Wróżba

1
Moja wersja anegdoty usłyszanej w saunie.

WRÓŻBA

Ulryka Stern miała po dziurki w nosie beznadziejnej wegetacji bez perspektyw na lepsze jutro. Dwudziestopięcioletnia kobieta już dawno powinna znaleźć sobie odpowiedniego kandydata na męża. Przecież w żadnym wypadku nie była wybredna, przynajmniej w swoich oczach. Pragnęła, żeby jej mężczyzna posiadał stosowne wykształcenie, odpowiedni status materialny i szereg cech powszechnie uważanych za pozytywne: dobroduszność, wierność, szlachetność, cierpliwość. Marzyła o kawalerze, który wyrwie ją z objęć staropanieństwa, zapewni wsparcie nie tylko finansowe, ale również duchowe. Potrzebowała silnego, męskiego ramienia, chciała wreszcie poczuć smak cielesności, podarować cnotę komuś, kto na to zasługiwał. Chowała wianuszek dla tego jedynego, którego, jak na złość, nie potrafiła znaleźć. Gdy była nastolatką, matka powtarzała, że wkrótce po jej rękę ustawi się kolejka dżentelmenów, tymczasem kolejne kartki wyrwane z kalendarza lądowały w koszu, a ona wciąż wiodła samotne życie.

Wiosną tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego piątego roku postanowiła, że weźmie sprawy w swoje ręce. No, może nie tak do końca, bo przecież wizyta u wróżki była jedynie półśrodkiem w drodze do osiągnięcia celu, lecz możliwość poznania przyszłości stanowiła nieodpartą pokusę. Kto inny, jak nie kabalarka, mógł przewidzieć przyszłe losy Ulryki, rozwiać gęstą mgłę niepewności spowijającą horyzont.

U znajomej zasięgnęła języka dowiadując się, że stara cyganka mieszka w jednej z kamienic na peryferiach miasta i tam układa karty tarota. Z porcelanowej skarbonki wyjęła trzydzieści guldenów, czyli sumę, która miała zagwarantować pomyślną wróżbę, przynajmniej taką miała nadzieję. Ubrała się w spódniczkę, bluzeczkę i żakiet – wszystko w szarych odcieniach – a na ramiona zarzuciła fiołkowy szal, który był jedynym ozdobnym elementem odzieży. Wrodzona skromność nie pozwalała kobiecie na ekstrawagancję. Przeglądnęła się w lustrze i gdy stwierdziła, że wygląda idealnie, wyszła z mieszkania.

Wędrówka do kabalarki trwała trzy kwadranse. Ulryka kroczyła zatłoczonymi ulicami, pogrążona w myślach. Gdy dotarła na miejsce, zapukała i – słysząc grzecznościowe „proszę” – weszła do środka.

W niewielkim pokoju panował półmrok. Przez czarną firankę zasłaniającą okno nie przebijał się ani jeden promień słońca. Dym z kadzideł wypełniał wnętrze pomieszczenia specyficzną wonią drażniącą nozdrza. Staruszka siedziała przy dużym stole nakrytym kremowym obrusem. Jej postać oświetlały dwie gromnice włożone do jednoramiennych świeczników ustawionych w kątach. Wykrzywiała usta w uśmiechu, szczerząc śnieżnobiałe zęby kontrastujące z pomarszczoną, opaloną twarzą. Upływ lat odcisnął na wróżce piętno, jednak nie pozbawił jej kobiecości. Stern pomyślała, że jeśli kiedykolwiek doczeka sędziwego wieku, to chce się zestarzeć właśnie w taki sposób.

- Witaj, młoda damo – powiedziała cyganka. – Usiądź, proszę.
Ulryka usłuchała i spoczęła na krześle, kładąc dłonie na krawędzi stołu.
- Wiem, po co przyszłaś. – Kabalarka zauważyła, że dziewczyna nie nosi obrączki, a jako, że wyglądała na pełnoletnią, łatwo było odgadnąć powód wizyty.
- Bo widzi pani…
Staruszka uciszyła ją zdecydowanym ruchem ręki.
- Wróżba kosztuje trzydzieści guldenów – oznajmiła.
Kobieta wyciągnęła z portmonetki pieniądze. Na widok monet oczy staruszki pojaśniały jak rubiny oblane światłem pochodni. Porwała należność zgrabiałymi palcami, ukrywając ją w kieszeni kolorowej bluzki.
- Zaczynajmy – rzekła. Przetasowała talię tarota, z której wyjęła trzy karty. Im dłużej wpatrywała się w wylosowaną kombinację, tym bardziej pochmurniała.
Widząc reakcję kabalarki, Ulryka przełknęła ślinę i zapytała:
- Co pani dostrzegła?

Targana wewnętrznymi wątpliwościami, cyganka wahała się, czy powiedzieć młodej kobiecie o przyszłości, którą przed chwilą poznała. Nazwanie wróżby niepomyślną byłoby ogromnym niedopowiedzeniem. Układ wskazywał na nieodwracalne zmiany nie tylko w życiu przybyłej, lecz również wielu postronnych obywateli. Ważąc wszystkie za i przeciw staruszka doszła do wniosku, iż nie powinna zatajać prawdy bez względu na konsekwencje.
- Młoda damo, nigdy nie wiadomo, co przyniesie los – powiedziała. – Niemniej jednak musisz wiedzieć, że przyczynisz się do śmierci milionów.

Stern początkowo nie pojęła sensu tych słów. Jakim cudem zwyczajna kobieta, chcąca usłyszeć zapowiedź rychłego zamążpójścia, miała przyłożyć rękę do tragedii tak wielu ludzi? To przekraczało możliwości logicznego rozumowania, przytłaczało zdrowy rozsądek masywną belą absurdu. W końcu, gdy nikła lampka przypuszczeń zapaliła się w jej umyśle, zapłakała. Wisiało nad nią fatum, potraktowała to jako pewnik. Przyszła tu w nadziei, że cyganka wleje balsam w jej strapioną duszę, tymczasem otrzymała cios nożem prosto w serce, które krwawiło teraz jak nigdy wcześniej. Próbowała krzyknąć, ale klaszcze strachu ściskające gardło spowodowały, że wydała z siebie tylko stłumiony jęk. Wybiegła z kamienicy w przeświadczeniu, iż powiew świeżego powietrza obudzi ją z koszmarnego snu, wyrwie ze szpon straszliwej przepowiedni. Na próżno…

Śpiesząc do domu biła się z myślami. Skoro ma być powodem tragedii milionów – nawet nie potrafiła sobie wyobrazić takiej wielkiej liczby – to może słusznie uczyni, jeśli odbierze sobie życie? Przecież nie może chodzić po świecie z piętnem morderstwa, tego zabraniała religia. Cóż miałaby powiedzieć księdzu na ostatniej spowiedzi? Jak spojrzy w oczy Najwyższego, nie podejmując słusznej decyzji? Wszak los niewinnych obywateli leżał w jej delikatnych rękach. Popełniając samobójstwo odbierze sobie szansę na odkupienie, lecz przeciwstawi się opatrzności, uchroni Bogu ducha winne masy, wykaże niezwykłą odwagę, ona, drobna kobietka szukająca swojego miejsca na ziemi. Wiedziała, że nie może postąpić inaczej. Poprosiła Stwórcę o szybką śmierć, ufając w jego miłosierdzie i… została wysłuchana.

Zobaczyła chłopca stojącego na środku drogi. Malec nie widział dorożki pędzącej w jego stronę. Pojazd zbliżał się błyskawicznie i wszystko wskazywało na to, że konie stratują kilkulatka. Ulryka zareagowała, wtargnęła na ulicę, popchnęła niedoszłą ofiarę, lecz sama nie zdążyła, a raczej nie chciała zdążyć, uciec przed sunącym powozem. Poturbowana przez dwa wałachy zginęła na miejscu, łamiąc kręgosłup i doznając licznych obrażeń wewnętrznych.

Woźnica zatrzymał dorożkę, zeskoczył na ziemię i podbiegł do chłopca leżącego na chodniku. Pomógł dziecku wstać, kucnął i chwycił je za wątłe ramiona.
- Jesteś cały? – zapytał.
Malec nie odpowiedział, tylko kiwnął głową i spuścił wzrok.
- Jak się nazywasz? – Mężczyzna pogładził brzdąca po policzku. Patrzył na jego ciemną grzywkę opadającą w lewo. Niewinna nieśmiałość, nieskalana grzechami ziemskiej egzystencji, pozwoliła kilkulatkowi tylko na cichą, niemal niesłyszalną odpowiedź:
- Adolf Hitler, proszę pana.

2
Zodiak pisze:Potrzebowała silnego, męskiego ramienia, chciała wreszcie poczuć smak cielesności, podarować cnotę komuś, kto na to zasługiwał.
Proponuję podzielić to na dwa zdania, od słowa "chciała"
Zodiak pisze:Gdy była nastolatką, matka powtarzała, że wkrótce po jej rękę ustawi się kolejka dżentelmenów, tymczasem kolejne kartki wyrwane z kalendarza lądowały w koszu, a ona wciąż wiodła samotne życie.
W tym wypadku polecam identyczny zabieg, od słowa "tymczasem"
Zodiak pisze:No, może nie tak do końca, bo przecież wizyta u wróżki była jedynie półśrodkiem w drodze do osiągnięcia celu, lecz możliwość poznania przyszłości stanowiła nieodpartą pokusę.
Podobnie tutaj. Spójrz:

No, może nie tak do końca, bo przecież wizyta u wróżki była jedynie półśrodkiem w drodze do osiągnięcia celu. Możliwość poznania przyszłości stanowiła nieodpartą pokusę.

W ten sposób - przynajmniej ja mam takie wrażenie - niwelujesz nudę, poprzez nadanie narracji odpowiedniego tempa
Zodiak pisze:Z porcelanowej skarbonki wyjęła trzydzieści guldenów, czyli sumę, która miała zagwarantować pomyślną wróżbę, przynajmniej taką miała nadzieję
Są trzy wyjścia: zrobisz z tego osobne zdanie; usuniesz wydzielony fragment; zostawisz go takim, jaki jest
Zodiak pisze:Ubrała się w spódniczkę, bluzeczkę i żakiet – wszystko w szarych odcieniach – a na ramiona zarzuciła fiołkowy szal, który był jedynym ozdobnym elementem odzieży.
...będący jedynym ozdobnym elementem odzieży
Zodiak pisze:Wrodzona skromność nie pozwalała kobiecie na ekstrawagancję.
Nieprecyzyjne sformułowanie - narrator określa upodobania ogółu czy jednostki, o której mowa w tekście?
Zodiak pisze:Przeglądnęła się w lustrze i gdy stwierdziła, że wygląda idealnie, wyszła z mieszkania.
Przeglądnęła się w lustrze i, gdy stwierdziła, że wygląda idealnie, wyszła z mieszkania.
Zodiak pisze:W niewielkim pokoju panował półmrok. Przez czarną firankę zasłaniającą okno nie przebijał się ani jeden promień słońca. Dym z kadzideł wypełniał wnętrze pomieszczenia specyficzną wonią drażniącą nozdrza(...)Wykrzywiała usta w uśmiechu, szczerząc śnieżnobiałe zęby kontrastujące z pomarszczoną, opaloną twarzą. Upływ lat odcisnął na wróżce piętno, jednak nie pozbawił jej kobiecości.
Brak naturalnego światła, opalenizna; zmarszczki, kobiecość - jakoś mi to wszystko nie pasuje, zupełnie tak, jakby - ze strony czysto teoretycznej - wzajemnie się wykluczało. Tekst w żaden sposób nie tłumaczy tych zależności
Zodiak pisze:- Młoda damo, nigdy nie wiadomo, co przyniesie los – powiedziała. – Niemniej jednak musisz wiedzieć, że przyczynisz się do śmierci milionów.

Stern początkowo nie pojęła sensu tych słów. Jakim cudem zwyczajna kobieta, chcąca usłyszeć zapowiedź rychłego zamążpójścia, miała przyłożyć rękę do tragedii tak wielu ludzi?
Stern domyśliła się, że chodzi o ludzi - równie dobrze, cyganka mogła mieć na myśli zwierzęta. Druga kwestia: nawet jeśli się domyśliła, to wydzielony fragment jest niepotrzebny - oszczędzaj słowa
Zodiak pisze:To przekraczało możliwości logicznego rozumowania, przytłaczało zdrowy rozsądek masywną belą absurdu.
W tym miejscu - jeśli się przyczepić - można mówić o pleonazmie masywna bela - bela sama w sobie jest masywna
Zodiak pisze:Próbowała krzyknąć, ale klaszcze strachu ściskające gardło spowodowały, że wydała z siebie tylko stłumiony jęk.
? kleszcze a może chaszcze

Za dużo tutaj niewyważonych zdań, przydługich, wprowadzających nudę i czyniących opowieść mało zgrabną i niezwykle rozległą

O, kurde! O, kurde! O, kurde... To jest, doprawdy, zaskakujące rozwiązanie akcji. Czuje się oszukany - napięcie ze mnie zeszło, spodziewałem się banalnej końcówki, a Ty w tak bezlitosny sposób wprowadziłeś/aś element zaskoczenia. Końcówka - literackie bożyszcze

3
Zabrakło mi słów.
O, już wróciły. No dobra, na samym początku coś mi zgrzytnęło.
Dwudziestopięcioletnia kobieta już dawno powinna znaleźć sobie odpowiedniego kandydata na męża.
To brzmi trochę tak, jakby nagle swoją opinię wygłaszał narrator. Może mam tylko takie wrażenie, ale... ; )
Innych zgrzytów nie było. Wyłapałam tylko "przeglądnęła", które jest moim utrapieniem, bo nigdy nie wiem czy jest poprawne czy nie. Ale chyba jest. :)
Co do fabuły - o kurczę.
to jest... świetne. :)

4
Wielkie dzięki za uwagi. Kurde, niektórych, szkolnych błędów mogłem sie ustrzec. Z pocięciem zdań zgadzam się całkowicie. Podobnie z "masywną belą". Mea culpa.

Oczywiście miało być "kleszcze".

Co do sformułowania: "Z porcelanowej skarbonki wyjęła trzydzieści guldenów, czyli sumę, która miała zagwarantować pomyślną wróżbę, przynajmniej taką miała nadzieję." zostawię je takim, jakie jest. Chodziło mi o pokazanie odczuć kobiety. Nie każda wróżba jest pomyślna, ale idąc do kabalarki raczej chcemy, żeby takową była. Więc kobieta nie miała żadnej pewności, jedynie nadzieję.

Pozdrawiam.

6
Genialne! Niesamowita konstrukcja i zakończenie. Mało tego - cała treść jest ukazana w bardzo dobrym stylu!

Opowiedziana historia doskonale wplata się w kanon "losów zapisanych w kartach", i na poły pewnej tragicznej greckiej scene, w której bohaterka pozbawiona jest tak na prawdę wyboru. Świetne umiejscowienie tej historii.

W kilku miejscach narrator wtrącał myśl - tam mi brakło myślników, bo zamiast nich, użyłeś przecinka. Zdecydowanie zmieniłbym ten zabieg. Plusem, kolejnym, jest przedstawienie świata - brak opisów - wszystko dzieje się w głowie. Minusem w tym wszystkim jest spódniczka - nie potrafię sobie jej wyobrazić w XIX wieku...

Doskonała miniatura! Gratulacje!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
Bardzo ładnie poprowadzona narracja - w żaden sposób nie naprowadza na zakończenie, nie zdradza go przed końcem. Styl może jest trochę zbyt przeładowany ozdobnikami, ale to już kwestia gustu :)
Podobało mi się

8
Jestem pod ogromnym wrażeniem ! Genialne opowiadanie, trzymało mnie w napięciu od samego początku do końca.
Lekko się czyta, styl nieprzekombinowany, z kilkoma naprawdę fajnymi porównaniami...
czuję, że miałaś w głowie całą opowieść i wiedziałaś w jaki sposób ją stworzyć. Krok po kroku, bez zbędnych wątków pobocznych.
A tak z czystej niepohamowanej ciekawości: jaka dokładnie była to anegdota?
W gimnazjum pani od religii opowiadała nam coś... bardzo podobnego ale to była niby historia prawdziwa, ale nie piszę bo będzie off topic ... :P

9
Faktycznie, bardzo sprawnie napisany tekst. Jedyny właściwie zgrzyt:
Poturbowana przez dwa wałachy zginęła na miejscu, łamiąc kręgosłup i doznając licznych obrażeń wewnętrznych
zginęła na miejscu ze złamanym kręgosłupem

Poza tym akcja idzie jak po sznurku: zdanie do zdania, scena do sceny. Tak właśnie powinno się wpisać. Największą jego wadą jest wtórność i całkowity brak zaskoczenia. Opowiadań i miniaturek o ludziach ratujących małego Hitlera - albo młodego Hitlera podczas I wojny światowej - czytałem już kilka, jeśli nie kilkanaście (pierwsze w Action Magu Opowiadania na płycie dołączanej do CDA), i pomysł jest w moich oczach do bólu oklepany. Pierwsza lampka zapaliła mi się już przy podaniu roku 1895. Póki co słabo, słabiutko. Później miała się przyczynić do śmierci milionów i wszystko było już prawie jasne. "Zobaczyła chłopca stojącego na środku drogi. Malec nie widział dorożki pędzącej w jego stronę." - aha, zginie, ratując Hitlera albo innego nazistowskiego łotra. Dlaczego nazistowskiego? Bo wątpię, aby w Tbilisi w "odpowiednich" czasach żyła jakaś Ulryka Stern.

Inna sprawa, że autor rozwiązanie podaje na talerzu i wstyd go nie dojrzeć. Toteż kolejny plus dla Zodiaka. Powiedzieć "To kelner zabił" w taki sposób, aby większość czytelników się nie domyśliła aż do czasu, gdy Poirot powie "To kelner zabił" - to sztuka.
Lekko się czyta, styl nieprzekombinowany, z kilkoma naprawdę fajnymi porównaniami...
Podpisuję się pod tym.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

10
Sir Wolf pisze:
Poturbowana przez dwa wałachy zginęła na miejscu, łamiąc kręgosłup i doznając licznych obrażeń wewnętrznych


zginęła na miejscu ze złamanym kręgosłupem
Wybaczcie, ale nie sposób nie wtrącić kilku słów ;)
Wolf, proponowane przez Ciebie wyjście jest niepoprawne: nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy bohaterka ginie, a miejsce ma złamany kręgosłup. Zapominasz o wydzieleniu wtrącenia albo zwyczajnie proponujesz złe rozwiązanie.

Pamiętam ten tekst, Zodiak - nadal go pamiętam! ;)

11
Oryginał też jest niepoprawny*. Zarówno w moim, jak i w oryginalnym tekście doskonale wiadomo, o co chodzi. Błąd jest na niższym poziomie, niezauważalny dla niewyrobionego czytelnika. U mnie jest to "miejsce ze złamanym kręgosłupem", w oryginale zaś - implikowana strona czynna (że niby sama sobie złamała kręgosłup). Nie zapomniałem o wydzieleniu wtrącenia, bo tam nie ma żadnego wtrącenia. Ale skoro o wtrąceniach mowa, to może tak:
Poturbowana przez dwa wałachy, ze złamanym kręgosłupem, zginęła na miejscu.
Z pełną premedytacją wyrzuciłem te "liczne obrażenia wewnętrzne", które są tu po prostu niepotrzebne. Poturbowana, przetrącony kręgosłup - wiadomo, w jakim jest stanie, nie potrzeba dalszych szczegółów.

* Wiem, wiem. "A u was to biją Murzynów".

Joe_edit:
Implikowana strona czynna - mówisz. Tak, to mi się przyda - dzięki za wskazówkę, Wolf ;)
Ostatnio zmieniony pn 15 lut 2010, 22:23 przez Sir Wolf, łącznie zmieniany 3 razy.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

12
Cześć. Dzięki, za pochylenie się nad tekstem. Postaram się zrewanżować jakimś sensownym komentarzem, o ile czas pozwoli. Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”