Jajo

1
- Anno! Ile razy mam powtarzać! Zejdź na dół, musimy porozmawiać.

Zawsze to samo. Ile razy przynosiła do domu pałę z chemii, musiała porozmawiać o tym z mamą. Tylko, że pod koniec nie rozmawiała, lecz krzyczała.

Och, gdyby tu był tata… zrozumiałby.

- Chwila! – Odkrzyknęła. Nie miała ochoty na rozmowę. Przynajmniej nie dzisiaj.

Schyliła się i zajrzała pod łóżko. Jej wzrok spoczął na niewielkim okrągłym przedmiocie, zawiniętym w wełniany sweter.

- Siedź tam, i się nie ruszaj. – Nakazała kuli, chodź wiedziała, że nigdzie nie odejdzie. Bo niby jak? Przedmioty się nie ruszają.

Wstała i otrzepała spodnie, ruszając na kolejną bitwę. Zaczęła się uspokajać w duchu, choć i tak wiedziała, że pod koniec wybuchnie. Nie mogła tego pojąć. Czyżby jej genotyp był aż tak złośliwy, że wymazał z niej wszystkie zdolności, jakie posiadała matka, babka i jeszcze wcześniej? To nie do pojęcia!

Zeszła na dół i rzuciła się całym ciałem na sofę. To takie niesprawiedliwe. Mieć matkę chemiczkę, i być kompletną nogą z tego przedmiotu. A szczytem jest już to, ze własna matka uczy ją w szkole! Szkoda gadać.

Z kuchni wyłoniła się jej rodzicielka. Niska, koścista kobieta po czterdziestce. Długie brązowe włosy były rozczochrane, jakby pobiła się ze szczotką.

- Powiedz mi, - zaczęła, – dlaczego w ogóle się nie uczysz? Nie mogę dawać ci forów w klasie tylko dlatego, że jesteś moją córką.

- Mamo. Uczę się. To nie moja wina, że nic nie jarzę z chemii. I nie proszę o żadne fory. Pewnie w szpitalu pielęgniarki pomyliły się i dały ci nie to dziecko.

- Bzdury gadasz. Ale ile razy mam ci powtarzać, że jeśli chcesz iść na weterynarię, musisz mieć chemię w małym paluszku?

- Nie musisz mi tego powtarzać. Wiem to. Nawet nie wiesz ile czasu dziennie spędzam z zeszytem z chemii. W kółko powtarzam te wszystkie wzory.

- Może i powtarzasz, ale nie skupiasz się na tym. Całą twoją uwagę zaprząta ten cały Grzesiek.

- Grześka w to nie plątaj. – Warknęła.

- Tylko nie tym tonem, moja panno. Ten chłopak ma na ciebie zły wpływ.

- O tak, i co jeszcze?! Może pomoc w schronisku też?

- Tego nie powiedziałam. Z tym akurat mogę się pogodzić, choć twoje ubrania czasami niezbyt miło pachną.

- No cóż, zwierzęta muszą załatwiać swoje potrzeby, nawet te chore. A że nie są tak inteligentne jak my, żeby skorzystać z toalety, to przepraszam. Widocznie Matka Natura ma wobec nich inne plany.

- Nie odbiegaj od tematu. – Przerwała jej. – Teraz, pójdziemy do twojego pokoju, i powtórzymy to, czego tak się zawzięcie uczysz.

- Mamo! Głowa mnie boli. Nie mam ochoty. Jutro nie mam chemii i ty o tym wiesz.

- Ale nie zaszkodzi jeśli się pouczysz.

Dziewczyna wydała z siebie głuche mruknięcie i zakryła głowę poduszką. Okej, z chemii jestem noga, ale z biologii jestem najlepsza. Przynajmniej w klasie. Dlaczego ona nie może tego zobaczyć? Przecież biologia, to drugi, a może i pierwszy, co do ważności przedmiot, aby zdać na weterynarię. Nawet te wszystkie łacińskie nazwy wchodzą jej łatwo. Tylko nie pierwiastki. I tu pies pogrzebany. Bez chemii nie dostanie się na wymarzone studia.

Z pokoju dobiegł ją dźwięk komórki. Już chciała pobiec na górę, kiedy zatrzymał ją spokojny głos matki.

- Anno, chemia. – Temperatura w jej ciele w ciągu sekundy podniosła się do stu stopni. Dziwiła się, dlaczego jeszcze para nie wylatuje jej uszami i nosem.

- Nie będę się uczyć tej głupiej chemii!! – Wykrzyczała z furią. – Mam już dość! Dlaczego nigdy nie zauważasz, tego, co umiem? Dlaczego? Zawsze skupiasz się na moich słabościach! – Nie czekając na odpowiedź, pobiegła do swojego pokoju, głośno tupiąc nogami na schodach.

Jednak i tak dobiegł ją spokojny głos matki:

- Szlaban na miesiąc. – To ją jeszcze bardziej rozwścieczyło. łzy złości spływały jej po twarzy.

Rzuciła się na łóżko wyjąc ze złości. Gdzie jesteś tato? Pytała samą siebie. Tyle czasu minęło od twojego zniknięcia.

Sprawa zniknięcia jej ojca była dość głośna pięć lat temu. Wracał z pracy i nie dotarł do domu. Słuch o nim zaginął. Nie znaleziono nic, co by mogło wysunąć jakąś hipotezę. Samochód też zniknął. Niektórzy uważają, że został porwany przez UFO. Jednym z nich jest właśnie Anna.

Spojrzała na komórkę: 1 POłąCZENIE NIEODEBRANE.

Westchnęła i sięgnęła pod łóżko, wyjmując zawiniątko. Położyła delikatnie na pościeli i wyciągnęła ze swetra. Była to idealna kula wielkości piłki do nogi. Jej powierzchnia była lekko chropowata w niektórych miejscach ponaznaczana pomarańczowymi plamkami. Jajo. Tylko, czego? Tego właśnie razem z Grześkiem próbowali się dowiedzieć już od kilku miesięcy. Nie chcieli skorzystać z szkolnego laboratorium, bojąc się, ze ktoś ich nakryje i zabierze jajo. Zostało, więc czekanie, aż maleństwo się wykluje.

Dźwięk sms-a wystraszył ją tak, że o mało nie zrzuciła jaja na podłogę. Chwyciła je w ostatnim momencie, kładąc sobie na nogach i sięgając po telefon.



OD: GRZESIEK



DLACZEGO NIE ODBIERASZ TELEFONU? I JAK, PRZEZYLAS ROZMOWE Z MAMA? MAM NADZIEJE ZE TAK. CO Z JAJEM? JAKIES ZMIANY?



Uśmiechnęła się, leciutko pociągając nosem. Pogłaskała kulę i odpisała mu:



PRZEZYLAM. ZNOWU PUSCILY MI NERWY, CHYBA MUSZE ZACZAC SIE LECZYC :) Z JAJEM NIC SIE NIE ZMIENILO.TAKIE SAMO.



Odłożyła komórkę i podniosła jajo na wysokość oczu.

- Co się z ciebie wykluje? – Spytała samą siebie.

Włożyła je znów do swetra i położyła pod łóżkiem, po czym wczołgała się pod kołdrę i zasnęła.



Następnego dnia o mało, co nie zaspała do szkoły. Pędem błyskawicy narzuciła na siebie, co popadnie, umyła zęby i wybiegając już z domu, porwała kromkę chleba. Udało jej się trafić na autobus. Do szkoły trafiła równo z dzwonkiem, więc nawet nie fatygowała się do szatni. Kiedy dotarła pod drzwi klasy, okazało się, że jeszcze nie weszła do środka. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i usiadła na ławce.

- Ej, Anka! – Usłyszała wołanie. – Co ty masz na sobie? – Zdziwiona, dopiero teraz zauważyła, w co się ubrała w tym pośpiechu. Chwilkę patrzyła przerażona na rozciągnięty fioletowy sweter i to jeszcze w dodatku nałożony na lewą stronę, po czym wybuchła śmiechem. W jej ślad poszła Ewa, jej przyjaciółka. Po opanowaniu się Ewa zdołała wykrztusić:

- To jakaś nowa moda? – a do oczu znów nabiegły jej łzy śmiechu.

- A nie widać? – Wstała, chwyciła brzegi swetra jak sukienkę i odwróciła się kilka razy.

- Pięknie wyglądasz Kreciku – usłyszała pokpiwający szept, przy prawym uchu. Szybko się odwróciła i zobaczyła Jarka, klasowego geniusza.

- Och, dziękuję Jaskierku – odparła z ironią. – Wiedziałam, że ci się spodobam, dlatego to założyłam. Wiem, że gustujesz w obciągniętych, fioletowych sweterkach. – Spojrzała na Ewę, a ta pokazała jej kciuk podniesiony w górę, tłumiąc śmiech.

Dalszy rozwój konwersacji przerwało przyjście profesora Gniewka, nauczyciela biologii. Uczniowie zajęli swoje miejsca i wyciągnęli zeszyty. Wszystko to odbywało się w zupełnej ciszy, ponieważ profesor Gniewomir łatwo wpadał w złość i robił karne kartkówki, kiedy usłyszał jakieś rozmowy na swojej lekcji.

Cały dzień przeleciał jak biczem strzelił. Ania nie spotkała Grześka, choć szukała go po całej szkole. Po lekcjach wysłała mu sms-a, z pytaniem, co się z nim dzieje i okazało się, że ma anginę.

Czekając na autobus, zauważyła profesora Gniewomira.

- Panie profesorze! – Zawołała za nim. Zatrzymał się i odwrócił w stronę gdzie stała, a kiedy jego wzrok padł na niej, twarz mu się rozpromieniła.

- Kogóż moje oczy widzą! Moja ulubiona uczennica. Co tu robisz, Aniu?

- Czekam na autobus profesorze – odpowiedziała.

- Chciałaś coś, dziecko?

- No cóż… mam troszkę dziwne pytanie.

- Pytaj śmiało.

- Chodzi mi o biologię. Jaki zawód można dostać, kończąc studia z biologii? Zastanawiam się już nad tym od dłuższego czasu, ale nic mi nie może wpaść do głowy.

- Chmm… jak rozumiem, to nauczycielem, raczej nie chciałabyś zostać?

- O nie! Nie miałabym cierpliwości do uczniów, profesorze. Już nad tym się zastanawiałam. Na początku, chciałam być weterynarzem, ale do tego zawodu, trzeba umieć jeszcze chemię, a ja z tego przedmiotu, no cóż, nie idzie mi.

- Słyszałem coś o tym od twojej matki. – Uśmiechnął się pod wąsem, widząc grymas na twarzy dziewczyny. – Weterynaria… ambicje, to tym masz, Aniu. Zastanówmy się. Jak ci idzie z fizyką?

- Raczej dobrze. Mam czwórki, czasami trafi się piątka…

- To może medycyna?

- Medycyna? – Zdziwiła się dziewczyna – Nie zastanawiałam się nad tym. Może być coś jeszcze? Nie wiem, ale jakoś nie wiedzę siebie, krojącej ludzi – wzdrygnęła się.

- No cóż, zostaje rolnictwo, zoologia, zoogeografia…

- A co robi zoolog?

- Zoolog, moja droga, zajmuje się nauką o zwierzętach. Jedną z dziedzin zoologii jest na przykład paleozoologia, zajmowałabyś się wtedy dinozaurami.

- Super! – Cała ta zoologia zaczynała jej się coraz bardziej podobać. – Dziękuję panu. – Chciała mu się zarzucić na szyję, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. – A wie profesor może, gdzie znaleźć jakąś szkołę o profilu biologicznym?

- Jeśli się nie mylę, to we Wrocławiu kiedyś była taka szkoła.

- Och, nie wiem jak panu dziękować… będę się więcej uczyć! – Krzyknęła pospiesznie, bo akurat nadjechał jej autobus.

- Nie musisz – usłyszała – i tak już jesteś najlepsza.

Wskoczyła do autobusu, myśląc o tym, co powiedział jej profesor. Paleozoolog. Jak to dumnie brzmi. Będzie musiała znaleźć adres tej szkoły i wysłać im papiery. Szkoła kończy się za trzy miesiące, i pewnie szybko zlecą. Zacznie studiować paleozoologię. Już wie, kim będzie w życiu i matka nie będzie się miała czego czepiać, a jak coś, to odeśle ją do profesora. Z chemią będzie miała mało kontaktu, a jak już coś, to przecież będą ludzie, którzy ją rozumieją, to przecież pomogą.

W domu nie zastała nikogo. Rzuciła swój plecak na schody i skierowała swoje kroki w stronę kuchni. Znalazła w lodówce kawałek pizzy i ją sobie odgrzała. Okazało się, że to pizza sprzed dwóch tygodni, więc po odgrzaniu stała się twarda jak podeszwa. Wrzuciła ją z obrzydzeniem do śmietnika.

Z pustym żołądkiem wspięła się do swojego pokoju i zabrała za odrabianie. Spojrzała na rozkład lekcji na jutrzejszy dzień. O nie, chemia. Otworzyła szufladę i z niewyraźną miną spojrzała na zeszyt do tegoż przedmiotu. Chwyciła go w dwa palce, jak to kilka minut temu trzymała kawałek pizzy i otworzyła na ostatnim temacie. Metale. Uch, okropność.

Jednak nie dane było jej uczenie się dzisiaj jakiegokolwiek przedmiotu. W ciszy, jaka panowała w całym domu, usłyszała lekki trzask. Jej wzrok natychmiast spoczął na łóżku. Puściła zeszyt, podbiegła do łóżka i wyciągnęła spod niego jajo. Wyjęła je ostrożnie na drżącej dłoni i delikatnie położyła na poduszce. Na skorupce wyraźnie było widać kilka pęknięć.

- O Boże, tylko nie teraz – wyszeptała.

Zdała sobie sprawę, że nie ma przy niej Grześka, który mógłby jej pomóc w zrozumieniu tego, co widzi. Kiedy nagle ją olśniło. A może to jajo jakiegoś dinozaura? Ale zaraz puknęła się w głowę. Tak, jasne, dinozaura. Czego jeszcze, może UFO? Dinozaury wymarły miliony lat temu i niby jajo jednego z nich miało przetrwać do dzisiaj? I niby ona miała je znaleźć? Dobre sobie.

Szybko zaczęła grzebać w plecaku w poszukiwaniu komórki. W międzyczasie nastąpiła kolejna seria trzaśnięć. Znalazłszy w końcu telefon, szybko zaczęła pisać sms-a do Grześka:



DLACZEGO AKURAT DZISIAJ SIE ROZCHOROWALES? WYKLUWA SIE!!!



Lecz do głowy przyszła jej znów absurdalna myśl. Jeśli jednak to dinozaur? Odpowiedziała sobie niemal natychmiast. No to masz już pierwszą robotę, pani paleozoolog.
"Najbledszy atrament jest lepszy od najlepszej pamięci" przysłowie chińskie

2
Czytałem z przyjemnością. :) jednak szczerze powiedziawszy wolałbym żeby to był smok... fantasy to jednak to co lubię najbardziej. :)
Jesteśmy otoczeni? Wspaniale! Możemy atakować we wszystkich kierunkach!

3
Pomysł: 4-

Dość ciekawy. Choć intrygujące jest to, skąd Ania ma te jajo.



Styl: 3+

Jest kilka dziwacznych zdań, ale ogólnie ok. Przydałby się małe wspomnienie o rozmiarach jaja, pobudziłoby to wyobraźnię czytelnika.



Schematyczność: 3+

Podobnych tekstów raczej nie czytałem, ale za bardzo mi to przypomina tandetny film familijny, a ja ich nie cierpię.



Błędy: 3


Dźwięk sms-a wystraszył ją...
Lepiej by było "Dźwięk nadejścia sms'a."


Udało jej się trafić na autobus. Do szkoły trafiła równo z dzwonkiem, więc nawet nie fatygowała się do szatni.
Za często powtarzasz słowo "trafić".


Kiedy dotarła pod drzwi klasy, okazało się, że jeszcze nie weszła do środka.
Kto jeszcze nie wszedł do środka?


obciągniętych
Lepiej by było "rozciągniętych".


Zatrzymał się i odwrócił w stronę gdzie stała, a kiedy jego wzrok padł na niej, twarz mu się rozpromieniła.
Ja bym "padł" zamienił na "spoczął".


Z pustym żołądkiem wspięła się do swojego pokoju i zabrała za odrabianie.
Dobrze byłoby wspomnieć za odrabianie czego zabrała się Ania. Niektórzy mogą pomyśleć o odrabianiu pańszczyzny, a to nijak nie pasuje do kontekstu.



To tylko tak z grubsza.

Literówek się nie dopatrzyłem. Ortografów mój word też się nie dopatrzył.

Najgorszych jest tych kilka zdań, które zalatują amatorszczyzną rodem ze szkoły podstawowej.



Ogólnie: 3+

Nie było źle. Tekst jest całkiem ciekawy, z chęcią przeczytam ciąg dalszy, ale jest kilka niedociągnięć.



Jestem na TAK.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

4
gott-foo pisze:
Kiedy dotarła pod drzwi klasy, okazało się, że jeszcze nie weszła do środka.
Kto jeszcze nie wszedł do środka?


No klasa nie weszła do środka chodź trzeba przyznać, że zdanie trochę dziwaczne... :)
Jesteśmy otoczeni? Wspaniale! Możemy atakować we wszystkich kierunkach!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”