- I rozumiesz, ten nowy mi opowiada czego on to nie osiągnął, ile to on nie zarabiał gdzieś tam, że jest magistrem socjologii, że jego ojciec jest radnym, a matka dyrektorką szkoły i w ogóle kogo to on nie zna. Ja się w takim razie pytam, to jak tu chłopaku trafiłeś? No to się zaczął nasz nowy kolega gubić w zeznaniach, coś tam przebąkiwał że on chce sam sobie radzić, bez pomocy rodziców. Bez pomocy, samosia pieprzona. – Jacek zamyślił się na chwilę. – Męska wersja samosi to jak będzie? Samoś? Samosiek?
- Jacek, kurwa, nie masz nic lepszego do roboty, niż tylko o pierdołach gadać? – Zapytał kierownik, który właśnie wyłonił się zza pieca. – Dostawa dojechała ? Idź sprawdź !
- Oczywiście, proszę pana. – Powiedział przymilnie, po czym już ciszej dodał. – Kierownik, zasraniec. Niedługo do mnie też będą mówili panie kierowniku. – zachichotał. – Rozumiesz, jak w tej reklamie.
- Rozumiem. Bardziej oklepanego żartu dawno tutaj nie słyszałem. A nie, czekaj. – udałem że nagle strasznie się zamyśliłem. – Nie, jednak nie. We wtorek rzucałeś co i rusz teksty typu „a może frytki do tego?” – Dokończyłem ironicznie.
- Śmieszne, normalnie, jak jasna cholera. Bez jaj, Michał, i tak niedługo odchodzę. Mówiłem ci, ja mam pomysł na życie.
- Co takiego? – zapytałem ze śmiechem – Zajmiesz się połowem krewetek ? Nie, to już chyba jakiś film spopularyzował, branża przesycona!
- Nie krewetek - wyjaśnił cierpliwie Jacek – Tylko ryb ogólnie. Wyjeżdżam nad morze, w sezonie jest z tego kupa kasy.
- Powodzenia – mruknąłem – Tylko uważaj na samotnych marynarzy śmierdzących tanią gorzałą, jak za długo kobiety nie widzieli to im hamulce puszczają, a wtedy…
- Nie kończ. - powiedział Jacek i wyraźnie się wzdrygnął. – Wiem co masz na myśli, zboczeńcu.
Nagle, drzwi dla personelu otworzyły się z hukiem. Obaj, jak na komendę, odwróciliśmy się w tamtym kierunku.
W progu stał facet. W sumie niczym nie różniłby się od przeciętnego człowieka, jakich tysiące spotykamy na ulicach, gdyby nie dwa drobne, acz znaczące szczegóły: Kominiarka na twarzy i pistolet w dłoni.
- To jest kurwa napad! –Krzyknął. W pierwszej chwili konsternacji żaden z nas nie zareagował – No co jest kurwa, co tak stoicie?! Dawać kurwa kasę. I dwa hamburgery. I Cole, tylko dużą kurwa, z lodem! Ruszać się!
Spojrzeliśmy na siebie z Jackiem, jeszcze bardziej zdziwieni.
- A tak w ogóle kurwa, to ręce do góry! Co wy, kurwa, filmów nie oglądacie?
Spełniliśmy natychmiastowo jego życzenie. Jacek z wrażenia oparł się o stolik, na którym naszykowane stały pudła z nierozpakowanym jeszcze sprzętem.
- Ja pierdole. – powiedziałem wreszcie. – Jak to napad ?
- Normalnie, ty się głupio nie pytaj tylko pakuj kasę, a ten drugi niech mi żarcie pakuje.
- Ja...jakby to… nie chcę pana martwić, ale jest pewien problem.
Bandytę wyraźnie zdenerwowały te słowa. Podszedł do przerażonego Jacka i przystawił mu lufę pistoletu do czoła.
- Jaki znowu problem? – zapytał.
- Jeszcze nie otworzyliśmy. Rozumie pan, utargu z wczoraj nie ma, a dzisiaj nie zdążyliśmy nawet…
- Kurwa! Trzy dni planowania, pięć dych wydane na gnata od ruskich, tylko po to żeby się dowiedzieć, że przyszedłem za wcześnie ? Co to w ogóle był za pomysł żeby napadać McDonalda, no ja pierdole!
Spojrzeliśmy na siebie z Jackiem. Obaj myśleliśmy o tym samym: Jaki idiota wpadł na pomysł napadu na McDonald’s ?
- Nie piśniecie nikomu słowem o tym, co tutaj się działo? – Zapytał, cały czas mierząc do nas z pistoletu.
- Nie!- Krzyknęliśmy obaj, szybko, bardzo skwapliwie.
- No to ja się chyba będę zwijał, panowie…
W tym momencie do kuchni ponownie wszedł kierownik, w swojej niebieskiej koszulce, gruby, przepocony, wiecznie nie zadowolony.
- Panowie, dlaczego… o kurwa ! – syknął, gdy zobaczył mężczyznę w kominiarce.
Kierownik popełnił zasadniczy błąd: Zamiast stać spokojnie, rzucił się w kierunku telefonu, co oczywiście nie mogło umknąć uwadze bandyty. Dwa strzały prosto w wielki, trzęsący się w biegu brzuch naszego byłego już szefa zmiany rzuciły go metalową półkę z serem do cheesburger’ów. Półka, pod ciężarem ciała przewróciła się, krew zabryzgała ser. Jacek przeżegnał się wolnym ruchem.
- Mówiłem kurwa, ręce w górze! – Krzyknął facet, który z niegroźnego i przygłupiego bandyty na naszych oczach przerodził się w zabójcę. – Co za kretyn, po chuj skakał do tego telefonu?! Wyszedł bym sobie spokojnie i tyle by mnie widział! Kurwa, ja nikogo nigdy nie zabiłem! Stać kurwa! Pod ścianę! I ręce w górze kurwa! Ja pierdole, ja pierdole, co teraz?! – powiedział do samego siebie.
W tym momencie w drzwiach, tych samych w których parę minut temu pojawił się gość z pistoletem, stanęła nasza koleżanka. Drobna, ruda dziewczynka imieniem Ania, która miała straszne tendencje do spóźniania się.
Była dużo bystrzejsza niż kierownik. Gdy zobaczyła nas z rękami w górze, trupa kierownika i faceta z bronią nie czekała na wyjaśnienia. Wybiegła z budynku.
- Stój ! Stój mała suko! – Krzyczał bandyta, ale Anka nie słuchała. Uciekała przez mały ogródek obok budynku restauracji, zwinnie przeskoczyła żywopłot i tyle ją widzieliśmy.
- Mówiłem że możecie odejść od ściany? Powrót, pod mur kurwa! Nie no, ona na pewno wezwie gliny.
Żaden z nas nawet nie próbował zaprzeczyć. Ta kwestia nie ulegała wątpliwości.
- Wsadzą mnie. Wsadzą na dożywocie z jakimś grubym zboczeńcem do celi, zrobi mi z dupy wylotówkę na Kielce, albo mnie zastrzelą przy aresztowaniu. Kurwa!
Po tych szczerych przemyśleniach nastała długa cisza. Ani Ja, ani Jacek nie mieliśmy odwagi się odezwać.
- Pierdole! Nie mam innego wyjścia, chłopaki, biorę was na zakładników. Dadzą mi milion dolców i helikopter i wyjebie na Karaiby!
- Jak na zakładników? – Zapytał Jacek – Za dużo filmów się naoglądałeś! Komu może zależeć na dwóch szeregowych pracownikach wielkiej korporacji?! Nas oleją, wpadną tu i wszystkich zajebią!
- Kurwa zrobimy tak jak mówię. Jestem Władek. Ręki nie podaję, żeby wam nie przyszło do głowy coś kombinować. Wygląda na to, że trochę tutaj posiedzimy. Ty, chudy, wysoki, jak się nazywasz?
- Jacek?
- A ten drugi?
- Michał jestem – odpowiedziałem.
- Dobra, Jacek, zamknij drzwi na zaplecze. A ty Michał pozamykaj okna w kiblach, żeby nimi nie weszli.
Spełnialiśmy wszystkie jego rozkazy bez szemrania. Ostatecznie, miał broń i był zdeterminowany.
Usiedliśmy, wszyscy trzej przy jednym ze stolików dla klientów. My po jednej stronie, on po drugiej, z wycelowanym w nas pistoletem.
- Chujową macie robotę, bez obrazy chłopaki. Nie żebym się wywyższał. Sam pracuję jako kelner w Spinxie. Tysiąc pięćset na rękę i żyj. A tu jeszcze dziewczyna, schorowani rodzice… no to trzeba podejmować radykalne kroki.
- Władek, kurwa, ale dlaczego McDonald? – Zapytał Jacek.
- Bank to za duża sprawa dla mnie, jakiś kiosk podrzędny za mała. McDonald trochę kasy ma, a systemów ochronnych praktycznie żadnych.
- Nie obraź się. – Zacząłem. – Ale napadać na McDonalda przed otwarciem to nie jest genialny plan.
- Myślałem że te wasze lokale są całodobowe.
- Te przy trasie tak. – powiedziałem. – A z tymi w mieście to jest różnie. Nasz jest akurat od piątej rano do północy. Ale trzeba się naszykować, to w robocie jesteśmy już wpół do czwartej.
- Zajebiście, naprawdę. Teraz poczekamy sobie na gliniarzy. Tylko nie zdziwcie się, jak zacznę krzyczeć, strzelać w powietrze czy przystawiać wam pistolety do głowy. Psy żeby zaczęły płacić trzeba trochę postraszyć. Najwyżej przestrzelę któremuś kolano, ale to w ostateczności.
Przełknąłem głośno ślinę, a Jacek miał minę jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Nie pękaj, Jacuś. – Powiedział Władek. – Masz ubezpieczenie z pracy i jakąś rentę też dostaniesz. Odpalę ci może nawet coś z tego miliona.
Jacek chciał już coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy dźwięk syren.
- Zaczyna się, panowie. – Powiedział niepewnie Władek. – Czas zrobić to, co zrobić muszę.
Policjanci akcję przeprowadzali wyjątkowo sprawnie. Szybko ogrodzili cały teren restauracji taśmą, przegonili na bezpieczną odległość gapiów. Przez małe okienko w drzwiach zauważyłem, że od tyłu podjechała furgonetka. Za kierownicą i na siedzeniu pasażera siedziało dwóch antyterrorystów. Władek przeładował broń, złapał bezceremonialnie Jacka za ramię, wypchnął przez siebie i objął za szyję. W drugiej ręce trzymał pistolet, który przystawił mojemu kumplowi z pracy do skroni. Kopnął w drzwi, które otworzyły się na oścież.
- Chcę kurwa helikopter i milion dolców. Mam jeszcze jednego zakładnika, tam z tyłu ! – Krzyczał w kierunku policjantów. – Jak nie, to ich zabiję ! Jednego już zabiłem, ale to był wypadek w sumie… koniec pierdolenia, dawajcie hajs, a jak nie to ich powystrzelam !
Władek nie należał do najbystrzejszych, to mu trzeba było przyznać. Gdy tylko wyszedł przed bar, otworzyłem cicho tylnie drzwi. Antyterroryści kazali mi wyjść, sami weszli gęsiego na tył naszej restauracji.
Obserwowałem to, zza drzwi, przez mała szybkę. Strzał w nogę, ryk Władka, paniczna ucieczka Jacka w kierunku parkingu i szybkie aresztowanie.
- I to by było na tyle. – Mruknąłem sam do siebie.
Wyszedłem na parking przed budynkiem, szybko dopadła mnie jakaś dziennikarka.
- Jak pan się czuł, zwykły, szary człowiek uwięziony przez groźnego bandytę.
Spojrzałem na nią z ukosa.
- To w sumie spokojny facet był.
Zarzuciłem kurtkę na ramię i odszedłem zostawiając zszokowaną dziennikarkę samą.
4
;-DSamoś? Samosiek?
Wywal kropę! ;-Ppieca. –
JW, nie będę wytykać tego błędu po raz kolejny. Tak czy siak to trzeba poprawić ;-Ppana. – (...) dodał. –
O widzisz? Tu jes wszystko OKEJ ;]krewetek - wyjaśnił cierpliwie Jacek – Tylko
I mos, pochwaliłem Cię ;-DDD ;-)kończ. -
Zbędny przecinek :_PNagle, drzwi dla
Wybacz, ale wybuchłem śmiechem. Mam nadzieję, że to celowy efekt xD ;_))filmów nie oglądacie?
Bo zacząłem się śmiać, od "To jest napad". ;-DD
Szykuje, nie pakuje żarcie ;-Ppakuj kasę, a ten drugi niech mi żarcie pakuje.
XD GENIUSZ!!!- Kurwa! (...) że przyszedłem za wcześnie ?
Jak on to zaplanował ;-DDD haha ;D
Czeski film xD panie, za wcześnie na napad, przyjdź pan później xDDD !!!
Przecinek przed żeby :-Pza pomysł żeby
przymiotniki z "Nie" razem. ;-Pnie zadowolony.
go na metalową.go metalową półkę
Przecież nie steki. ;-Ppółkę z serem do cheesburger’ów. Półka, pod ciężarem ciała przewróciła się, krew zabryzgała ser.
Popatrz. Piszesz
Zapytał, krzykneliśmy, wszedł, czasowniki w czasie przeszłym dokonanym.(...) Zapytał (...) Krzyknęliśmy (...) wszedł (...)
powiedział do samego siebie.
Czasownik w czasie teraźniejszym. Dokonany.
Powinieneś napisać "Mówił do siebie samego". Pisz wszystko w jednym czasie. ;-p
w tych samych drzwiach, w których... ;-)W tym momencie w drzwiach, tych samych w których parę minut temu
xD !!! No ale czemuuu to porównanie :<<z dupy wylotówkę na Kielce
Jesień średniowiecza mu zrobi no!
;-DDD
heheheh

przed zrobimy przecinek, lub wykrzyknik. Gdyż wykrzyknienia należy oddzielić, przecinkiem lub wykrzyknikiem rzecz jasna. ;-))- Kurwa zrobimy tak jak mówię
Przecinek zbędny ;-PUsiedliśmy, wszyscy trzej przy jednym
Tutaj by się przydał, przecinek rzecz jasna ;-DMyślałem że te
Kropę wywal, po trasie przecinek. Te przy trasie, tak- Te przy trasie tak.
W pół do.wpół do
Żeby psy zaczęły płacić, trzeba trochę postraszyć. LUB!Psy żeby zaczęły płacić trzeba trochę postraszyć.
Psy, żeby zaczęły płacić, trzeba trochę postraszyć. ;-pp
Jak nie, to ich zabiję !
Jak nie? Jeśli nie spełnicie moich żądań, to ich zabiję.
Fajnee :-P mało błyskotliwy przestępca, głupi plan. ;-D Nie mniej jednak, uśmiałem się trochę ;-P
Dostałem "Napadu" śmiechu ;-D
5
Ej, PanDemonIum, nie chcę się czepiać, ale czy za wszystkie swoje porady dasz sobie rękę uciąć? Nie wprowdzajcie no kolego PanDemon kolegi Dresiarza w konfuzję, a Ty Dresiarz nie przyjmuj na wiarę wszystkich poprawek, które to poprawki nie wszystkie są poprawne (albo na moje oko, zgoła większość). Tam gdzie piszesz OKEY, OK nie jest.
Opko napisane strasznie, niechlujnie, błędy głównie polegają na niewiedzy jak zapisuje się dialogi, gdzie kropki, gdzie przecinki. Reszta - tzn fabuła, opisy, postacie - mi się podobało. Nawet bardzo. Śmieszne, dosadne, ironiczne, w klimacie...
Na pewno masz talent tylko brakuje techniki.
Pierwsze zdanie przyciąga, reszta ciągnie, tylko trochę jestem zawiedziona puentą, ale co tam. Na początek i tak nieźle.
Nie lubię się bawić w redakcje i korektę ale kilka przykładów:
1/ dialogi
tylko o pierdołach gadać? – zapytał kierownik, który właśnie wyłonił się zza pieca. – Dostawa dojechała? Idź, sprawdź!
Po półpauzie (myślniku) wyraz odnoszący się do czynności bezpośrednio związanej z mówieniem (spytał, wymruczał, jęknął, powiedział itd) zapisujesz z małej litery. Zdanie kończysz kropką, dajesz spację, myślnik, spację i zaczynasz dużą literą kolejne zdanie.
Robisz tak nawet, jeśli zdanie dialogowe zakończone jest wykrzyknikiem, wielokropkiem lub pytajnikiem, np:
- A o co chodzi? - zapytał. - Co znowu?
- Wynoś się! - wykrzyczała. - Ale już!
- To może... - mruknęła pod nosem. - Sama nie wiem.
W pozostałych przypadkach zapis zdania między myślnikami (czyli zdania opisującego, co się w scenie dzieje, nie dialogowego) traktujesz jak osobne zdanie (zaczynasz wielką literą i kończysz najczęściej kropką). Przykład:
- A o co chodzi? - Podrapał się karku. - Co znowu?
- Wynoś się! - Zamachnął się patelnią. - Ale już!
- To może... - Zastanowiła się, wlepiając gały w sufit. - Sama nie wiem.
Uwaga: między ostatnia literą słowa a znakiem interpunkcyjnym (?!,. ...) nie dajesz spacji never, nawet jeśli tworzysz literaturę awangardową
To po prostu źle wygląda.
2/ cudzysłów
nie nadużywaj. Wystarczy kursywa lub dwukropek.
Tu bym w ogóle dała inaczej, z większym sensem: We wtorek rzucałeś co i rusz: a może frytki do tego?
3/
4/
O tym, jak stawiać przecinki i jak one zmieniają sens zdania warto sobie doczytać popatrzeć na innych autorów. Przecinek dużo może zepsuć lub pomóc zdaniu i nie jest tak, że żądzą nim aptekarsko wyliczone reguły.
5/ Wpół jest ok, gdy chodzi o czas (np: wpół do pierwszej)
6/
Czytelnik nie oczekuje, że bandzior przygłup zacznie mówić jakby co najmniej miał licencjat. Odczuje fałsz i przestanie czytać. Hiperpoprawność jest błędem.
Mam nadzieję, że pomogłam
Pisz koniecznie, szlifuj.
Z.
Się popłakałam ze śmiechu, jako były pracownik korporacji (chociaż nie szanownej opisywanej tu McD)Komu może zależeć na dwóch szeregowych pracownikach wielkiej korporacji?! Nas oleją, wpadną tu i wszystkich zajebią!
Opko napisane strasznie, niechlujnie, błędy głównie polegają na niewiedzy jak zapisuje się dialogi, gdzie kropki, gdzie przecinki. Reszta - tzn fabuła, opisy, postacie - mi się podobało. Nawet bardzo. Śmieszne, dosadne, ironiczne, w klimacie...
Na pewno masz talent tylko brakuje techniki.
Pierwsze zdanie przyciąga, reszta ciągnie, tylko trochę jestem zawiedziona puentą, ale co tam. Na początek i tak nieźle.
Nie lubię się bawić w redakcje i korektę ale kilka przykładów:
1/ dialogi
poprawnie:tylko o pierdołach gadać? – Zapytał kierownik, który właśnie wyłonił się zza pieca. – Dostawa dojechała ? Idź sprawdź !
tylko o pierdołach gadać? – zapytał kierownik, który właśnie wyłonił się zza pieca. – Dostawa dojechała? Idź, sprawdź!
Po półpauzie (myślniku) wyraz odnoszący się do czynności bezpośrednio związanej z mówieniem (spytał, wymruczał, jęknął, powiedział itd) zapisujesz z małej litery. Zdanie kończysz kropką, dajesz spację, myślnik, spację i zaczynasz dużą literą kolejne zdanie.
Robisz tak nawet, jeśli zdanie dialogowe zakończone jest wykrzyknikiem, wielokropkiem lub pytajnikiem, np:
- A o co chodzi? - zapytał. - Co znowu?
- Wynoś się! - wykrzyczała. - Ale już!
- To może... - mruknęła pod nosem. - Sama nie wiem.
W pozostałych przypadkach zapis zdania między myślnikami (czyli zdania opisującego, co się w scenie dzieje, nie dialogowego) traktujesz jak osobne zdanie (zaczynasz wielką literą i kończysz najczęściej kropką). Przykład:
- A o co chodzi? - Podrapał się karku. - Co znowu?
- Wynoś się! - Zamachnął się patelnią. - Ale już!
- To może... - Zastanowiła się, wlepiając gały w sufit. - Sama nie wiem.
Uwaga: między ostatnia literą słowa a znakiem interpunkcyjnym (?!,. ...) nie dajesz spacji never, nawet jeśli tworzysz literaturę awangardową

2/ cudzysłów
nie nadużywaj. Wystarczy kursywa lub dwukropek.
typu: a może frytki do tego?typu „a może frytki do tego?”
Tu bym w ogóle dała inaczej, z większym sensem: We wtorek rzucałeś co i rusz: a może frytki do tego?
3/
WTF? Zignoruj tę uwagę.Zapytał, krzykneliśmy, wszedł, czasowniki w czasie przeszłym dokonanym.
powiedział do samego siebie.
Czasownik w czasie teraźniejszym. Dokonany.
Powinieneś napisać "Mówił do siebie samego".
4/
Przecinek stawiasz (poza przypadkami przewidzianym regułami np: s, że s, który) także tam, gdzie wydaje Ci się, że powinna być widoczna dla czytelnika pauza na zaczerpnięcie oddechu i nadanie odpowiedniego tempa. Nie można przesadzać z przecinkami, ale w tym zdaniu jest ok. Usiedliśmy pauza i doprecyzowanie z Twojej, Autora, strony wszyscy trzej itd. Jest ok.Usiedliśmy, wszyscy trzej przy jednym ze stolików dla klientów.
O tym, jak stawiać przecinki i jak one zmieniają sens zdania warto sobie doczytać popatrzeć na innych autorów. Przecinek dużo może zepsuć lub pomóc zdaniu i nie jest tak, że żądzą nim aptekarsko wyliczone reguły.
5/ Wpół jest ok, gdy chodzi o czas (np: wpół do pierwszej)
6/
Ignoruj uwagę kolegi. Dialogi rządzą się swoimi prawami i naśladują język potoczny, akceptują kolokwializmy, skróty myślowe itd. Zbudowałeś bohatera, który zawoła: Jak nie, to ich zabiję! a nie bohatera, który wygłosi kwestię (z hamletowska intonacją): jeśli nie spełnicie moich żądań, to... Twój bohater powinien myśleć i mówić dokładnie tak jak myślałby i mówił człowiek na jego miejscu, z jego wykształceniem, temperamentem i doświadczeniem życiowym.Cytat:Jak nie? Jeśli nie spełnicie moich żądań, to ich zabiję.Jak nie, to ich zabiję !
Czytelnik nie oczekuje, że bandzior przygłup zacznie mówić jakby co najmniej miał licencjat. Odczuje fałsz i przestanie czytać. Hiperpoprawność jest błędem.
Mam nadzieję, że pomogłam

Pisz koniecznie, szlifuj.
Z.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
7
Na logikę: masz kropkę na końcu - dlaczego więc nie zacząłeś z dużej litery?- Rozumiem. Bardziej oklepanego żartu dawno tutaj nie słyszałem. A nie, czekaj. – udałem że nagle strasznie się zamyśliłem. – Nie, jednak nie. We wtorek rzucałeś co i rusz teksty typu „a może frytki do tego?” – Dokończyłem ironicznie.
[1] - aby ten zaimek miał rację bytu (bo chodzi o tą jego koszulkę), to właśnie trzeba dodać tej swojej - inaczej wyjdzie błąd. Bo przecież, że jak w niej szedł to jest jego...W tym momencie do kuchni ponownie wszedł kierownik, [1]w swojej niebieskiej koszulce, gruby, przepocony, wiecznie [2]nie zadowolony.
W tym momencie logika tekstu siada. Zauważ, że w lokalu leży trup i w zasadzie rabuś jest już zabójcą - element straszenia odpada. Ruda zezna/wskaże, że widziała trupa i policja ma rozeznanie w sytuacji.Psy żeby zaczęły płacić trzeba trochę postraszyć. Najwyżej przestrzelę któremuś kolano, ale to w ostateczności.
zbędne.W drugiej ręce trzymał pistolet, który przystawił mojemu kumplowi z pracy do skroni.
Nawiążę do wcześniejszego tekstu Granica wytrzymałości. Jest to dość ważne. W tym tekście, jakby intuicyjnie (jak domniemam) stawiałeś atrybuty dialogowe z małej (powiedział, rzekł, stwierdził) ale robiłeś losowo. Raz dobrze, raz źle - w poprzednim jest od groma więcej błędów i domniemam, że tamten tekst jest starszy. To wnioskuje, że doskonalisz warsztat, ale jesteś leniwy - bo jak wytłumaczyć niektóre błędy? Raz są, raz ich nie ma. Za którymś razem musisz zacząć czytać i poprawiać własny utwór - to najlepsza droga do nauki.
O tekście: lekki, zabawny i dobrze poprowadzony. Sam napad wyszedł ci naturalnie a jego autor (Władek) został zbudowany przez ciebie w taki sposób, żeby być śmiesznym. Z tej konstrukcji całkiem wprawnie wyciągnąłeś dowcip sytuacyjny, który przypadł mi do gustu. Drobne błędy w narracji są do poprawy. Natomiast końcówka rozczarowała mnie - pewnie dlatego, że spodziewałem się zupełnie innego zakończenia. Twój bohater po prostu sobie poszedł. Tez dobry zabieg - nie powiem.
Podobnie jak z wcześniejszym tekstem (chociaż tutaj w znacznie mniejszym stopniu) poprawki i wyważenie akapitów zdecydowanie polepszyłoby odbiór. W przypadku tego utworu zwrócę uwagę na dialogi: są dużo, dużo lepsze.
Opowiadanie średnio mi się podobało - brakło jakiegoś mocnego zakończenia: czy to z humorem czy z refleksją.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.