Kiedy zmierzcha cz.3

1
Tak jak obiecałem - mniejsze dawki :D Sprawdziłem tekst i błędów chyba

nie bedzie za wiele. Przyjemnego czytania!



W połowie drogi ze szczytu wierzy znajdowało się niewielkie półpiętro w postaci drewnianego podestu. Z trzech stron otaczały go sino – szare witraże. Na co dzień wpuszczały z pewnością mało światła z zewnątrz. Tym razem było to jeszcze trudniejsze, zważywszy na mrowie malutkich cieni na ich powierzchni. Jack, który zatrzymał się na chwilę, aby złapać oddech ze zgrozą patrzył na to widowisko. Stworzenia kłębiły się tam ze złośliwym zgrzytem atakując szklaną powierzchnię. Jedynie marna przyśpiewka do tego, co działo się za oknami.

Zaraz za nim zbiegła Megan. Ona również przystanęła.

– Chryste, ten dźwięk.

– Pewnie lecą ku zachodnim polom uprawnym? Kto wie, co je tam wabi.

Meg oblizała wargi, domysły można by snuć w nieskończoność. Jack wykonał wzruszył ramionami. Hałas dobiegający z zewnątrz nie dawał mu złożyć myśli. Z nieznanych przyczyn Megan też zaczęła go irytować.

– Mają cały kraj dla siebie. Dorastałem na prowincji. Nawet nie wiesz jak szybko to cholerstwo potrafi się zorganizować.

– Rozumiem, że jesteś ekspertem... au! – poczuła świerzbienie w okolicach karku. Ku swemu obrzydzeniu znalazła w kołnierzu swej kurtki wielkiego jak dłoń osobnika szarańczy. Ze złością zgniotła go na drewnianej posadzce.

– Schodzimy niżej! – stwierdziła.

„Zaraz, zaraz, przecież to ja powinienem to powiedzieć.”

Dlaczego one wszystkie zabierają nam rolę, kiedy okaże się, że jest bezpiecznie. Najpierw płaczą w niebogłosy, a potem „zrób to, zrób tamto!.” A teraz zmarszczy nos i zaczną się wymówki; skąd ja to znam?

Nagle ogłuszył ich trzask rozbijanej szyby. Witraże po przeciwnych stronach pomieszczenia rozprysły się nagle w migotliwe drobiny. Podest stanął otworem dla brunatnej rozwścieczonej chmary.

„Ptaki!”

Jazgot szybko stał się nie do wytrzymania. Nie myśląc dużo Jack rzucił się w kierunku towarzyszki, zanim jednak zdołał ją objąć z dwu stron oblała ich fala skrzydlatych stworzeń, dziobiąca i drapiąca odkryte kawałki skóry. Osaczona para nie słyszała własnych krzyków. Zespoleni razem Jack i Megan rzucili się na oślep w kierunku schodów na dół. Conroy czuł jak coś wyskubuje mu małżowinę uszną.

W końcu za jednym z kroków stopy nie napotkały pod sobą posadzki. Obydwoje runęli w dół boleśnie odczuwając każdy stopień. Megan potoczyła się dalej od swego towarzysza, po kolejnym fikołku jej głowa poczuła twarde dębowe wrota. Chyba tylko cudem nie rozbiła czaszki. Ptaków było tutaj mniej, działając instynktownie Megan otwarła drzwi i wturlała przez nie ogłuszonego Jacka. żelazny zamek szczęknął przeciągle i znów byli bezpieczni

– Fiu, to tyle, nic mnie już... nie zaskoczy – rzekła Meg opierając się o twardą powierzchnię drzwi. Z trudem łapała oddech. W jej głowie pracował młot pneumatyczny.

– Mnie też – mruknął niewyraźnie Jack. Dopiero teraz zauważyła, że twarz ma całą poharataną ptasimi pazurami. Stróżki krwi spływały mu pod kołnierz, tworząc na szyi nierówne wzory. Również włosy i uszy nie wyglądały najlepiej.

– Jezu, chodź szybko! – szarpnęła jego lewym ramieniem. – Znajdziemy coś na to, zanim wda się zakażenie.

Poszli do zakrystii. Dał się prowadzić bez oporu, pulsujący z wielu miejsc ból i pomieszana z potem krew w oczach, wprowadziły go w stan otumanienia. Słyszał za to ptaki, setki skrzydlatych stworzeń przelatujących nad miastem, rozdzierających niebo przypominającym śpiew kwileniem. Teraz chciał tylko czuć jak najmniej.



Apteczka po raz pierwszy pokazała swą przydatność. Siedzący na sztywno na krześle Jack bez oporu pozwalał Megan oczyszczać rany na twarzy wacikiem z wodą utlenioną. Od czasu do czasu syczał jedynie głośno, gdy za bardzo przycisnęła ranę.

– Nie ruszaj się, proszę – mówiła wtedy i wracała do pracy. Płyn odkażający zdawał się przemyślnie wdzierać do zadrapań napełniając je dodatkową porcją kłującego bólu. Nic tu nie pomagała wrodzona zdawałoby się fachowość Meg w tych sprawach. Jej ruchy były łagodne, wzbudzały zaufanie; po odkażeniu założyła mu opatrunek na poharataną rękę, a także zakleiła małymi plasterkami głębsze rany na czole i policzkach.

– Odpocznij – powiedziała na koniec i zbliżyła się do jednego z okien. Na dworze wciąż rządziło hałaśliwe ptactwo. Murowane wnęki otaczające okna zakrystii z zewnątrz dawały jednak zbyt wąskie przejście dla większych okazów. Raz po raz jedynie zaplątał się w nich jakiś wróbel, czy rudzik; po krótkiej walce odlatywał z piskiem.

Jack czuł się niezręcznie. Dotychczas, będąc operowanym nie musiał nic mówić.

– Gdzie się tego nauczyłaś? – zapytał. Twarz znów rozsadził ból.

– Nic nie mów – odparła nie odrywając wzroku od okna. Stała do niego bokiem. Obserwującego jej twarz w bladym świetle zmierzchu Jacka zastanawiało, o czym też mogła teraz myśleć.

– Dzieciaki mnie tego nauczyły – odwróciła się i poczuł na sobie wzrok jej ciemnych oczu. – Nawet nie wiesz ile rozbitych kolan i rozciętych głów można zobaczyć w trakcie przerw między lekcjami.

W jej słowach było coś, co wydało się Jackowi szczególnie niezwykłe. Miały w sobie prostą ludzką serdeczność. Zrozumiał, dlaczego zrobiły na nim takie wrażenie. Ludzie, których znał źródeł wszystkiego szukali w sobie, zamykając oczy na resztę świata.

– Prawdziwa biblijna plaga nie prawdaż? – wyrwała go z zamyślenia. – ptaki, szarańcza...

– Było też morze krwi – mówił przez zęby, pokonując pulsujący ból twarzy – i pomór bydła. A na koniec Anioł śmierci zstąpił z nieba i zabił pierworodnych w każdym domu, którego progi nie opatrzono znakiem Ducha świętego. To szło jakoś tak.

– Aż ciarki przechodzą – objęła się ramionami.

– Nie czytałaś dalej?

– Dzięki, ale jeden horror w telewizji wystarczy. Chrześcijanie chyba najlepiej wiedzą jak człowieka nastraszyć. Jak na razie chyba bardziej powinni się bać siebie niż Boga, czy jego speców od brudnej roboty.

– Coś w tym jest. Biblia namawia do naprawy, dążenia ku dobru. Ale z nami chyba nie da się inaczej – zatoczył koło ramieniem – niż w t e n sposób.

Podeszła do niego i uklękła, na jej twarzy widniało coś w rodzaju determinacji.

– Nie mów tak... jestem pewna, że się mylisz.

– Naprawdę, chciałbym się z tobą zgodzić... Ja, ja, po prostu...

Delikatnymi dłońmi pogłaskała go po grzywce, rąbek światła nagle zakrył gorejącą wokół otchłań. Nie na zawsze – tylko na tą jedną krótką chwileczkę wytchnienia. Czuł jednak, że jest dobrze, że tak powinno być i to samo wyczytał w jej oczach.

– ... Bardzo za nią tęsknie... za Lillian.

– Widzę.

– ...Boże, jak bym chciał, żeby gdzieś tam jeszcze była. Gdziekolwiek, ale szczęśliwa – coś jakby utknęło mu w gardle, słowa przychodziły mu z dużą trudnością. Palec Meg zszedł powolnym ruchem niżej, poprzez czoło, nos, ku wilgotnym ustom. Tu zatrzymał się i delikatnie ścisnął spragnione ciepła wargi.

– Rozumiem –szepnęła – ale proszę cię, przez chwilę bądź cicho...



Tej nocy połączyło ich wspólne zagubienie. Przez chwilę wydawało się, że zespolili się w jedną nierozerwalną całość. Nad ranem jednak, obok siebie znów leżały dwie osoby – Jack Conroy i Megan Fiddleton.

C.D.N

2
Pomysł: 4-



Hmmm, chyba się za wiele nie zmieniło, ale rozumiem, że to z powodu krótszych fragmentów. ;) No i nadal nic nie wiadomo o pladze/apokalipsie/zagładzie itp.



Styl: 4-



Raczej nic się nie zmieniło, wciąż mi się podoba, jest smukły i zgrabny, ale w paru miejscach trafiłem na jakieś dziwnie ułożone zdania, które zabrały trochę tej słodyczy.



Schematyczność: 4



Bez zmian.



Błędy: ?



Jak czytałem to trochę ich było, ale wypiszę je jutro bo teraz czeka na mnie jeszcze trochę nauki. Jutro jak wrócę ze szkoły i będę na siłach to Ci je wypiszę. Teraz będzie sto razy lepiej je wyłapać, bo tekst krótszy.



Ocena ogólna: 4-



Historia praktycznie wogóle nie poszła na przód (ale rozumiem to), styl wciąż dobry, ale z paroma wpadkami, błędy wypiszę jutro, chociaż trochę ich było. Czekam na dalsze części. Jestem, rzecz jasna, na tak.



PS. Spodobała mi się wizja takiego odcinkowego opowiadania. :)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Ech, obiecałem to sprawdzę te błędy, chociaż jestem wyczerpany (niestety, od ostatniego tygodnia zdarza mi się to nadzwyczaj często - błagam, ferie, nadejdźcie na białym rumaku i mnie uratujcie). Let's start:


wierzy
Ojojoj, nieładnie. A może chodziło o szczyt wiary? ;) Hmmm, chyba nie, chyba chodziło o budowlę, więc powinno być wieży. Nieładnie.


Stworzenia kłębiły się tam ze złośliwym zgrzytem atakując szklaną powierzchnię.
złośliwym zgrzytem przecinek


Pewnie lecą ku zachodnim polom uprawnym? Kto wie, co je tam wabi.
to miało być w formie pytania? Jeśli tak to dziwnie brzmi.


można by
razem


Jack wykonał wzruszył ramionami
albo wykonał ruch ramionami, albo wzruszył ramionami. Decyduj się ;)


Hałas dobiegający z zewnątrz nie dawał mu złożyć myśli
z zewnątrz przecinek


Nawet nie wiesz jak szybko to cholerstwo potrafi się zorganizować.
nie wiesz przecinek


„Zaraz, zaraz, przecież to ja powinienem to powiedzieć.”

Dlaczego one wszystkie zabierają nam rolę, kiedy okaże się, że jest bezpiecznie. Najpierw płaczą w niebogłosy, a potem „zrób to, zrób tamto!.” A teraz zmarszczy nos i zaczną się wymówki; skąd ja to znam?
tu chyba cudzysłów powinien do końca być, bo przecież to są wciąż myśli Jacka. No i nie średnik tylko kropka powinna być


dla brunatnej rozwścieczonej
brunatnej przecinek


Nie myśląc dużo Jack rzucił się w kierunku towarzyszki, zanim jednak zdołał ją objąć z dwu stron oblała ich fala skrzydlatych stworzeń, dziobiąca i drapiąca odkryte kawałki skóry.
myśląc dużo przecinek ; ją objąć przecinek


Zespoleni razem Jack i Megan rzucili się na oślep w kierunku schodów na dół.
Megan przecinek


Obydwoje runęli w dół boleśnie odczuwając każdy stopień.
w dół przecinek


twarde dębowe
przecinek


. żelazny zamek
duża litera


rzekła Meg opierając
Meg przecinek


Również włosy i uszy nie wyglądały najlepiej.
lepiej brzmi "Włosy i uszy również(...)"


Siedzący na sztywno na krześle
bez pierwszego 'na'


zdawał się przemyślnie wdzierać do zadrapań napełniając je
do zadrapań przecinek


Nic tu nie pomagała wrodzona zdawałoby się fachowość Meg w tych sprawach.
wrodzona przecinek ; zdawałoby się przecinek


zaufanie; po odkażeniu
kropka i duża litera


Murowane wnęki otaczające okna zakrystii z zewnątrz dawały jednak zbyt wąskie przejście dla większych okazów.
z zewnątrz przecinek


rudzik; po krótkiej
kropka i duża litera


odparła nie odrywając
odparła przecinek


prostą ludzką
przecinek


których znał źródeł
znał przecinek


biblijna plaga nie prawdaż?
plaga przecinek i nieprawdaż razem


. – ptaki, szarańcza
duża litera


domu, którego progi
progu


jedną krótką chwileczkę
jedną przecinek


jedną nierozerwalną całość
jedną przecinek


jednak, obok
bez przecinka



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
AAAAa!!! Sprawdzalem bledy zdaniowe i zapomnialem o przecinkach!!!!!!!!!!!!! Grrrrr. To nie fair, Chinczycy nie maja przecinkow :(

5
Przeglądam ten dział i zadaję sobie pytanie, która nazwa byłaby lepsza dla tego forum: obecna - weryfikatorium - czy proponowana przez mnie - przecinkorium? że też się Wam chce wytykać błędy interpunkcyjne. Skupcie się na sednie opowiadania - treści - oraz na ważniejszej części formy, czyli opisach i ich stosunkach do stanów, które chce w czytelnika wytworzyć autor.

Aha, i "można by" pisze sie osobno, Patrenie.

6
broda kota:

Przecinki również są istotne. Co prawda nie widzę sensu wypisywania wszystkich tego typu błędów w opowiadaniu, wystarczy kilka przykładów - reszty niech autor szuka. Pisząc trzeba zwracać uwagę na wszystkie elementy tej sztuki. Oczywiście, profesjonalni pisarze mają korektorów, ale bez samodyscypliny nie doszli by do takiej pozycji.

7
Zgadzam się co do uważania na przecinki. Od olewania takich rzeczy tylko się zaczyna. Potem przestanie się pilnować myślników i kropek :) . A w końcu cała niezbędna do pisania dyscyplina legnie w gruzach.

8
Zostafmy przedzinki i ortografie w spokoju. Przecierz to wcale nie jest podstafa i ogolnie zecz biorac to gupi wymysl i badziewie. Ofkors



Przecinkorium ... Pzemysle.

9
Broda Kota, pozwól, że ja będę robił swoje i proszę, nie mów mi, co ja mam robić, ok? :)

Na treści tutaj nie ma co się koncetrować, bo w poprzednich odcinkach tego opowiadania napisałem co o tym myślę. Poza tym, Giganowi zależało na wytknięciu błędów, a ja miałem na to ochotę.

Ja bym proponował Wercinkotorium.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

10
Przecinki są wyjątkowo istotne.



To one często decydują o tym, jak czytelnik zinterpretuje tekst. Są odpowiedzialne za tonację i odpowiedni szyk w zdaniu - bez nich "nydyrydy"!



Przecinki i ortografia kształtowały się na przestrzeni wieków nie po to, by teraz zniknąć, ale by ułatwić interpretację i czytanie danego tekstu.



Jedynym ustępstwem od tej zasady - są wiersze. Bo w końcu o to w nich chodzi. Przecinki posiadają niewyobrażalną siłę. Jeden może zmienić sens całego zdania! Lub nawet zdecydować o tym, czy zdanie ma jakikolwiek sens!



Zupełnie się z wami nie zgadzam - przecinki są WAżNE... A nawet



WAżNE!!!



Co do nazwy - może rzeczywiście zbyt kurczowo trzymamy się zasad ortografii i interpunkcji - ale po to tu jesteśmy. Robimy swoje. Ten, kto wejdzie tu z waszymi przekonaniami co do przecinków, z pewnością (gwarantuje to wam) wyjdzie z naszym zdaniem.
Sygnatura:

Obrazek



Wesołych świąt życzy Wasz Kubek

Do świąt pozostało: 355 Dni!

11
Cześć wszystkim. Cóż, możnaby salomonowo rozsądzić tę sprawę. Nikt chyba nie zakwestionował znaczenia przecinków, w wypadku jednak opowiadania w odcinkach, sprawdzający ma chyba prawo do odrobiny generalizacji. Nie zgodzimy się? No, peace :D

12
Hm w sumie to nikt nie powiedział, że przecinki są nieistotne, jasne że są ważne. Ale rzeczywiście, zauważyłam tu pewnego rodzaju obsesję przecinkową. :wink: Nie mówię, że to źle. Moim jednak zdaniem, i chyba się zgodzicie najważniiejszy jest pomysł i ciekawe jego przedstawienie. No bo przecież nawet najpoprawniej pod względem "formalnym" (przecinkowym :wink: ) napisany tekst, ale nudny, bez pomysłu zawsze będzie gorszy od tego wciągającego, pomysłowego tekstu w którym brakuje przecinków.



Ale jasne, trzeba się starać jak najlepiej opanować sztukę dobrego wstawiania przecinków, tylko nie dać się zwariować na tym punkcie. :wink:
"You have to be someone"

Robert Nesta Marley

14
Oczywiste, ale Kubek huknął mrożącym krew w żyłach głosem, że przecinki są WAżNE i że się nie zgadza z "Wami". Napomknął coś nawet o przestrzeni wieków i się przestraszyłam. :wink: Będą mi się śnić w nocy te przecinki!
"You have to be someone"

Robert Nesta Marley
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”