76

Latest post of the previous page:

Spokojnie, wydawcy doskonale zdają sobie sprawę, że debiutant składa propozycje wielu stronom. Kiedyś prezes wielkiego wydawnictwa zwyczajnie mnie obśmiał na pytanie, czy nie ma w tym żadnego faux pas. A odmowa (jednemu, bo drugi się więcej nie odezwał) była po prostu informacją, że jestem w trakcie podpisywania cyrografu. Możliwe, że wiele zależy od formy, jeśli do ostatniej chwili prowadzimy zaawansowane rozmowy z kilkoma równocześnie, upewniając każdego, że jest tym jedynym (nawiasem mówiąc, sytuacja mało prawdopodobna przy debiucie), to odrzucona narzeczona oczywiście poczuje się wystawiona do rufy, ale to nasze prawo. A nasz wydawca powinien być raczej mile połechtany faktem, że inni też byli zainteresowani i dostali kosza :P

79
Ze względu na pewne... problemy z autoryzacją i komunikacją netową wywiad ukaże się niedługo na stronie głównej Qfantu. Tak to jest, gdy numer składa się do ostatniej minuty. Przepraszam za zamieszanie, jestem pewien, że fani Eugeniusza Dębskiego nie będą zawiedzeni.

80
Jestem po lekturze. Rzeczywiście książka wciąga "jak bagno" :) jak ktoś powiedział tutaj lub w Hyde Parku na forum. Treść się podobała.
Nie podoba się za to okładka. Rozumiem, że są gusta i guściki, jednak na tle innych okładek może ta i rzuca się w oczy, ale nie jest moim zdaniem dobra. Nie chciałem się wypowiadać dopóki nie wziąłem książki do ręki i rzeczywiście, całość jest błyszcząca oprócz samej dziurki od klucza, która jest matowa. Rozumiem zamysł, jednak nie zmienia to ogólnego odbioru, projekt jest zbyt prostolinijny i nienaturalny, zaglądanie w dziurkę od klucza wygląda bardziej tak niż jak na okładce. Ostatnia, pogrążająca całość sprawa, zarys klucza jest rozmyty, a krawędź lakieru ostra, co psuje efekt. Jakby pomysł z lakierem został dodany w ostatniej chwili i nie było czasu na dopasowanie projektu.
Nie chcę wyjść na malkontenta, gdyby było w porządku, to bym się na siłę nie czepiał. Mam nadzieję, że kolejne okładki rzucą na kolana :)
Moje pytanie nasuwa więc się samo: czy projekt okładki był z Tobą konsultowany, czy zostałeś postawiony przed faktem dokonanym? Czy ktoś pytał o sugestie? Mam nadzieję, że odpowiedź nie narusza umowy o poufności z wydawnictwem.
Mam także pytania o następną powieść, która jak pisałeś, jest gotowa. Czy będzie to też kryminał i czy jakieś postacie z Był sobie złodziej się tam pojawią?

81
Tony pisze:Rzeczywiście książka wciąga "jak bagno" :)
Szalenie mi miło, dziękuję.

Cóż, wszystko działo się w tempie iście szalonym (jak na standardy wydawnicze rzecz jasna), więc nie miałem czasu na zaproponowanie projektów znajomych grafików. Wydawcy przyświecał pewien zamysł, który niekoniecznie się sprawdził, choć spotkałem się ze skrajnie różnymi opiniami na temat okładki. Miałem wpływ jedynie na drobne retusze i szczególiki. Samemu trudno mi się wypowiadać, mój odbiór jest niewątpliwie skażony bardzo osobistymi odczuciami, ale lapidarnie bym to ujął tak: oswoiłem się i nawet polubiłem motyw graficzny.

Kolejna powieść spoczywa u wydawcy od dwóch tygodni. Ani „Złodziej”, ani ona nie są czystymi kryminałami, gatunek raczej sensacyjno-kryminalny z elementami twista, ale mniejsza o szufladki. Nie jest to kontynuacja, wszystkie postacie są nowe, choć klimaty, sposób narracji i perspektywa, z jakiej prezentuję czytelnikowi opowieść są, o ile potrafię to sam ocenić, podobne.

Pozdrawiam serdecznie i złodziejsko :wink:

82
Hej, hej przyjaciele (i wrogowie :wink: ) wybieram się na dniach do Wrocławia jako gość Międzynarodowego Festiwalu Kryminału. Przyjadę 29.11 i jestem do 3.12. Organizatorzy widać uznali, że mało mają kryminalistów :P w tym mieście, o którym słyszałem mnóstwo dobrego, lecz zobaczę je pierwszy raz w życiu. Z programu festiwalowego wnoszę, że będę się plątał popołudniami w okolicach Kawiarni Literackiej, Rynek 56. Szczególnie serdecznie zapraszam do owej kawiarni 2-go grudnia o 19.30 na dyskusję panelową o nowym kryminale, do jakiej zostałem zaproszony z powodów mi bliżej nieznanych, ale niewątpliwie ważkich.

Gdyby akurat przypadkiem ktoś przechodził w pobliżu, było by mi niezmiernie miło :) się poznać, ewentualnie rozpoznać.

83
Z innego wątku:
Jacek Skowroński pisze:U mnie sprawa jest o tyle specyficzna, że obydwie [książki] napisałem przed ukazaniem się „Złodzieja”, więc towarzyszące im emocje były bardzo podobne a sprowadzały się do: Napiszę te historie, bo sprawia mi to cholerną frajdę i zrobię wszystko, by ukazały się drukiem. Nie pamiętam, która powstała pierwsza, wierzcie lub nie, ale choć to było niedawno nie umiem procesu ich powstawania jakoś sobie umiejscowić w czasie. Potrafię przypomnieć sobie większość momentów, gdy obmyślałem fabuły, przywołać tamte chwile wraz z porą dnia i widokami za oknem, ale to wszystko. Jakby pisało się w oderwaniu od realności.
Czy dobrze rozumiem, że przed wysłaniem zgłoszeń do wydawnictw miałeś już napisane obie książki?
Jacek Skowroński pisze:Teraz pracuję nad trzecią i równocześnie nad kilkoma innymi rzeczami, brak czasu na zastanawianie się i walkę z niepewnością. Może to jest sposób, ten przystawiony do skroni pistolet…?
A co z książką drugą, jeśli można wiedzieć? :)

84
Istotnie, miałem gotowe dwie powieści sensacyjno-kryminalne. I jedną obyczajową, która powstała pierwsza (tego przynajmniej jestem pewien :P ) i jako płód wybitnie amatorskiego podejścia do pisania jest pełna wszelkiego rodzaju potknięć, niedoróbek, baboli; wręcz gotowiec o narzucającym się tytule: Jak nie pisać powieści! Ale pomogła mi ogromnie, nauczyła wiele, a do dziś jest źródłem całkiem fajnych opowiadanek. Wycinam sobie z niej epizody, podmalowuję, dorzucam akurat potrzebny wątek i już opko gotowe :) . Bardzo polecam tę metodę - Andrzej Pilipiuk często wspomina, żeby niczego nie wyrzucać, każdy pomysł, każdy tekst skrywa potencjalne możliwości, nie należy zniechęcać się, wystarczy poczekać na właściwą chwilę, niespodziewane olśnienie lub zwyczajnie dojrzeć do napisania go od nowa ;)

A druga powieść jest u wydawcy. Teraz czas na uwagi redakcyjne, czyli normalna praca nad doszlifowaniem całości. Brrr, przeżyję :)

85
To pozostaje mi czekać na drugą pozycję i życzyć sobie, aby okładka nie zawiodła :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

87
A ja bym Cie, Jack spytał o poziom krytyki literackiej.
Istnieje zdanie, które mówi, iż poziom krytyki maleje względem napływających dzieł.
Co sądzisz o dzisiejszej krytyce literackiej?
I o stosunku Twoim do krytyki? - trudno, co nie? :)
I jaką krytykę preferujesz? Tę ostrą i twardą, wyciągająca priorytetowo wszystkie błędy?
Czy też te delikatną? Motywującą do działań i "głaszczącą"?
(upraszczam pytanie, ale wiem, że Ty wiesz, o co chodzi...)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

88
Aż się prosi, żeby odpowiedzieć grzecznie i tak jak wypada: Z pokorą odnoszę się do wszelkiej krytyki, starając się poprawiać wszystkie wytykane potknięcia, nieustannie uczyć się i doskonalić. Wielu tak mówi bez zmrużenia powieki, mimo iż stwierdzenie jest czystej wody bełkotem i kłamstwem, choćby dlatego, że dziesięciu krytyków może zaserwować dziesięć różnych opinii (a nawet ten sam, po jakimś czasie, o ile zapomniał, że już był łaskaw), więc usunięcie wskazanych błędów i wypaczeń oznaczałoby niemożność napisania czegokolwiek. Być może z pożytkiem dla literatury… :P

Oczywiście że poziom maleje - wraz ze wzrostem ilości dzieł potrzeba coraz więcej krytyków, recenzje ukazują się we wszelkich możliwych miejscach, krytyk też człowiek, chciałby, żeby jego opinia została dostrzeżona, więc by zaistnieć nie tylko pisze dużo i szybko, ale stara się być na fali, wpisując się w powszechnie obowiązujące mody, lub oryginalny, czyli szargać uznane nazwiska, odkrywać nieznane szerzej perełki, epatując wiedzą i erudycją - tyleż wdzięczną dla ucha, co nieprzyswajalną dla przeciętnie inteligentnego odbiorcy - balansować z wdziękiem paralityka na linie rozciągniętej nad rzeszą wpatrzonych weń wyznawców. Lem powiedział kiedyś, że czytał o „Solaris” rozprawy tak uczone, że sam niewiele z nich rozumiał. Daleki jestem od generalizowania, jednak uważam, iż krytycy zbyt często zapominają, że odbiorca pragnie się od nich dowiedzieć bardzo prostego faktu – czy książkę warto przeczytać. A że czasem bywa i tak, że recenzja sama w sobie jest lepsza od omawianego kawałka prozy, to już inna para lakierek. Na polu krytyki jest jak jest, ani szczególnie dobrze, ani tragicznie, przy odrobinie cierpliwości można zapamiętać sobie kilka nazwisk, którym się ufa, gdyż ich opinie minimalizują ryzyko wydania pieniędzy na pospolite knoty lub pozycje mijające się z naszym gustem.
kanadyjczyk pisze:I jaką krytykę preferujesz? Tę ostrą i twardą, wyciągająca priorytetowo wszystkie błędy?
Czy też te delikatną? Motywującą do działań i "głaszczącą"?
Preferuję krytykę obiektywną i logiczną, czyli taką, której autor nie bawi się z odbiorcą w grę: Ja do ciebie mrugnę, podrzucając ci parę lingwistyko-semantyczno-etymologiczno-komparatystyczno-tekstologicznych pulpetów, a ty mi odmrugniesz, udając że strawiłeś. Ani skrajnie twarda, ani emanująca zachwytem krytyka do mnie nie przemawia, w obydwu podejrzewam fałsz i rodzaj pójścia na łatwiznę. Myślę, że autor może wyrobić sobie zdanie o odbiorze własnej książki, dopiero po zapoznaniu się z wieloma recenzjami, opiniami czytelników i stanem swojego konta bankowego w kolejnych okresach rozliczeniowych z wydawcą.
A czy osobiście jestem wrażliwy na krytykę… Nie wiem. Jeśli chęć ucałowania recenzenta lub rozjechania go walcem drogowym coś oznacza, to zapewne jestem wrażliwy. Choć, póki co, wszyscy moi recenzenci cieszą się dobrym zdrowiem :)

90
Jacku, ja ostatnio rozmawiałem o "Był sobie..." i wylałem ten mój skrywany żal wobec autora, że jedną rzecz schrzanił (co nie zmienia faktu, że książka w dechę!) i wiesz co? Nawet za stoooo lat, jak się spotkamy, powiem Ci o tym w cztery oczka. To nie będzie krytka ani dobra, ani zła, nawet nie konstruktywna. To będzie zawodzenie czytelnika w stylu:dlaczegoooo?... :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

Wróć do „Archiwum Pisarzy”