Opowiadanie napisałem jakieś dwa lata temu dla siostry - potrzebowała na zbiórkę harcerską, przeżywali jakieś chwile z Tolkienem czy coś w tym guście. W każdym bądź razie znalazłem je na dysku przedwczoraj, poprawiłem co się dało poprawić i jest. Dodam, że nie chciałem naśladować stylu Tolkiena, ale tylko trzymać się w jego pomyśle.
Choć trudno w to uwierzyć, były kiedyś dni, kiedy nikt nie wiedział, co to strach i obawa, Ludzie, Elfy i Krasnoludy, Gobliny i Trolle - wszystkie stworzenia żyły ze sobą w zgodzie. Ale, jak po dniu nastaje noc, jak po lecie jesień, a po słońcu deszcz, tak szczęście i radość zostały przegnane przez smutek i widmo przerażającego zła…
Pośród ciemnych lasów, których nie pokazywała żadna mapa, pośród drzew, pomiędzy którymi żadna stopa nie zostawiła jeszcze śladów, żyła samotnie Istota bez imienia, o której nikt nie wiedział. Istota ze swej samotności była jednak bardzo zadowolona - samotnie marzyła o władzy, pielęgnowała pragnienie zdobycia niewyobrażalnej potęgi - nikt z tego pragnienia jej nie ogołacał. I choć słaba fizycznie, czuła w sobie wielką moc, do urzeczywistnienia której drogę musiała jednak dopiero odnaleźć i aby wreszcie na nią natrafić nie jadła, nie spała, tylko wędrowała po ciemnych kniejach, bezustannie rozmyślając o swym losie.
Dni przechodziły w tygodnie, tygodnie w miesiące, miesiące w lata. Dom, w którym Istota żyła porósł mchem, ściany spróchniały, dach w końcu się zawalił, lecz Ona nie zwracała na to uwagi, poświęcając się bez reszty jedynemu marzeniu, jakie wciąż utrzymywało Ją przy życiu.
Pewnego razu, w swych bezkresnych wędrówkach nieświadomie dotarła aż na skraj lasu, gdzie ujrzała piękne łąki porośnięte tęczą kolorowych kwiatów, gdzie ujrzała błękitne niebo, do tej pory zakryte gęstą koroną drzew, a na twarzy poczuła ciepło promieni słonecznych, zapominając o chłodzie puszczy. Do tej pory jedynie wiedziała, że to istnieje, ale dopiero teraz to ujrzała i zapragnęła jeszcze bardziej zdobyć władzę nad tym wszystkim. Pokochała nowy widok tak mocno, iż pożądania władzy nad nim nie mogła stłamsić w duszy i zaczęła płakać, rzucać się na skraju lasu w gniewie i goryczy, ciągle czując bezsilność w opanowaniu tego wszystkiego.
Rozpaczliwe jęki usłyszał człowiek, przechadzający się w pobliżu. Brodaty starzec, odziany w białe szaty, trzymał w ręku jasną, powyginaną laskę. Podszedł z uśmiechem do Istoty, dotknął Jej ramienia i zapytał.
- Czemu płaczesz? Popatrz na świat, przecież jest tak pięknie, dziś nikt nie może się smucić. Nikt nigdy przecież nie może się smucić – uśmiechnął się czule.
- Oj tak, nikt… Nikt nie może – powiedziała powstrzymując łzy. Gdy zerknęła w górę przymrużyła oczy, w których nagle rozpalił się gorący płomień, wbiła wzrok w źrenice przybysza i chytrze się uśmiechnęła, natychmiast zapominając o płaczu. - Pójdziesz na południe, gdzie nikt jeszcze nie stąpał, tam wejdziesz do Orodruiny, góry, gdzie wykujesz wspaniały artefakt, złoty i niezniszczalny, którego żadna moc nie będzie w stanie unicestwić - Istota mówiła do przybysza głosem tajemniczym i mocnym, oczekującym absolutnego posłuszeństwa. Stąpała wokół niego, wodziła nosem przy ciele, jakby starał się coś wywąchać. – A gdy już go wykujesz, użyjesz go i znikniesz wszystkim z oczu, by bezpiecznie dotrzeć do mnie. – Podniosła się nagle, a jej zniedołężniałe ciało zaczęło emanować potężną energią, prawie że rozbłysło. Położyła dłonie na ramieniu przybysza i zacisnęła palce, sycząc. - Zawrzesz w nim całą moją moc, całe moje pragnienie władzy i przyniesiesz… taaaak, przyniesiesz. – po tych słowach Istota znów opadła, przykucnęła plecami do nieznajomego, skuliła się w kłębek i zaczęła coś mówić do siebie w niezrozumiałym dla obcego języku, jakby rzucała zaklęcie, po czym znów niespodziewanie stanęła, dosłownie wyskoczyła na równe nogi. - Sauronie! Od tej chwili będziesz mym sługą! Będziesz wykonywał me polecenia! Zrozumiałeś?!
Przybysz milczał zaskoczony dziwnym zachowaniem Istoty. Oniemiały ze strachu jedynie przytakiwał Istocie, nie mając odwagi na najmniejszy choćby sprzeciw.
- Idź, wypełnij teraz mą wolę. - Znowu skuliła się w sobie, znowu przemieniła w zlepek zwiotczałych mięśni. – Proszę - zakończyła tonem żebraka, zbierającego jałmużnę na chleb i odeszła w między zarośla, po chwili znikając. Tonąc w gęstwinie roślin czuła, że odkryła sposób na zdobycie władzy, by marzenia wreszcie się urzeczywistniły.
Przybysz, gdy tylko stracił z oczu Istotę, odszedł bez słowa, niczym zahipnotyzowany. Szedł prosto do celu, nie odwiedzając żadnej osady, omijając znajome domostwa, by nikt nie wiedział o jego zadaniu. Wędrował przez bagna i ciemne puszcze, spotykał stworzenia, o jakich nawet w legendach nie słyszał i te stworzenia przyłączały się do niego, stając się jego sługami. Z każdym kolejnym dniem marszu czuł coraz intensywniej niesamowitą siłę, moc, którą zapragnął przelać w artefakt, czuł energię tamtej Istoty.
Gdy Sauron dotarł do kresu swej podróży i przymierzał się do stworzenia artefaktu zapragnął, by był nim złoty pierścień. Już wcześniej był potężnym magiem, lecz po tajemniczym spotkaniu na skraju lasu poczuł w sobie przypływ nieodgadnionej energii, której nie potrafił rozszyfrować, a której mógł jedynie się poddać i wykonywać jej wolę. I choć zostało mu nakazane, by stworzony artefakt oddać pokornie w ręce Istoty, to po nałożeniu go na palec ogarnęło go pragnienie takie samo, jakie tkwiło w Istocie od dawna, pragnienie, jakiego nie potrafił opanować. Ta nowa, dziwna siła skusiła go, wręcz nakazała, by nie wypełniał dawnego polecenia, a samemu stworzył potężną armię ciemności, której zalążek już zebrał w czasie wędrówki.
Ale nie wiedział jednego, że tajemnicza Istota, którą spotkał wiele tygodni wcześniej, wciąż czuwała i cierpliwie wyczekiwała dnia, kiedy artefakt zostanie wykuty i ostatecznie oddany w jej ręce.
Istota siedziała w swej kryjówce, nie wychodziła nigdy na światło dzienne, nie wychylała się poza granice groty, gdzie zamieszkała. Nie musiała już szukać, drogę do władzy odnalazła, teraz jedynie musiała wykazać się cierpliwością. W jednym i tym samym miejscu oczekiwała Saurona. Lecz lata mijały, mijały dziesięciolecia, a Sauron nie przybywał, rozpoczął walki z Ludźmi, Krasnoludami i Elfami. Toczył wojny o stworzenie Imperium Ciemności i o to, by stać się niepodzielnym władcą wszystkiego. Wykorzystywał ku temu pierścień. Ale nie zdawał sobie sprawy z jednego – tak naprawdę, to pierścień wykorzystywał jego. Sauron zapomniał o Istocie, wyrzucił z pamięci niegdysiejsze spotkanie i fakt, że to właśnie ona natchnęła go mocą stworzenia artefaktu. Ale Istota nie zapomniała o nim, uparcie myślała o tej jednej jedynej rzeczy i cierpliwie przywoływała ją do siebie.
W pierwszej Wielkiej Wojnie armia Saurona została pokonana, a on sam zabity. Pierścień natomiast zaginął dla wszystkich, którzy o nim wiedzieli. Dla wszystkich prócz Istoty, Ona jedna ciągle miała go w pamięci i nieprzerwanie kierowała jego losem.
Po wielu latach artefakt znowu wyłonił się z mroków zapomnienia i znowu był powodem rozpętania Wielkiej Wojny. Tak, jak poprzednio po jednej stronie stanęła armia ciemności przywołana przez Saurona, którego moc była tak wielka, że zdołał się odrodzić, a po drugiej stronie raz jeszcze zjednoczone siły Ludzi, Elfów i Krasnoludów. W tej walce wzięły również udział stworzenia malutkie, na które do tej pory nikt nie zwracał uwagi, a które odegrały najważniejsze role w całym przedstawieniu. Byli to Hobbici, którym przypadła rola wypełnienia przepowiedni, głoszącej, iż Pierścień może zostać zniszczony tylko w jeden sposób – wrzucony do rzeki lawy, wypływającej z góry Orodruiny. W zamęcie wojny mali Hobbici udali się ze swą drużyną wypełnić los. Przeciwności, jakie Sauron im zsyłał przybierały różne formy - raz straszliwych potworów, raz pokusy, mamiące umysły przyjaciół Hobbitów, nakłaniając ich do zdrady, innym razem znów zwyczajnego głodu, którego Hobbici nieznosili.
Po dniach morderczej wędrówki, po wielu ciężkich bitwach zjednoczona armia Ludzi, Elfów i Krasnoludów zwyciężyła potężne siły odrodzonego Saurona, ale tylko dzięki poświęceniu Hobbitów, którzy zdołali wypełnić swe przeznaczenie, wrzucając pierścień do wrzącej lawy Orodruiny, gdzie ten spłonął.
Do Śródziemia na powrót zawitały dobro i szczęście, smutek został przegnany przez radość, mrok przez jasność. Wszędzie zapanowało wesele. Wszędzie, również w grocie Istoty, która wreszcie, po tylu latach wyczekiwania mogła spełnić swe marzenie i odzyskać pierścień. Po wrzuceniu artefaktu do rzeki lawy nastała chwila, kiedy Jej cierpliwość została nagrodzona. Choć Orodruina była górą przeznaczenia, miejscem, gdzie pierścień winien zostać zniszczony tak się nie stało. Przed unicestwieniem uratowało go stworzenie powołane do życia dzięki mocy Istoty, stworzenie, którego zadaniem było czuwanie w odmętach lawy Orodruiny i w odpowiedniej chwili wyłowienie pierścienia. Przywołany przez Istotę stwór pokornie przyniósł jej artefakt i tym razem Istota zakazała mu nakładania go na palec - stworzenie przybyło do groty podziemnymi rzekami lawy, które skutecznie chroniły je przed wykryciem.
Wszyscy powiernicy pierścienia odpłynęli ze Śródziemia w radości. Dopełniwszy swego przeznaczenia pozostawili krainę samą sobie, wierząc, iż teraz już tylko dobro może w niej panować.
Jakże się mylili.
Z groty, gdzie mieszkała Istota, wypłynęły nowe, ciemne chmury, znacznie ciemniejsze od tych Saurona, znacznie potężniejsze, gdyż teraz pierścień znajdował się w rękach prawowitego władcy. Teraz to pierścień był poddanym, a nie władcą, teraz to on wypełniał wolę swego pana, tajemniczej Istoty, która od tak dawna pragnęła zdobyć panowanie nad światem, ujawnić się i zasiąść na tronie króla wszystkiego, co istniało.
Co i jak, czyli jak to się zaczęło i co było dalej...
1"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit