"Lodówka pełna mięsa" [SF]

1
    Aaaaaah, cóż za potworny ból przeszył moją skroń. Próbowałem podnieść powieki, lecz
okazało się to niemożliwe. Starałem się przypomnieć sobie, co robiłem wczorajszego wieczoru, lecz tańczące w mojej głowie obrazy jakoś nie chciały się zlać w jedną całość. I znowu to uczucie, tak jakby tysiące małych igieł wbijało mi się w mózgownicę. To był niewątpliwie kac. Z całą pewnością coś piłem, ale co, tego teraz nie byłem w stanie stwierdzić. Z trudem podźwignąłem się na nogi i poszedłem do dyspozytora tabletek, bo w końcu nadszedł czas posiłku. Sam byłem tradycjonalistą i wolałem coś sobie upolować na obiad, lecz mój stan nie pozwoliłby mi nawet porządnie zawiązać butów. W klawiaturę przy dyspozytorze wpisałem słowo KAC, by już po chwili wyskoczyła z niego podłużna kapsułka. Po jej zażyciu od razu poczułem się lepiej. Zaraz potem połknąłem śniadanie - czysta chemia w postaci trzech bladoniebieskich tabletek. Na nic jednak lepszego nie mogłem teraz liczyć. Padłem na łóżko i zasnąłem głębokim snem.
    Obudziłem się około drugiej. Wstałem, umyłem się, opatrzyłem drobne skaleczenia, już teraz pamiętając, że w jednym z barów rozpętała się bójka. Nadszedł czas, bym wyruszył na łowy. Należało zaopatrzyć lodówkę w mięso, by choć na kilka dni uwolnić się od tych przeklętych tabletek. Ubrałem się w mój "roboczy" strój - buty wiązane aż po łydki, czarne, wyposażone w mnóstwo kieszeni spodnie, koszulka ze wzmocnieniami na plecach w razie upadku z dużej wysokości, kamizelka wyposażona w różnej wielkości kieszonki, oraz długa skóra. Miałem też oczywiście broń. Dwa małe pistolety typu T600X oraz długa, zrobiona z nieznanego mi metalu, katana były wspaniałą bronią na zwierzęta, wszelkie potwory, bestie i mutantów, w skrajnych przypadkach na ludzi. Tylko głupcy wychodzili na ulicę bez broni. Tak, czujność przede wszystkim.

***

    Wielopiętrowe kondygnacje mieszkań ciągnęły się w głąb ziemi. Ciemne metalowe budynki, ślepe uliczki czy zakamarki stawały się kryjówkami wszelkiej maści stworzeń. W gąszczu metalowych rur, sklepów i różnego rodzaju kramików łatwo się można zagubić. A dla niedoświadczonych był to wyrok śmierci. Liczne uliczki krzyżowały się ze sobą tworząc sieć rozległych labiryntów. A ja właśnie taką uliczką szedłem.

Nagle zza rogu wyskoczył jakiś facet krzycząc:

- Koniec świata jest bliski. Świat chyli się ku upadkowi. Nie dajcie się zwieść pozorom to nastąpi już jutro. Schowajcie się w domu i tam czekajcie na najgorsze - facet uczepił się mojej skóry, po czym wyszeptał mi do ucha - Zginiesz, na pewno zginiesz. Nie przeżyjesz dzisiejszego dnia.

    Chwilę potem poczułem jak mój pistolet wysuwa się z kabury. Zareagowałem momentalnie. Wiedziałem, że muszę działać szybko. Odskoczyłem w tył robiąc unik i wtedy usłyszałem pierwszy strzał, na szczęście chybiony. Odruchowo sięgnąłem po mój miecz. Obracając się tyłem do napastnika zrobiłem salto w tył, słysząc jednocześnie drugi wystrzał z pistoletu. Złapałem go za rękę w której trzymał pistolet i wykręciłem ją do tyłu.Starzec zawył z bólu, a ja, nie tracąc czasu, obróciłem się o 360 stopni trzymając w ręku wyprostowany miecz. Głowa faceta zsunęła się z karku. Chowając broń rozejrzałem się czujnie, choć było tak jak podejrzewałem - nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.

    Nadal jednak nie miałem nic do jedzenia, a od ostatniego "posiłku" minęło już dobrych kilka godzin. Postanowiłem, że muszę zejść w jakieś ciemniejsze i głębsze miejsce by znaleźć coś, czym mógłbym się pożywić. Schodząc coraz to niżej, coraz bardziej zagłębiałem się w ciemność. Miałem jednak coś co mi pomagało. Pewną umiejętność, która na drodze ewolucji ujawniła się u wielu osób. Niczym u kota, w chwili gdy ogarniał mnie mrok, moje źrenice rozszerzały się, pozwalając mi widzieć w ciemności.

Nagle coś złapało mnie za ramię. Momentalnie wyciągnąłem swoje pistolety i wycelowałem je w postać stojącą tuż obok mnie.

- I po co te nerwy - wypowiedział stojący przede mną człowiek - nie ma się czego bać.
- Ostrożności nigdy nie za wiele, a po za tym, lepiej być przygotowanym.
- To fakt. Pełna gotowość. Hehehe.
- Co cię tak rozbawiło.
- Nic, nic po prostu miło, że wpadłeś na kolację.
- Tak, a co jest do jedzenia, tylko nie mów że tabletki.
- Jakże bym śmiał. Tyyyyyy jesteśś naaa o o ooobiad.


    Ubranie owego człeka momentalnie zaczęło się rwać, tak że po chwili stanął obok mnie najprawdziwszy tygrys. Był to Fanimal - rodzaj człowieka który może zamienić się w zwierzę - w tym przypadku w tygrysa. Momentalnie skoczył mi do gardła, a ja momentalnie zrobiłem unik. Wielkie zębiska i ogromne pazury zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wyciągnąłem swe pistolety, jednak nie zdążyłem wystrzelić. Ogromne zwierzę rzuciło się na mnie i impetem swego ciała wytrąciło mi je z ręki. Teraz wyposażony byłem już tylko w miecz. Zwierzę przygotowywało się do skoku, a ja do ataku. Gdy tygrys wyskoczył w górę ja wykonałem paradę obracając się bokiem do zwierzęcia. Wykonałem wtedy szybko pchnięcie i zwalony tygrys padł na ziemię. Gdy odwróciłem się by pójść po pistolety, zwierzę ponownie zaatakowało. Resztką sił udało mu się wbić zęby w mój płaszcz nie przebijając jednak ochronnej odzieży, po czym machnięciem łapą wytrąciło mi mój miecz. Nie wiedziałem co mam robić, więc rzuciłem się do ucieczki. Szybko biegam i mam dobrą kondycję, lecz się potknąłem i upadłem. Wielki zwierz niechybnie by mnie pożarł, gdyby nie to, że tuż pod ręką wyczułem pistolet. Odbezpieczyłem go zmieniając typ strzałów na AUTOMAT po czym wyładowałem całą serię w pysk zwierzęcia. To już na pewno zabiło zwierzę. Odnalazłszy swoją broń, uradowany, z tygrysem na plecach ( Fanimale gdy umierają pod postacią zwierząt to nimi zostają ) wróciłem do domu.

2
Znowu czytam tekst, po 10h pracy, to nie wróży niczego dobrego, ale spróbujmy.

wielka_stopa pisze:Ubrałem się w mój "roboczy" strój - buty wiązane aż po łydki, czarne, wyposażone w mnóstwo kieszeni spodnie, koszulka ze wzmocnieniami na plecach w razie upadku z dużej wysokości, kamizelka wyposażona w różnej wielkości kieszonki, oraz długa skóra.
Normalnie Neo z matrixa stanął mi przed oczami, no i te powtórzenia.
wielka_stopa pisze:Dwa małe pistolety typu T600X oraz długa, zrobiona z nieznanego mi metalu, katana były wspaniałą bronią na zwierzęta, wszelkie potwory, bestie i mutantów, w skrajnych przypadkach na ludzi.
zajechało nieco tandetą z horroru klasy C, ale zobaczymy co będzie dalej.
wielka_stopa pisze:Wielopiętrowe kondygnacje mieszkań ciągnęły się w głąb ziemi
kondygnacja = piętro, więc mamy masło maślane
wielka_stopa pisze:Odruchowo sięgnąłem po mój miecz
bez zaimka, psuje rytm zdania.
wielka_stopa pisze:Chwilę potem poczułem jak mój pistolet wysuwa się z kabury. Zareagowałem momentalnie. Wiedziałem, że muszę działać szybko. Odskoczyłem w tył robiąc unik i wtedy usłyszałem pierwszy strzał, na szczęście chybiony. Odruchowo sięgnąłem po mój miecz. Obracając się tyłem do napastnika zrobiłem salto w tył, słysząc jednocześnie drugi wystrzał z pistoletu. Złapałem go za rękę w której trzymał pistolet i wykręciłem ją do tyłu.
trochę za dużo tutaj tych pistoletów ;)
wielka_stopa pisze:obróciłem się o 360 stopni trzymając w ręku wyprostowany miecz.
Jeśli miecz może być wyprostowany, to ja chcę zgięty, normalnie zgięty jak bumerang :D
wielka_stopa pisze:Niczym u kota, w chwili gdy ogarniał mnie mrok, moje źrenice rozszerzały się, pozwalając mi widzieć w ciemności.
u każdego normalnego człowieka w ciemności rozszerzają się źrenice. Kot lepiej widzi w mroku, gdyż ma w oczach dodatkową błonę, która odbija i zwiększa dostawę światła do soczewki.
wielka_stopa pisze:Momentalnie skoczył mi do gardła, a ja momentalnie zrobiłem unik.
to nie brzmi najszczęśliwiej.
wielka_stopa pisze:Wielkie zębiska i ogromne pazury zrobiły na mnie ogromne wrażenie.Wyciągnąłem swe pistolety, jednak nie zdążyłem wystrzelić. Ogromne zwierzę rzuciło się na mnie i impetem swego ciała wytrąciło mi je z ręki
dalej nie jest lepiej, znowu powtórzenia. A dodatkowo wyrzuciłabym te dwa zaimki, są zupełnie nie potrzebne.
wielka_stopa pisze:Szybko biegam i mam dobrą kondycję, lecz się potknąłem i upadłem
łamaga ;)

Tak po prawdzie, to nie wiem, co mam napisać na podsumowanie. Przeczytałam, choć za wiele nie wyniosłam z tej lektury. Sporo potknięć, także interpunkcyjnych, których nie chciało mi się wypisywać, co dość mocno zaburza przyjemność czytania. Ponadto bohater wydał mi się jakiś niespójny, z jednej strony taki macho, zabijaka, wojownik, a jak przyszło co do czego, to z jednym tygryskiem sobie nie może poradzić i musi się salwować ucieczką. Ogólnie mam wrażenie, ze cała para poszła w gwizdek.
Świat też nie został zbyt dobrze zarysowany, z jednej strony opisujesz jakieś detale, a z drugiej brak opisu całość, jakiegoś jednego czy dwóch zdań, które pozwoliłyby czytelnikowi ogarnąć twoją wizję wzrokiem, zobaczyć ten świat, w jakim żyje bohater. To bardzo ważne i trudne zarazem, bo ty masz to miasto przed oczami i musisz sprawić, by czytelnik też je zobaczył. W przeciwnym razie nasz protagonista porusza się w próżni, wypełnionej nieskładnymi rzeczami (jak na niedokończonym obrazie). Dobrze, kończę te wywody.
Ogólnie tragicznie nie jest, ale mogłoby być dużo lepiej. Wiele pracy przed tobą.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

3
To co najbardziej mnie ubodło to brak klimatu, sztampowość opisu oraz dialogi.

a) Brak klimatu - opisujesz wszystko bez polotu, często zbyt szybko, czytelnik nie ma czasu zadomowić się w nowej sytuacji, a już się coś dzieje. Poza tym to wszystko jest znane, było wałkowane setki razy. Ludzie zmieniający się w zwierzęta, opuszczone podziemia i twardziele, którzy je przemierzają. Nie dość, że nie jest to napisane w jakiś interesujący sposób to jeszcze nudzi;

b) sztampowość opisu - napisała o tym Miko - ja już widziałem Neo w Matrixie, nie muszę go mieć tutaj. Ogólnie schemat dwa gnaty + super cool katana jest mocno przeżuty, takie rzeczy czytelnika raczej śmieszą/nużą niż wywołują zamierzony efekt;

c) dialogi - pierwszy zgrzyt przy Panu Koniec Świata - jego monolog jest drewniany, zbyt nagły, właśnie tutaj też mocno widać brak klimatu. Zamiast wszystko poprowadzić wolniej, zgrabniej, to Ty w jednym zdaniu wyskakujesz z jakimś mężczyzną, a w następnym dajesz jego monolog o końcu świata. Za szybko, bez polotu i zbyt sztucznie. W następnym "mówionym" miejscu jest jeszcze gorzej. Dialog z fanimalem (dobrze, że nie animagiem) wypada bardzo plastikowo. Naprawdę. Bardzo. Aż ciary przechodzą. Dzieje się zbyt szybko (możesz wpleść między poszczególne kwestie jakieś opisy), ich rozmowa jest zbyt drewniana, a rzeczy w rodzaju "hehehe" czy "Tyyyyyy jesteśś naaa o o ooobiad" strasznie, strasznie, absolutnie strasznie marne. Wystrzegaj się takich zagrań jak ognia.

Czy coś mi się podobało? Tytuł jest niezły, no i masz jako taki warsztat, wymaga jeszcze wielu szlifów, ale tylko on sprawił, że doczytałem do końca. Tak więc - ćwicz, ćwicz, czytaj, dużo czytaj, ćwicz, pisz. Powodzenia. :)

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Witam.
O rany. Zastanawiam się od czego tu zacząć...

Napiszę od razu - opko mi się w ogóle nie podobało.
Jest po prostu słabe. Masz całą masę powtórzeń a jeżeli do tego dołożymy słabą fabułę dla dzieci Neostrady, wyjdzie nam niezjadliwa papka którą tutaj serwujesz.
A szkoda.

Tekst leży z dwóch stron:
- warsztatowej - masa powtórzeń o których już pisałem, słabe dialogi oraz opisy
- fabularnej - podjąłeś bardzo wyświechtany i sztampowy temat, o jakim można sobie pomyśleć.

Ja bym w ogóle całe to opko wywalił w diabły i zaczął od początku. Jakoś inaczej. Nic tu nie pasuje - ani postapokaliptyczna wizja z mutatntami, ciemnymi korytarzami czy tabletkami zamiast jedzenia. Wszystko wygląda jak jakiś misz-masz z kilku tandetnych filmów klasy C.

Wybacz, ale tak to odczuwam.
Przypatrz się:
przxykłąd powtózenia zarzynającego opko:
Obracając się tyłem do napastnika zrobiłem salto w tył, słysząc jednocześnie drugi wystrzał z pistoletu. Złapałem go za rękę w której trzymał pistolet i wykręciłem ją do tyłu.

i sens i logika akcji ( mowa o wytąconych pistoletach) :
Ogromne zwierzę rzuciło się na mnie i impetem swego ciała wytrąciło mi je z ręki...Nie wiedziałem co mam robić, więc rzuciłem się do ucieczki.Szybko biegam i mam dobrą kondycję, lecz się potknąłem i upadłem. Wielki zwierz niechybnie by mnie pożarł, gdyby nie to, że tuż pod ręką wyczułem pistolet.
Dla mnie to bez sensu - tygrysołak wybija bohaterowi pistolety a ten potem rzuca się do ucieczki ( a więc w domyśle BIEGNIE) i nagle potyka się i cudownie trafia na lezący pistolet.
W ogóle cała scena walki z fanimalem (i z Panem Koniec Świata też ) jest strasznie drętwa. musisz koniecznie poćwiczyć opisy.

Tyle z mojej strony. Czekam na coś, co mnie zachwyci.

Pozdrawiam.
Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”