Przystanek [obyczaj]

1
Opowiadanie na faktach. Historia przydarzyła mi się jakiś rok, może dwa lata temu. Pod koniec tekstu występuje kilka wulgaryzmów, nie wiem czy nie za dużo, ale to już pozostawiam weryfikatorom do oceny. Przyjemnej lektury.


     W pewien zimowy wieczór stałem na przystanku. Było mi zimno. Wiedziałem, że jeśli autobus za chwilę nie przyjedzie, zamarznę. Jakiś człowiek stojący obok mnie, nerwowo wyciągnął papierosa z paczki, po czym włożył go do ust. Z prawej kieszeni wygrzebał pudełko zapałek. Po chwili migotliwy ogień rozświetlił jego twarz. Niby zniekształconą, mroczną, a jednak pełną życia i niczym niezmąconego, błogiego szczęścia. Było w nim coś tajemniczego i złowrogiego. Czarno białe trampki, spodnie typu sztruksy wpuszczone w skarpetki, długi płaszcz-dwurzędowiec i wielka skórzana torba. Przyznam się szczerze, że bardzo mnie zainteresował swoim wyglądem. Tak już mam, że gdy widzę jakiegoś ciekawego człowieka, zaraz zastanawiam się kim jest, co robi, jaka jest jego historia itd. Choć z natury jestem nieśmiały i nie pcham się tam gdzie nie muszę, podszedłem do niego i zapytałem się czy ma może papierosa. Nie zależało mi na tym, żeby zapalić, chciałem mieć pretekst, by zacząć jakąś sensowną rozmowę. Chyba wyrwałem go z letargu, zamyślenia, bo widać było, że się zmieszał. Szybko odwrócił głowę, rzucił zdawkowe „nie”, po czym odszedł kilka kroków dalej. Jeszcze bardziej rozbudziło to moją ciekawość. W oddali zobaczyłem światła nadjeżdżającego pojazdu. Gdy byłem mały wyobrażałem sobie, że są to ślepia ogromnego smoka. Teraz jednak wiedziałem, że zbliża się autobus. Zastanawiałem się, czy wsiądzie. Jeśli nie, na zawsze stracę możliwość poznania go bliżej. Dobra, wsiadł.

     Usiadł w końcu autobusu. Jak na złość, było tam strasznie ciemno. Lekki półmrok otaczał go z każdej strony, tulił do siebie, zdawał się wlewać do gardła i wypełniać go od stóp do głów. W końcu złapaliśmy kontakt wzrokowy. Był to swoisty pojedynek spojrzeń. Starałem się wytrzymać jak najdłużej, ale wymiękłem. Gdy znowu spróbowałem zaatakować, facet już na mnie nie patrzył. Gapił się w szybę, jakby szukał w niej swego odbicia, odbicia sprzed lat. Na oko mógł mieć około czterdziestki, ale mógł mieć też znacznie więcej. Postanowiłem do niego zagadać. Wiedziałem, że za chwilę może wysiąść z autobusu. Jeśli nie teraz to kiedy? Podszedłem do niego i burknąłem:

- Zimno dziś – uśmiechnąłem się lekko, nie wiadomo co za ludzie jeżdżą w autobusach, żeby sobie czegoś nie pomyślał.
- Zimno – odpowiedział ze spokojem.


     Wpatrywał się we mnie przez chwilę. Chyba mnie sprawdzał. W końcu uznał, że jestem niegroźny. Tym razem sam wyszedł z inicjatywą.

- Kiedyś to były zimy, nie to co teraz, Pan z Olsztyna ? – zapytał.
- Nie, tylko tu studiuję.
- Studiuje pan, a co ?
- Filologię polską .
- Filologię polską, aha – coś dziwnego wyczułem w tym „aha”, czyżby nutka sarkazmu, pogardy? – Wie Pan, znałem kiedyś jednego polonistę, pisarza, oj człowiek był jak ta lala. I wypić z nim można było, a i pisał także nieźle. Nie wiem, może to Pana nie ciekawi, ale chłop był niedużego wzrostu, metr czterdzieści w kapeluszu. No i zawsze jak gdzieś wychodziliśmy z chłopakami, to Romek, bo tak miał na imię, zawsze wyglądał jak nasz syn czy coś. Często nie chcieli go do baru wpuszczać, dopóki dowodu nie okazał. Z Romkiem zawsze było śmiesznie, ale może ja nudzę, bo jak nudzę to ja już się zamykam. Wie Pan taka już moja natura, jak już się za mocno rozgadam to nijak idzie mi przerwać. Nudzę Pana?
- Nie, skądże – powiedziałem, mając nadzieję, że nie wyczuł niepewności w moim głosie - to bardzo ciekawe co Pan mówi.
- Jaki znowu Pan, Tomasz jestem – wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Michał, miło mi – wiedziałem, że mogę sobie pozwolić na lekki uśmiech, wiedziałem że ten człowiek jest zupełnie niegroźny. – Niech Pan, to znaczy Panie Tomaszu, znaczy się Tomaszu – Kontynuuj.
- No i ten Romek, słuchaj, dusza towarzystwa, wszystkie dziewczyny w okolicy zbiegały się do pubu „Kogucik”, gdy Romek wychodził na parkiet. Nie rozumiałem nigdy skąd w tak małym człowieczku tyle energii. A i te jego książki, wiersze, bo Romek bardziej poetą był niż prozaikiem, ah, cud, miód i orzeszki. Często siadał w pubie na środku, tak by wszyscy go widzieli. Ubrany niczym jakiś inteligent czy coś. I czytał godzinami swoje wiersze, jednocześnie sącząc prawie już wygazowane piwo. Było w nim wiele nonszalancji, nosił się ze swoją osobą niczym kogut w kurniku. A mimo wszystko wszyscy go uwielbiali, a kiedy pewnego dnia …
- A Pan? - zapytałem się.
- Co ja ?
- Kim Pan jest?
- Już ci mówiłem, żaden Pan, Tomasz, po prostu Tomasz – odwrócił głowę i znowu zaczął wpatrywać się w szybę.
- Powiedziałem coś nie tak ?
- Nie, ja tylko, dawno nie miałem okazji do rozmowy, ja, ja jestem nikim. Zresztą to już mój przystanek. Do widzenia Panu.


     Wysiadł. Zostałem prawie sam w tym pieprzonym autobusie. Po co mu przerywałem? Byłem zły na siebie. Okropnie. Jakaś młoda para weszła do autobusu. Usiedli za mną i zaczęli rozmawiać o dopiero co odbytym stosunku. Chcąc nie chcąc, musiałem ich słuchać. Ona lat około 17, on może trochę starszy. Ciągle puszczała balony z gumy do żucia. Pierdolone małolaty. Jak gdyby nigdy nic prawie wykrzyczała na cały autobus jak to było, oh i ach, cudnie. Wszystko mnie teraz denerwowało. Chciałem odwrócić się i wygarnąć jej, że to nie czas i nie miejsce i że w ogóle, tylko po co. I jeszcze kurwa przegapiłem swój przystanek.

2
Błedów nie chcę wytykać, bo są tu tacy, którzy znają sie na tym lepiej i nie chcę sobie zrobić wstydu ^^ Ale jestem pewna, że "czarno-białe" powinno się pisać z krótką pauzą pomiędzy. I jest parę błędów interpunkcyjnych.
Nie umiem ocenić twojego stylu, ale wydaje mi się, że w miarę jest poprawny. Opisałeś sytuację w taki sposób, że byłam bardzo zainteresowana tym, co pan Tomasz miał do powiedzenia i poczułam, tak jak Michał, cholerną (przepraszam za wyrażenie) irytację. Byłam zła, że mu przerwał, że tamten zamknął się w sobie z nieznanego powodu. Ale niewyjaśnione sprawy mają swój denerwujący urok i dzięki temu będę mogła sama wymyślić, dlaczego do tego doszło.
Podobało mi się.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
Carlos Ruiz Zafon

3
Witam.
Ponoć najlepsze opowieści pisze życie. Opko ciekawe, choć na koniec oczekuje się jakiegoś wybuchu, tajemnicy itp a tego tu nie ma, jednak po drugim czytaniu człowiek zaczyna się zastanawiać nad tym, kim naprawdę jest Tomasz. No i te sztruksy wpuszczone w skarpetki. Kto u licha tak chodzi??

Ogólnie dość ciekawe opko, choć musisz popracować nad zapisem dialogów. To tutaj kuleje. Jest na forum odpowiedni topik o tym po jakim wtrąceniu narracyjnym dawać kropkę, zaczynać od dużej litery itp.
Polecam lekturę.

Ogólnie jest dobrze. Przynajmniej według mnie.

Pisz dalej.

Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."

Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.

4
Ciekawy tekst.

Postać Tomka naprawdę fajnie naszkicowana, Michała takoż. Dialog realistyczny, wciągający, a jego koniec interesujący. Normalnie pewnie powiedziałbym, że zakończenie zbyt niekonkretne, rozmyte, ale tutaj zdecydowanie pasuje - Tomek nagle odchodzi, pozostaje pustka i niewiedza.

Jeśli chodzi o wulgaryzmy - sądzę, że nie ma takiego czegoś jak "za dużo". Wszystko zależy od postaci. Jeśli ta lubi przeklinać lub jest zła, to naturalne, że poleci dużo bluzgów. Źle by było, gdyby bezosobowy narrator rzucał siarą. :)

Powtórzę się - ciekawy tekst. I dobrze napisany. Wciąga. Nie serwujesz łopatologicznych, szczegółowych opisów, nie piszesz też zbyt ogólnikowo, zostawiasz czytelnikowi do wyobrażenia tyle ile trzeba. Dobra robota.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
To ja może też dorzucę coś od siebie.

Ten tekst przyciąga. Nie wiem jak, ale jakoś sprawia, że aż chce się go przeczytać aż do samego końca. Mimo że nie przepadam za historiami z życia, ta mnie wciągnęła. Niby taka prosta, a jednak... Opisy nie są rozwlekłe, czyta się je gładko, mając przed oczami te sztruksy wpuszczone w skarpetki (?!), ciemne wnętrze autobusu i żarzący się papieros na przystanku. Sama końcówka bardzo mi się podobała, chociaż faktycznie chciałabym się dowiedzieć, co pan Tomasz miał powiedzieć. No cóż - pozostają domysły, pole do popisu dla wyobraźni. A ta para na koniec... Przekleństwa moim zdaniem jak najbardziej na miejscu. Co do strony warsztatowej, trochę szwankuje interpunkcja (zapis dialogów, jak to ktoś wcześniej napisał), ale nic nie zgrzytało na tyle, by sypały się iskry :D

Jestem za.
Zgon jest najczęstszą przyczyną śmierci.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”