

Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy Charry dopiero budził się z poobiedniej drzemki. A w zasadzie bezobiednej, bo odkąd wyrzucono go z Hopvartu, nie jadł tak naprawdę nic. Nie mógł jeść. Ciągle myślał tylko o tym, dlaczego go wyrzucono ze szkoły i kto jest za to odpowiedzialny. Poprzysiągł sobie, że nie spocznie dopóki tego kogoś nie odnajdzie.
I już tak prawie od tygodnia szukał winowajcy, leżąc w zaułkach podejrzanych, mrocznych i tajemniczych ulic. Brudny, śmierdzący, odziany w ciasne spodnie i rozdartą koszulę zabraną jakiemuś dziecku z lizakiem. Zresztą lizaka też mu ukradł. To była ostatnia rzecz, której spróbował, a która miała jakikolwiek smak.
- Ach! Jak ja tęsknię do tych wspaniałych obiadów- szepnął sam do siebie, próbując nie spłoszyć wielkiego szczura, którego obserwował już od dłuższego czasu.
- Kici, kici malutki...chodź do Charrego...- jednym ruchem ręki chciał go pochwycić, ale tradycyjnie mu się to nie udało. Szczur czmychnął w ostatniej chwili i ukrył się w kanałach.
- Jak zaraz czegoś nie zjem, to zwariuję!- krzyknął tak głośno, że zwróciło to uwagę pewnej młodej damy, która przechodziła w pobliżu.
- Jest pan głodny?- jej przepiękny, kobiecy głos był prawdziwą rozkoszą dla uszów Charrego.
- Ja...ja...ja nic nie jadłem prawie od tygodnia.
- Biedny człowieku! Masz tutaj kawałek śmierdzącego sera- powiedziała, wyciągając go z kieszeni.
Niestety pech chciał, że smród tego sera dotarł do kanałów, w których siedział szczur. Nie mogąc oprzeć się pokusie, zwierzak ruszył szybko i przechwycił jedzenie. Charry, najpierw zaskoczony, w jednej chwili się opanował i już miał rzucić się w pogoń za gryzoniem, gdy nagle poczuł delikatny dotyk na swoim nadgarstku.
- Nie ma sensu go gonić, proszę pana- przekonywała go piękna nieznajoma- przecież to tylko kawałek sera.
- Tak, ale za to jaki wielki!- Charry nie dawał za wygraną. Chciał wyrwać się z tego uścisku młodej kobiety. Bał się jej przyznać, że tak naprawdę bardziej zależy mu na szczurze niż kawałku śmierdzącego nabiału.
- Niech pan się nie martwi! Zapraszam pana do mojego domu. Mój wuj, z którym mieszkam jest właścicielem największej fabryki sera w tym mieście. Dostanie go pan ile tylko zdoła zjeść!
Pittera aż zatkało.
- Naprawdę?!- zapytał, jakby nie wierząc własnym uszom. Dopiero teraz pierwszy raz na nią spojrzał dokładniej. Miała długie, czarne włosy, które opadały jej na ramiona tak szerokie, jakby w przeszłości trenowała conajmniej podnoszenie ciężarów. Jednak nawet najszersze bary nie były w stanie przysłonić urody jej oczów. Ich pełne ciepła spojrzenie sprawiało, że Charry poczuł się jak gdyby znów znajdował się w Hopvarcie. Jak gdyby znów był otoczony przez swoich najlepszych przyjaciół...
- Mam na imię Hormona- tym krótkim zdaniem młoda kobieta przerwała marzenia Charrego. Ten wytarł niewielkie ilości łez, które napłynęły mu do oczów i odparł:
- Hormona?! Znałem kiedyś jedną Hormonę, która wyglądała prawie tak jak Ty, tylko zupełnie inaczej...to co? Idziemy po ser?
- Pójdziemy, ale najpierw zdradź mi swoje imię. Obcego do domu nie wpuszczę- powiedziała żartem, przymrużając prawe oko.
- Jestem Charry- zdecydowanym głosem stwierdził, próbując zrobić jakiekolwiek wrażenie. Chyba osiągnął zamierzony cel, ponieważ Hormona skamieniała na dźwięk jego imienia. Potem nagle zaczęła się śmiać odsłaniając śnieżnobiałe zęby koloru żółtego.
“To pewnie od tego sera” pomyślał Charry. Zaraz jednak odrzucił tę myśl od siebie, mając na uwadze wygląd swoich własnych zębów, a raczej tego, co z nich zostało.
Zrobiło mu się trochę głupio, więc by nie myśleć o tym już więcej postanowił wznowić rozmowę.
- Dlaczego się śmiałaś, Hormono?
- A pamiętasz, jak mówiłeś, że znałeś kiedyś kogoś o moim imieniu?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Pamiętam- niepewnie rzekł Charry, nie bardzo wiedząc do czego zmierza nowa znajoma.
- No to ja też znałam kogoś, kto nazywa...a raczej nazywał się tak jak ty. Charry Pitter, najsławniejszy i najlepszy czarodziej młodego pokolenia! Ale to było dawno temu. Bardzo dawno.
- Czarodziej?! To chyba raczej Gandalf!- Charry próbował żartem zakamuflować rosnącą w nim ciekawość.
- Nie, to nie Gandalf! Z całą pewnością!- powiedziała, jakby nie zauważając, że Pitter nie mówił poważnie.
- Kiepski dowcip, przepraszam. Może jednak opowiesz mi o tym twoim przyjacielu?
- A obiecujesz, że nie będziesz przerywał? Strasznie tego nie lubię!
- Obiecuję. Słowo adepta sztuk magicznych!- odparł dumnie, przykładając rękę do serca.
- Ostrzegam tylko, że to strasznie długa historia.
Charry skinął głową, dając tym samym znak, iż wszystko rozumie i jest przygotowany do słuchania.
Jednak ledwo Hormona zaczęła mówić, a już przerwała. Właśnie dochodzili do willi jej wuja. Dom był ogromny. Otoczony zewsząd najdziwniejszą roślinnością modyfikowaną genetycznie.