Hotel "Pod Kotem"

1
Hotel "Pod Kotem"

Zostawili uszkodzony samochód w warsztacie i poszli szukać noclegu. Nie błądzili długo, bo w mieścinie był tylko jeden hotel: "Pod Kotem". Wyglądał, co prawda, trochę obskurnie, ale przynajmniej mogli liczyć na dach nad głową. Lepsze to, niż nocowanie w szczerym polu.

Uprzejmy recepcjonista, z wielkim plastrem przyklejonym na czole, wydawał się niezbyt inteligentny.
- Wolna jest trójka, ale tam są karaluchy - oznajmił z rozbrajającą szczerością.
- O nie, o nie! - odrzucił propozycję Stefan, który szczerze nienawidził karaluchów.
- No to może piątka, tylko że tam są mole - poinformował prawdomówny pracownik hotelu.
- O nie, o nie! - tym razem zaprotestowała Sandra, przerażona wizją dziur w nowej sukience.
- W czwórce są mrówki... Niestety, akurat jest zajęta - pan w uniformie bezradnie rozłożył ręce. - Zostaje tylko jedynka, ale to apartament i kosztuje podwójnie - uprzedził uczciwie.
Chwilę czekali, czy wspomni coś o owadach, ale ponieważ nic więcej nie powiedział, Stefan zapytał o cenę.

Opłata, nawet podwójna, nie była szczególnie wygórowana, więc wzięli apartament. Pokój wyglądał w miarę przyzwoicie, chociaż ze ścian łuszczyła się żółtawa farba, a podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Cóż, budynek miał już swoje lata, a właściciel widocznie nie zarabiał aż tyle, żeby wystarczało na częste remonty. Podróżni byli tak zmęczeni, że nie zastanawiali się nad tym dłużej, tylko wzięli prysznic, zgasili światło i poszli spać.

Stefan nie wiedział, co wyrwało go z półsnu. Ale z pewnością był to rzeczywisty dźwięk, skoro obudził również Sandrę. Teraz oboje siedzieli i nasłuchiwali. W ciemności coś węszyło, skrobało, a potem rozległo się ciche popiskiwanie. Zaniepokojona dziewczyna zapaliła lampę. Po ścianie przemknął skulony cień, a Sandra i Stefan zdążyli jeszcze zobaczyć koniec łysego ogona, gdy wystraszony szczur smyrgnął z powrotem za szafę. - O nie, o nie! - wrzasnęli oboje zgodnym chórem, po czym boso, w bieliźnie, pognali do recepcji.

Miły pracownik hotelu grzecznie wysłuchał ich pretensji, ale potem znów rozłożył ręce. - Bardzo mi przykro, naprawdę! Nie mamy tu więcej pokoi - tłumaczył. - Ale mogę państwu wynająć kota.
Młodzi ludzie, zaskoczeni niecodzienną propozycją, nie oponowali, więc recepcjonista Wziął jeden z kluczy i kiwnął, by poszli za nim. Cała trójka weszła po trzeszczących schodach na piętro, do apartamentu numer dwa.

Wewnątrz stały tylko dwa meble: wielki, pełen półek, ale całkiem pusty regał oraz kanapa przykryta szarym aksamitem. Ktoś najwyraźniej bardzo dbał o to pomieszczenie, bo na półkach nie było ani odrobiny kurzu, a w powietrzu unosiła się delikatna woń płynu do czyszczenia. Na kanapie spało ogromne, rude kocisko. Zwierzak nie leżał zwinięty w charakterystyczny dla kotów kłębek, tylko rozwalił się bezczelnie na miękkim posłaniu, a każda z jego łap wskazywała inną stronę świata. Głowę odchylił do tyłu i chrapał. Białe wąsiska podrygiwały w rytm oddechu. Przy drzwiach stały rządkiem miski z firmowymi nalepkami. W jednej była sucha karma, w innej mleko, w jeszcze innej kawałki ryby. Największe naczynie zawierało kawał surowego, krwistego mięsa. Recepcjonista na palcach podszedł do kanapy, delikatnie musnął kark zwierzęcia i cicho miauknął do porośniętego futrem ucha. Kot powoli otworzył bursztynowe oczy i ziewnął. Potem wstał, przeciągnął się i z dumnie wyprężonym ogonem wymaszerował z pokoju. Skierował się prosto do apartamentu Sandry i Stefana, jakby doskonale wiedział, czego od niego oczekują.

Może faktycznie wiedział, ale zupełnie się tym nie przejął. Wlazł na łóżko i ulokował się na kołdrze. Chrobotanie za szafą w ogóle go nie interesowało. - Hej, kotku! Tutaj! Kici kici! Zobacz, myszka - Sandra próbowała zachęcić kocura do działania. Ale ten ani drgnął, tylko z zaciekawieniem obserwował poczynania dziewczyny. W końcu dała spokój. Stefan postanowił załatwić sprawę po męsku: złapał leniwego łowcę za kark i postawił go przy szafie. Para wróciła do łóżka, chociaż oboje dawno już stracili ochotę na sen. Po kilku minutach uparty zwierzak z powrotem mościł się na kołdrze, spychając ich z materaca. Zrzucili go na podłogę.

Kot był cierpliwy. Dał tym niemądrym ludziom aż osiem szans, ale oni byli wyjątkowo niepojętni. Musiał użyć bardziej drastycznych środków. Za dziewiątym razem, nonszalanckim machnięciem łapy rozorał Stefanowi policzek.

Krwawienie niełatwo było zatamować. W końcu jakoś sobie poradzili przy pomocy znalezionego w łazience ręcznika kąpielowego, namoczonego w zimnej wodzie. Gdy Sandra spłukiwała resztki krwi z umywalki, usłyszała rozpaczliwy okrzyk towarzysza podróży dochodzący z sypialni. Przybiegła, spodziewając się najgorszego, ale na szczęście, Stefan nie odniósł kolejnych obrażeń. To tylko szczur, przez nikogo nie niepokojony, wygryzł dziurę w walizce chłopaka i pożarł portfel razem z plikiem banknotów. Kot tymczasem spał, chociaż było mu bardzo niewygodnie. Nic dziwnego, skoro przywykł do aksamitnej pościeli.

Rano, podejrzanie radosny recepcjonista po raz trzeci rozłożył ręce: - Cóż, jeśli państwo nie mają pieniędzy, to jest tylko jedno wyjście. Muszą państwo odpracować pobyt w naszym hotelu! Pani może zaopiekować się kotem, ale musi się pani bardzo postarać! Proszę pamiętać, że nasz kotek jest niezwykle delikatnym stworzonkiem! - mówiąc to, recepcjonista uśmiechał się coraz szerzej. - A Pan - wskazał na Stefana - zajmie moje miejsce w recepcji. Daaaawno nie miałem urlopu! Ach, Karaiby... słońce, palmy, drinki z parasolkami... - westchnął z rozmarzeniem. A potem wręczył osłupiałemu Stefanowi nowiutki, solidny plaster.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

2
Urocze opowiadanko. Absurdalnie urocze. niby nic się nie dzieje, nic tutaj ciekawego nie ma, ale czytało się gładko. Są pewne błędy w edycji (dialog wciągnięty w tekst), ale poza tym, jest w porządku. Przyznam, że dobrze stawiasz przecinki. Co do samego tekstu, to nie porwał mnie niczym, poza prostymi, acz plastycznymi zdaniami. Kłuje mnie w oczy użycie zwrotu "apartament" dla tych obskurnych pokoi - ale zrzuciłem to na karb konwencji-absurdu. Tym lepiej widać absurd, gdy doczytałem do końca, czyli "marzenia" recepcjonisty. Co zasługuje na wyróżnienie, to zdecydowanie krótkie, treściwe wprowadzenie - idealne dla miniaturki, jednak sam tekst miniaturą bym nie nazwał: ot, krótkie opowiadanko.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Przychylam się do wypowiedzi przedmówców, z tą różnicą, że akurat mi puenta się podobała :) krótkie, lekkie opowiadanie jak znalazł na duszny letni wieczór.
All you need is a clear horizon...

6
Dzięki serdeczne za tak miłe komentarze! Rozpieszczacie mnie! :)

Gro, to niezrozumienie "co kot chciał przez to powiedzieć", to taki mały bonus dla właścicieli kotów (tu nasuwa się pytanie, czy w ogóle można być "właścicielem kota"?). Oni wiedzą, że "kot ma zawsze rację" i mogą przewidzieć, czym się to wszystko skończy. Stefan i Sandra się na kotach nie znają i to jest ich wielki błąd. ;)

Martiniusie, dziękuję za konstruktywne uwagi. Zapis dialogów jest rzeczywiście do poprawki. Co do apartamentów: zdarzyło mi się nocować w takich hotelach, gdzie obsługa oferowała apartament, nie zdając sobie nawet sprawy z poetyki absurdu zawartej w tejże ofercie... ;)
Ciekawi mnie, jak definiujesz "krótkie opowiadanko", a jak "miniaturę"?
Ja piszę rzadko, jeśli już, to właśnie takie krótkie formy i sama nie wiem, jak je nazywać.
Kiedyś uważałam, że są to short stories, ale przekonałam się, iż autorzy określają tak opowiadania, które mają 20-30 tys. znaków. Wtedy zwątpiłam, bo moje nie mają chyba nawet połowy tego. Mikroshort? Minishort? Bez sensu. Bardzo krótkie szorty to już są majtki albo i nawet stringi... Pasowałoby microsoft (bo małe i lekkie), ale z Billem Gatesem się nie będę procesować. ;)
Ostatecznie, trzymając się zasad stosowanych przy przyznawaniu Nebuli, nazywam toto miniaturami. Ale może znasz lepszą nazwę? Będę wdzięczna za sugestię! :)

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
Ja to nazywam: krótkie opowiadanie :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Ja bym to raczej nazwał "perpetuum mobile", bo można czytać w kółko i nie straci sensu ;]

Bardzo mi się podoba. Czyta się lekko, przyjemnie, a puenta jest w porządku. Jeszcze raz rzuć okiem na tekst, jest kilka literówek, np.
więc recepcjonista Wziął jeden z kluczy
Ale to nic poważnego.

No to czekam na coś większego, żeby pomęczyć trochę bardziej boleśnie

Trzymaj się!

10
Mam tylko jedno pytanie:
Czy szczur konspiraował razem z kotem i recepcjonistą? :P
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

11
Martiniusie, wykręcasz się sianem! ;) Chodziło mi o kryteria - kiedy coś nazwiesz miniaturą, a kiedy opowiadaniem?

Bin, obawiam się, że szanse na coś dłuższego są mizerne. No nie umiem, po prostu! Chyba, że przy Was się zmobilizuję...

Miko, to zależy, czy Czytelnik preferuje spiskową teorię dziejów, czy nie. Może to był "nieszczęśliwy zbieg okoliczności"? A może "zorganizowana grupa przestępcza"? Wolny wybór! ;)

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

12
Włączając się do dyskusji o nazewnictwie: bym powiedziała, że wszelakie teksty posiadające mniej więcej do pięciu tysięcy znaków są miniaturkami. Taka moja prywatna klasyfikacja. ;)

Wracając jednak to "Hotelu..." - zgrabnie, przyjemnie, lekko. Odpowiednia dawka humoru i absurdu, prosto, miło. Na minus brak puenty - wg mnie tekst urywa się dość nagle, się chciało czytać dalej, się chciało troszkę więcej zaskoczenia na koniec. Językowo poprawnie, zdażały się literówki i - jak już było wspomniane - błędy w edycji dialogu.

"Uprzejmy recepcjonista, z wielkim plastrem przyklejonym na czole, wydawał się niezbyt inteligentny."
Wg mnie - zbyt "dookreśleniowe" zdanie. ;)

"- Wolna jest trójka, ale tam są karaluchy - oznajmił z rozbrajającą szczerością.
- O nie, o nie! - odrzucił propozycję Stefan, który szczerze nienawidził karaluchów."

Powtórzenie.

"Cała trójka weszła po trzeszczących schodach na piętro, do apartamentu numer dwa.
Wewnątrz stały tylko dwa meble [...]"

Powtórzenie.

I tyle. Ale z chęcią przeczytałabym coś dłuższego w twoim wykonaniu.
Pozdrawiam,
Sara.

13
Dzięki serdeczne, Saro!

"Dwa" widziałam, ale nie miałam pomysłu, jak by tu się z tego wywinąć, zdublowanej "szczerości" w ogóle nie zauważyłam.

Uważny Czytelnik to skarb! :)


Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

14
Nie ma za co, to naprawdę drobnostki. Liczę na to, że jeszcze coś nam zaprezentujesz (coś dłuższego?). ;)

A może po prostu drugie "dwa" wyciąć i napisać, że wewnątrz znajdowały się: regał i kanapa? Czytelnik sam sobie policzy. ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron