Mieszkał w kamienicy na Mokotowie. Nie był zwyczajnym, szarym człowiekiem, którego spotykamy, na co dzień. Kiedy witało go słońce za oknem, nie otwierał oczu i nie mówił nierozbudzonym głosem „Ciekawe, co przyniesie mi dzisiejszy dzień?”. Nie ziewał w trakcie porannego rozciągania. Nie nosił zwykłych ciemnych kapci w kratkę i nie szedł do łazienki umyć zębów. Nie jadał śniadań, złożonych z płatków kukurydzianych z mlekiem lub jajek na twardo z aromatem porannej kawy.
Był zupełnie inny. Zazwyczaj około godziny siódmej budził go dźwięk hymnu narodowego, po czym zrywał się z bijącym sercem, uderzając się głową o pobliską półkę. Z tej o to półki zlatywała paprotka lądując prosto na jego brzuch, rozsypując całą ziemię na białej pościeli.
Po tym incydencie. Nie łapał się za głowę i nie przeklinał tej roślinki. Robił coś zupełnie innego. Podnosił w górę palec wskazujący, rozszerzał źrenicę i pokazywał perłowo- białe zęby. Nad jego głową ukazywała się chmurka, w której widniała żółta świecąca żarówka.
W tym samym czasie wyskakiwał z łóżka jak z procy. Ziemia sypała się na podłogę, ale on nie zwracał na to uwagi. Leciał do biurka z jasnego drewna, siadał na stołku i zaczynał pisać.
Nie były to poezje, recenzje, scenariusze, albo felietony. Ten mężczyzna kochał pisać, ale o dochodach osobistych, towarach, usługach i zyskach poszczególnych przedsiębiorstw. Codziennie próbował stworzyć nowy arkusz, nowy punkt regulaminu, coraz większe procenty i podatki. Uwielbiał dogryzać w ten sposób innym. Nienawidził mycia zębów, kapci i pytań od razu po przebudzeniu. Jego hobby to VAT-y, CIT-y i PITY-y. Jak każdy księgowy miał wielu wrogów i gości w swoim małym różowym pokoiku. śmiem sądzić, iż nie nie lubił on zbytnio kobiet.
Dzisiaj około godziny dziesiątej, usłyszał głośny brzdęk na korytarzu. Po chwili otworzyły się drzwi i nasz bohater ujrzał brązową małpę, z bananem na głowie i spluwą w lewej łapie krzyczącą: Ej podatnik, jeśli jutro nie dowiem się, że staniały banany sprowadzane do zoo, to rozstrzelam Ci tą paprotkę. (Wszyscy wiedzą,że paprotka była natchnieniem naszego niezwykłego, różowego człowieka). Podatnik, sprzeciwił się, a małpa dowiedziawszy się, że podatek ma jeszcze bardziej wzrosnąć, odwróciła się i wykonała gest łapą, aby ktoś przyszedł. Nagle do mieszkania wpadła bananowa mafia ze spluwami. Jej przedstawiciele podbiegli do łóżka, a jeden z nich złapał paprotkę i zaczął odrywać jej liście. Kawałek po kawałeczku. Inne bananowce trzymały mocno podatnika. Ten zaczynał płakać i krzyczeć: Proszę was, nie róbcie tego! To moja jedyna miłość. Tylko ona mi została i… podatki… Główny małpiszon, zaczął się śmiać i rzekł w sposób ironiczny:, „Jaki śliczny listek, aż się prosi bym go zjadł…” Widząc coraz dłuższe maltretowanie i zabijanie paprotki nasz bohater… Przełamuje się i ich oczach rozszarpuje VAT od bananów.
Małpy wybiegają, rzucając ostatnie pogróżki, a nasz bohater powraca do pisania.
Jakieś dwadzieścia minut później przez różowy kominek przeciska się święty Mikołaj w swoim czerwonym stroju przepasanym grubym, czarnym pasem ze złotą klamrą. Podatnik dziwi się i myśli, „Co tu robi, do diabła święty Mikołaj w środku lipca?”. Mikołaj trzyma w ręku brązowy worek, a w środku, największą karę, jaką mógłby zyskać księgowy. Mianowicie, worek był pełen rózg o kolorze ciemnych krat. Po chwili Mikołaj zadaje pytanie
-Byłeś grzeczny w tym roku?
-Tak Mikołaju czyściłem codzienne zęby, sprzątałem pokój i pomagałem starszym paniom. – Odpowiedział księgowy.
-Gówno prawda!! – Ryknął Mikołaj. Mikołaja nie oszukasz!!! Według moich danych wynika, że subdominanta kartograficzna uległa stagnacji przy wyłamaniu spolaryzowanego elektronu fotonowego z ekosystemu Wenus z Milo, czyli innymi słowy nie dzwoniłeś do mamy od ponad miesiąca, więc przykro mi stary! Kapitalizm to kapitalizm, nie ma w tym roku prezentu! Wiesz… Cięcia w budżecie i takie tam inne. Jedyne, co mam, a na co sobie tak naprawdę zasłużyłeś to ten tuzin rózg w ciemną kratę, a więc do świąt, bym mógł Ci wręczyć aż dwanaście prezentów. HaHaHa!!
Po wypowiedzeniu swego monologu, gdzie Księgowy trząsł się ze strachu i popłakał się na myśl o tym, że zapomniał o swojej mamusi. Podbiegł do telefonu i wykręcił numer. Nikt nie odbierał. Zaczął się martwić.
Po chwili wchodzi dziadek o lasce i wiagrą w prawej ręce. Księgowy rozpoznaje w nim swojego ojca, który mówi: "Ty niewdzięczniku, przez ten twój zasmarkany podatek od dochodów osobistych, twoja mamuśka tak zaczęła harować, że stać ją tylko na oglądanie "M jak miłość". Ty niewdzięczniku! Masz tylko jedną szansę, na moje wybaczenie. Wprowadź podatek od oglądania tego durnego serialu!!!! żebym mógł w końcu zażyć lekarstwo, niewdzięczniku, które trzymam w mojej prawej ręce!.... Obym nie zapomniał niewdzięczniku! Jeśli próbowałeś dodzwonić się do domu, to tam nikogo nie zastaniesz. Twoja matka wyszła do sąsiadki oglądać…Ech.. Sam sobie zgadnij!”
Ojciec wychodzi, nasz bohater zaczyna się załamywać. To wszystko zaczęło go przerażać. Nie wiedział, czemu wszystkich to bawi… Wziął telefon do ręki i rzucił nim o różową ścianę. Usiadł na łóżku, pogłaskał swoją kochaną paprotkę i myślał o podatku od dobrowolnego zwolnienia się księgowego.
Kiedy zrobiło się cicho, drzwi ponownie otworzyły się. Wszedł Kot w Butach i zaczął wrzeszczeć: „ Głupi podatniku, przez ten podatek od towarów i usług doprowadziłeś do powolnego wymierania mojej rasy. Panienki pouciekały do Rosji, bo tam są w stanie pracować na czarno. Ja nie mogłem, gdyż jestem patriotą wysokiej klasy. Nie mogę opuścić swego kociego kraju w potrzebie. Walcz, idioto !” Po tych słowach Kot wyjął małą szabelkę i zaczął nią wymachiwać na wszystkie strony. Mężczyzna po raz pierwszy od wielu godzin, zaczął się śmiać. Kot zobaczywszy jego uśmiech rzekł:
„Tak sobie ze mną pogrywasz, to masz!” – mówiąc to trafił prosto w paprotkę. To był jego największy błąd. Księgowy się nie zdenerwował. On wpadł w furię. Wziął kota w jedną rękę i wyrzucił przez okno. Księgowy był już całkowicie zirytowany. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi:
-, „Od,kiedy to ktoś dzwoni do mych drzwi?” – Myśli, podchodzi do drzwi i otwiera je. Widzi mężczyznę, który trzyma w ręku czekoladki. Zobaczywszy podatnika, uśmiecha się i zaczyna mówić:
-„Dzięki Ci Boże za zesłanie tego mężczyzny do mojego życia. Jego Pity, Vaty i City.. To wszystko, po, co żyję. Dzięki niemu ta pieprzona kurwa, a matka mego syna, który wygląda jak lalka Barbie odchrzaniła się od moich pieniędzy, kiedy wprowadziłeś...Dobry człowieku podatek od alimentów… To dla Ciebie..”
Nowy znajomy wręcza czekoladki ogłupiałemu Księgowemu.
-Może chciałby pan, wejść na kawę? - Zapytał księgowy.
-Och, z wielką chęcią.
Obydwoje wchodzą do kuchni. Podatnik zaczyna robić herbatę. Wyjmuje białą zastawę w różowe różyczki i kroi ciasto. Po chwili nowy przybyły rozwodnik, rzuca się na niego i toną w namiętnym pocałunku. Podatnik odrywa się od niego.
-Co pan robi, na miłość Boga?
-Oj, to pan nie jest, taki jak ja? – Rozwodnik zrobił się cały czerwony. – Przepraszam… Zmylił mnie ten różowy kolor… Przepraszam najmocniej…
-Proszę jak najszybciej wyjść z mojego mieszkania i kopnął kolegę w tyłek. Trzasnął za nim drzwiami. Podszedł do biurka, wziął wszystkie podatki i po kolei zaczął każdy rozszarpywać i wyrzucać przez okno. Wziął telefon i zaczął go naprawiać. Zadzwonił do matki. Powiedział, że rano złoży wypowiedzenie, a wszystkie podatki, jakie stworzył znikną, żeby mogła zająć się ojcem i mieć siłę nie tylko na ten zasmarkany serial. Po zakończeniu dziesięciominutowej rozmowy z mamą. Zadzwonił do malarza i poprosił go, aby przyszedł w poniedziałek przemalować pokój. Od czasu tego pocałunku nasz księgowy gruntownie się zmienił. Mikołaj kupił mu mnóstwo prezentów za postanowienie poprawy i wprowadzenia jej w życie. Kota w Butach pochował w pobliskim parku, wsadzając mu do grobu paprotkę. Pogodził się z ojcem, któremu zabrakło pieniędzy na lekarstwo, a bananowe małpiszony zaczęły mu gotować.
Widzicie? Jak spotkanie pedała na swojej drodze, może zmienić człowieka?
[quote][/quote]