Aktor
Powieść
Anastazja
- Anastazja! Wracaj natychmiast!
- Dziecko, słuchaj matki, bo sam się z Tobą rozprawię jak wrócisz! – zawtórował matce ojciec gniewnym głosem.
Dziewczynka jechała na zielonym rowerze szybko pedałując krótkimi, dziecięcymi nóżkami. Głośno oddychając goniła wielkiego, łaciatego psa kierując się w dół ulicy Mickiewicza.
Zaczerwieniony na karku ze zdenerwowania ojciec dziewczynki ruszył za nią, a biegnąc zaciskał zęby.
Nagły hałas klaksonów różnych samochodów i głośny trzask zatrzymał go. Oszołomiony, zatrzymał się na chodniku patrząc przez chwilę, jak ciało jego córki przelatuje w powietrzu nad hamującym wciąż samochodem.
Minęła wieczność nim zjawiło się pogotowie. Jeszcze dłużej trwała operacja. Nic jednak nie miało miary dla ojca Anastazji tak długiej jak jej pobyt w szpitalu.
Dziewczynka spala przez 6 miesięcy.
Łukasz
- Manipulator! To przebrzydły manipulator!!
- Nic nie wiesz o manipulacji, Daria. Zupełnie nic...
1
Świat mienił się we wszystkich kolorach tęczy, kiedy otworzyła oczy.
Nad dziewczynką stała grupka ludzi. To jej siódme urodziny. Brązowe włosy sięgające talii były uczesane w dwa warkocze i związane gumkami z plastikowymi wisienkami. Na głowie miała miniaturowy, zloty cylinder umocowany pod podbródkiem cienką gumką. W pokoju szpitalnym rozwieszone były kolorowe zdjęcia i balony. Czwórka kuzynostwa bawiła się głośno w kącie pokoju wykrzykując dziwne nazwy zaczerpnięte z zasad gry.
Na początku nikt nie zwrócił uwagi, że solenizantka zaczęła brać czynny udział w spotkaniu. Siedziała na łóżku z wyprostowanymi plecami i rozglądała się wokół. Nic nie mówiła. Nie była do końca świadoma, co się właściwie dzieje. Wszystkie glosy brzmiały jak echo, a obraz zamazywał się. Wyraźnie widziała tylko kolory. Dużo kolorów. Przemknęło jej przez myśl, że obudziła się w niebie, na środku tęczy.
Pierwsza zauważyła ją kuzynka Anna, mająca wtedy 3 lata. Nagle po prostu przerwała zabawę i zaczęła się w nią wpatrywać.
- Daria! Nasze Ty cudo, nasze wspaniale dziecko!
Zobacz, Waldek! Obudziła się. Mówiłam ci, że potrafi, że to siła woli! – matka z radością zaciskała, to znów opuszczała dłonie, unosząc je ku niebu. Wyglądało to jak modlitwa, hinduskie pokłony, tyle, że wykonane rękoma.
- To niesamowite! Daria, Darusiu, kochanie – ojciec podszedł do dziecka, ściskając je czule. – Mieliśmy taką wielka nadzieję, że jak usłyszysz nas tutaj, wszystkich razem, na pewno się obudzisz. Poczujesz, jak Cię kochamy i jak tęsknimy, Dareńko, nasza wspaniała, nareszcie koniec czekania – uśmiechnął się szeroko, jak tylko potrafił, aż mała Daria zobaczyła jego dziąsła.
Potem zbiegł się personel I Prywatnego Szpitala dla Dzieci. Grupa zaledwie kilku pielęgniarek z oddziału na tym samym piętrze i lekarz główny wypełniła po brzegi mały pokoik dziecka. Daria słysząc ich okrzyki i widząc uśmiechy odnosiła wrażenie, że cały świat wyszedł jej na powitanie.
To wydarzenie pamiętała najlepiej z całego dzieciństwa. Łącznie z kolorami balonów, smakiem szampana dla dzieci, zabawnym kształtem cyfry 6 na torcie urodzinowym.
2
Łukasz nie był dzieckiem sukcesu, małym geniuszem. Nie ozdrowiał z ciężkiego zakażenia, nie zachorował na nic nieuleczalnego. Do dwunastego roku życia był cichym chłopcem, noszącym grzecznie spodnie w kant i krzyżyk na łańcuszku, jak nakazał mu ojciec.
Religia bywa nie głębsza niż tradycja. Utrzymywanie równowagi przyzwyczajeń na jednym poziomie poprzez pokolenia.
- Mam dzisiaj nowy pomysł – powiedział pewnego dnia Łukasz do Alicji, swojej o rok młodszej kuzynki. – będziemy udawać różnych ludzi, ale tak na stałe. W każdym pokoju inaczej. Kto zapomni i przejdzie do pokoju nie zmieniając postaci – przegrywa! – w oczach chłopca pojawił się szelmowski błysk. Dla wnikliwego obserwatora błysk znacznie doroślejszy niż zwykle u siedmiolatka.
Od tamtego momentu bawili się w to nieustannie. Ułatwiał im to dom, który miał kilkanaście pokoi i wiele dodatkowych pomieszczeń.
W bibliotece byli poważnymi profesorami. Poruszali się powoli unikając mimiki twarzy. Pilnowali wzajemnie prostowania pleców i zadzierali podbródki. Pełnym energii dzieciom nie było łatwo wytrzymać w takich pozach, więc nie zostawali tam długo. Traktowali bibliotekę jako pokój przechodni między ich ulubionymi: Pokojem Chwalenia i Salą Kłamstw.
- Ma panna dziś wyjątkowo piękną sukienkę, panno Alicjo. Ah, a z jaką gracją jeździła dziś panna na koniu! Nie podobnym było odwrócić wzroku! – powiedział Łukasz, cytując zwroty z powieści z biblioteki ojca.
- Sprawia Pan, że się rumienię, Sir – uśmiechnęła się Alicja biegnąc w stronę biblioteki. Po przekroczeniu progu zwolniła kroku i prostując nienaturalnie plecy szła, jakby od niechcenia z niewidzialną książką w ręku. – Nasz ogrodnik nie wykazał się w najnowszym projekcie ogrodu. Nie wyliczył dobrze miejsca potrzebnego na róże, przez co rozrosły się nadmiernie – zaśmiała się przyspieszając kroku. – Postacie w bibliotece są żenujące i nudne. Zmieńmy je na coś innego.
- Ale jakie są rzeczywiste.
- Przypominają twojego tatę.
- Daj spokój. Mój tata jest w porządku. Po prostu jest dorosły. Dorośli tacy już są.
- Strasznie go nie lubię. Myślę, że siedzi w nim coś złego.
- Odczep się – powiedział Łukasz obrażonym głosem.
- haha! Nabrałam Cię! Już jesteśmy w Pokoju Kłamstw! – odpowiedziała Alicja dumnym głosem i zaczęli się przezywać. „jesteś brzydka i nigdy nie znajdziesz męża”, „masz nos długi jak Pinokio” – rozbrzmiewało echem w pustej sali z ogromnymi obrazami na ścianach. Jednym z nich była kopia „Stańczyka” Jana Matejki. Zamyślony komik patrzył w dół, w stronę przekomarzających się dzieci. Obojętny na hałasy dobiegające zza ciężkiej kotary wydawał się śnić na jawie. Rozluźniona sylwetka i mowa ciała wyrażająca głęboką zadumę przeczyła kolorowi energii i pasji, który oblewał go od stóp do głów. Stańczyk odpoczywał od zgiełku przyjęcia. Alicja jednak zawsze uważała, że lada moment ktoś po niego przyjdzie. Tylko tu, u nich, na obrazie może odpoczywać tak, ile chce.
3
- Mamo, nie chciałam wcześniej mówić, bo tyle się działo i w ogóle.. ale czy ja nie mam na imię Anastazja?
- Co też, skąd też ci to przyszło do głowy, serduszko? Od zawsze byłaś Darią. Wolałabyś mieć inne imię?
- Nie.. wiesz.. tak tylko pomyślałam, coś mi się pewnie wydawało.
- Pewnie tak, księżniczko. Pomożesz mi ozdobić to ciasto? – mama uśmiechnęła się przyjaźnie.
Daria uwielbiała swoją mamę. Była bardzo mamusiowa. Pichciła torty i pożyczała jej swoje korale, gdy szły do kościoła. Niektóre ciastka robiła nie patrząc nawet do książki z przepisami! Dla córki była bohaterką.
Nie mogła się przecież mylić w tak prostej kwestii jak imię własnego dziecka.
Po kilku miesiącach dziewczynka sama nie była pewna, czy nazywano ją kiedyś Anastazją.
Po roku całkowicie porzuciła chęć rozwiązania zagadki. Tyle miała na głowie, nadrabianie zaległości w szkole, dodatkowe zajęcia.
Swoje wątpliwości opisała tylko w pamiętniku „na wszelki wypadek” - myślała. Ale o nim w końcu też zapomniała.
4
Jesień. Na ziemi wokół klonu utworzył się krąg złotych liści, które z niego spadły. Wszystkie mieniły się diamentowo, wilgotne od stopniałej szadzi. Wyglądało to, jakby słońce rozlało się na ziemi. Klon stał dumnie wyróżniony. Otaczała go aureola poddanych, słabszych braci.
Alicja i Łukasz po śniadaniu poszli do stajni przygotować konie na przejażdżkę. Po drodze zauważyli zloty krąg wokół klonu.
- Zobacz, leżę w promieniach słońca. Cala jestem zanurzona w płynnym zlocie, jak piernik w miodzie. Jestem teraz najdroższą dwunastolatką na świecie. – powiedziała dziewczynka rozmarzonym głosem. Łukasz odwrócił obojętnie głowę w jej stronę. Otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Alicja leżała wśród liści jak królowa noszona przez poddanych. Żółte włosy o rudawym odcieniu okalały jej głowę niczym diadem. Zdawała się zamiast pary wodnej wydychać zloty pył.
- Nie patrz tak. Tylko żartowałam – wstała i otrzepała się z uśmiechem. – Kto pierwszy nad jeziorem? – wskoczyła na brązową klacz galopując w stronę granicy posiadłości.
Chmury przypominające pióra zapowiadały zmianę pogody.
Zmiany posłusznie nadeszły.
5
Daria dorastała spokojnie, jak wszystkie dziewczynki, codziennie plotkując z koleżanką z ławki na temat innych członków klasy. Poza najbliższą jej Agnieszką w klasie raczej nie przepadano za tą niebieskooką, chłodną królową śniegu.
- To przez twoje oczy. Nikt takich nie ma. Wydają się takie zimne. Czasem jak na mnie patrzysz nie wiem, czy żartujesz, czy mówisz serio – powiedział raz do niej szczupły i niski Antoni, z równoległej klasy.
- To tylko oczy. Co na nie poradzę. – uśmiechnęła się szeroko i mrugnęła do niego, bagatelizując słowa, które wydusił z siebie po dwudziestominutowym ich rozważaniu.
Na wypadek, gdyby zwróciła na niego kiedyś uwagę próbował układać piosenki. Tak, wtedy wszystko jej powie, ona rzuci mu się na szyję, a on będzie dla niej śpiewał. Typowy dla Darii, ironiczny uśmiech podczas nuconej niemo melodii zmieniał się w wymarzony ze snów Antoniego – radosny i szczery.
Uśmiechnij się raz jeszcze
Niech przejdą mnie dreszcze
Całemu światu to obwieszczę
Gdyby tylko Daria wiedziała, że miał jej twarz na własność. Jej szczupłe ciało w niebieskiej sukience w białe groszki tańczyło z nim, zanim zasnął. Czarne włosy rozczesywały się posłusznie, budując pięciolinie pod jego piosenki. D-Aria. Aria na D dur. Eksplikował jej imię na tysiące sposobów.
Mógł z nią zrobić, co tylko chciał.
6
Po śmierci Alicji Łukasz nie miał już zupełnie nikogo, z kim mógłby dzielić myśli. Nadal uczył się w domu, a nauczyciele wszelkimi wysiłkami próbowali zmusić go do przyswojenia choćby podstaw. To było najlepsze, zdaniem jego ojca rozwiązanie. Uważał, że do nauki potrzeba ucznia, nauczyciela i skupienia, a tego trzeciego szkoła nie ułatwia.
Chłopiec nie mógł uwierzyć w śmierć przyjaciółki do momentu, aż zobaczył ją leżącą w otwartej trumnie. Kiedy wszyscy wyszli już z kościoła stal nad nią długo wpatrując się w spokojną twarz. Organista kościelny nie chciał przestać grać. Łukasz pomyślał, że muzyka dodaje niepotrzebnego dramatyzmu, gdyż Alicja wygląda na zadowoloną niczym w dniu ślubu nie pogrzebu.
Rozejrzał się, czy nikt nie patrzy. Schylił się i pocałował ją w usta. Nie tak wyobrażał sobie pierwszy pocałunek, gdy zobaczył ją unoszącą się na złotych liściach, jak na falach morskich.
Wciąż miał wrażenie, jakby zaraz miała otworzyć oczy i powiedzieć:, „co ty wyrabiasz?” aż poczuł chłód i nieobecność jej ust. To już tylko ciało. Alicja wróciła do Krainy Czarów.
Silna, głośna muzyka gotycka zaczęła znów odbijać się od strzelistych okien, ścian i kolumn. Gdy docierały tak do niego ledwo wyczuwalne fale dźwiękowe uzmysłowił sobie, że pocałował trupa.
Ponieważ nie miał do kogo mówić, Łukasz zaczął mówić do siebie. Godzinami stał przed lustrem odgrywając rozmowy, które się wydarzyły, lub mogły wydarzyć w ich miejsce.
- Nie chcę, nie pojadę do tej szkoły. Chcesz się mnie pozbyć, bo sprowadziłeś sobie tą... – urwał. Ćwiczył to zdanie i inne jego wersje na wiele sposobów. Żaden nie poskutkował. Przekonanie ojca nie było tak łatwe jak namówienie kucharki by po raz dziesiąty usmażyła naleśniki na obiad. Potrafił także wyperswadować lekarzowi, że zwykły, suchy kaszel utrudnia oddychanie na tyle, że musi go zwolnić na jakiś czas z przyjmowania nauczycieli. Ojciec, dziedzic angielskiego lorda nie potrafił jednak poradzić sobie z osobowością syna, która nie pasowała do sposobu, w jaki go wychowywał. Kłamstwa, które chłopak recytował z łatwością, z jaką zapina się guzik przy koszuli martwiły ojca coraz bardziej. Drżał na wspomnienie dezaprobaty, jaką wyraził proboszcz na kolędzie. „Pański syn jest zły. Z premedytacją robi to, co robi. Uratuje go towarzystwo ludzi dobrych i niezepsutych. Proszę szybko interweniować, póki nie jest za późno”.
Postanowił wysłać go do niepaństwowej szkoły z internatem, niczym instrument do stroiciela. Prowadzona przez zakonników placówka miała być wybawieniem dla duszy Łukasza. Pomocnicy Boga mieli wskazać mu drogę prostą, gładką, asfaltową, jaką podąża większość ludzi.
Często, kiedy Łukasz zasypiał, recytował jak litanię ulubione linijki wierszy. To dla Ciebie, Alicja.
Czym jestem, kim jestem. Rolą, głosem, słowem „nie”. Jestem Chrystusem Buntownikiem. Czasem widać mnie, czasem ukrywam się. Żyję, lub umieram, kiedy tylko chcę.
Wszyscy pragną wiedzieć, skąd tą siłę mam. Nie pozwolę, nie otworzę Skrzynki z Twoim Ja. Moja tajemnico.
2
dlaczego z dużej?- Dziecko, słuchaj matki, bo sam się z Tobą rozprawię jak wrócisz!
zbędne. Domysł jest bardzo intuicyjny.zawtórował matce ojciec gniewnym głosem.
zbędne.Zaczerwieniony na karku ze zdenerwowania ojciec dziewczynki ruszył za nią,
[1] - zbędneNagły hałas klaksonów [1]różnych samochodów i głośny trzask zatrzymał go. Oszołomiony, zatrzymał się na chodniku patrząc [2]przez chwilę, jak ciało jego córki przelatuje w powietrzu nad hamującym wciąż samochodem.
[2] - także zbędne.
Poza tym, powtórzenia: samochody, zaimki (jego, go), zatrzymał,
sześć.Dziewczynka spala przez 6 miesięcy.
Ci ludzie to siódme urodziny?Nad dziewczynką stała grupka ludzi. To jej siódme urodziny.
trzy.mająca wtedy 3 lata.
z dużej.Mówiłam ci, że potrafi, że to siła woli! – matka
Rozumiem ogólnikowość informacji, ale żeby aż tak? Jaki to szpital ogólny dla dzieci? Jaki to lekarz główny? Szpitale to placówki wyspecjalizowane: mają swoje przymiotniki, lekarze tak samo. Lekarz prowadzący, chirurg, anestezjolog itd., itp.Potem zbiegł się personel I Prywatnego Szpitala dla Dzieci. Grupa zaledwie kilku pielęgniarek z oddziału na tym samym piętrze i lekarz główny
Widzisz, że te zdanie nie niesie ze sobą żądnych informacji? Nie ma znacznika, jak głęboka była tradycja, to też ciężko sobie wyobrazić religijność rodziny.Religia bywa nie głębsza niż tradycja.
Czy mogłaby być cudzą jego kuzynką?dnia Łukasz do Alicji, swojej o rok młodszej kuzynki.
Od razu przejdę do sedna. Zgubiłem się czytając to dwa razy. Albo to jest tak pokręcone i czegoś tu brakuje, albo nie dostrzegam sprawy oczywistej.
Nie mniej, wszystko, co zawarłaś w tekście jest intrygujące. Wciągnęło, kazało myśleć (chociaż, na próżno) i dociągnęło do końca.
Przeanalizuję mój tok myślenia (pewnie błędny): Anastazja ma wypadek (ciach), Daria budzi się w szpitalu (?). Alicja i Łukasz bawią się w domu (ciach), Daria jest w szkole (ciach), Alicja umiera. Łukasz idzie do internatu.
Czego mi tu brakuje? Minimalnego wytłumaczenia dla zamiany osobowości i co z tym wszystkim ma Łukasz wspólnego.
Pomijając rzecz najważniejszą, czyli odbiór... W ciekawy, plastyczny i pełen prawdy sposób ukazałaś dziecięcy świat. Zabawy, gesty i słowa są naprawdę świetnie poprowadzone. Intryga (szpital i zamiana imion) całkiem piorunująco wpłynęła na moje odczucia, ale... no właśnie, nic z tego nie wywnioskowałem, mimo usilnych starań.
Niestety, w parze z tymi pochwałami idą słowa dotyczące warsztatu. Za dużo wpychasz w ładne zdania - po prawdzie - gdyby wyciąć takie krzaczki, które wskazałem, tekst byłby bardzo dobry i odbiór nie nastręczałby problemów. Masz ciekawy styl, dobre oko i pióro - przenosisz świat w ciekawy sposób na papier i tylko nadgorliwość do upychania informacji psuje ogólny efekt. No, a teraz, proszę mi na PW wyjaśnić, o co tutaj chodzi...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
3
No a mogła jakimiś innymi?dziecięcymi nóżkami
Literówka, która zdarza się kilka razy.zloty cylinder
Napisałbym "Alicjo".To dla Ciebie, Alicja.
Eeee? O so chozi?Czym jestem, kim jestem. Rolą, głosem, słowem „nie”. Jestem Chrystusem Buntownikiem. Czasem widać mnie, czasem ukrywam się. Żyję, lub umieram, kiedy tylko chcę. Wszyscy pragną wiedzieć, skąd tą siłę mam. Nie pozwolę, nie otworzę Skrzynki z Twoim Ja. Moja tajemnico.
Opowiadanie nawet ciekawe. Wciągnęło mnie. Masz problemy z interpunkcją, ale to da się naprawić. Bohaterów jest dużo i jak się czyta to trochę nie wiadomo o kim. Myślę, że jakbyś dłużej to pociągnęła i rozwinęła, to spokojnie dałoby się poznać bohaterów. Opowiadanie od połowy leci na łeb na szyję, tylko po to, aby się szybko skończyć. Moim zdaniem zbyt szybko. Postaci aktora w ogóle się nie przyjrzałem, bo było jej zbyt mało. A chyba byłaby ciekawa – skoro tytułowa.
Generalnie interesujące, postacie są prawdziwe, chce się je poznać, dowiedzieć się całej historii, a Autorka niestety podaje nam ją w krótkich zajawkach, które są jak zwiastuny filmów w kinie puszczane przed głównym seansem. Niektóre zaciekawiają, niektóre są okropne, ale jednak chciałoby się zobaczyć całość.