przeczytaj H.Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem" - zdaje się nadal jest to lektura do liceum.
Tak się składa, że byłem w liceum. Czytałem nawet, co ciekawsze (dawno, ale od czego jest ta śmieszna zabawka zwana pamięcią).
Stąd moje pytanie, a nie dlatego, że mam słabość do świeżo zmarłych żydków.
I, prawdę powiedziawszy, mam wrażenie, że tutaj popadasz w ostrą paranoję.
Edelman jest zaprzeczeniem wszystkiego, co tyrtejskie i jego punkt widzenia mnie w sumie przekonuje. Brał udział w tym, co Ty i ja znamy z książek. Lepiej wie(dział) jak to wyglądało. Miał o tym daleko większe pojęcie niż nasi kochani historycy (jak to jest, że relacje uczestników i opinie naukowców prawie zawsze są sobie przeciwstawne?).
Dwa. Na jego korzyść działa, że gość nie starał się potem nic ugrać na swojej roli w powstaniu. Pamiętasz książkę, która ostatnio wyszła o Edelmanie (jeszcze przed zgonem)? Sam otwarcie mówił o niej, że to nie jest autobiografia, że przyszło do niego dwóch młodych ludzi, którzy strasznie chcieli coś o nim napisać. Więc napisali. On im tylko nie przeszkadzał.
Antysemityzm? Daj spokój. Nie wszyscy są zobowiązani pisać historię tak, żeby dobrze brzmiała. Dajmy na to sposób w jaki odnosili się żydzi w nowopowstałym Izraelu do rodaków, którzy trafili tam po Holocauście. To był antysemityzm. Ale jakoś się o tym nie mówi,
I, o ile pamiętam, Edelman należał do ŻOBu, nie żzw.