
====
_____Na wojnie nie nauczyłem się niczego. Męstwo, braterstwo, przyjaźń… To są jedynie wzniosłe rzeczowniki, wiecie? Świetnie brzmią podczas żołnierskiej przysięgi i w ustach polityków. Ale gdy przez okno wpadnie granat lub słychać świst nadlatującego RPG, każdy myśli o ratowaniu własnej dupy. Ile razy widziałem żołnierzy spierdalających w panice przed odłamkowym, nieomal tratując przy tym towarzyszy. Żywych i martwych. Widziałem oficerów chowających się bezwiednie przed ostrzałem za własnych szeregowych. Ileż to naoglądałem się łkających ze strachu mężczyzn, którzy dwa dni wcześniej gwałcili w pięciu jakąś nastolatkę lub śpiewali pijackie piosenki, ledwo stojąc na nogach od alkoholu i śmiechu.
_____„Jeżeli kogoś ciągnie na wojnę, to znaczy, że jeszcze na żadnej nie był”. Gdzieś to kiedyś przeczytałem i zapamiętałem. Aż dziw bierze, że zrozumiałem, bo było po angielsku. Cholerna prawda. Znałem mnóstwo pełnych brawury i zacięcia młodych, ledwo co zaciągniętych, z karabinem na ramieniu i zadziornie przekrzywioną czapką, wygwizdujących skoczne melodie i śpiewających o wojence. Patrzyłem jak brawura stopniowo zmywana jest wojną niczym uśmiech z twarzy, jak obraca się w zdruzgotanie, następnie w niedowierzające, śmiertelnie rozczarowanie i ostatecznie − odrętwienie. Patrzyłem jak pełni życia młodzieńcy w parę tygodni zmieniają się w znerwicowane, zniszczone ciągłym strachem i widokiem śmierci cienie.
_____Tak, na wojnie nie nauczyłem się niczego. No, może poza tym, że pocisk MP5-tki potrafi przebić kilkucentymetrową deskę i jeszcze zabić. Kto by pomyślał?
_____Pamiętam, że było jasno jak w dzień. Łuna pożarów, smugi pocisków, eksplozje rozświetlały wioskę lepiej niż zrobiłyby to dziesiątki reflektorów. Nocna bitwa w nieco innych okolicznościach mogłaby nawet wydać się piękna. Jak cholerna demonstracja sztucznych ogni, zabójczy pirotechniczny pokaz. Pamiętam jak uciekaliśmy lasem i Wasilij oberwał i padł na twarz. Wowa zawrócił i podbiegł do niego. To było strasznie głupie, przez ramię widziałem, że nawet nie dobiegł do ciała. Jedyny objaw odwagi, jaki na tej wojnie zobaczyłem. I tłumaczę to tylko tym, że Wasilij był jego synem.
Wybiegliśmy z lasu i pod krzyżowym ogniem dopadliśmy jakiś zrujnowany budynek. Z resztą wszystkie były zrujnowane. Rzadko kiedy były w nich sprzęty i meble, zdecydowanie częściej za to nie miały dachu czy ściany. Słowo dom przestało kojarzyć mi się z azylem, kominkiem i jedzeniem na stole. To była osłona i tymczasowe stanowisko ogniowe.
_____Misza zginął chwilę po tym, jak trącił mnie łokciem, zmieniając magazynek. Zwyczajnie padł na plecy z dziurą w głowie, a ja zapamiętałem, że przed sekundą czułem jego łokieć na ramieniu. A potem nadleciała Cobra. Jej szybkostrzelne działko M197 przeszywało ściany jak prześcieradło. Niektórzy zginęli nie wiedząc nawet, kiedy. Leżałem wtedy płasko na ziemi i chyba się modliłem. Miałem zamknięte oczy, a tuż przede mną w kałuży krwi dygotał Andriej zmasakrowany pociskami 20mm.
Niewiele jest prostszych rzeczy od załadowania i odpalenia RPG. Prawda. Ale nie podczas ostrzału działkiem typu Gatling ze śmigłowca. Pusta wyrzutnia leżała jakieś trzy metry ode mnie pod zabitym deskami oknem, a pocisk miałem w plecaku. Nie pamiętam jak się doczołgałem i załadowałem broń. Pamiętam tylko ten pierdolony huk dziurawionych ścian i świetliste, zabójcze smugi wśród kurzu, pyłu i drzazg. Potem moment, gdy wychylam się przez próg mając już cholerny rucznoj protiwotankowyj granatomiot wreszcie na ramieniu, a potem eksplozję strąconej Cobry. I tę straszną ulgę i przypływ energii.
_____Dopadłem wtedy zabitego otworu okiennego, wsunąłem w specjalną szparę lufę AK-47. Za moimi plecami leżały poharatane wielkokalibrową amunicją trupy towarzyszy i pomyślałem, że będę miał więcej naboi. Reszta, która przeżyła ostrzał, właśnie się podnosiła i zajmowała stanowiska przy innych oknach. Ktoś się zaśmiał, ktoś mnie klepnął w ramię. Czułem się bezpieczny i pełen zapału.
_____Zanim upadłem z dziurą w czole, zdążyłem zastrzelić dwóch Johnów.
_____Na wojnie nie nauczyłem się niczego. No, może poza jedną rzeczą, bo kto by pomyślał, że pocisk MP5-tki potrafi przebić kilkucentymetrową deskę i jeszcze zabić?