961

Latest post of the previous page:

TadekM pisze:To, swoją drogą, smutne, że nauczyciele (zwróćcie uwagę jak to słowo brzmi - "nauczyciel") są z reguły takimi malutkimi ludźmi.
Nie żebym jakoś szczególnie lubił nauczycieli, ale nie sądzicie, drodzy państwo, że to lekka przesada, tak obwiniać ich o całe zło tego świata? Szkoła nie jest Instytucją Kształcącą Wybitne Jednostki, jej zadaniem jest wtłoczenie do łebków Młodych Gniewnych podstawowego zasobu wiedzy (co nie zawsze się udaje - by nie wspomnieć o tym, ze wiedza ta rzadko sie przydaje...), a nie chuchanie i dmuchanie na uczniów, którzy wybijają się ponad poziom i, że powiem słowami Poety, nad poziomy wylatują. Ich praca jest tak naprawdę strasznie ciężka - nie wiem, czy ktoś z was ma jakieś doświadczenia w uczeniu wspomnianych Młodych Gniewnych, ale ja mam i mówię wam niniejszym, że idzie zwariować. Uczniowie bardzo często widzą w nauczycielu wroga, kogoś, komu trzeba się przeciwstawić za wszelką cenę i komu wręcz należy utrzeć nosa "żeby sobie nie myślał, belfer jeden". To naprawdę nie jest ich wina, że czasami nie są w stanie rozpoznać kogoś, kto wybija się i wyróżnia z tłumoków i tłuczków tłumu i jakoś go wesprzeć... zresztą - czy ktoś im płaci dodatkowo za kształcenie jednostek wybitnych na innym poziomie? Nie i jeszcze raz nie. Gdzieś tu po drodze (nie wiem, czy dokładnie w tym temacie) ktoś strasznie marudził, że nie rozpoznano jego talentu do języka angielskiego i nie wspomożono go w dalszej nauce języka Szekspira... cóż, nie da się. Ot tak, po prostu - wprowadzenie zajęć opartych o poziom umiejętności poszczególnych uczniów, czy też grupek takich uczniów, wymagałoby reformy systemu oświaty - i to bynajmniej nie jest wina nauczycieli, że ta reforma się nie odbywa. Fajnie jest tak siedzieć sobie na lekcji, czy to angielskiego, czy też czegokolwiek innego, i myśleć sobie "Aleeee nuda, ja przecież to wszystko wiem - mógłby ten belfer czegoś na wyższym poziomie uczyć" mija się z celem. Chcesz się uczyć i nad poziomy wylatywać, człeku? Sam sobie to zorganizuj. Szkoły publicznie, niestety (a może: na szczęście?) zdecydowanie nie są od tego.
Też miałem nienajlepszych nauczycieli (przez co nie pamiętam całkowicie nic z takiej historii na przykład - kazanie uczniom wkuwać daty na pamięć nie jest najlepszą metodą nauki...), ale nie narzekam z tego powodu. Wręcz przeciwnie - dało mi to motywaję, by samodzielnie nadrabiać braki w wykształceniu i rozwijać się w tym kierunku, który mnie się podoba. Efekty? Są. Test inteligencji Wechslera wykazał, że swoje wiem i umiem. Self-made man, jak mawiają angliczanie - u nas natomiast mawia się, że każdy jest kowalem swojego losu.
Narzekanie na to, że szkoła jest zła i niczego nie uczy, miast tego kłody pod nogi jeno rzucając w naszym biegu ku Celowi Życia, jawi mi się cokolwiek osobliwym pomysłem - jasne, zawsze dobrze jest móc ponarzekać, że ten belfer zrobił mi to, a tamten mnie w jeszcze bardziej wymyślny sposób skrzywdził - tylko po co? Trzeba wziąć się w garść i samemu zacząć się uczyć tego, czego w szkole nas uparcie nauczyć nie chcą - i wcale nie muszą, tak po prawdzie. Szkoła jest dla jednostek przeciętnych i takie jednostki właśnie kształci - czasami program nauczania po prostu nie daje nauczycielowi żadnej możliwości wprowadzania zmian. Wiem to, że tak się wyrażę, z autopsji.

[ Dodano: Sob 19 Gru, 2009 ]
A, wracając do początkowego cytatu - że nauczyciele są "malutkimi ludźmi": bardzo mnie ciekawi, mości TadkuM, jak TY poradziłbyś sobie z Hołotą i Hałastrą grasującą w szkołach. Co byś zrobił gdyby na każdym kroku krytykowano Cię i próbowano założyć kosz (na smieci - oby jednak nie ze śmieciami w środku..) na głowę... Nauczyciel to zawód jak każdy inny i wypadałoby mieć dla niego (zarówno zawodu, jak i nauczyciela) choć odrobinę szacunku - w każdym zawodzie zdarzają się partacze, co nie znaczy, że cała dana profesja z nich się składa.

A - gwoli ścisłości: nie jestem nauczycielem i Ministerstwo Oświaty nie płaci mi za tego posta od słowa. ;) Mam po prostu swoje poglądy i nie lubię, baaardzo nie lubię, nadmiernego krytykanctwa.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

962
Mich'Ael pisze: Szkoła nie jest Instytucją Kształcącą Wybitne Jednostki, jej zadaniem jest wtłoczenie do łebków Młodych Gniewnych podstawowego zasobu wiedzy (co nie zawsze się udaje - by nie wspomnieć o tym, ze wiedza ta rzadko sie przydaje...), a nie chuchanie i dmuchanie na uczniów, którzy wybijają się ponad poziom
Sorry - czy ważniejsze jest pobieżne przeszlifowanie setki brukowców czy wyszukanie i wypolerowanie jednego ametystu? (że o szlachetniejszych gatunkach nie wspomnę?)

Szkoła która zabija potencjał najzdolniejszych dzieciaków to szkola zła.

A tu mówimy o szkole która stara się wdepatac w błoto nawet nie najzdolniejszych ale i takich ciut ponadprzeciętnych.

Belferstwo? Są młodzi idealiści którzy szybko odchodzą albo stają się zgorzkniałmi cynicznymi wrednymi typkami. Dlaczego?

Przyczyny są dwie:

1) wpływ środowiska które młodego albo urabia albo niszczy.
2) konieczność codziennego obcowania z uczniami którzy powinni pracować przy rozrzucaniu obornika a nie pobierać nauki w szkole.

Do tego negatywna selekcja z powodu baaadziewnych zarobków. Belfer to dziś zawód dla gentelmena który bogaty z domu traktuje tę robotę jako pasję i hobby.

Dodajmy jedno i drugie. Czym jest dzisiejsza szkoła? Czarnym czakramem zła. Nienawidzą tej instytucji uczniowie i nauczyciele pospołu.

963
Andrzej Pilipiuk pisze:Sorry - czy ważniejsze jest pobieżne przeszlifowanie setki brukowców czy wyszukanie i wypolerowanie jednego ametystu? (że o szlachetniejszych gatunkach nie wspomnę?)
Zdecydowanie setki brukowców - dla kogoś w końcu trzeba pisać. Gdyby zaniedbano podstawowe kształcenie owych brukowców, nie bardzo byłoby dla kogo pisać, czyż nie? Szkoła nie ma wyławiać pereł spośród wieprzów - takie moje zdanie.
Andrzej Pilipiuk pisze:Szkoła która zabija potencjał najzdolniejszych dzieciaków to szkola zła.
Nie wydaje mi się, że zabija. A jeżeli zabija, to znaczy to, że tak naprawde tego potencjału nie było.
Andrzej Pilipiuk pisze:2) konieczność codziennego obcowania z uczniami którzy powinni pracować przy rozrzucaniu obornika a nie pobierać nauki w szkole.
No ale raczej nie idzie ich odesłać do jakiegoś obozu przymusowej pracy, ktoś musi sobie z nimi radzić - nauczyciele właśnie...
Andrzej Pilipiuk pisze:Belfer to dziś zawód dla gentelmena który bogaty z domu traktuje tę robotę jako pasję i hobby.
Nie do końca - ma się sporo czasu wolnego, ma się długie wakacje. Nic nie stoi na przeszkodzie by dorabiać sobie na boku. W przypadku nauczyciela angielskiego - jako tłumacz na przykład.

A że nauczyciele i uczniowie nienawidzą szkoły - bo to jest prawda, jak wynika z moich obserwacji... cóż, nie bardzo widze rozwiązanie. Usunąć szkoły nijak się nie da...
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

964
Mich'Ael pisze: Zdecydowanie setki brukowców - dla kogoś w końcu trzeba pisać. Gdyby zaniedbano podstawowe kształcenie owych brukowców, nie bardzo byłoby dla kogo pisać, czyż nie?
Tu się nie dogadamy.
Szkoła nie ma wyławiać pereł spośród wieprzów - takie moje zdanie.
To jest podstawowe zadanie szkoły.

Nawet w przypadku gdybyśmy złożyli że ma to byc szlifiernia brukowców belfer powinien umieć wyłowić spomiędzy nich najciekawsze kawałki.
Andrzej Pilipiuk pisze:Szkoła która zabija potencjał najzdolniejszych dzieciaków to szkola zła.
Nie wydaje mi się, że zabija. A jeżeli zabija, to znaczy to, że tak naprawde tego potencjału nie było.
Widzę po sobie. Kilka lat wśród h(----), s(----), lumpów i złodziei "łydupca" normalnego człowieka tak, że latami się nadrabia zaległości.
Andrzej Pilipiuk pisze:2) konieczność codziennego obcowania z uczniami którzy powinni pracować przy rozrzucaniu obornika a nie pobierać nauki w szkole.
No ale raczej nie idzie ich odesłać do jakiegoś obozu przymusowej pracy, ktoś musi sobie z nimi radzić - nauczyciele właśnie...
Ty chyba też nie lubisz belfrów. :)
Belfer to dziś zawód dla gentelmena który bogaty z domu traktuje tę robotę jako pasję i hobby.
Nie do końca - ma się sporo czasu wolnego, ma się długie wakacje.
Jak się leje równo na obowiazki to ma się trochę czasu wolnego.
Jak się człowiek choć w minimalnym stopniu przygotowuje do zajęć to nie ma.
Nic nie stoi na przeszkodzie by dorabiać sobie na boku. W przypadku nauczyciela angielskiego - jako tłumacz na przykład.
Aberracja.
A że nauczyciele i uczniowie nienawidzą szkoły - bo to jest prawda, jak wynika z moich obserwacji... cóż, nie bardzo widze rozwiązanie. Usunąć szkoły nijak się nie da...
Ludzkość radziła sobie bez masowej edukacji przez 4800 lat.
Nawet zakładając że szkoła w XIX i XX wieku była potrzebna to postęp techniczny tę potrzebę już dziś całkowicie wyeliminował.

965
Masz rację Andrzeju, jednak wyobraź sobie świat bez masowej edukacji - prawdopodobnie wyglądałoby to następująco: garstka intelektualnej elity, wielka przepaść i dopiero reszta społeczeństwa - ciemne masy. To byłoby dobre? Może. Jednak w takiej sytuacji trzeba by rozpatrywać inaczej cały stan ludzkości, polityka wyglądałaby inaczej, możliwe, że dochodziłoby, jak w przeszłości, do nadużyć. To już było, postęp wymusił zmiany.

966
L_J pisze: wyobraź sobie świat bez masowej edukacji .
;)
- prawdopodobnie wyglądałoby to następująco: garstka intelektualnej elity, wielka przepaść i dopiero reszta społeczeństwa - ciemne masy..
Raczej typowe społeczeństwo 10:80:10

Obecnie mamy na uczelniach bandy chamusiów i nieuków załawiających etaty, asystentury etc. "swojakom", a blokujących multum naprawdę zdolnych ludzi.

Jestem za zwiększeniem elitarności zawodu uczonego.
Dodam od razu że nie widzę się w tej naukowej elicie.

Chcę tylko żebyśmy mieli elitę.
Chcę czytać książki naukowe napisane po polsku i z minimalnym polotem.

Do tego - sorry jesli "pan doktor" regularnie w poniedziałkowe poranki przez portiera odwołuje zajęcia, a na twarzy ma wypisane swoje weekendowo-wykopaliskowe "hobby" to coś tu jest nie tak...

"Ciemne masy" były są i będą.

Ale kiedyś przyuczano je wykonywania różnych pożytecznych zawodów. I mieiśmy dobrze budowane kamienice i równe bruki na ulicach.

Obecnie te ciemne masy spotykamy w liceach i na studiach i na stanowiskach.

Błoto do błota. Sorry. Miejsce ciemniactwa jest przy wywalaniu obronika a nie w ministerstwie.
To byłoby dobre? .
Tak.
polityka wyglądałaby inaczej, możliwe, że dochodziłoby, jak w przeszłości, do nadużyć.
Czy dziś nie ma nadużyć?
Mi się wydaje że są ogromne, nawiększe w historii naszego kraju, naszego kontynentu.

I kto ich dokonuje?
Wykształciuchy & stalinięta.

Popatrzcie kim byli dziadkowie i pradziadkowie naszych obecnych "elit".
Kim byli przodkowie naszych wykładowców.

Ilu mamy profesorów z rodzin od kilku pokoleń profesorskich?
Kiedyś to były całe dynastie uczonych np Estreicherowie.

Dziś?

Albo choćby starcie Kuroń vs. Giertych trwające od 4 pokoleń kiedy to pradziad Kuronia bandzior z inklinacjami do wykonywania mokrej roboty dla czerwnonych złupił kasę fabryki pradziadka Giertycha czym spowodował jej plajtę - bo wredny kapitalista Giertych stwierdził że robolom wypłata się należy, nawet kosztem utraty płynności...
To już było, postęp wymusił zmiany.
tyko czemu na gorsze?

967
Drogi Andrzeju... Wiesz, że twoja wizja "błoto do błota" pozbawiłaby cię i twoich zarobków? Wierz mi, że wcale nie ta górna część 10:80:10 (by) cię czyta(ła). Sorry Winnetou :) Piszesz (świadomie, czy nie; intencjonalnie, czy nie) głównie dla tej "hołoty"...

Ale powiem ci, że odkrywczy nie jesteś. Twoją receptę odkrył Kościół Katolicki ponad 1000 lat temu :D Co z tego wyszło... Każdy może ocenić sam. Problem polega na tym, że człowiek posiada taką jedną ważną umiejętność (o której każdy idealista zdaje się zapominać) - wszystko potrafi wypaczyć.
"To, co poczwarka nazywa końcem świata, reszta świata nazywa motylem." Lao-Cy, Księga Drogi i Cnoty

"Litterae non erubescunt." Cyceron

969
Moim zdaniem szkoła, nie powinna uczyć pisania, bo jeśli chcesz coś zrobić dobrze i dla sibie, musisz to zrobić sam. A dodam, że patrząc na to wszystko z dystasu, to widzę,ze nauczyciele, nie chcieli mnie niczego ważnego nauczyć. Poprostu byłem uczony pod to by zdać, egzamin dojrzałości w gimnazjum i w technikum maturę. Tyle, żadnych mądrości czysta niepotrzeban wiedza, by napisać dobrze test i pójść dalej przez życie.
Choć z drugiej strony, trochę załuję tego beztroskiego życia, bo jak bym wiedział, ze choć trochę zajmę się pisaniem, to bym więcej uważał na polskim i może bym miał nawet piątkę. Bo poza 3-jkę nie wychodziłem. Pomysł dobry, ale kartki zawsze całe czerwone. Gdzieś mam jescze opowiadnie jak z agentem 007 ratujemy świat. Wtedy przez pare miesięcy śmiali się ze mnie, za tą historię. Nawet teraz przy wódeczce, jeszcze się z tego śmiejemy.

970
Ja mam wrażenie, że niektórzy piszą tutaj dla samego aktu pisania, bo mądrości zawartej w słowach nie mogę się doszukać za cholerę. Po części zgadzam się z Andrzejem, że obecnie ludzie są nie tam, gdzie powinni. Sam studiuję i widzę jakie bydło wypełnia uczelnie, ale mówienie, że w szkole niczego nie nauczyli, zakrawa już na jakiś nieprzemyślany bełkot. Gdyby nie było powszechnej edukacji, 90% ludzi, którzy coś stworzyli lub mieli jakikolwiek wkład intelektualny w cokolwiek, nie odnalazłoby swojej drogi i nie stworzyłoby nic. Niektórym, w tym Andrzejowi, wydaje się, że ludzie rodzą się z powołaniem i ukrytymi umiejętnościami, które wyjdą na powierzchnię bez względu na okoliczności.

A gówno prawda.

Ja sam praktycznie aż do matury byłem największym leniem w okolicy i gdyby nie przymus chodzenia do szkoły, byłbym częścią osiedlowego folkloru zapijającego każdy dzień aż do usranej śmierci. Szkoła, owszem, wyrządziła mi wiele zła, ale mimo wszystko zmuszała mnie do minimum aktywności intelektualnej. Bez tego nie odnalazłbym swoich pasji. Gdzie na podwórku dowiedziałbym się o czarnych dziurach? Gdzie na podwórku nauczyłbym się o wyprawach krzyżowych, które to zainspirowały mnie do głębszego zastanowienia nad historią naszej cywilizacji?
A dodam, że patrząc na to wszystko z dystasu, to widzę,ze nauczyciele, nie chcieli mnie niczego ważnego nauczyć. Poprostu byłem uczony pod to by zdać, egzamin dojrzałości w gimnazjum i w technikum maturę. Tyle, żadnych mądrości czysta niepotrzeban wiedza, by napisać dobrze test i pójść dalej przez życie.
Czyli rozumiem, że bez szkoły wyszedłbyś lepiej na tym całym interesie? Nauczyłbyś się posługiwać słowem, liczbami, mózgiem? Ta niepotrzebna wiedza, którą wbijają do głów, jest niezbędna do wypracowania przez młodych metod poznania świata, światopogląd i przystosowania do funkcjonowania w społeczeństwie. To, że szkoła w Polsce ma gówniany autorytet i szerzą się w niej patologie, to inny temat.

Bez szkoły podstawowej (starym systemem), nie byłoby możliwe stworzenie normalnego społeczeństwa. Bez tego musielibyśmy wprowadzić rządy elit, rządy pięścią, czołgami i cenzurą, bo chołoty nie dałoby się inaczej opanować. A wtedy nie byłoby komu pisać, nie byłoby komu tworzyć i w ogóle nie byłoby sensu robić czegokolwiek, bo tylko niewielka grupka mądralińskich korzystałaby na całej sytuacji.

Zamiast wrzucać polskiej edukacji, trzeba nawrzucać rządom odpowiedzialnym za obecny stan rzeczy. Reformy prowadzące do zwiększania miejsc na uniwerkach są chore. Obecnie chcą wprowadzić płatny drugi kierunek, aby więcej ludzi miało dostęp do edukacji wyższej. Jest to trzecia najgłupsza decyzja w historii polskiej edukacji po wprowadzeniu gimnazjów i obniżenu progów na maturze. Edukacja wyższa faktycznie powinna być dla elit a nie dla motłochu. Studiowanie powinno być nagrodą i przywilejem, a nie zwyczajem.

971
A. J. Wierny pisze:Ja mam wrażenie, że niektórzy piszą tutaj dla samego aktu pisania, bo mądrości zawartej w słowach nie mogę się doszukać za cholerę.
Dlatego ja już więcej nie piszę - wyłożyłem mniej więcej swoje poglądy i na razie nie mam nic do dodania.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

972
Idea kształcenia sama w sobie zła nie jest. Szkoła, jaka by nie była, jakieś warunki do rozwoju stwarza, warto o tym nie zapominać.

To, że polska edukacja jest kulawa, to zupełnie odrębny temat do dyskusji. Szkoły przecież nikt nie usunie, za to ktoś może zastanowić się, co w niej zmienić i owe zmiany wprowadzić.

Problem w tym, że jak na razie pomysły są właściwie coraz durniejsze. Wiedza już stała się wartością podrzędną, kartą przetargową w rywalizacji, pożeraniu siebie nawzajem. Nie wiem, jak jest w innych szkołach, ale te, do których uczęszczałem, zwykle stwarzały następujące warunki - ktoś się nie uczy i jest kopany w dupę (spokojnie, dajcie mi dokończyć, akurat tego nie neguję, :P). Zbiera się w sobie, bierze się do roboty i... dalej zalicza tyły, jest gnojony, w kółko udowadnia mu się, że tu i tu zabrakło Ci jakichś punktów, to powinieneś wiedzieć, ale nie wiesz, sieroto, to sobie doczytaj sam w domu, po co mam Ci to tłumaczyć, to tego, to srego, tu pewno kiepsko coś zdasz, co Ty ze sobą zrobisz, tu gówno mnie obchodzi, co umiesz, ja tu mam cyferki i z nich muszę wystawić ocenę.

Jeżusz Marian.

Efekt jest taki, że w ludziach tłumione są wyższe ambicje i zastępuje je zgorzknienie, zrezygnowanie, brak motywacji. W ten sposób do "dalszych etapów" dostają się:
a) najsilniejsi, a co się z tym łączy: najbrutalniejsi
b) lizodupy, czyli Ci, którzy w dupie byli i gówno widzieli, ale posiadają dar używania odpowiednich słów w odpowiednich sytuacjach. Ewentualnie mają znanych i lubianych w rodziców (albo po prostu ich rodzice pracują w danej szkole ;))

Mają ładne średnie, potem zdają ze zgrzytem zębów maturę, potem dostają się na jakieś studia, zajmą na nich miejsce, odpukają z trzy lata, zrobią chociaż licencjat... no.

Ta wiedza, która powinna być podawana w smacznej, interesującej formie, jest podawana na surowo, bez przyprawy. Takie rozlazłe flaki. Ludzie wracają do domu i powinni myśleć z zafascynowaniem o tym, o czym usłyszeli, zainteresować się, jednak brak ku temu warunków - mniej osób "wyłapywanych" jest do grupy fascynatów. Oczywiście, przecież nie wszyscy nagle zakochają się w takiej fizyce... właśnie chodzi o to, by szkoła potrafiła ukierunkować rozwój. Każdy spróbuje tego, co jest dostępne i znajdzie coś dla siebie.

A jak nie chce, to won, faktycznie lepiej babrać się w błocku.

"O, to jest niezłe. Tego chcę. Ciekawa sprawa, wypożyczę sobie jakąś książkę na ten temat" - ilu ludzi tak robi? Bardzo mały odsetek. W pomniejszych klasie nazwałoby się takiego świrem.

Dzięki obecnemu systemowi szkolnictwa czymś dziwnym jest rozwijać się na własną rękę - trzeba odklepać to, co było na lekcji i w najlepszym wypadku już za miesiąc tego nie pamiętać.

No bo po co? Przecież jest piątka w dzienniku.

Więc dziennik pamięta.

973
A teraz z innej beczki.


Miałem pisać mejla do Andrzeja ale jak już tu jestem to napiszę a może i ktoś coś z tego wyniesie.

W swoim dotychczasowym życiu interesowało mnie wiele rzeczy. Jestem ciekawym (wszech) świata człowiekiem. Moje zamiłowania zmieniały się co kilka lat, na przykład co parę lat słucham innej muzyki. Przeszedłem kolejno przez: rysunek, gry komputerowe, informatykę, komponowanie i produkcję muzyki elektronicznej, djing. Od dzieciaka ciągnęło mnie do wielu rzeczy. Nigdy nie wiedziałem co tak naprawdę będę w życiu robił. Lubiłem komiksy. Tak zwane "kaczory donaldy". I co ważne, i warto zaznaczyć, kiedykolwiek był numer z historią o wynalazkach, kosmosie, kosmitach czułem wyraźny nie dosyt, który czuje do dziś przez brak książek i filmów takich jakich ja chce.
Andrzej kiedyś napisał, że nie teraz pisze książki jakich nie było a jakie on chciał czytać. Po prostu pisze książki takie jakie chce czytać. Ja także widzę nie wykorzystane pole do popisu.
Wybór naszej przyszłości, to co chcemy robić w życiu i z czego żyć to jeden z najważniejszych wyborów w naszym doczesnym życiu. Od tego zależy reszta całego naszego życia. Dla jednych liczy się sukces, dla innych spełnienie. Kierując się swoimi odczuciami i potencjalnymi możliwościami zwróciłem się myślami ku przyszłości związanej z szeroko pojętym słowem pisanym. Mogę pisać co chcę. Czy to będzie
scenariusz filmowy czy proza to te oba światy, scenopisarstwo i pisarstwo są ze sobą powiązane, bo aby pisać scenariusze należy oglądać dużo filmów i czytać dużo książek. Na jedno wychodzi.

Kim był nie został muszę napisać jedną albo więcej historii. Po prostu muszę. Marnować się nie będę. Pomysłów mam od groma. Co raz lepiej mi idzie w, jak ja to nazywam, projektowaniu scen i przebiegu zdarzeń. Jak mnie ciągnie do tej fantastyki do co na to poradzę? Informatyka? Te zamiłowanie trwało kilka lat, ale znacznie osłabło... Mam umysł techniczny, nie ścisły, powiedziałbym nawet, że techniczno-artystyczny. Ładna kombinacja. Muzyka? Nie miałem pomysłów na kompozycje, a w dodatku nie mam na to warunków, choć słuch i wyczucie rytmu jest. Do rysowania nie mam cierpliwości i coś mi palce rysują jakoś "krzywo". Rysowało się, rysowało. Komiksy, projekty, szkice. Jak tylko zacząłem grać w gry na kompie to już przestało mnie to interesować. Chciałem grać w światach innych, zapomnieć o całym świecie i wejść w ten wirtualny świat. Fascynacja grami SF była do tego stopnia, że chciałem projektować własne. Całe zeszyty były zapełnione projektami gier. Niestety nie jest tak łatwo stworzyć grę, jak się później dowiedziałem, taką jaką bym sobie wyśnił.

Stawiam na moje pomysły i wizje. Postanowiłem dużo czytać. I rzeczywiście, robię to od jakiegoś czasu. Zrozumiałem "Trzeba kochać czytać". Nauczyć się dużo czytać. Inwestuje w książki naukowe. To pierwszy krok, drugim będzie proza. Możliwe, że powinienem czytać na zmianę, raz książkę naukową, raz fantastykę. Nie wiem. Na razie wciągnęło mnie to, co czytam i tak jest mi z tym dobrze. Wybrałem. Pracuję nad fabułą. Jest coraz lepiej. Naprawdę miałem obawy, ponieważ wcześniej nie umiałem nic skleić, żadnego krótkiego scenariusza zdarzeń kolejno ułożonych, jedne po drugim i tak dalej, już nie wspominając o całej fabule. Coś się widocznie zmieniło w moim umyśle.
Będąc pod wpływem wiadomości Andrzeja, tego forum, nawału pomysłów, marzeń oraz przemyśleniami "Czy nie byłoby lepiej spełnić się w życiu jako autor kilku historii czytając i pisząc, ucząc się pisarstwa, wkładając w to wiele wysiłku i czasu, osiągając coś fajnego - spełnienie?" Myślę, że to jest dla mnie najważniejsze. Nie! Ja nie myślę tak. Ja jestem osobiście p r z e k o n a n y , że spełnienie w życiu człowieka jest ważne, ale w moim własnym - najważniejsze.


Pozdrawiam was wszystkich trudzących się i borykających z myślą czy warto starać się. Uważam, że warto.

I aby jak najdłużej nie zabrakło nam sił i chęci, i kieruję to do wszystkich, zarówno czytelników, pisarzy zawodowych i niezawodowych, dziękuję za ten "wpływ". Natura nie znosi próżni. A jaka jest Twoja? :)

Jeszcze raz Dzięki Andrzej.

I Wszystkiego Najlepszego, Udanych i Szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia i wystrzałowego Sylwestra życzy Adaś.

974
To taki ładny, pełen idealizmu, świąteczny post. Bardzo świąteczny.

I, nie obraź się stary, ale wiesz czego tu brakuje?

Książki, którą byś wydał.
Albo chociaż książki, którą byś napisał.
Naprawdę dobrego opowiadania?
Dobrego opowiadania?
Chociaż wydrukowanego opowiadania (popraw mnie, jeśli się mylę)?

Nie chcę Cię niszczyć (no dobra, coś we mnie strasznie chce, jednak panuję nad tym), ale mam wrażenie, że jesteś kolejnym z tych ludzi, którzy mocno, za mocno, odwracają kolejność rzeczy.
Umiesz pisać? Sam mówisz, że nie. Nic poważnego (wydanego) jeszcze nie napisałeś.
A jednak dziękujesz, jakbyś co najmniej dostał Oscara. Doceniam ogólna skromność Twojej wypowiedzi, ale to, że masz tyle chęci, tyle zapału i coś postanowiłeś zrobić nic nie znaczy. Siadaj i pisz. Jak skończysz i będzie dobre, to podziękuj.
Wtedy będzie z tego porządna, wigilijna historia. Póki co, to co ty, mogłaby napisac co druga osoba na tym forum.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

975
Takich jak ty krytyków też jest pełno.

[ Dodano: Czw 24 Gru, 2009 ]
W ogóle mam to gdzieś co napisałeś.

[ Dodano: Czw 24 Gru, 2009 ]
Nic mnie to nie rusza.

Mam to w czterech literach.

Wróć do „Strefa Pisarzy”

cron