Daty zostały zmienione.
Have you seen my chlidhood?
Ludzie mówili, że jestem dziecinny. Nie odpowiadałem, tylko zastanawiałem się, co jest złego w marzeniu. Dlaczego chcieli za wszelką cenę zmienić mnie, nie próbując zaakceptować. Przeszkadzałem im, zmieniając świat? Skoro tak bardzo go kochają, zniszczonego, chorego, zanieczyszczonego, jak mogą później narzekać? Narzekać, że nic tylko sama śmierć wszędzie, że gdyby oni mieli szansę to wszystko wyglądałby inaczej, naprawiliby to. Właśnie na tym mi zależało. Chciałem pomóc innym, tym, o których już nie pamiętano. Czy to źle?
Mówili też, że jestem naiwny. To także wynikało z mojej „dziecinności”. Nie przewidywałem konfliktów, oszustw lub kłamstw. Próbowałem wierzyć w ludzi, mimo tego, że wystawiali moją ufność na wiele prób. Za każdym razem potrafiłem dać kolejną szansę. Jednak były chwile, w których wątpiłem.
Ale wtedy skrywałem się wśród dzieci.
Odnosiłem wrażenie, że przeszkadzam ludziom w ich pracy. Kochałem to, co robię w danej chwili, żyłem tym i dopracowywałem każdy szczegół, dając z siebie wszystko, naprawdę, wszystko. Nie chciałem mieć poczucia, że mogłem zrobić coś więcej, jednak nie starczyło mi czasu. To było dla innych niezrozumiałe. Mówili, że mogę już zakończyć pracę na dziś, że zrobiłem wystarczająco dużo. Stwierdzenie „wystarczająco” nie odpowiadało temu, co chciałem stworzyć. Nie mogło być tylko „wystarczające”. Musiało zadowolić tak wiele osób, że czułem się zobowiązany dążyć do ideału, nie zadowalać się niedoskonałościami.
Oprócz tego wyglądałem inaczej. To wywoływało agresję wśród ludzi, nawet tych, którzy byli dla mnie bardzo ważni. Sądzę, że o tym nie wiedzieli, mimo tego, że mówiłem im to wiele razy. Nie wiem, dlaczego wymyślali plotki, tak niepodobne do prawdy. Wiele osób już z góry zakładało, jaki jestem. Smutne, że tak bezmyślnie wierzą brukowcom.
Jednak to nie plotki, a nienawiść raniła mnie najbardziej. Byłem świadomy miłości moich fanów, jestem im za nią bardzo wdzięczny, lecz co z tymi ludźmi, którzy wygadywali te bzdury? Czy nie mieli własnego życia? Skąd wzięła się u nich ta wrogość do mnie? Gdy zadałem sobie to pytanie, prześledziłem swoje życie w poszukiwaniu bezpodstawnej niechęci do innych, ponieważ zawsze miałem się za osobę pozytywnie nastawioną do świata. Mimo szczerych chęci, zupełnie obiektywnie mówiąc, nie dopatrzyłem się takiego zachowania z mojej strony. Starałem się nie oceniać człowieka, nie znając go. Chyba nigdy nikogo tak nie osądziłem, więc czułem, że zostałem potraktowany niesprawiedliwe.
Postanowiłem, że czas, by ostatni raz spróbować przekonać do siebie ludzi. Mogę powiedzieć, że udało mi się. Wiele osób, które nie przepadały za mną, zmieniły zdanie. Co prawda tylko nieliczni zostali przy tym także szczerymi fanami, jednak i tak uważam to za spory sukces. Jedyne co mnie zaskoczyło to powód, dzięki któremu ludzie zaczęli wątpić w to, co wypisują.
Tą przyczyną była...
Cóż, moja śmierć.
Formalnie zmarłem siódmego stycznia tego roku. Ustalono, że miałem zawał serca. Pomocy udzielono mi zbyt późno. Brakowało medycznych sprzętów z powodu karetki, która spóźniła się o ponad pół godziny. Gazety jeszcze długi czas spekulowały na temat przyczyny niewydolności organu. Ostatecznie nie wiadomo, co spowodowało zawał.
Jednak ja powiedziałbym, że umarłem z tęsknoty za dzieciństwem, a moje serce zwiędło jak kwiat bez wody. Czy nie żyję? Patrząc racjonalnie, tak.
Ale czy sztuka człowieka może umrzeć?
Wierzę, że nie.
Współkochać przyszedłem, nie współnienawidzić. I mam nadzieję, że ludzie to z czasem zrozumieją.