Swiatło - wprowadzenie

1
światło..





Dziecko rodzi się w bólu i cierpieniu, jak gdyby miało zostać oswojone z cierpieniem, które czeka je na tym świecie. Pierwszym, co widzi po narodzeniu jest światło..





-Hej rusz się, nie mam zamiaru iść po tą cole godzinę a ty strasznie się wleczesz- stwierdziła Sylwia i pociągnęła, chłopaka idącego obok niej za rękę.

-Adam ruszaj się, no..- pokrzykiwała uśmiechając się do niego.

-Spokojnie mamy jeszcze masę czasu, wytrzymasz jeszcze te piętnaście minutek- powiedział ze spokojem w glosie Adam uśmiechając się do niej leciutko. Zawsze lubił Sylwie była to chyba jego najlepsza przyjaciółka.

Zatrzymała się na chwilkę, jeszcze raz się uśmiechnęła popatrzyła chwilkę na niego swoimi brązowymi oczami, odgarnęła swoje rude włosy z policzka i ze śmiechem w glosie, powiedziała.

-Jak się nie ruszysz to pobiegnę i zostawię cię w tyle.

Wiedział, że się z nim droczy uśmiechną się również.

-Noto biegnij

-Tak noto patrz.

Nim zdołał cokolwiek powiedzieć dziewczyna ruszyła przed siebie. Jej szczupła sylwetka poruszała się bardzo szybko znikła za zakrętem. Po dziesięciu sekundach usłyszał pisk opon i jakis krzyk. Poczuł nagły przypływ adrenaliny, i pobiegł w zakręt, w który skręciła Sylwia.

-Boże żeby tylko nic się jej nie stało. Powtarzał w myślach.

Zobaczył ja leżała nieruchomo na chodniku, nie patrzą na nic wokół, przyklękną i sprawdził puls, powoli cichł, z nosa kapała stróża krwi.

-Proszę nie umieraj, szeptał cicho przez łzy, które zaczynały napływać mu do oczu.

-Proszę!. Tym razem krzykną.

Popatrzył na nią, poczuł ogromny ból w sercu. Ból, który zaczął rozdzierać jego dusze. Cierpiał, lecz czuł że zna ten ból, jak gdyby już go kiedyś doświadczył. Wokół zebrała się już mała grupka ludzi.

-Niech ktoś zadzwoni po karetkę. Wrzasną.

Poczuł muśnięcie na twarzy, dziwne muśniecie, coś złego działo się wewnątrz niego. I nagle zobaczył. Poswiata unosiła się powoli od ciała dziewczyny, miała kształt jej ciała w rysy jej twarzy była już prawie nad nim. Nagle wezbrała w nim jakaś złość. Słyszał dziwne słowa brzęczące mu w głowie „nie dostaniesz jej nie tym razem, nie…”. Chwycił poświatę dziewczyny za rękę, ona spojrzała na niego, i chwyciła się go druga ręką. Czuł że cały płonie, odczuwał bul na całym ciele, i jakieś dziwne swędzenie na plecach. Eteryczna postać powoli zaczeła wchodzić w ciało, w którym powoli zaczęło przestawać bić serce. Gdy postać znikła już całkiem Adam chwycił dziewczynę za rękę w wyczul w niej puls. Po chwili dziewczyna otworzyła oczy.

-Miałam bardzo dziwny sen, byłeś Aniołem. Wyszeptała mu do ucha uśmiechnęła się i zemdlała.





I nadeszł noc



Adam wszedł po schodach do domu. Otwarcie drzwi zajęło mu dużo czasu, strasznie trzęsły mu się ręce i nie mógł włożyć kluczyka do zamka. Wszedł do domu trzasną za sobą drzwiami jak gdyby chciał wyładować całą agresje, która w nim się zebrała. Niewiedział, co myśleć o tym wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszego dnia.

-Czy ja zwariowałem a może to było tylko jakieś dziwne złudzenie?. Zadawał sobie w myślach to pytanie i nie potrafił na nie odpowiedzieć.

Przeszedł przez korytarz i otworzył drzwi od sypialni. Szybko się rozebrał czarną kurtkę rzucił na biały fotel ściągnął buty i szerokie czarne dżinsy. Cały czas miał mętlik w głowie, pragnął już jedynie iść spać. Położył się na łóżku i myślał o tym jak widział Sylwie ostatni raz, godzinę temu w szpitalu, opuścił ją dopiero gdy przyjechali jej rodzice. Musiał im wytłumaczyć co zaszło dzisiejszego dnia, pominą kwestie dziwnego zdarzenia bo nie chciał by brali go za wariata. Niestety ciągle się nie budziła, lekarz powiedział że do jutra powinna już dojść do siebie. Nie wiedział jak im wytłumaczyć, że po potrąceniu przez samochód nie miała nawet siniaka nie mówiąc o braku innych poważniejszych obrażeń. Przypominał sobie jak przez mgłę ten samochód zauważył go dopiero po tym jak Sylwia zemdlała. Człowiek, który go prowadził zatrzymał się dopiero na latarni jakieś piętnaście metrów dalej. Nie przeżył prawdopodobnie miał nie zapięte pasy, wyleciał przez okno samochodu, widział że ma nienaturalnie wykręconą głowę. Po pewnym czasie przyjechała karetka, pojechał razem z nią.. zasną..



Ciemność



-Boże tak boli.. skąd on pochodzi.. tak bardzo boli.. tak nęka ma dusze.. czemu?..





Szedł po suchej trawie długie czarne włosy spływały mu po policzkach. Szukał jej musiał ja odnaleźć. Wszedł na wzgórze i rozejrzał się wokoło i zobaczył ją przywiązaną do krzyża ubrana w biała suknie. Pobiegł widział była na skraju wyczerpania. Sprawdził odruchowo czy ma rewolwery przy pasie ciągle biegnąc. Wiatr rozwiewał jego szary płaszcz za nim. Był już przy krzyżu dopiero teraz zauważył mężczyznę o białych długich włosach i białym płaszczu, który stał za krzyżem. Białowłosy w lewej ręce miał miecz a w prawej rewolwer. Poczuł gniew, podszedł do nieznajomego wiedział musi ją odzyskać jest dla niego wszystkim nic innego nie liczy się w życiu tylko ona. Zbliżył się blisko do mężczyzny, leciutko się uśmiechał tak jakby czerpał wielką satysfakcje z jego złości.

-Po co to zrobiłeś?

-Dla zabawy, bym mógł widzieć twój gniew i cierpienie Jonie Macdan. Przeciągną ręką w której trzymał rewolwer i jednym palcem odgarną pasmo białych włosów które zakrywało mu jedno oko. Miał czysto niebieskie oczy koloru nieba, lecz było w nich szaleństwo.

-I co zamierzasz? Spytał Jon.

-Ukarać cię..

Nim skończył zdanie Jon wyciągną rewolwer.

-Za wolno. Krzykną w szaleńczym śmiechu białowłosy.

Nie zdążył nawet wycelować nie mówiąc o pociągnięciu za spust. Miecz błysną niesamowicie szybko odcinając dłoń z rewolwerem.

-Cholera. Wrzasną.

-Uciekaj Jon, proszę on zabije nas oboje to szaleniec proszę.. Proszę uciekaj ukochany!.. Krzyknęła kobieta na krzyżu płacząc.

Jon padł na kolana, ból rozrywał mu rękę z rany po obciętej dłoni tryskała krew.

-Jakim cudem.. Zaszeptał cicho pod nosem nie mogąc uwierzyć w szybkość nieznajomego.

-Za wolno, postaraj się lepiej.

Szaleńczy głos białowłosego rozbrzmiewał w głowie Jona. Nie wiedział skąd, ale znał ten glos.

-Sukinsyn. Wykrzykną John

Szybkim ruchem lewej ręki wyciągną drugi rewolwer, tym razem strzelił dwa razy. Nie wiedział co się dzieje widział tylko dwa strasznie szybki ruchy mieczem i poczuł że niema sił opierać się na kolanach, czół w nich straszliwy ból, przewrócił się na plecy. Widział krew płynąca z kolan pobrudziła już całe nogawki spodni. Cały czas słyszał śmiech białowłosego. Spojrzał na niego i widział jego ból i cierpienie sprawiają mu radość. Próbował wstać, lecz nie udało mu się znów przewrócił się na plecy. Czół wielki ból, lecz jeszcze większy czół w duszy nie potrafił obronić tego co ukochał najbardziej na tym świecie nie potrafił obronić jej.. Spojrzał na rudowłosą dziewczynę przywiązaną do krzyża, jej lokowane włosy pokrywały część twarzy a jej brązowe oczy pełne łez spoglądały na niego z miłością.

-I co teraz Jonie Macdan nie możesz nawet ustać nie mówiąc o chodzeniu, czołgasz się jak małe bezbronne dziecko. W dodatku nie możesz mnie trafić I co teraz zamierzasz?

-Proszę cię mnie możesz zabić, ale proszę uwolnij ją daj jej żyć. Nic Ci nie zrobiła, nie wiem czemu to robisz ale proszę daj jej żyć. Mówił już przez łzy.

-Sam jesteś sobie winien przyjacielu ja wykonuje tylko to, co zostało nakazane.

Podszedł do kobiety w wyciągną rękę z mieczem ku górze i przystawił jej ostrze do krtani.

-Patrz i cierp musisz ponieść karę za nieposłuszeństwo. Mówił już spokojnie nieznajomy.

-O czym ty mówisz? Błagam nierób tego!. Wrzeszczał przez łzy.

Dziewczyna zamknęła oczy.

-Kocham cię Jon, kocham cię cała dusza. Wyszeptała.

Białowłosy zrobił szybki ruch ręką i podciął gardło dziewczynie. Krew zalała białą suknie.

-Patrz Jon. Patrz jak umiera, patrz i cierp niech ból rozsadzi twą duszę. Musisz ponieść karę. Mówił spokojnym tonem białowłosy.

Umarła. Ziemia pod Jonem była cała mokra oczy miał czerwone od łez. Białowłosy podszedł do Jona uklękną przy nim spojrzał w jego brązowe oczy pełne bólu, patrzył jak się cały trzęsie i uśmiechną się z satysfakcją. Wstał. Przetarł miecz z krwi białym płaszczem. I się pochylił twarzą do Jona.

-Trzymaj Jon. I włożył mu własny rewolwer do lewej reki.

-Do zobaczenia przyjacielu. Uśmiechną się poczym wstał i odszedł w stronę zachodzącego słońca.

Jon podniósł głowę spojrzał na oddalającą się białą sylwetkę, uniósł lewą rękę i strzelił cztery razy, nie trafił.

Już go nie widział, spojrzał jeszcze raz na dziewczynę jej biała sukienka była już cała czerwona od krwi. Wrzeszczał, wrzeszczał w szaleństwie..

Ból był tak wielki, spojrzał na rewolwer ostatnia kula. Przyłożył lufę do skroni.

-Tez cię kocham całą duszą. Wyszeptał przez łzy.

Spojrzał na nią ostatni raz i pociągną za spust..







Ciemność.. tak bardzo boli.. boli cała dusza.. płacze ale czemu?. Obrazy, dziwne obrazy wirują mi w głowie, nie rozumiem.. coś utraciłem? światło.. Nadzieja może zaznam szczęścia..







Szedł po chodniku wśród latarni, które rozświetlały ciemną ulicę, czół radość w ręce miał bukiet białych róż.

-W końcu wróciłem do domu, tak chce ją zobaczyć, wojna w Europie się skończyła, Zrobię Cristy niespodziankę. Teraz będzie cudownie. Mówił po cichutku do siebie.

Staną przed domem i poczuł ulgę spojrzał w okna w sypialni paliło się światło. Otworzył drzwi swoim kompletem kluczy i wszedł do domu. Ruszył po cichu schodami na górę do sypialni. Zamkną oczy i otworzył drzwi sypialni.

-Witaj skarbie. Krzykną radośnie i otworzył oczy.

-Witaj Ric. Odpowiedział ze śmiechem szaleńczy głos mężczyzny.

Oczom Rica ukazał się wysoki białowłosy mężczyzna w białym płaszczu i mieczem w dłoni. W drugiej miał rewolwer. W jego niebieskich oczach wirowało szaleństwo. Spojrzał na prawo jego żona była przywiązana do metalowych prętów wbitych w ścianę. Spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami w wrzasnęła.

-Uciekaj Ric!. Błagam!.

Sięgnął po pistolet u psa, lecz białowłosy był szybszy. Uderzył go klingą w twarz. Cios był strasznie szybki i silny uderzył plecami w ścianę i upadł na kolana z nosa obficie ściekała mu krew. Pistolet wypadł mu z ręki i wylądował pod łóżkiem. Bukiet, który miał w ręce poleciał w powietrzu. Nieznajomy przeciął go mieczem. Róże rozsypały się po całej sypialni. Podniósł jedną i zachwycił się jej zapachem.

-Proszę zapłacę ile zechcesz tylko proszę uwolnij ją, Proszę..

-Zapłacisz Ric, zapłacisz nawet jeszcze nie wiesz jak bardzo. Mówił śmiejąc się.

Białowłosy szybkim ruchem wbił miecz w serce dziewczyny. Jęknęła z bólu, krew polała się po niebieskiej koszuli nocnej.

Ric uklękną już nic niebyło ważne na tym świecie, zabrano mu to czego pragną najbardziej, ją. Płakał. Spojrzał na żonę. Krew powoli ściekała z koszuli na nogi, pod nią zebrała się już czerwona kałuża, w niej leżała róża.

-Czemu?. Mówił przez łzy.

-Bo taki wybrałeś los przyjacielu. Za karę za załamanie zasad.

Ric nic z tego nie rozumiał. Rzucił się na nieznajomego w z szaleńczą furią. Teraz pragną jedynie zemsty. Białowłosy nawet się nieporuszył, tak jak gdyby specjalnie dał się złapać. Ciężar Rica pchną go do tyłu na okno, przed którym stał. Obcy zrobił ruch i złapał go za wojskową marynarkę. Pociągną go za sobą. Spojrzał na białowłosego, na jego twarzy widział uśmiech. Wypadli przez okno, potłuczona szyba wbijała się w Rica i nieznajomego. Zamkną oczy czekał na upadek. Lecz to nie nastąpiło.

-Co się dzieje.

Otworzył oczy, zawiśli w powietrzu z tyłu pleców białej postaci widział parę białych jak śnieg skrzydeł, ciągle trzymał go za marynarkę jak gdyby nic nie warzył z zadziwiają łatwością.

-I co Ric nadal chcesz mnie zabić?

Ric nie odpowiedział, patrzył tylko w oczy szaleńca. Oczy, które już gdzieś widział. Po policzku białowłosego spływała krew z rany po szkle.

Białowłosy podniósł go wyżej i rzucił z ogromna siła i prędkością na ziemie. Ric uderzył o ziemie w przewrócił się na plecy. Wrzasną z bólu, upadek spowodował otwarte złamanie lewej ręki. Nieczuł nóg ale, nietracił przytomności.

-Kim ty jesteś?, czemu?, Co złego uczyniłem? Mówił przez łzy.

Nieznajomy wylądował przy nim. Białe skrzydła złożyły się na plecy i znikły. Pochylił się nad nim i otarł krew z policzka.

-Kara mój przyjacielu to jedyna nauczka.

Włożył mu do ręki rewolwer. Ric zamkną oczy, które zdradzał jego ból. Niechcial patrzeć w oczy szlenca, widzieć jego radość.

-Do zobaczenia przyjacielu.

Otworzył oczy nieznajomy znikną. Na jego brzuchu leżała róża czerwona od krwi. Ból rozdzierał mu dusze. Niechciał już znać tego cierpienia.

Przyłożył lufe do skroni, i pociągną za spust.







Boli.. Znów boli.. Czemu?.. Co się stało? Widzę ją siedzi na łące, kim ona jest?, jest taka piękna, patrzy w gwiazdy. Spoglądam na nią z nieba, wraz zemną patrzy Septer. Kim jest Septer?. Czym jest to mgliste wspomnienie?.. Tyle pytań bez odpowiedzi. światło nadziei może będzie lepiej..





Poranek







„Siedzę zamknięty w dziwnym pomieszczeniu, dziwne myśli opętały moją słabą głowę, dom mój bez mebli na ścianach materace..” -Zagrało radio ustawione na siódmą. Adam otworzył oczy i wyłączył budzik.

-Boże skąd te koszmary były tak realne. Te kobiety miały twarz Sylwii, Boże tak mnie bolało. W jego głowie wszystko wirowało, pamiętał imię Septer, kto to? Skąd je znał.. Wiedział co musi zrobić poszedł do łazienki i wziął tabletki nasenne. Otworzył paczkę i połkną dwie tabletki.



Położył się na łóżko i zasną w nadziei, że sny przyniosą mu odpowiedz.













Rozdział 1





Zakładając, że Bóg istnieje stworzył świat, ale czemu to zrobił?. Może, niechciał być już sam? zrobił to z nudów?. Grając z sobą samym przez całą wieczność w róże gry. Lecz były one schematyczne, po jakimś czasie znał już wszelkie wyniki we wszelkich grach, jakie przychodziły mu do głowy. A więc spróbował czegoś nowego stworzył grę, w której wynik niebędzie pewny a każde zakończenie inne. Stworzył życie i Bóg był jedynym sędzią, stworzył pomocników czuwających nad regułami. Lecz zawsze przychodzi czas że sędziowanie się nudzi i każdy sędzia ma sam ochotę zagrać..

2
Wiec pierwsza część tekstu pisana była jakiś pół roku temu, po tej pierwszej stronie stwierdziłem że idzie mi to jak krew z nosa :? i zaczełem prace nad "trumienką" która już troche się ciągnie 8) .. reszte dopisałem parę dni temu jak mi w końcu pomysł na fabułe urósł w głowie :idea: . Poprawek do pierwszej cześci jeszcze nie naniosłem ale to zrobie niedługo :wink:

Dodane po 20 minutach:

Spostrzegłem teraz że imię Septer pojawia się na forum. Wszelka zbierznośc osób i nazwisk jest przypadkowa :) .

3
Dobry Boże, że też widzisz to i nie grzmisz.



Pomysł: 4-

Jedna z nielicznych pozytywnych ocen jaką ode mnie otrzymasz. Pomysł całkiem niezły. Gdyby zajął się tym ktoś kompetentny (bez urazy) mogłaby być z tego niezła powieść.



Styl: 2-

Zdania są beznadziejne. Brakuje przecinków a nawet kropek na końcu niektórych zdań. To odbiera sens większości z nich. Postawiłem 2- bo dwa czy trzy zdania są poprawne.



Schematyczność: 3+

W sporej części klasycznych powieści z gatunku grozy (czy czegoś w tym stylu) można się dopatrzyć takiego utartego schematu. Najpierw jakieś dziwne sny albo wizje, a potem wielka przygoda i ofiarna walka ze złem. (patrz powieści Dean'a R. Koonz'a)



Błędy: 1!

W ramach przytoczenia wszystkich błędów należałoby zacytować cały tekst, więc sobie daruję ten zabieg. Przedstawię jedynie jeden akapit.


Szedł po suchej trawie długie czarne włosy spływały mu po policzkach. Szukał jej musiał ja odnaleźć. Wszedł na wzgórze i rozejrzał się wokoło i zobaczył ją przywiązaną do krzyża ubrana w biała suknie. Pobiegł widział była na skraju wyczerpania. Sprawdził odruchowo czy ma rewolwery przy pasie ciągle biegnąc. Wiatr rozwiewał jego szary płaszcz za nim. Był już przy krzyżu dopiero teraz zauważył mężczyznę o białych długich włosach i białym płaszczu, który stał za krzyżem. Białowłosy w lewej ręce miał miecz a w prawej rewolwer. Poczuł gniew, podszedł do nieznajomego wiedział musi ją odzyskać jest dla niego wszystkim nic innego nie liczy się w życiu tylko ona. Zbliżył się blisko do mężczyzny, leciutko się uśmiechał tak jakby czerpał wielką satysfakcje z jego złości.
10 zdań i tylko 3 przecinki. powinno ich być co najmniej kilkanaście jeśli nie więcej.

W ogóle nie będę tego komentował. Wszystko (chyba) widać jak na dłoni. Nie trzeba się specjalnie zagłębiać w treść żeby zauważyć, że coś tu jest nie tak.

Na podstawie tego jednego akapitu można by napisać referat pod tytułem "Tak nie należy pisać".



Ogólnie: 1+

1+ bo cel był szczytny. Ale musisz zabrać się do pracy jeśli chcesz pisać. W innym przypadku zmień zainteresowania na malarstwo albo filatelistykę.



Jestem na NIE.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

4
Powiem szczerze. Z trudem przebrnąłem przez sam początek. Dalej nie czytałem. W ogóle mnie nie zainteresowało.



Pomysł: 4

No cóż. Nie będę jakoś specjalnie komentował. Po prostu oryginalne. Jednak w tym wykonaniu przerodziło się z ciekawego w... małociekawe (eufemizm)



Styl: 2

Słabo, oj słabo. Zdania w niektórych momentach są zbyt krótkie co dodaje "wagi" opowiadaniu. Inne zaś są zbyt długie, a niektóre nawet na więcej niż 4 linijki. Pasowałoby rozbić je na pare mniejszych.



Schematyczność: 2-

No cóż... Tutaj zdecydowanie gorzej niż w stylu. Podwyższyłem, bo oryginalny pomysł. Jednak walka ze złem i początkowe wizje i niepozorne wydarzenia mi się już przejadły...



Błędy: 1

Pozostawie to bez komentarza, bo temat wyczerpał przedmówca. Dodam tylko parę innych, o których nie wspomniał Gott-foo.



Przykład "SMS'owego jezyka bez ogonków w "a" i "e"


Zawsze lubił Sylwię była[/b]



A tutaj błąd ortograficzny - "ął", w podstawówce zawsze miałem z tym problemy w młodszych klasach, ale jakoś ulotniły się.


Wiedział, że się z nim droczy uśmiechnął się również.


To takie podstawowe. Zdarzały się chyba gdzieś jeszcze błędy ortograficzne.


-Proszę!. Tym razem krzykną. [/b]



Wydaję mi się, że nie mówi się "Proszę! Tym razem krzykną" prawda? Poza tym po wykrzykniku niepotrzebna kropka.



I już nie wspomne o interpunkcji.



Ogólnie: 2-

Naciągana zdecydowanie ocena. Opowiadanie, gdyby poprawić błędy i dodać więcej akcji i ciekawszych wątków mogłoby się dorobić 4+ a nawet 5 :)
Sygnatura:

Obrazek



Wesołych świąt życzy Wasz Kubek

Do świąt pozostało: 355 Dni!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”