Pisarstwo a nasza rzeczywistość. Trochę jeszcze o edukacji

1
Wspominając toczącą się niegdyś dyskusję o edukacji zaczęłam się zastanawiać po co właściwie ludzie idą na aż 5 lat na studia. Wiem, że są osoby które ich studia, zazwyczaj techniczne, dobrze przygotowują do zawodu. Tacy są zadowoleni. Na kierunkach humanistycznych jest jednak tak, że 5 lat się wykuwa przestarzałą teorię a praktyka sobie. Niebo a ziemia. Jak jest u was? I gdzie w takim razie umieścilibyście swoje pisanie? Jako zajęcie dodatkowe, hobbystyczne, raczej mało dochodowe, lecz macie jakiś główny zawód i dajecie sobie radę? Czy raczej studia to jedno, praca potem to drugie, a w ogóle planuje sobie jeszcze trzecie: pisanie?

2
ja jestem na filologii. daje mi to tylko znajomość języka i gramatyki (z większym naciskiem na obcą, ale polskiej też trochę liznęłam). poznaję literaturę. zajęcia z literaturoznawstwa. trochę to pomaga, ale nie sądzę, żeby to była wiedza, której nie mogłabym zdobyć sama. poszłam, bo jakiś papierek wypada mieć, żeby móc znaleźć pracę (nie wiadomo, jak się życie ułoży). chciałabym zostać pisarką, ale równie dobrze może mi się nie udać. choć ze swojej strony robię wszystko, co mogę.
It's not easy, but it is simple.

3
Ludzie idą na studia, aby zdobyć wykształcenie i wiedzę, których sami nie byliby w stanie zdobyć :) Nie wiem na jakiej podstawie piszesz o "wykuwaniu przestarzałej teorii" na studiach humanistycznych? Ja na przykład niczego takiego nie zauważyłem, a studiowałem historię, a więc przedmiot jak najbardziej humanistyczny. Ile kierunków tego typu zaliczyłaś, na ilu uczelniach? Ech... Oczywiście można na studiach trafić na nienadzwyczajnych nauczycieli - jak wszędzie - ale uczą tam też ludzie którzy są europejskiej ( a bywa, że i światowej) sławy specjalistami w swojej dziedzinie. Po to przyszły student ma mózg, aby wybrać odpowiednią uczelnię, interesujący go kierunek i zapisać się na zajęcia do wykładowców których dorobek jest mu znany. A z pisania w Polsce mało kto potrafi się utrzymać. To domena najpopularniejszych pisarzy. Reszta musi to traktować jako zajęcie dodatkowe/ hobby, przynajmniej do czasu wyrobienia sobie odpowiedniej popularności.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

5
Hmm gdybym studiowała historię tak jak kiedyś chciałam to faktycznie, pojęcie ,,przestarzała teoria" nie jest adekwatne. :)

Ale jeśli już mam podać jakiś przykład własny z życia to niech będzie taki: mój kierunek studiów zakłada, że po nim będziemy pracować z ludźmi, pomagać im itd. 90% zajęć o czym mówią sami nasi prowadzący, wygląda tak, że czytamy teksty i o nich rozmawiamy. Teoria fakt, jest przydatna, ale w którymś momencie trzeba pójść krok dalej. I na przykład uczymy się metody, której w praktyce już nikt nie stosuje, bo są już nowsze i lepsze. Studenci nauk pokrewnych mają tak samo. Ale mniejsza o to. Poszłam na praktyki i gdy mnie babka zapytała skąd jestem, popatrzyła na mnie wyrozumiale i powiedziała, że chyba musimy zacząć od początku. No i w końcu się dowiem o co chodzi w zawodzie.

A przypomniał mi się jeszcze jeden... historyczny przykład. Przyszedł do nas do szkoły student historii na praktyki. Studia historii są przyjemnością, niestety ów nieszczęśnik jest na nauczycielstwie. Nawet byliśmy grzeczni... Nikt nie miał serca mu przeszkadzać. Biedak trząsł się jak osika i prawie się nie rozpłakał. Mam nadzieję, że nie naucza teraz w żadnej szkole. Rozbestwiona młodzież gimnazjalna już na 2 lekcji założyłaby mu kosz na śmieci na głowę.

Studia rzecz przyjemna, tylko jest jedno, ale... Studia, a rynek praca i tzn. rzeczywistość realna (moja koleżanka po obronie magistra powiedziała do mnie: no, to teraz koniec bańki mydlanej, czas na bolesne zderzenie z realnym światem) mają ze sobą zatrważająco niewiele wspólnego. Nie u każdego, ale jednak.

6
Tak... Niestety, to jest wredne, ale tak już musi być.
Ja tam zamierzam iść na coś związanego z moimi zainteresowaniami - dziennikarstwo, literaturę, polonistykę, anglistykę itp. itd., tylko jeszcze tak dokładnie nie wiem, na co. Ciężki wybór. Mam nadzieję, że nie wybiorę tak, że potem będę żałować (tak jak mam teraz z liceum, w którym się uczę - po roku zbrzydła mi ta szkoła).

[ Dodano: Nie 03 Sty, 2010 ]
Hmmm... W sumie... Nad historią też się zastanawiam :)
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

7
Nie idźcie na polonistykę. Wszystko, tylko nie filologia polska. Czegokolwiek po niej oczekujecie, dostaniecie to w lepszej postaci na filologiach obcych. Także jeśli chodzi o praktyczną znajomość własnego języka.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

8
Czyli anglistyka lepsza, tak? :)
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

9
Ja też bym sugerował filolofią polską sobie odpuścić - nie jest tam aż tak różowo. Nie zgodziłbym się natomiast z tym, że na innych kierunkach humanistycznych uczymy się o rodzimym języku tyle samo - na filologii polskiej na pewno więcej... tylko kto potem zechce takiego polonistę do pracy?
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

11
Tacy są zadowoleni. Na kierunkach humanistycznych jest jednak tak, że 5 lat się wykuwa przestarzałą teorię a praktyka sobie. Niebo a ziemia
To zależy, gdzie studiujesz. Jeśli jesteś na wyższej szkole dorzucania do pieca, to nie spodziewaj się cudów. Też na zdecydowanej większości uczelni prywatnych w Polsce perspektywy są niewielkie. Bo profesura gardzi swoją robotą, a studentów traktuje się jak kanapowe pieski (siedź i ładnie wyglądaj, dyplom za pięć lat). Nie na wszystkich, ale u nas nadal prywata jest traktowana jako miejsce dla tych, których nie chciały porządne szkoły państwowe. Albo żadne państwowe.
Nie jesteśmy też już w liceum. Tam, od biedy, można było chodzić tylko na zajęcia i siedzieć na tyłku. Taka postawa była nawet często premiowana. Minęło. Twój kierunek to tylko część, mała część, działalności uniwersyteckiej. Mało jest kół? Masa! Można dostać na nie nawet porządne pieniądze, za darmo. Mało jest gości i wykładów otwartych? Na głównych uczelniach na pewno nie jest mało.
Ale prawda taka, że nikt nikogo nie złapie za jaja i nie każe mu robić coś ponad chodzenie na ćwiczenia. Taka prawda, że trzeba samemu sobie coś znaleźć. Przyznaję to otwarcie, choć nie jestem najszczęśliwszym studentem na ziemi i nawet nie lubię zbytnio swojego kierunku.
Ale obwinianie o to innych jest śmieszne.

dziennikarstwo, literaturę, polonistykę, anglistykę itp
Ja w takim razie odradzę dziennikarstwo. To samo opanujesz na byle warsztatach w kilka tygodni. Studia łatwe, ale niczego Cię nie nauczą. Znam sporo osób, które przerzuciło się na inne kierunki. Mnie na szczęście wczesniej odradzili to zawodowi dziennikarze.
tylko kto potem zechce takiego polonistę do pracy?
No tak. Na anglistów się rzucają.
Najwyższa pora zmienić podejście do życia i zrozumieć, że papier ze studiów to coś, co jest spadochronem. To taka kartka, która ma udowodnić, że skoro już do niczego się nie nadajesz, to warto Cię zatrudnić chociaż na sekretarkę, bo przynajmniej się starałeś.
Mówię to jako student dzienny "prestiżowego" kierunku na "prestiżowej" uczelni.

Jednocześnie, jeśli już do czegoś się nadajesz, jest to papier niezbędny, ale wtedy kierunek i uczelnia ma zwykle znaczenie trzeciorzędne.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

12
Serena pisze:Czyli anglistyka lepsza, tak? :)
Jako anglista mówię: tak. Ale myślę, że germanistyka, romanistyka, iberystyka, rusycystyka... Wszystko będzie lepsze. A jeśli jeszcze uda ci się dostać na specjalność translatoryczną, to już NA PEWNO dowiesz się o języku polskim więcej niż na polonistyce, co mówię ja, tłumacz prawie dyplomowany.

No i umówmy się: dobrze jest zdobyć jakieś doświadczenie zawodowe jeszcze na studiach, choćby niewielkie. Ot, dla przykładu, niedawno przetłumaczyłem jedną książkę (i opublikowałem, żeby nie było), a teraz tłumaczę drugą i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ta druga pojawi się w księgarniach mniej więcej wtedy, kiedy będę się magistrzył. Co to znaczy? Po pierwsze: jestem już zaczepiony w wydawnictwie i kończąc studia, będę mógł dalej w tym wydawnictwie pracować. Po drugie: jeśli z jakiegoś powodu nie będę mógł (kryzys czy inne takie), mając na koncie dwie przetłumaczone książki będę w jakimkolwiek innym wydawnictwie o dwa kroki przed większością potencjalnych konkurentów, którzy również będą świeżo po studiach.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

13
Sir Wolf pisze:A jeśli jeszcze uda ci się dostać na specjalność translatoryczną, to już NA PEWNO dowiesz się o języku polskim więcej niż na polonistyce, co mówię ja, tłumacz prawie dyplomowany.
Akurat. I to mówię ja, tłumacz całkiem dyplomowany. ;) Żadna specjalność nie zrobi z kogoś, kto polskiego nie zna eksperta od tego języka. Ba, specjalizacja translatologiczna, podobnie jak cała filologia obca, może sprawić, że się komuś we łbie potenteguje i zapomni własnego języka, bynajmniej nie tego w gębie.
TadekM pisze:To taka kartka, która ma udowodnić, że skoro już do niczego się nie nadajesz, to warto Cię zatrudnić chociaż na sekretarkę, bo przynajmniej się starałeś.
Jakkolwiek ironiczna owa wypowiedź w założeniu nie była, mam wrażenie, że jest w niej trochę prawdy - na takiej zasadzie często są zatrudniani ludzie po... hmm... niezbyt użytecznych kierunkach.
TadekM pisze:u nas nadal prywata jest traktowana jako miejsce dla tych, których nie chciały porządne szkoły państwowe. Albo żadne państwowe.
Uch, to znam akurat z doświadczenia... Nauczam teraz dzielnych studentów pierwszego roku anglistyki i muszę przyznać, że głupi to oni na pewno nie są. Nie znają po prostu angielskiego, ale nad tym pracuję. ;) Zdarzyło mi się natomiast spotkać wielu studentów prywatnych uczelni i do dzisiaj wspomnienia o nich przepełniają me serce trwogą. Brr. Sodomia i gomoria.

I ja też odradzam dziennikarstwo. Podobnie jak filozofię. ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

14
Mich'Ael pisze:Żadna specjalność nie zrobi z kogoś, kto polskiego nie zna eksperta od tego języka.
Toć ja nie o tym. Ja tylko porównuję te dwa kierunki, a to ze względu na fakt, że wielu studentów idzie na polonistykę właśnie po to, by nauczyć się posługiwania językiem polskim. No to mówię: nie warto, bo w tym celu lepiej już iść na filologię obcą i robić z siebie tłumacza. Oczywiście przy optymistycznym założeniu, że trafi się na dobrych wykładowców i tak dalej, no ale to jest niejako oczywiste, że lepiej trafić na takich niż na... innych. ;)
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

15
Sir Wolf pisze:wielu studentów idzie na polonistykę właśnie po to, by nauczyć się posługiwania językiem polskim.
Głupcy! ;)
Sir Wolf pisze:No to mówię: nie warto, bo w tym celu lepiej już iść na filologię obcą i robić z siebie tłumacza.
Z tym bym się w sumie zgodził.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”