Porwanie księżniczki

1
Zanlezione na dnie szuflady. Przyjemnego czytania! (ustrzeliłem 6 bledow przecinkowych) przecinkowych. :lol:



Urok lasu był olśniewający. Dianę szczególnie ujął porządek, w jakim rosły tutaj drzewa – równo, niczym posadzone w ogrodzie.

Dziewczyna zamknęła oczy, wyostrzając przy tym pozostałe zmysły. Miło było wciągać nozdrzami zapach świeżej żywicy, dotykać wilgotnej kory, po której podróżowały jakieś zagubione mrówki, czy nieświadomy zagrożenia komar. Wiewiórek niestety nie stwierdziła, ale rozchodzące się od czasu do czasu wśród gałęzi dźwięki dawały złudną nadzieję, że gdyby spojrzeć ku koronom drzew w górze, to może...

– Ciii, posłuchaj Lauro – zwróciła się do swej służącej, ładnej wysokiej dziewczyny o blond włosach. – Słyszysz ten śpiew?

Laura, stojąca dotychczas posłusznie za swoją panią, spojrzała w górę, wysoko, tam gdzie majaczył nieboskłon. W leniwej niczym galareta przestrzeni płynęła z daleka melodia ptasiego śpiewu. Musiały to być skowronki, śpiew był płynny i donośny. Gdzieś dalej próbował mu dorównać jakiś konkurent, chyba rudzik. Niestety, determinacja nie wystarczała wobec talentu. Całości dopełniał akompaniament w postaci stuków dzięcioła.

Było coś magicznego w otaczającym je świecie, coś co przypominało Laurze dzieciństwo spędzone na wsi. W sąsiedztwie natury spędzała wtedy dużo czasu, wystarczająco wiele, aby wiedzieć, że las lubi czasami wabić w ten sposób swe przyszłe ofiary.

Na razie postanowiła nic nie mówić.

– No, powiedz coś – rzekła cicho księżniczka.

– Ptaki... bardzo ładnie śpiewają Wasza Miłość.

– To wszystko? Eee – Diana machnęła w jej kierunku dłonią.

Tanecznym krokiem wskoczyła na środek polany – małego, pokrytego zielenią fragmentu przestrzeni, wydartego wszechobecnym drzewom. Przypominała trochę ulotnego srebrzystego duszka, gdy tak biegła z wyciągniętymi na boki ramionami.

Wreszcie wylądowała na okrągłym wzniesieniu w centrum polany. Wykonała na nim efektowny piruet, a potem następny. Zdawała się świetnie bawić, tańcząc tak z gracją baletnicy; biała, jedwabną szarfa, przyszyta do jej sukienki kołysała się wraz z nią, na podobieństwo jasnej poświaty towarzyszącej srebrzystemu wirowi swej pani. Zaraz za piruetem poszły w ruch inne figury, tworzone już jednak z większą swobodą, bez widocznego wcześniej taktu wobec nauczycieli tańca.

– Nie czujesz tego Lauro? Tego zapachu wolności, całkiem nowego, pełnego tajemnic świata? łiii - księżniczka wykonała jeszcze jeden nieprzystojny obrót i wylądowała tyłkiem na trawie.

Służąca przypatrywała się temu przedstawieniu z wyraźnym niepokojem, złożywszy dłonie na przedzie swej zielonej atłasowej sukienki. Do specyficznych wybryków swojej pani zdążyła się już przez te lata przyzwyczaić. Martwiły ją raczej konsekwencje, do jakich ta samowolna eskapada w głuszę może doprowadzić po powrocie. Na dodatek coś jej tu nie pasowało; w głębokich czeluściach jej duszy zalęgła się jakaś uporczywa obawa. Tylko jak ją wyrazić, żeby...

Z konieczności tej wybawił ją nagle biały motyl, który wyfrunął gdzieś z okolicznych chaszczy i od razu przykuł uwagę księżniczki. Nie zważając na ewentualny stan swojej sukni Diana podkasała spódnice i puściła się w pościg za stworzonkiem. Laurze przypominało to bardziej zachowanie kilkuletniej dziewczynki niż dobiegającej piętnastki kobiety. Wreszcie, gdy mały przybysz usiadł na jednym z porastających polanę maków, jego niedoszła oprawczyni kucnęła zaraz nad nim. Niemal dotykała swoją ofiarę nosem.

– Ale łaskocze! – Rzekła śmiejąc się Diana.

– Moja pani – wyrzuciła z siebie wreszcie Laura. – Chciałabym wyrazić swą wdzięczność za przyprowadzenie mnie tutaj, ale... czy nie boi się pani, że gdzieś tu, w pobliżu, czają się jakieś dzikie i... – tu rozejrzała się. – I nie do końca bezpieczne.. w obejściu zwierzęta?

– Daj spokój – fuknęła Diana – misia się boisz? O, widziałaś to? Teraz maluch mi wachluje, na cio, cio - pogłaskała motyla - lepsi jesteś od tych słuziących nie? – Spojrzała na Laurę – Pamiętasz była taka piosenka: Miś za gruby jest... tralala itp.

Gdzieś w oddali skrzypnęła gałąź.

– Ale... czy nie będą się o nas martwić – ciągnęła Laura. – Szczególnie pani ojciec.

– Jestem pewna, że tatko ma inne sprawy na głowie, ooo – motyl nagle wystrzelił w górę zawzięcie machając skrzydełkami. Zaskoczona księżniczka kichnęła przeraźliwie i na chwilę zgubiła malca z pola widzenia. – Gdzie on jest?

– Niestety nie zauważyłam...

– Więc znajdź go! – Diana wstała i zaczęła nerwowo krążyć po polance. W tej samej chwili zbladło oświetlające dotychczas okolicę światło. Niewiadomo skąd nadeszły szare chmury. W powietrzu dało się wyczuć delikatny zapach wilgoci.

– Chyba będzie padać.

– No patrz, genialna jesteś – warknęła niestrudzona księżniczka – O, tam jest! – Wskazała przed siebie.

Na samej granicy polany, pomiędzy dwiema majestatycznymi topolami, wisiała rozpostarta oślizgła pajęcza sieć. Jej właściciel, szkaradny, czarny arachid o długich i ostrych jak szpikulce odnóżach, siedział sobie przyczajony w lewym rogu.

W samym środku splątanej z posępną precyzją domeny wisiał uwięziony mały motylek, który wywołał przed chwilą tyle zamieszania. Teraz wierzgał w bezradnej walce pragnąc uwolnić się z krępujących go lepkich więzów. Efekt tej walki był jednak wprost przeciwny, od zamierzonego. Poprzez delikatne nicie, wstrząsy wywoływane przez nieszczęśnika dotarły do trwającego dotychczas w posągowym bezruchu mordercy. Powoli, bez żadnego pośpiechu, ruszył on bezszelestnie ku swej ofierze, płynnie przeskakując z oczka sieci na oczko. Było coś strasznego w tych ruchach – były wyrachowane i precyzyjne, jak śmierć przychodząca w nocy. Widząc to Laura przypomniała sobie, że wśród wszystkich stworzeń, które darzy odrazą, pająki zajmują poczesne miejsce.

Zrobiło się już bardzo ciemno, w oddali huknął grom, spadły pierwsze krople deszczu. Księżniczka nie odrywała wzroku od pająka, który z każdą sekundą nieubłaganie zbliżał się do bezbronnego owada.

– Wasza wysokość...

– Musimy mu pomóc.

– C, co?

– Musimy pomóc małemu, nie możemy go tak zostawić – Diana szybko obrzuciła spojrzeniem otoczenie. Jej wzrok spoczął w końcu na przestraszonej służącej. Chwyciła ją za rękę – Chodź.

– Ja? Nie.

– Szybko, nie mamy czasu do stracenia.

Laura z ociąganiem, lekko powłócząc nogami zbliżyła się do pajęczyny. Z bliska pająk wyglądał jeszcze paskudniej. Miał odwłok w kształcie serca, cały zbudowany z żółto – czarnej pręgowanej niczym tygrys masy. Najgorszy był jednak sam pyszczek stworzenia, wyposażony w drobne trupioblade kleszcze. Nadawały mu one wygląd małej, wykrzywionej w uśmiechu czaszki.

Choć nie zwolnił kroku ani na chwilę, Laura poczuła na sobie wzrok jego małych paciorkowych oczek. A co jeśli skoczy na nią? Pająki potrafią tak nagle przyspieszyć, tnąc odnóżami powietrze. Ukąszą, kiedy najmniej się tego spodziewasz.

Dokoła zerwał się wiatr, unosząc delikatnie szarfy obydwu dziewczyn.

– No dalej! – Przekrzyczała szum Diana. – Walnij go, albo co!

– Ja, ja – Laura krztusiła się gorącą śliną, która zalała jej gardło. – Boję się.

– Zapomnij o tym, po raz pierwszy pająka widzisz?

Wiatr przybierał na sile. Ostatni promyk światła z nieba zogniskował się na jednym punkcie – pajęczynie, która wbrew wszelkiej logice wisiała nieruchomo przed Laurą. Jej drżący palec powolni zbliżył się do czarnej bestii.

Nagle – pająk zatrzymał się.

Czas jakby stanął. Spojrzenia służącej oraz małej trupiej czaszki spotkały się. Mierzyli siebie wzrokiem, ona – wytrzeszczając załzawione źrenice, on – obojętnie, drwiąco, jakby w jakimś obcym języku rzucał jej wyzwanie. Paraliżujący chłód przejął wszystkie członki dziewczyny..

Wtem nagle jakby z najgłębszego dna duszy, Laura usłyszała stłumiony, wyrażający skargę jęk truposza. W ułamku sekundy pajęczak skoczył sprężyście i z lekkim wstrząsem swej konstrukcji wylądował na ciele bezbronnego motyla. Gdy już oplótł ofiarę swymi ostrymi szpikulcami, otwarł pyszczek, w którego czeluściach znajdowały malutkie, ostre jak brzytwa ząbki. W jednej chwili wgryzły się one w główkę ofiary z cichym mlaśnięciem. Uszy Laury ogłuchły, ścięte przeraźliwym, rozsadzającym bębenki krzykiem.

Bez dalszego zastanowienia potarła palcem wskazującym o kciuk, wyzwalając tym samym jego prędkość i rzucając do przodu. Palec przecinając powietrze uderzył z całą siłą w obleśny odwłok patykowatego stwora. Czy to siebie słyszała? Na dłoni poczuła ukłucie, a następnie dotyk czegoś lepkiego. Sekunda i po wszystkim.

Cisza, Laura słyszy za sobą stłumione: Za późno!

Wszystko dzieje się w spowolnionym tempie. Błyski rozświetlają polanę, dziewczyna zauważa kroplę krwi na swym palcu. Zdziwiona odwraca głowę. Nim jest w stanie zareagować, jej kolana dotykają już ziemi. W ustach czuje smak deszczu, twarz opada na spotkanie trawy.

Tam odpływa reszta zmysłów.



***



Błękitne chmury długo kłębiły się, przybierając kształt fal. Nowe, sięgające aż po odległy horyzont morze najwyraźniej było wzburzone, lecz dziewczyna słyszała jedynie lekki szum unoszący jej włosy. Teraz, wraz z całym lekkim jak piórko ciałem, zaczęła wznosić się płynnym ruchem ku górze. Wyżej, coraz wyżej, ku majaczącej w oddali bladej kuli słońca. Była w tym stanie tak idealnie bezwolna, że postanowiła zamknąć oczy i pozwolić się nieść dalej delikatnemu prądowi.

Wtedy coś z dużą siła wtłoczyło w nią jakiś dodatkowy, znajomy parametr. Poczuła swoją wagę; poczuła, że spada. Na początku powoli, potem coraz szybciej i szybciej jak z górki, na spotkanie wzburzonej tafli oceanu. W ostatniej chwili poczuła silny powiew na twarzy, chciała krzyknąć, lecz było już za późno. Z ogromnym hukiem rąbnęła w ścianę wody.



Laurę obudziło kłucie w policzek. Jako pierwszy doszedł jej uszu płynący z wysoka śpiew ptaków; wydawał się tak donośny, że niemal rozsadzał zmęczoną głowę dziewczyny. Powoli wracała jednak do zmysłów.

Pierwsze dwa mrugnięcia poświęciła na zorientowanie się w swoim położeniu. Przez ten cały czas najwyraźniej leżała na lepkiej od rosy trawie.

„O mój Boże – księżniczka!”

Dziewczyna zerwała się jak oparzona z ziemi.

„Spokojnie, muszę zebrać myśli” wnioski błyskawicznie krystalizowały się w głowie dziewczyny, przyjmując postać złowrogiej machiny, wypluwającej z siebie coraz to nowe obawy i możliwości. Ich zakresu na razie bała się ogarniać wzrokiem. Wystarczyło, że nagle poczuła, jak bardzo jest głodna i wyziębiona. Przemoczone ubranie łapało każdy powiew wiatru, wstrzykując w ciało dreszcze zimna.

– Diana! – Zawołała. – Wasza wysokość może wyjść! – Naprawdę przestraszyłam się, i...

Odpowiedziało jej jedynie głuche echo spomiędzy drzew. Była tu zupełnie sama po środku lasu. Dziewczynie znów zaświtały w głowie wczorajsze obawy; drzewa wydały się nagle trochę zacieśnić pierścień wokół niej. „Muszę jak najszybciej powiadomić króla” pomyślała. „Tylko jak ja teraz znajdę drogę z powrotem?”.

Laura objęła ramiona rozdygotanymi dłońmi i wtedy poczuła ukłucie. Na palcu wskazującym jej prawej ręki widniało małe zaczerwienienie.

2
Pomysł: 4



Może nie jakiś super innowacyjny ale oryginalny. Na początku mnie nużyło, ale później było co raz lepiej. Ogólnie podoba mi się.



Styl: 4+



Tego plusa daję za jedną rzecz, a mianowicie opis z pająkiem. Nie wiem dlaczego zrobił na mnie takie wrażenie, może dlatego, że w pewnym sensie jestem arachnofobem. Niesamowicie to opisałaś, niby błaha sytuacja, strząchnąć pająka, a jednak tak opisana, że ciarki przeszły mnie po plecach. Postawiłem się na miejscu Laury. I właśnie to jest najlepsze. Zwykłą sytuację opisać tak, że czytelnika pochłania. Brawo.

Poza tym to ogólnie jest na dobrym poziomie, wiele rzeczy opisałaś naprawdę fajnie i właściwie nie mam zarzutów. Może z wyjątkiem początku, który nie dość, że nuży to pozbawiony jest jakiś fajnych opisów.



Schematyczność: 4



Dość nietypowe, a jednak wątek księżniczki i jej opiekunki był już poruszany. Mimo to, jest dobrze.



Błędy: 3



Trochę interpunkcyjnych i literówki. Drogi Giganie, zapamiętaj, że w dialogach, kiedy bohater zwraca się do drugiej osoby to musi być przecinek. Np. "Jesteś tam, Zygfrydzie?"



Ocena Ogólna: 4



Sam pomysł dosyć dobry, a opis z pająkiem mnie naprawdę zniszczył. Ogólnie dobry tekst. Jestem na tak.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Pomysł: 4



Mi sie podobało od początku :)



Styl: 5



Czyta się płynie, zdania sa nieźle sformułowane a dialogi realistyczne. Miło się czytało:)



Schematyczność: 4



Nie czytałem ostatnio tekstów o takiej tematyce :D



Błedy:4



Jakie błędy :P Zbyt wielu nie zauważyłem...



Ocena Ogólna: 5-



Tekst mi się bardzo podobał, czyta się bez zgrzytów, jestem na tak

Dodane po 51 sekundach:

Aha i czekam na ciąg dalszy :D
Memento mori!

4
Dawno temu myślałem nad powieścią fantasy. Miał być bohater - pocieszny śmiałek z wioski, jego przyjaciele, misja i dama w opresji. Ten fragment to jedyne, co zostało z tamtych planów. Ale kto wie, może kiedyś...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”