
PeeS: Dalej nie wiem jak te akapity tutaj robić, żadna z metod opisanych w pomocy mi nie działa

___________________________________
Reinkarnacja
Rozdział IV, „Poranek, znalezisko, oraz wielkie plany”.
Od samego rana, w obozie czuć było napiętą atmosferę. Gdy Feliks wyszedł z domu, zobaczył, że wszyscy stoją przed ogniskiem, zebrani wokół pewnych osób. Chłopak podszedł i spostrzegł kilku mężczyzn oraz Laurę przygotowujących się do wyprawy.
- Co się dzieje? – zapytał dziewczynę.
- Idziemy do miasta, może dalej.
- Po co?
- Jak to po co? Poszukać kolejnych zbłąkanych ludzi, zapasów i części do budowy.
- Mogę iść z wami? – szybko odpowiedział.
- Eh, jeszcze się nie zadomowiłeś, a już chcesz iść. Dobrze, nie widzę problemu, przydadzą się nam dodatkowe ręce. Podejdź do Dargorada, powiedz że idziesz z nami, da ci prowiant. – powiedziała, po czym wróciła do rozmowy z jednym ze starców. Feliks odwrócił się, i podbiegł do chatki kucharza.
- Cześć dzieciaku! O co chodzi? – zapytał miło, zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Cześć. Laura mnie tu wysłała, idę z nimi, potrzebny mi prowiant.
- Aha, widzę że nowy nie próżnuje. Przydałoby nam się więcej takich ludzi. Szkoda, że większość to dosłownie darmozjady. – zaczął opowiadać, szukając racji żywnościowych, i pakując je do worka.
- Proszę, wszystko gotowe. Powodzenia. – powiedział i podał mu rękę na pożegnanie. Feliks podziękował i szybko udał się do ekspedycji, która już zebrała się przed bramą. Trzech mężczyzn, wyglądających na dość ponurych i uśmiechająca się na widok biegnącego chłopaka Laura. Wyruszyli.
Idąc przez las, w kierunku miasta, nikt jakoś nie rozpoczynał rozmowy. Wszyscy szli żwawo, nie oglądając się za siebie. Widocznie robili to już wiele razy, rutyna. Jedynym wyjątkiem był młodzieniec, który patrzył we wszystkie strony, oglądając las. Nie widział żadnych zwierząt. Gdy wyszli z lasu, po prawej stornie zauważył rzekę, a przed sobą ruiny miasta. Słońce świeciło, niebo było bezchmurne, jednak klimat tego miejsca był bardzo ponury i smutny. Wchodząc do miasta zwolnili. Szli drogą, rozglądając się dookoła. Po chwili zatrzymali się, i Laura powiedziała:
- Dobrze, rozdzielamy się. Ja i Feliks idziemy razem, reszta pojedynczo. Spotykamy się tutaj, za najpóźniej dwie godziny. – następnie wskazała Feliksowi boczną uliczkę, i udała się w jej kierunku. Reszta drużyny odburknęła coś w stylu „dobra” i każdy poszedł w swoją stronę. Idąc tak wąskim przejściem, zaglądali co jakiś czas do rozwalonych domów. Po jakimś czasie znaleźli najprawdopodobniej pozostałość po sklepie. Gdy chłopak chciał wejść do środka, podekscytowany znaleziskiem, Laura powiedziała:
- Nie znajdziesz tam nic. To przecież nie pierwsza nasza wyprawa do miasta. Te nabrzeżne sklepy już dawno zostały posprawdzane. Musimy iść tą drogą do skrzyżowania, potem w prawo. Tam z tego co pamiętam, nikogo od nasz jeszcze nie było. – oznajmiła z uśmiechem. Feliks spuszczając głowę poszedł za dziewczyną. Po pewnym czasie, gęste miasto się przerzedziło, doszli do typowych przedmieść.
- Tak, tutaj na pewno nikogo jeszcze nie było. Patrz tam – wskazała mu budynek z lewej strony- to najprawdopodobniej sklep. Domów też tutaj jest dużo. Możliwe, że może nawet coś znajdziemy dzisiaj. – rzekła z uśmiechem. Feliks popatrzył się na nią, po czym udał się za Laurą w kierunku domniemanego sklepu. Po wejściu, można było od razu stwierdzić, że sklep do najlepszych nie należał. Kilka półek, zniszczona od bomby lada, gdzie najprawdopodobniej była kasa, i tyle. Samo wnętrze wyglądało jak po pożarze.
- Znajdziemy tu cokolwiek? Sklep wygląda na spalony. – powiedział chłopak.
- Najprawdopodobniej nie, ale zawsze możemy mieć szczęście. Widzisz te drzwi? – wskazała na pobliską ścianę. Rzeczywiście, ledwo co widoczne przypalone drzwi, były zaraz za ladą.
- Pewnie na zaplecze. Może tam coś znajdziemy. – po czym szybko podeszła do osmolonego wejścia. Nacisnęła na klamkę i drzwi ustąpiły, a raczej wypadły z zawiasów, ukazując schody w dół. Schodząc powoli, znaleźli się w małym pomieszczeniu. Gdy oczy przyzwyczaiły się im do ciemności panujących na dole, gdzie dochodziły nieliczne promienie z otwartych drzwi na górze, zobaczyli coś strasznego. Trzy szkielety, leżące na podłodze. Feliks odwrócił głowę, a Laura przysłoniła twarz dłońmi. Starając się nie zdeptać kości, sprawdzili pomieszczenie.
- Niemożliwe! Niemożliwe! – krzyknęła ze zdumienia dziewczyna. Feliks szybko podbiegł.
- Co jest?
- Widzisz –powiedziała wskazując otwartą szufladę – to są nasiona! Na opakowaniu pisze że to jest zboże! Czy wiesz co to znaczy!? – powiedziała radośnie, ściskając chłopaka. Ten lekko zmieszany, zaczerwienił się.
- Już nie będziemy głodować! Od tej pory będziemy sami hodować sobie jedzenie! Nie trzeba będzie codziennie rozpaczliwie szukać jedzenia! – dalej opowiadała podekscytowana.
- Ile tego jest? – zapytał z uśmiechem młodzieniec.
- Trzy worki. Ja wiem, około dwa kilo jeden. To chyba najważniejsze znalezisko od powstania osady!
- No, to chyba dobrze. Zanosimy do wioski, czy szukamy dalej?
- Jeszcze nie czas na powroty. Proponuję, aby przeszukać pomieszczenie jak i cały sklep jeszcze raz, a potem zwiedzimy jeszcze kilka domów. – oznajmiła, i wzięła się za sprawdzanie wszystkiego z góry na dół. Feliks biorąc z niej przykład, też zaczął się rozglądać. Po jakimś czasie sprawdzili jeszcze dwa domy, lecz gdy nic nie znaleźli, udali się w kierunku zbiórki. Dwóch z trzech mężczyzn już czekało, niestety z niczym. Po krótkiej rozmowie, wszyscy usiedli i czekali na ostatniego członka wyprawy. Gdy ten się zjawił, udali się do osady. Gdy znów zbliżyli się do lasu, Feliks zapytał Laury:
- Są tu jakieś zwierzęta? Bo do tej pory nie widziałem.
- Chyba tak, ale na pewno nie jest ich dużo. Były kiedyś plany by je wyłapać i rozpocząć hodowlę, lecz wyprawa zakończyła się fiaskiem. – opowiedziała mu. Po chwili zauważyli górującą nad innymi siedzibę rady, następnie bramę. Gdy tylko weszli, Laura zwołała nadzwyczajne zebranie rady. Feliks udał się do domu. Usiadł na ławce, rozglądnął się. Dzisiaj było o wiele więcej ludzi niż wczoraj o tej samej porze. Po obiedzie, usiadł koło kuchni, patrząc na siedzibę rady, z której nikt nie wychodził już od prawie godziny. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, zamknął oczy, starając się zdrzemnąć.
Obudziły go uderzenia w blachę, i głos Dargorada, który oznajmiał całemu obozowisku, że już pora na kolację. Feliks przetarł oczy. Właśnie rozpalano ognisko, a za „barem” stał uśmiechnięty Dargorad z garczkiem czegoś kleistego na kolację. Feliks odpuścił sobie kolację, gdyż zjadł późno obiad, i szukał wzrokiem Laury. Po chwili wyszła ona z budynku rady, stanęła przed zgromadzonymi i powiedziała:
- Słuchajcie! W związku z dzisiejszym znaleziskiem, zaplanowano na najbliższy tydzień wielką akcję. Wszyscy niech nie opuszczają wioski bez pozwolenia od samej rady. Będziemy potrzebować waszej pomocy. – po wygłoszeniu krótkiego komunikatu, uśmiechnęła się do Feliksa, po czym oddaliła w kierunku ich mieszkania. Wokół ogniska podniosły się szepty na temat tego co może być powodem całego zamieszania. Feliks szybko uciekł przed spojrzeniami tych, co go widzieli że idzie na wyprawę, i udał się do „czwórki”. Laura siedziała przed wejściem, a gdy zobaczyła chłopaka uśmiechnęła się. Ten, usiadł koło niej i zapytał:
- Co się dzieje? O co chodzi z tym całym zamieszaniem?
- Planujemy wielki projekt rozbudowy osady, oraz bierzemy pod uwagę możliwość przeszukania prawego brzegu rzeki.
- Prawego brzegu rzeki? – powtórzył pytająco.
- Tak. Miasto przecina rzeka. Na razie sprawdzaliśmy jedynie lewy brzeg, gdyż było łatwiej i bliżej. Teraz, planujemy możliwość przeprawy, i dogłębnego przeszukania drugiej jego części. Możliwe, że znajdziemy tam wiele przydatnych rzeczy i części do rozbudowy osady. Padł nawet pomysł o przeniesieniu się na lepsze tereny pod uprawę zbóż. Zobaczymy co z tego wyjdzie, to na razie tylko wielkie plany, a ludzi i zasobów mało. – oznajmiła z uśmiechem.