No ok, w sumie po to się tu zarejestrowałem żeby to właśnie rzucić wam na pożarcie. Wszelkie uwagi mile widziane - uwielbiam konstruktywna krytykę.
[hide=Ważne!!!]W opowiadaniu znajdują się treści mogące zostać uznane za pornograficzne, obrzydliwe, okrutne, czy odpychające, a także morderczo śmieszne, zaleca się więc raczej nie spożywać posiłków podczas czytania. Można się udławić albo zapaćkać sobie monitor. A po co?[/hide]
Kto by chciał więcej, wystarczy poszukać, opowiadanko jest na innym forum, ale nie wiem czy tu można linki wrzucać (pewnie nie).
OK, to zaczynamy:
Powrót
Postać w kapturze stanęła u wejścia do groty, podnosząc głowę ku gwiaździstemu niebu. Mistrz. Ten który wszystkiego go nauczył, odszedł już na zawsze, wraz z ostatnimi promieniami słońca. Ciężkie westchnienie zmąciło nocną ciszę. Patrzący w gwiazdy wiedział, że oto nadeszła chwila, gdy sam musi wyruszyć do tego miejsca, sam, bez mistrza. I choć minęło już co prawda kilka dni od straszliwych zdarzeń, to myśl o postawieniu tam stopy wciąż go przerażała, wywołując dreszcze. Krzyki jego braci i sióstr, mordowanych przez metalowe potwory, cały czas powracały w snach, no i te zombie… Przełknął ślinę. Mistrz wspominał mu, że zabici tam mogą się w nie przemienić i chcieć go pożreć, gdy tylko się zbliży.
Ale on przecież musiał tam pójść! Musiał, by zmierzyć się i zwyciężyć demony przeszłości i przekonać się, czy czasem ktoś jednak nie przeżył, choć po tak długim czasie nie spodziewał się nawet znaleźć jakichkolwiek resztek. Z pewnością wszystkie zostały już pożarte przez leśne zwierzęta.
Spojrzał po raz kolejny w gwiazdy, jakby od nich oczekując rady, czy podpowiedzi, te jednak tylko błyskały radośnie, raz po raz ukrywając się za niewielkimi chmurkami. Westchnął ponownie i ruszył przed siebie.
Maszerujący leśną ścieżką, co chwilę oglądał się za siebie, z przekonaniem, że oto ktoś go obserwuje. Kilka też razy ukrył się w zaroślach, odbierając znajdujące się przed nim cienie za znak obecności jakiejś istoty, z całą pewnością straszliwej bestii. W takich momentach zawsze, na końcu języka, miał słowa, które były jego jedyną bronią. Słowa wywołujące potężną magiczną moc. Moc. Czuł ją od zawsze i już nie raz uratowała mu życie i pewnie gdyby wtedy był w wiosce, cześć jego braci mogłaby przeżyć. Los jednak nie dawał mu czasu na rozmyślania, oto bowiem kolejny straszliwy cień przemknął pośród drzew. Las wokół zaszumiał, pobudzony nagłym podmuchem wiatru. Wędrowiec szybko skoczył w zarośla przywierając do ziemi i nasłuchując, czy to po raz kolejny tylko jego strach, czy tym razem naprawdę jakaś potwora. Odczekał kilka minut w towarzystwie swego kołatającego serca, upewniając się, że jak na razie nic mu nie grozi i gdy tylko się uspokoiło, ruszył dalej.
„Gdzie jesteś, Mistrzu!”
Wschodzące słońce zaświeciło w twarz niewielkiej postaci, gdy ta stanęła na polanie. Podniesiona ręka przysłoniła oczy i przybysz rozejrzał się dookoła. Wioska koboldów. Jego wioska.
Poranna rosa powoli spływała z budzących się traw, pośród których już od dawna tętniło życie. Niewielkie mrówki biegały tu i ówdzie, poszukując pożywienia, jakiś ślimak wędrował przed siebie, niewielki chrząszcz toczył małą kulkę. Kolejny zwykły dzień.
Wzrok wędrowca pobiegł w stronę polany, a jego oczy rozszerzały się. Nory i zgliszcza prowizorycznych zabudowań, nawet mimo delikatnego światła poranka, wyglądały straszliwie przygnębiająco. Wspomnienia odżyły. Gdzieś w oddali ptak rozpoczął swój poranny koncert, napełniając okolicę radosnym dźwiękiem. Przytłoczona rozpaczą postać w kapturze upadła na kolana, dłonie opierając na ziemi. Stary szaman miał jednak rację, powinni zostać w górskich jaskiniach. Tyle, że tam było jednak zdecydowanie mniej pożywienia niż tutaj, choć, gdyby wiedzieli, że to się tak skończy, z pewnością by tam zostali. Ale przecież nie wiedzieli!
…
„Czy to jest granica świata? A to? A tutaj? A tutaj trochę inne? Czy to to samo? O!”
- Aaaaa!
Młoda koboldzica stała przerażona nad rozbitym jajkiem. Jej oczy patrzyły na zielonkawe skorupki, spod których wystawało coś niewielkiego. Drobna, jasnoróżowa łapka i piękny, malutki ogonek. Jej paszcza i dłonie zaczęły drżeć, a oddech stał się płytki, niczym po ucieczce przed lisem. A przecież chciała tylko przenieść je bliżej ogniska. Jej pierwsze, wspaniałe jajeczko.
- Aaa! Krzywy Ryju! Ratuj!
…
Mały jaszczur wstał, powoli dochodząc do siebie. Podniósł wzrok. Na polanie nie było już żadnych ciał, najwyraźniej leśni mieszkańcy wszystkimi się już zajęli. Mimo tego przybysz zaczął przeglądać i przeszukiwać zgliszcza, w nadziei, że może jeszcze znajdzie coś przydatnego, lub kogoś, kto jakimś cudem ocalał. Nieostrożny, potknął się na jednym z wystających kamieni, padając twarzą w popioły.
- Pomocy! Kurwa! Pomocy!
Usłyszał znajomą mowę. Akcent był jednak bardzo dziwny. Rozejrzał się, wsparłszy na rękach, by zlokalizować źródło dźwięku, nikogo jednak nie dostrzegł. Przysłuchał się uważniej. Głos zdawał się dochodzić gdzieś z krzaków.
Spełnione życzenie
- Jest tam kto? Słyszę cię, gnoju!
Kobold miał teraz pewność, że wołanie dochodziło z pobliskich zarośli. Podniósł się i biorąc w swe małe, chude ręce znaleziony po drodze patyk, powoli i ostrożnie poruszał się w ich kierunku. Rzucił okiem na trzymana w ręku gałązkę, wziętą chyba dla lepszego samopoczucia, niż ochrony i przełknął ślinę. A co jeśli… Głos jednak jak na razie nie odzywał się ponownie i kobold, nie niepokojony, dotarł w końcu do celu. Serce mu waliło, choć nie wiedział, czy bardziej ze strachu, czy odczuwanej nadziei. Odgarnął krzaki.
Tuż przed nim, leżała spora, drewniana skrzynka. Pułapka na szczury. Mały gad delikatnie trącił ją patykiem, na co natychmiast usłyszał:
- No! Wypuść mnie! No kurwa, na co czekasz?!
Przestraszony kobold odskoczył. Najwyraźniej ktoś w jakiś sposób dostał się do pułapki i został w niej uwięziony. Jaszczur zastanawiał się, któż też to mógł być. Jego bracia byli przecież za duzi by się w niej zmieścić, a zwierzęta przecież nie mówią. A może to był jeden z tych maluchów, które zawsze szalały po wiosce? On przecież też kiedyś takim był. No ale jaki z nich mówiłby tak dobrze? Kierowany ciekawością zbliżył się i zajrzał przez szczelinę pomiędzy ściankami.
To co ujrzał niezwykle go zdziwiło, w pułapce wcale nie było małego kobolda, a szczur. Tak. Zwyczajny szczur. „No nic,” przebiegło przez głowę gada, „przynajmniej obiad będzie. Ale, skoro w środku jest szczur, to kto woła?” Nagle go jednak olśniło. Wszak wołający wcale nie musiał być „w” klatce, mógł przecież, równie dobrze, znajdować się i „pod”.
Powoli zabrał się za przesuwanie pułapki, niezdarnie ją obracając.
- Aaa! Kurwa! Co robisz ciulu! – odezwał się głos, na co kobold natychmiast puścił drewnianą skrzynkę, ponownie odskakując. Teraz był już pewien, że dźwięk dochodził ze środka, albo miał więc do czynienia z gadającym szczurem, albo w klatce był ktoś jeszcze!
- Kim jesteś, jesteście? – zapytał z podejrzliwą miną.
- Ja? – zapytał głos z pułapki. – Jestem Nekrus Porywczy, a ty?
- Koboldem.
- Kurwa, co za dzień. – Głos na chwilę umilkł, po czym kontynuował. – A jak cię zwą?
- Vivo.
Niewielka chmurka przysłoniła słońce, gdy przedstawiający się jako Nekrus analizował odpowiedź kobolda.
- Tak więc, drogi Vivo, czy mógłbyś mnie uwolnić? – Uwięziony zadał to pytanie wyjątkowo spokojnie i miło. Kobold zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Póki szczur był w klatce, nie był zagrożeniem, ale na wolności, był to przeciwnik zbyt silny jak dla jednego kobolda. No, przynajmniej dla takiego jak Vivo. Zmieszany gad podrapał się po głowie,
wciąż nie będąc do końca pewnym, z czym tak naprawdę prowadzi rozmowę. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z obiadem!
- Boję się. A nie zrobisz mi krzywdy?
Szczur westchnął na swój zwierzęcy sposób, po czym odpowiedział:
- A po co bym miał to robić, debi… – uciął w pół zdania, lecz przypomniawszy sobie, z kim ma do czynienia, kontynuował – …lu. Uwolnij mnie, to spełnię twoje życzenie.
Kobold rozszerzył oczy. Kiedyś słyszał coś o istotach spełniających życzenia, nawet w księgach mistrza coś o nich pisało, nie było tam jednak wzmianki o szczurach. Nie znaczyło to jednak, że taki przypadek nie mógł by mieć miejsca. Szybko przemyślał sprawę, podszedł i otworzył pułapkę.
Nekrus widząc otwarte drzwiczki wyszedł przez nie dostojnym, o ile można tak to określić, szczurzym krokiem, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie. Delikatnie też najeżył swą czarną, zwierzęcą sierść, chcąc sprawić jak największe wrażenie.
- No to, chcę… – Vivo zamyślił się. Jedno życzenie to mogło być trochę mało przy jego oczekiwaniach, musiał więc zrobić coś, co pozwoliłoby zrealizować więcej marzeń.
Po chwili, sam zaskoczony swym geniuszem, rzekł szybko do szczura:
- Chcę mieć więcej życzeń!
- Zrobione – odrzekł natychmiastowo Nekrus.
Poszło gładko. Uradowany kobold zatarł ręce, oto bowiem miał więcej, dużo, dużo więcej życzeń!
Ale ile? No właśnie. Ile? Ciekawość wzięła górę.
- No, a ile ma tych życzeń teraz? – zapytał.
- No, nie mogę ci powiedzieć, chyba, że sobie zażyczysz.
Mały gad zastanowił się chwilę. Nic wszak nie ryzykował i tak przecież zostaną mu jeszcze inne życzenia.
- No dobrze, to życzę sobie.
- Jeszcze jedno – rzekł szczur.
- Jak to?
- No tak, to. Kurwa. Chciałeś więcej - dwa dostałeś, jedno już wykorzystałeś – odrzekł Nekrus, zadowolony, że tak pięknie mu się zrymowało.
Na pysk kobolda wstąpił wyraz porażki. Po chwili jednak opanował się i wzruszył ramionami.
- No to jeszcze raz chcę więcej.
- Nie możesz. – Mówiąc to szczur rozejrzał się dookoła.
- A czemu? Życzę sobie – rzekł, pamiętając sytuację sprzed chwili.
- Życzenia nie mogą się powtarzać. - Szczur wciąż rozglądał się dookoła jakby czegoś szukając. – Taka zasada.
Kobold skrzywił pysk urażony tą odpowiedzią, nie miał już jednak zamiaru pytać skąd ta zasada, bojąc się, że będzie to wymagało poświęcenie jego ostatniego życzenia. Postanowił pozostawić je na później. Na pewno się przyda.
- Dobra, Fifo, nie wiem jakie masz tam kurwa plany, ale ja muszę iść odszukać mojego mistrza. Chcesz, możesz iść ze mną, nie, to stracisz życzenie. Co wybierasz?
Kobold chciał poprawić szczura, odnośnie wymowy swego imienia, ten jednak mówił szybko i nie dał sobie przerwać. Vivo rozejrzał się jeszcze raz po polanie. Wszystko wskazywało na to, że nie miał tu już nic do roboty, a nie chciał tracić życzenia. Dodatkowo, szczur wspomniał coś jeszcze o jakimś mistrzu. Mistrz. Może to ten sam który opiekował się nim? Rzecz wymagała sprawdzenia.
- Dobra, idę z tobą.
Szczur tylko zamrugał oczami po czym ruszył przed siebie. Gdy jednak uszedł kilka kroków, zatrzymał się.
- Gdzie jest najbliższa wioska? – zapytał.
- Tu – odrzekł kobold wykonując ogarniający ruch ręką.
Nekrus zmarszczył nosek. Jego nowy kompan, nie dość że był koboldem, to jeszcze debilem.
- Nie, kurwa, koboldów. Ludzi? Elfów? Gnomów? Ale nie, kurwa, koboldów. Jasne?
Vivo zastanowił się. Podniesiony głos szczura niezbyt mu się podobał, ale ten używał go już od pierwszego momentu, widać więc tak miał.
- No, to by było… – Podrapał się po głowie. – Jakieś dwa dni stąd.
- No dobra, to prowadź.
- Ale… – Vivo zamilkł na myśl o ludzkiej wiosce. – Oni tam nie lubią koboldów. Jak jakiegoś zobaczą to zaraz rzucają kamieniami i innymi tymi... A. I szczurów chyba też nie lubią.
Nekrus popatrzył na niego z błyskiem w oczach.
- Najwyżej zażyczysz sobie, by ich szlag trafił i nie sprawią problemu.
- Racja. – Vivo musiał przyznać rację nowemu znajomemu, choć nie za bardzo orientował się, co to znaczy być trafionym przez szlak. Spojrzał tylko pod nogi próbując to sobie jakoś wyobrazić. Bezskutecznie.
- No, a nie mogli by po prostu… nie wiem… zniknąć?
- Przecież mówię. – Szczur lekko pokręcił łebkiem. - Dobra, prowadź – nie dodał już nic więcej, zresztą cóż by tu jeszcze mógł dodać, prócz paru przekleństw.
Vivo wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Najwidoczniej nie będzie mu dane wiedzieć, jak to jest być trafionym przez szlak i choć dobrze wiedział, gdzie znajdowała się ludzka wioska, to sam z pewnością by się tam nie udał, jednakże szczur spełniający życzenia zupełnie zmieniał postać rzeczy.
Przez umysł kobolda przebiegały oczywiście myśli, by poddać Nekrusa jakiejś próbie, czy aby nie kłamie i naprawdę ma moc spełniania życzeń, sam jednak fakt, że mówił, był już pewnym dowodem jego niezwykłości. Vivo postanowił więc przyjąć za oczywiste, że nie jest to jego jedyna zdolność.
Niczym nie niepokojona niezwykła para przemierzała leśne ścieżki, nie odzywając się do siebie, choć co chwilę, to jedno, to drugie spoglądało podejrzliwie na swego kompana. Kobold rozważał, czy aby Nekrus nie do końca mu ufał, bojąc się, że ten zaprowadzi go nie wiadomo gdzie, czy może po prostu taki już był, nieufnie wyglądający. W sumie, Vivo znał się raczej na anatomii szczurów, ich psychika była mu zaś zupełnie obca.
- A skąd ty właściwie jesteś? – zapytał nagle, odwracając się.
Nekrus, miast odpowiedzieć, tylko zaciągnął powietrze w swe zwierzęce nozdrza.
- Krew – rzucił, powoli ruszając w krzaki i ignorując pytanie kobolda.
Ten zdziwił się trochę tą odpowiedzią, ruszył jednak za szczurem, podejrzewając, że jego słowa miały jakieś głębsze znaczenie i gdy przeszli kilkanaście metrów, a ich oczom ukazała się niewielka polanka, Vivo zrozumiał, o co chodziło Nekrusowi.
KONIEC
2
No stary, właśnie stworzyłeś pierwszego bohatera, którego westchnienie jest w stanie zmącić ciszę... (A może mam za płytką wyobraźnię, by coś takie sobie przedstawić?)Ciężkie westchnienie zmąciło nocną ciszę.
Wyrzuć "co prawda", plastyczniej będzie. W ogóle zdanie w całości dziwnie wypada - jeśli wydarzenia są naprawdę straszne, to nie wystarczy kilka dni, by o nich zapomnieć, a Ty stwierdzasz (poprzez "I choć minęło"), że jednak tak.I choć minęło już co prawda kilka dni od straszliwych zdarzeń...
... cały czas powracały w snach. Najbardziej jednak przerażało go wspomnienie zombie. - tak wydaje mi się lepiej.cały czas powracały w snach, no i te zombie…
Demony przeszłości - nie sądzę, by było to dobre określenie. Demony przeszłości raczej ciągną się za nami przez lata, a nie ledwie kilka dni.
Postać w kapturze stanęła u wejścia do groty
Na początku sugerujesz, że zatrzymał się przed grotą, później, że ruszył... ścieżką. Ok, z jednej strony może to być zwykłe czepianie, równie dobrze, zamiast groty mogło być skrzyżowanie, wielkie drzewo itp., niemniej jednak, jedno z drugim mi nie współgra. Może:Westchnął ponownie i ruszył przed siebie.
Westchnął ponownie i ruszył ścieżką przed siebie w głąb lasu. - (hmm?)
... a gdy uznał, że jednak jest bezpieczny, pożegnał się z nim i pozwolił mu odejść.Odczekał kilka minut w towarzystwie swego kołatającego serca...

Odczekał kilka minut, słysząc jedynie ciężkie uderzenia serca...
Ekhm, że niby szedł w stronę rąk?Podniósł się i biorąc w swe małe, chude ręce znaleziony po drodze patyk, powoli i ostrożnie poruszał się w ich kierunku
"nieniepokojony" wywalić, zastępując "w ciszy" - zaniepokojony już został, więc nawet jeśli nic nie słyszał, to ciągle w obawie tkwił.Głos jednak jak na razie nie odzywał się ponownie i kobold, nie niepokojony, dotarł w końcu do celu.
Najwyraźniej ktoś w jakiś sposób dostał się do pułapki /po prostu wszedł?/ i został w niej uwięziony /o rany! pułapka zadziałała! uwięziła kogoś!/
Przez szczelinę w ściance.Kierowany ciekawością zbliżył się i zajrzał przez szczelinę pomiędzy ściankami.
Tak. Zwyczajny szczur. „No nic,” przebiegło przez głowę gada, „przynajmniej obiad będzie.
W pierwszej chwili myśli, że będzie obiad ze szczura, a później się go boi?Póki szczur był w klatce, nie był zagrożeniem, ale na wolności, był to przeciwnik zbyt silny jak dla jednego kobolda. No, przynajmniej dla takiego jak Vivo.
Skoro wydarzenia przedstawiasz z perspektywy gada - kobolda, to nie musisz zaznaczać, że szczur westchnął na swój zwierzęcy sposób, po prostu westchnął.Szczur westchnął na swój zwierzęcy sposób
Było! BYŁO napisane!nawet w księgach mistrza coś o nich pisało
Cholernie naiwny ten Vivo.Szybko przemyślał sprawę, podszedł i otworzył pułapkę.
Jak wyżej - wystarczy sierść, oczywiste, że zwierzęca, w sumie, bywa inna?Delikatnie też najeżył swą czarną, zwierzęcą sierść, chcąc sprawić jak największe wrażenie.
No i jak najlepsze wrażenie/jak największe wrażenie - powtarza się. Poza tym, nie wiem, czy można zrobić "jak największe wrażenie". Co to znaczy duże wrażenie? A małe? Średnie? Może się i tak mówi, ale mi to nie przypadło do gustu

Co? Tak potrzebował tu przybyć, uporać się z demonami przeszłości, pokonać je, a tu znalazł szczura-dżina, rach, ciach i idziemy stąd? Że niby nie ma tu nic do roboty? Co najmniej dziwne... No i ta wzmianka o mistrzu, że to może być ten sam, więc musi to sprawdzić - to z kolei naiwne.Vivo rozejrzał się jeszcze raz po polanie. Wszystko wskazywało na to, że nie miał tu już nic do roboty, a nie chciał tracić życzenia.
A to z kolei Ci się udałoVivo musiał przyznać rację nowemu znajomemu, choć nie za bardzo orientował się, co to znaczy być trafionym przez szlak. Spojrzał tylko pod nogi próbując to sobie jakoś wyobrazić.

Gdyby zapomnieć, że miał do wykorzystania tylko jedno życzenie, które poszłoby na sprawdzian umiejętności szczura, to ok, taki sprawdzian byłby rzeczywiście słusznym krokiem.Przez umysł kobolda przebiegały oczywiście myśli, by poddać Nekrusa jakiejś próbie, czy aby nie kłamie i naprawdę ma moc spełniania życzeń
Dobra, przy zakończeniu odpadłem - Vivo zrozumiał, o co chodziło Nekrusowi, ale ja za cholerę

Opowiadanie dziwne. Zupełnie niepotrzebnie wstawiłeś wzmiankę o stłuczeniu jajka. Przez spory czas nie wiedziałem czy chodzi o ludzkiego wędrowca, czy jakieś inne cuś, i co nie znaczy, że gdy wyszło, iż to kobold, to że byłem zaskoczony, to było coś w stylu: "Aha, hmm, to czytam dalej" - samo zamienienie ludzi na inne stworzenia nie jest jakimś genialnym zabiegiem, by uzyskać właściwy efekt zaskoczenia czytelnika naprawdę trzeba sporej wprawy, Tobie jej brakuje.
Plusem na pewno jest to, że nie bawisz się w zbędne opisy (choć spalonej wiosce koboldów mogłeś poświęcić parę zdań więcej. Skoro to wioska, to powinno się czuć, że akcja dzieje się w wiosce, a nie na zwykłej polanie, gdzie w norach mieszkały koboldy)
Ale doczytałem, więc pewną mą ciekawość wzbudziłeś. I proszę, wyjaśnij mi o co chodzi z tym zakończeniem (może być nawet na PW, żeby było tylko dla tego, co przeczytał

A konstruktywną krytykę każdy ceni, nie każdy lubi. Jaka moja jest? Sam ocenisz.
Pozdrrrrr!
[ Dodano: Wto 29 Wrz, 2009 ]
AAAAAAAAAAAA!!! mój setny post:D byle do łikendu... byle do wieczora - będzie setka setką oblewana

"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit
3
Dzięki za uwagi, w większości słuszne, choć miejscami poczekam jeszcze na jakąś inną opinię. Co do akcji to opis jest jakby w ludzkiej perspektywy (narrator) więc dlatego są te wzmianki, choć racja, nie muszą być. Co do postaci to ona jest taka trochę naiwna i w ogóle, ot taki mały, prosty gad który trafił na kogoś pięć razy inteligentniejszego od siebie
.
Stłuczenie jajka jest bardzo potrzebne, to jedna z ważniejszych scen. Przynajmniej pod kątem historii głównej postaci.
A jeszcze co do braku zakończenia, to już wyjaśniłem na pw.
Gratulacje setnego postu

Stłuczenie jajka jest bardzo potrzebne, to jedna z ważniejszych scen. Przynajmniej pod kątem historii głównej postaci.
A jeszcze co do braku zakończenia, to już wyjaśniłem na pw.
Gratulacje setnego postu

Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
4
Po przeczytaniu takiego wstępu spodziewałem się czegoś innego:
Opowiadanie zaliczam raczej do czegoś co można nazwać garbage fantasy. Nie zaciekawiło mnie niestety. A kiedyś tak bardzo lubiłem fantastykę. Ech...
Okropna ilość powtórzeń jest... przerażająca. Serio. Czasem noszą miano celowości jednak w ogólnym rozrachunku wypadają blado i irytują. Kilka razy stosujesz coś takiego:
Mam podobne watpliwości co do:
I skąd ta pewność? Cienie zawsze tam należały do straszliwych bestii?
Ech...
Ogólnie rzec biorąc to strasznie mi się nie spodobało to opowiadanie. Nawet nie mam siły zaznaczać błędów.
Sporo jest błędów logicznych jak w przypadku gdy kobold znajduje szczura. Z obiadu zmienia się nagle w niewyobrażalne zagrożenie.
Mój monitor jest czyściutki. Zamieściłeś fragment pozbawiony humoru czy tylko mi się wydaje? Tekst mnie raczej zmęczył. Pewnie wpływ miały na to dziwne sformułowania jak z towarzyszącym sercem.
Nie znalazłem raczej nic prócz wulgarności.W opowiadaniu znajdują się treści mogące zostać uznane za pornograficzne, obrzydliwe, okrutne, czy odpychające, a także morderczo śmieszne, zaleca się więc raczej nie spożywać posiłków podczas czytania. Można się udławić albo zapaćkać sobie monitor. A po co?
Opowiadanie zaliczam raczej do czegoś co można nazwać garbage fantasy. Nie zaciekawiło mnie niestety. A kiedyś tak bardzo lubiłem fantastykę. Ech...
Okropna ilość powtórzeń jest... przerażająca. Serio. Czasem noszą miano celowości jednak w ogólnym rozrachunku wypadają blado i irytują. Kilka razy stosujesz coś takiego:
Takie zaznaczanie wyrazu stawiając po num kropkę nie jest potrzebne, a tym bardziej powtarzanie go w następnej linijce. Czytelnik nie jest w stanie zapomnieć co czytał zaraz po zakończeniu zdania, po kilku zdaniach tak, ale nie po jednym.Ale on przecież musiał tam pójść! Musiał, by
magiczną moc. Moc.
Po co to "oto"?Maszerujący leśną ścieżką, co chwilę oglądał się za siebie, z przekonaniem, że oto ktoś go obserwuje
Mam podobne watpliwości co do:
iPostać w kapturze stanęła u wejścia do groty
Po pierwszym zdaniu wyobrażam sobie, że stoi przed grotą, z zamiarem wejścia. Następne zdanie zmienia ten obraz zupełnie. Czepiam się, ale nic to.Westchnął ponownie i ruszył przed siebie.
Maszerujący leśną ścieżką,
Wciąż jest noc? Księżyc musi mocno świecić skoro widać cienie o_OKilka też razy ukrył się w zaroślach, odbierając znajdujące się przed nim cienie za znak obecności jakiejś istoty, z całą pewnością straszliwej bestii
I skąd ta pewność? Cienie zawsze tam należały do straszliwych bestii?
Ech...
Ogólnie rzec biorąc to strasznie mi się nie spodobało to opowiadanie. Nawet nie mam siły zaznaczać błędów.
Sporo jest błędów logicznych jak w przypadku gdy kobold znajduje szczura. Z obiadu zmienia się nagle w niewyobrażalne zagrożenie.
Mój monitor jest czyściutki. Zamieściłeś fragment pozbawiony humoru czy tylko mi się wydaje? Tekst mnie raczej zmęczył. Pewnie wpływ miały na to dziwne sformułowania jak z towarzyszącym sercem.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
7
Zniesmaczenie. To najlepsze słowo jakie mi przychodzi na myśl.Atreus pisze:Za często to widzę... To znudzenie czy jesteś zdegustowany?Nic chyba nie staje na przeszkodzie żebyś dalej lubił. Wszystko zależy od człowieka.
Pewnie znów polubię gdy przestanę czytać młodych autorów - to co nieraz wyczyniają z gatunkiem to po prostu masakra. Jednak to nie temat o tym.
Namrasit, jak znajdę chwilę czasu to zajrzę do tej poprawionej części.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.