, krąg tworzą. Poubierane w jakieś łachmany. Dzieciaki z niedalekich slumsów, wydało mi się.

   - Nie zaglądajcie tam dzieci! – krzyczę, nie bardzo pewny skąd się tu wzięły. One nie reagują. Kroczą jakoś tak martwo, wzrok mętny. K..., zombie pier....... Na to skojarzenie włos zjeżył mi się na głowie, na plecach, wszędzie k....

   - Potrzebujemy twojej krwi... Potrzebujemy twojej krwi... – dosłyszałem w końcu ich ciche głosy. „Co to? – pomyślałem. – Jakiś pier...... horror?” Zbyt zmęczony miałem już mózg, żeby to racjonalnie rozważać. Przyjąłem, że jest tak zje...ie, jak wyglądało. Z dziesięć ich było, nie wiem, bo k.... nie liczyłem. Po kopnięciu odpadały na dwa metry, jak zwykłe, chude dzieciaki. Tyle w nich normalności. Przybiegłem do mojego auta, ruszyłem w swoją drogę. Opony zapiszczały. Lazły same pod koła jeb... k.....wa. Trudno, k...., umyję...

[ Dodano: Pią 22 Maj, 2009 ]
Tak się zastanowiłem. Nie bardzo wiem, czym jest 'miniatura'. Czy ma jakieś cechy specjalne. Poszedłem po prostu za trendem, jaki ostatnio obserwuję tu, na forum. :)

Anyway, powyższe jest na pewno miniaturowym opowiadaniem.

PS. Na prawdę gryzie mnie brak możliwości edycji... ;)
Advice is a dangerous gift. Even from the Wise to the Wise.

Gildor Inglorion from the House of Finrod

2
Czytając, miałem na uwadze, że to zapis snu.

Narracja dobrze zrobiona, nawet przekleństwa (średnio zamaskowane) są na miejscu.


Uznałem, że powinienem sprawdzić, może coś się stało?
Tutaj dałbym myślnik, jako że jest wtrącenie tejże.


W końcu szarpnąłem za klamkę. Aż mnie, k...., odrzuciło.


Pomiędzy te dwa zdania wcisnąłbym te zwłoki. Dystans od otwarcia drzwi (w sensie wyrażeniowym) do poinformowania czytelnika jest trochę sztucznie nadmuchany - klimatozabijacz.


. – Jakiś pier...... horror?”
A to już mi tak pod groteskę podeszło...



Takie to lepkie w sumie jest. Bo przede wszystkim jest dobry materiał na prawdziwy horror. Wiem - to zapis snu - nie mniej jak na sen jest zbyt wiotkie. Rozumiem brak plastyki, ale ogólnie surowizna zionie.



Owy tekst miniaturą nie jest, ponieważ:

Miniatura literacka, utwór niewielkich rozmiarów powtarzający w wyraźnym skrócie strukturę i formę obszerniejszych gatunków literackich, (pobrane z portalwiedzy.onet.pl)



I nie jest to trend, a próba zabawy formą - zabawy, jakże uczącej. Jestem zdania, że każdy powinien stworzyć co najmniej kilkanaście miniatur, jako ćwiczenie. Czasem opisowe, czasem narracyjne, czasem budowania napięcia.



Wracając do tekstu: Końcówka, nawet jak na sen, jest "wyrwana z kontekstu". Ale to twój sen:)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Martinius pisze:Końcówka, nawet jak na sen, jest "wyrwana z kontekstu".
Właśnie przez tę końcówkę zacząłem się bać co ja mam w 'bani'. :)

Moje sny rzadko mają jakikolwiek sens, więc...

Dziękuję za 'weryfikację'.



A nuż dziś mi się coś przyśni i juro to zapiszę? :)
Advice is a dangerous gift. Even from the Wise to the Wise.

Gildor Inglorion from the House of Finrod

4
Narracja dobrze zrobiona, nawet przekleństwa (średnio zamaskowane) są na miejscu.


Polemizowałbym. Biorąc pod uwagę język jakim posługiwał się bohater na początku, w dalszej części przekleństwa zdały mi się jakieś takie niepasujące do niego. Oczywiście przekonuje mnie argument że sytuacja w której się znalazł była dosyć ... stresująca i w takich przypadkach rzucanie mięsem jest jak najbardziej uzasadnione. Tyle że te następujące po sobie k.... pojawiły się jak na mój gust zbyt nagle. Co zwalam wyłącznie na zerowe stopniowanie napięcia, bo chyba tego mi najbardziej zabrakło. Niby był ten jaki taki początek ale jazda nastąpiła zdecydowanie za szybko.



O fabularnych zawiłościach nie ma co dyskutować, bo sny mają to do siebie że są często totalnie powalone. Niemniej mogłeś trochę podkoloryzować ten zapis.



Ogólnie takie sobie.
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

5
Brak jakiejkolwiek konkluzji w tym tekście. To jest jedna scena i nic poza tym. Ani straszna, ani śmieszna, ani interesująca. Przelanie snu na ekran komputera to nie wszystko. Wypadałoby coś dodać, coś ubarwić, dorzucić puentę (bo głupawe stwierdzenie, że się umyje, to trochę za mało.
Wracałem do domu po kolejnych, długich ‘nadgodzinach’. Co dziwne, bo prowadzę jednoosobową firmę.
Co było dziwne, bo jako właściciel jednoosobowej firmy miał nienormowany czas pracy. Dokonałeś skrótu myślowego, a tego robić nie wolno.
Już z daleka widziałem samochód stojący na długich.
Kolokwializm. Nawet w narracji pierwszoosobowej razi.
Te potężne halogeny mnie oślepiły, ale widziałem, że ktoś siedzi za kierownicą.

Widać, że to zapis snu - elementarny brak logiki. Ciemno, halogeny (potężne) walą po oczach, ale dostrzegł człowieka w samochodzie.
Uciekałem, aż mi nogi trzeszczały.
Zaśmiałem się czytając to. Stawy mogą trzeszczeć (w ostateczności), ale nogi?
A tu, patrzę, jakieś dzieciaki, siedmio- czy ośmioletnie, krąg tworzą. Poubierane w jakieś łachmany. Dzieciaki z niedalekich slumsów, wydało mi się.
Powtórzenie.
- Nie zaglądajcie tam dzieci! – krzyczę, nie bardzo pewny skąd się tu wzięły.
Krzyknąłem. narrację prowadziłeś w czasie przeszłym.
Po kopnięciu odpadały na dwa metry, jak zwykłe, chude dzieciaki.
Odpadały od czego? Odlatywały, leciały.

Jeśli chcesz używać wulgaryzmów, to się tak k... z nimi nie pier... To słowa, jak każde inne, a maskowanie ich kropeczkami jest objawem dziwnej hipokryzji. Potrzebujesz przekleństwa, to je napisz (zaznaczając w temacie, że tekst zawiera wulgaryzmy) i nie udawaj świętoszka :)

Podsumowując. Tekst jest nijaki. Nie budujesz nastroju, nie straszysz, nie szokujesz. Zapisałeś sen i koniec. Moim zdaniem taki sen powinien być punktem wyjścia do literackiej pracy nad opowiadaniem, bądź miniaturą. Zamiast zrobić coś takiego dostarczyłeś kilkanaście linijek słabego tekstu, który wrzuciłeś na forum nie sprawdziwszy go dokładnie. Bo ilość błędów jest strasznie duża na tak krótki tekst.
Nie podobało mi się
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”