1 rozdział z książki

1
Autor poprawił brak polskich znaków - wrzucam wersję poprawioną.

to jest tylko fragment. ciekaw jestem czy jest coś wart i czy komukolwiek się spodoba

Johanessburg, rok 2090

- Cześć, Sophie- ktoś krzyknął.
Sophie rozejrzala się i zauważyła Julie, drugą po niej samej, najlepszą uczennicę i jej najlepszą, właściwie to jedyną, przyjaciółkę
- O, cześć- bąknęła Sophie- zupełnie cię nie zauważyłam.
- Nic się nie stało- zęby Julii błysnęły w miłym uśmiechu- słyszałaś, że rząd ma powiększyć granice miasta?
- Tak, ale to się nie uda. Po pierwsze promieniowanie, a po drugie, to co żyje za murami nie da się tak łatwo przegonić. Na pewno czytałaś jaka była panika kiedy kilka lwów dostało się na teren miasta? Było ich tylko cztery, a ofiar z czterdzieści. Ktoś inteligentny musi o tym pamiętać.
-Wątpię- odparla Julia lakonicznie, i poszła na lekcje. Sophie wzruszyła ramionami i pobiegła za nią.
Gdy weszły do sali zajęcia już trwały, obie szybko zajęły miejsca. Pierwszą lekcją była historia, której uczył pan Nowicki, emigrant z Polski. Aktualnie opowiadał o początkach III wojny światowej. Chodziło wtedy o ropę naftowa i uran, których było zbyt mało żeby zaspokoić potrzeby wszystkich mieszkańców Ziemi. Tak wiec, przywódcy ówczesnych państw postanowili zużyć resztkę tych surowców, żeby się wzajemnie pozabijać. Na pierwszy ogień poszły czołgi, samoloty i dużej mocy głowice konwencjonalne, jednak im mniej ropy zostawalo tym bardziej wszyscy chcieli tę wojnę wygrać. W koncu niejaki Henry Wilson, najprawdopodobniej ostatni prezydent USA, postanowił odpalić pięć głowic nuklearnych w swojego głównego konkurenta- Rosję, mając nadzieję, że to pozwoli jego krajowi zwyciężyć.
Rozpoczęło to reakcję łancuchową. Rosja wystrzeliła dziesięć jeszcze mocniejszych rakiet, do wojny atomowej dołączyli sojusznicy obu stron. Do głosu doszły dawno zapomniane zatargi i pretensje, ponadto, okazało się, że niemal każde państwo świata posiada co najmniej kilka głowic.
Jakie były tego skutki, wiedzą teraz wszyscy. USA zamieniło się w, pozbawioną wody, radioaktywną pustynię, gdzie nawet karaluch nie przeżyje. Europa też. Przypuszcza się, że dość dobrze zachowała się Ameryka południowa, choć opad radioaktywny mógł tam poczynić spore spustoszenia. No i została jeszcze Afryka, nieposiadająca broni jądrowej i nieobchodząca nikogo. Jednak wojna wpłynęła również na nią. Przede wszystkim liczne mutacje wśród zwierząt i ludzi, zmienila je w nowe, niekoniecznie lepsze gatunki, jak na przykład lwy, które stały się większe, ale też o wiele bardziej krwiożercze. A to wcale nie najgorszy przykład. Poza tym wielu mieszkańców Azji, Europy i Ameryki uciekła własnie tutaj tworząc Zjednoczoną Republikę Afrykańską, którego całe terytorium stanowiło miasto Johanessburg oraz kilkanaście innych miast-państw.
Nauczyciel mówił jeszcze kilka chwil, ale Sophie już go nie słuchała.
Po pierwsze mówił o jej rzeczywistości którą znała dobrze, po drugie przeczytała kilka najlepszych opracowań odnośnie wojny, a po trzecie za dwa dni obchodziła 15 urodziny i miało to dla niej dość duże znaczenie, a na pewno większe niż gadanina Nowickiego.
Rodzice zgodzili się na zrobienie dużej imprezy, dla wszystkich znajomych Sophie.
- Wiesz, wcale wygładasz jakbyś zupełnie go nie słuchała- Szept Julii zupełnie wytrącił ją z równowagi.
- Przepraszam, myślałam o urodzinach- Sophie wyszczerzyła zęby.
-Znowu? Czy przez ostatnie dwa tygodnie myślałaś o czymkolwiek innym?
- Tylko o tych nieszczesnych murach miejskich.
- Aż tak się tym przejmujesz? Przecież to jest naprawdę świetnie opracowane przedsięwzięcie.
- Oby- ucięła Sophie.
Rozmowy z Julią zawsze wykazywały jak bardzo obie się różnią. Julię cechował nie gasnący optymizm, natomiast Sophie była realistką nauczoną przez życie, że jeżeli coś ma się nie udać to prawie na pewno tak będzie. Za to wyglądały niemal identycznie, obie wysokie i szczupłe, z długimi do szyi czarnymi włosami, którymi Sophie uwielbiała się bawić. Pomimo, że wielokrotnie ją za to krytykowano, robiła to zawsze w chwilach gdy zatapiała się w marzeniach. W szkole przeszkadzało to niesamowicie, zwłaszcza gdy wszyscy o tym wiedzieli.
- Rozumiem, że urodziny to ważna sprawa, panno Gateau, ale szkoła też ma znaczenie - tym razem z zadumy wyrwał ją pan Nowicki.
-Ale ja to wszystko wiem, profesorze.
-Tak? Czyli na następnej lekcji mogłaby nam pani zreferować przebieg wojny?
Nowicki nienawidził Sophie. Z wzajemnością.
- Mogłabym już teraz - Sophie nie zdążyła ugryźć się w język.
Nagle rozdzwoniły się syreny alarmowe w całym mieście. Całą salę wypełnił czerwony błysk. Niemal równocześnie odezwał się głośnik
- Prosimy wszystkich uczniów i pracowników szkoły o opuszczenie budynku. To nie są ćwiczenia, proszę spokojnie opuścić budynek. Powtarzam, wszyscy mają natychmiast opuścić budynek, to nie są ćwiczenia...
Komunikat był nadawany w kółko, Sophie spojrzała na Julię. Patrzyła się w okno. Chyba się trochę przestraszyła. Była blada i drżały jej wargi.
-chodź - Rzuciła Sophie.
Żadnej reakcji ze strony Julii. Siedziała nie zwracając uwagi na nic i gapiąc się w okno jak zaczarowana.
- no rusz się, głupku- Naprawdę tak nie myślała, ale musiała ją jakoś pobudzić
- spójrz za okno, ok?- Nareszcie jakakolwiek reakcja, Sophie od razu ulżyło.
- no spójrz! - krzyk Julii zaskoczył ją tak bardzo, że spojrzała niemal instynktownie.
I to był błąd.
Zamarła, w oczach zaczęły zbierać jej się łzy. Wyrwa w murze, który chronił całe miasto miała kilkanaście metrów długości, a bestie z otaczających miasto pustkowi wdzierały się do środka, tratując wzajemnie. Jednak nie tylko one próbowały dostać się do miasta. W tyle Sophie zauważyła istoty znacznie gorsze. Słyszała jak ojciec o nich kiedyś mówił. Nazywał ich mutantami, potomkami ludzi, którzy przeżyli na pustyni, ale zmienili się do tego stopnia, że już nie mają wiele wspólnego z gatunkiem ludzkim. To był już koniec Johanessburga. Prawdopodobnie większość zginie bardzo szybko, ale może niektórym uda się przeżyć Nieważne, muszą się gdzieś ukryć i przeczekać. To chyba najrozsądniejsze rozwiązanie.
- Julia! Spadamy stąd. Nie ma czasu, chodź!- Udało jej się zmusić przyjaciółkę do reakcji.
- A gdzie niby?? Tego nikt nie przeżyje. Nie widzisz co się dzieje? One zabiją wszystko w całym Johanessburgu. Nikt nie przeżyje. Słyszysz? Nikt! - Julia naprawdę się zdenerwowała - To koniec tego miasta. To koniec wszystkiego. - rozpłakała się.
- Chodźmy stąd. Ukryjemy się, przeczekamy i będzie prawie dobrze. - szeptała Sophie
- A co z innymi? Zostawimy ich? Tak po prostu ich zostawimy?
- Oni albo my? Jeżeli zaczniemy wszystkich wołać, to te bestie nas zauważą i zabiją, a tak to mamy cień szansy. Ukryjemy się w piwnicy i będziemy siedzieć cichutko. I jak będziemy miały duuuużo szczęścia to nam się uda i przeżyjemy. Ale tylko wtedy gdy będziemy myśleć o sobie, zamiast próbować ratować wszystkich dookoła, rozumiesz?
Julia pokiwała tylko głową.
- W życiu nie pomyślałaby, że jej najbliższa przyjaciółka jest takim samolubnym potworem, ale w jednym ma rację nie mogą zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Z drugiej strony może uda się kogoś uratować? Tylko jak? Myśl dziewczyno! Tylko w tym jesteś naprawdę dobra. Tylko w tym. Wiedziała już co zrobi i dawało to pewną szansę na sukces. Ale czy ma prawo decydować kto przeżyje, a kto nie? A jeśli tak to na jakiej podstawie? Kto zasłużył na życie, a kto nie? Nie ma prawa, ale musi zadecydować.i musi działać szybko zanim wszyscy opuszczą szkołę. Bo wtedy faktycznie zginą.
- Chodźmy już, dobra? - spytała.Sophie spojrzała na nią i wyszła bez słowa, a Julia za nią. Korytarz był prawie pusty, zaledwie kilka osób, które nie zdążyły jeszcze zebrać się na dziedzińcu szkolnym. Nagle do Julii dotarło, że nie pomyślała o jednym. Ci wszyscy ludzie żyli w przekonaniu o niezniszczalnosci murów i nie ma mowy, żeby uwierzyli na słowo w ich zniszczenie. Zostanie nazwana panikarą i wyśmiana, a ci ludzie zginą. Cóż, raz kozie smierć.
- Nie wychodźcie z budynku! Ktoś zniszczył mury! - zaczęła krzyczeć.
- Idiotka.
- w takim razie czemu, do jasnej cholery, administratorka mówi, żeby wyjśc na zewnątrz?
- Nie wiem, ale to samobójstwo – wyszeptała Julia.
- Chyba przesadzasz – krzyknął ktoś z tłumu.
- On ma rację, to że wyje pare syren, nie oznacza, że czeka nas wszystkich smierć
Prawie nikt jej nie posłuchał. Prawie. Trójka dzieciaków postanowiła poczekać kilka chwil, czyli coś jej się udało.
- Jesteś pewna? – spytała jedna z nich - widzialaś cokolwiek? Czy tylko próbujesz nas nastraszyć? Jeśli tak to ci się udało.
- Nie straszę nikogo, probowalam pomóc. - Julia wkurzyła sie troszkę - jeśli uważasz, że żartuje to proszę bardzo, Idź! Droga wolna- Miała nadzieję, że jej nie posłucha.
- Dobra. Zostajemy wszyscy? - spytał chłopak.
- Tak
- To super, ale nie jesteśmy bezpieczni na korytarzu. Musimy się gdzieś ukryć. - Sophie zaczęła się niecierpliwić. Nawet długo wytrzymała – macie jakieś pomysły?
- W piwnicy jest magazynek środków sanitarnych. Ciężko go znaleźć, i jest na tyle przestronny, żeby pomieścić nas wszystkich, a obok jest spiżarnia - powiedział chłopak – idziemy tam?
- Tak,chodźmy.
Ostatnio zmieniony sob 27 mar 2010, 20:57 przez spencer, łącznie zmieniany 3 razy.

2
- nic się nie stało- żeby Julii blysnely w miłym uśmiechu
Tekst jest wart tyle, na ile ktoś go oceni - mawiają. Moja ocena jest... nie, lepiej jej nie mówić przy wszystkich. Napisz to po polsku, to może uda się przeczytać - na tę chwilę to jest okropny twór, pozbawiony polskich znaków, z literówkami, błędami ortograficznymi i dziwnymi skrótami. Pierwszy akapit, mający wprowadzić czytelnika w historię jest pełen chaosu, niedopowiedzeń i dziwnych, pokracznych stwierdzeń - za dużo skrótów myślowych.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Nie chce sie usprawiedliwiac, po prostu tekst byl pisany na telefonie i tam jest ta durna autokorekta, co tlumaczy przynajmniej brak polskich liter i błędy.
by the way mogę ci na pw wysłać po poprawieniu najbardziej żenujących błędów?

4
Błędy błędami, skoro nie chciało się Tobie ich poprawić, wrzucając tekst, to mnie jeszcze bardziej się nie chce. Tak więc, pomijając błędy:

1. Stworzyłeś nowy świat - świat po trzeciej wojnie światowej, o której wspomniałeś w kilku słowach wyrzuconych z prędkością pocisków z karabinku. Wrzuciłeś mnie w ten świat jak na głęboką wodę i kazałeś płynąć stylem, którego nie znam, więc... bul bul bul.
2. Alarm w szkole, coś się dzieje, ale nie potrafię określić, czy jest to coś ważnego, bo nie dałeś mi żadnego punktu zaczepienia - niczego, z czym mogłabym to porównać.
3. Bohaterowie - dziewczyny postanawiają ratować własne życie, nie przejmując się innymi - a mnie to nie obchodzi, bo ani jednych ani drugich nie znam.

To jest fragment, fajnie, więc czepiać się nie powinnam, jeśli jednak cały tekst tak wygląda to od razu ci mówię, że jest do poprawy. Wprowadź OPISY - w tekście w ogóle nie widać miejsc, bohaterów zaś widać od strony, która mało co mnie obchodzi.
Rozmowy z Julią zawsze wykazywały jak bardzo obie się różnią. Julię cechował nie gasnący optymizm, natomiast Sophie była realistką nauczoną przez życie, że jeżeli coś ma się nie udać to prawie na pewno tak będzie. Za to wyglądały niemal identycznie, obie wysokie i szczupłe, z długimi do szyi czarnymi włosami, którymi Sophie uwielbiała się bawić. Pomimo, że wielokrotnie ją za to krytykowano, robiła to zawsze w chwilach gdy zatapiała się w marzeniach. W szkole przeszkadzało to niesamowicie, zwłaszcza gdy wszyscy o tym wiedzieli.
Świat po wojnie, świat który chcę poznać, ludzie, których chcę zobaczyć, a Ty mi zapodajesz dziewuchę, która uwielbia się bawić włosami.

Podsumowując, jedno słowo nasuwa mi się odnoście tego tekstu: CHAOS.

Pozdrawiam.

5
Działacie lepiej niż kubeł zimnej wody:) sorry za minkę.
Po zastosowaniu się do waszych porad mogę to wysłać komuś z was na PW??

6
Weryfikacje odbywają sie w sposób jawny :) Chyba, że ktoś zgodzi się na prace via mail.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
Czyli wysyłać do kogoś, żeby zamienił? czy po prostu jako kolejny post w temacie?
Sorry za offtopic.

[ Dodano: Sro 31 Mar, 2010 ]
nie wiem czy mogę tu wrzucić, ale tu jest wersja uwzględnionymi korektami.
btw może być taka długość czy za krótki lub za długi?

Rozdział I
Johanessburg, rok 2090

- Cześć, Sophie- ktoś krzyknął.
Sophie rozejrzała się i zauważyła Julie, drugą po niej samej, najlepszą uczennicę i jej jedyną przyjaciółkę. Do tego straszliwie ładną, i pewną siebie, czego Sophie jej po kryjomu zazdrościła.
- O, cześć- bąknęła Sophie- zupełnie cię nie zauważyłam.
- Nic się nie stało- zęby Julii błysnęły w miłym uśmiechu- co z rozszerzeniem murów miejskich? Wiesz coś nowego?
To był ostatnio, znaczy od chwili kiedy Sophie podsłuchała swoich rodziców rozmawiających o tym, główny temat ich rozmów. Gdy tylko o tym usłyszała, Julia niemal rozpłakała się z radości.
Będąc córką średniozamożnych architektów, zmuszona była mieszkać w małej kawalerce w dzielnicy zamieszkanej głównie przez alkoholików i ćpunów, których się makabrycznie bała, a także młodych gangsterów i bandytów. Pobicia i kradzieże były tam na porządku dziennym. Od czasu do czasu znajdowano też jakiegoś trupa, ale nie zdarzało się to zbyt często. Sophie upierała się, żeby jej szofer woził Julię. Kiedy spróbowano ją zgwałcić, Sophie ponowiła swoją ofertę, tym razem Julia się zgodziła. Limuzyna codziennie na nią czekała.
Julia nienawidziła blokowiska w którym mieszkała i marzyła o przeniesieniu gdzie indziej, ale jej rodziców nigdy nie było stać na nic lepszego. Mimo tego, Julia wierzyła, że kiedy nowe tereny miejskie będą zagospodarowywane, jej rodzicom uda się w końcu wzbogacić i cała jej rodzina w końcu przeprowadzi się do miejsca, gdzie będzie można bezpiecznie wyjść z domu, po zmroku.
- Niewiele się dowiedziałam. Kiedy tylko spróbowałam, prawie się domyślili, że coś wiem. A to w tej chwili najbardziej strzeżona tajemnica w całym Johanessburgu.
-Nie wątpię - odparła Julia lakonicznie, i poszła na lekcje. Sophie wzruszyła ramionami i pobiegła za nią.
Gdy weszły do sali, zajęcia już trwały, więc szybko zajęły swoje miejsca. Pierwszą lekcją była historia, nauczyciel, pan Nowicki spojrzał na obie krzywo, ale nie raczył przerywać wykładu.
Nowicki, nienawidził Sophie odkąd ją poznał i od wielu lat próbował ją poniżyć. Bezskutecznie, ponieważ nauka była dla niej rozrywką i jedyne co sprawiało jej więcej przyjemności to pokazywanie, że jest najlepsza we wszystkim.
Aktualnie omawiali początki III wojny światowej. Pierwotnie problemem były kończące się zasoby ropy naftowej i uranu. Ale potem jakiś wariat postanowił ponurkować w jeziorze Czeko i przypadkiem odkrył cyrkium. Minerał, który na Ziemię spadł razem z meteorytem tunguskim w 1908 roku, wbijając się na głębokość kilku kilometrów w ziemię, i niszcząc wszystko w promieniu czterdziestu kilometrów. W rekordowo krótkim czasie okazało się, że jest ono paliwem wielokrotnie wydajniejszym od jakiegokolwiek źródła energii, które ludzie wykorzystywali wcześniej.
Zaledwie kilka lat później węgierski naukowiec odkrył jak otrzymywać z niego energię. To była rewolucja. Samochody, elektrownie, samoloty, wszystko zasilane nową metodą. Ten okres był złotym wiekiem ludzkości. Przez prawie pięćdziesiąt lat nie było ani jednej wojny. A potem cyrkium zniknęło. Do tej pory nie udało się wyjaśnić co spowodowało zniknięcie. Możliwe, że ludzkość wykorzystała wszystko, ale dlaczego znaleziono go w śladowych ilościach, wiele lat później? Nieważne zresztą, w momencie kiedy okazało się, że nie da się zdobyć więcej paliwa, wszystkie konflikty, z okresu przed odkryciem „cudownego minerału”, jak powszechnie nazywano cyrkium, rozgorzały na nowo, wojna była nieunikniona. I zresztą wybuchła, kilka miesięcy później, kiedy znów zaczęto masowo wykorzystywać ropę i uran. Przywódcy ówczesnych państw postanowili zużyć resztkę tych surowców, żeby zabezpieczyć przyszłość swojego kraju.
Pierwotnie, było to kilka lokalnych wojenek, jednak po zaledwie paru miesiącach przekształciły się w jeden globalny konflikt. Groźba użycia głowic jądrowych była całkiem realna. Jakiś angielski komik zbudował nawet „zegar końca świata”. Niestety, żart przestał być śmieszny kiedy na „zegarze” wybiła dwunasta, a niejaki Henry Wilson, najprawdopodobniej ostatni prezydent USA, postanowił odpalić pięć pocisków nuklearnych w swojego głównego, do tego równie zdesperowanego konkurenta - Rosję, mając nadzieję, że to pozwoli zwyciężyć.
To co było potem, nazwano „efektem domina”. Rosja wystrzeliła kolejnych dziesięć, a do wojny atomowej dołączyli sojusznicy obu stron. Okazało się, że niemal każde państwo świata posiada co najmniej kilka głowic. Cała wojna trwała 27 godzin i 34 minuty.
Jakie były tego skutki, wiedzą teraz wszyscy. Historycy przewidują, że USA zamieniło się w, pozbawioną wody pustynię, gdzie nawet karaluch nie ma szans. Europa prawdopodobnie też została zniszczona. Przypuszcza się, że dość dobrze zachowała się Ameryka południowa, choć opad radioaktywny mógł tam poczynić spore spustoszenia. No i została jeszcze Afryka, nieposiadająca broni jądrowej i nieobchodząca nikogo. Wprawdzie nie spadł tu ani jeden pocisk, ale mimo to wojna wpłynęła również na nią. To był naprawdę pechowy zbieg okoliczności. Wojna trwała niecałą niewiele więcej niż dobę. A dzień później burza stulecia sprawiła, że promieniotwórczy pył znad Europy pokrył 35% powierzchni Afryki, a także większość wysp Pacyfiku i Australię. Spowodowało to mutację większości zwierząt i zmiany genetyczne wśród rdzennych plemion afrykańskich. Jeszcze jedna pamiątka to liczne wirusy i bakterie wyhodowane sztucznie w ramach projektu Wojny Biologicznej, ale o tym jest zbyt mało informacji, żeby było warto pisać coś więcej ponad wzmiankę, że istniał.
Poza tym wielu mieszkańców Azji, Europy i Ameryki uciekło właśnie tutaj tworząc Zjednoczoną Republikę Afrykańską, którego całe terytorium stanowiło miasto Johanessburg oraz kilkanaście innych miast-państw o dumnie brzmiących nazwach.
Nowicki mówił jeszcze kilka chwil, ale Sophie już go nie słuchała.
Przeczytała kilkanaście opracowań na temat III wojny i zmian jakie były jej skutkiem. Mogłaby stać na miejscu Nowickiego i referować z łatwością ten temat, ale sama myśl o stanięciu przed całą klasą, całkowicie ją paraliżowała. Pomimo swojej urody, nie była pewna siebie jak Julia. Znacznie lepiej pasowało do niej określenie wredna.
- Wiesz, wcale nie wyglądasz jakbyś zupełnie go nie słuchała - Szept Julii zupełnie wytrącił ją z równowagi
- Co z tego? Mam go gdzieś, niech się buja.
- Kto tym razem?
- Przetłumacz to, proszę, na ludzki.
- W kim tym razem się zakochałaś?
Dla Julii największym nieszczęściem była nieodwzajemniona miłość, większość wolnego czasu spędzała czytając powieści romantyczne i płacząc, gdy okazywało się, że ktoś nie odwzajemnia płomiennej miłości głównej postaci. Sophie uważała bohaterów, a także autorów i ludzi, czytających takie książki za debili.
- Masz obsesję, wiesz?
Julia nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- To pewnie przez te durne romansidła, prawda?
- Możliwe - Sophie też się uśmiechnęła.
- To czemu jesteś taka zdołowana? Takie przygnębienie jest nietypowe, nawet w twoim przypadku.
- Ale się uparłaś. Mówię ci, że nic się nie stało. Po prostu wczoraj miałam urodziny - przerwała, a na jej twarzy pojawił się smutny grymas - I poza tobą nikt nawet o tym nie wspomniał. Jakbym znikła też zauważyłabyś tylko ty.
- Sama jesteś sobie winna. Zachowujesz się złośliwie i arogancko w stosunku do większości ludzi. Do tego nikogo nie szanujesz.
Sophie nic nie odpowiedziała, ale zdawała sobie sprawę, że Julia ma rację. Niestety, nie poprawiło jej to humoru. Przez resztę lekcji nie odezwała się, udając że słucha Nowickiego opowiadającego o prawdopodobnych skutkach wojny i czy w Australii da się jeszcze żyć. Według niego nie.
Kiedy zadzwonił dzwonek, Sophie zgarnęła wszystkie książki do markowej torby modnego ostatnio projektanta - prezentu bożonarodzeniowego od jej mamy, kupionym przez jej asystentkę i wyszła dość szybko z sali ignorując głupawo żartującego z niej Nowickiego. Odprowadzana zdziwionymi spojrzeniami, odnalazła swoją szafkę i sprawdzając czy nikt nie patrzy wzięła starego misia z guzikami zamiast oczu. Mimo, że miała już 16 lat, zabawka wciąż była najlepszym słuchaczem i powiernikiem. Nigdy jej, co prawda, nie poradzi co robić, to fakt, ale przynajmniej będzie miała się komu wyżalić. Od wielu miesięcy stosowała to jako odstresowywacz. Stary miś słyszał o wszystkich awanturach w domu, przyjaciołach którzy zadawali się z nią dopóty, dopóki nie dowiedzieli się, że córka prezydenta RZA nie jest w stanie nic im załatwić, matce która wymagała od córki więcej niż ta była w stanie i nigdy o niej nie pamiętała. Kiedy tego potrzebowała, zamykała się z pluszakiem w toalecie i czasem płacząc, opowiadała mu, o wszystkim co ją bolało.
Tym razem stwierdziła, że przeżyje bez swojej minisesji terapeutycznej i, pierwszy raz od dawna, postanowiła zerwać się z lekcji. Może to nawet dobry pomysł? Kiedyś, zanim Sophie odgrodziła się od reszty szkoły, mieli bardzo fajne miejsce, niedaleko Mostu Wiktorii. W słoneczne i ciepłe dni, takie jak ten, było tam cudownie. Miło będzie kupić jakąś książkę, może kawę i posiedzieć tam kilka godzin, nie przejmując się niczym.

Julia poszła kolekcjach odwiedzić Sophie. Martwiła się o nią. To, że nie pojawiła się w szkole już trzy dni i że uciekła z lekcji zdziwiło Julię, to nie było w zwyczaju jej najlepszej przyjaciółki. Postanowiła wpaść do niej, podrzucić jej lekcje, poplotkować, chociaż to ostatnie Sophie zwykle nazywała debilizmem.
Nie oszukuj się, dziewczyno! Powiedziała sobie w duchu. Przede wszystkim idziesz ją przeprosić i dotrzymać jej towarzystwa. Prawdopodobnie nikt do niej nie przyszedł, Julia była jedyną osobą, która umiała dogadać się z Sophie, cała reszta szkoły albo jej nie znosiła albo się jej obawiała.
Z zamyślenia wyrwał ją widok dzielnicy willowej, jedynego miejsca w Johanessburgu, gdzie zieleni było w bród, a policja dbała cały czas o spokój. Wzdłuż alei ciągnął się rząd eleganckich, luksusowych domów. Skręciła w stronę najokazalszego, pokrytego czarną dachówką, ze złotymi dekoracjami. Idealnie przystrzyżony trawnik, basen za domem, ten widok zawsze sprawiał, że się uśmiechała, choć nie był to uśmiech całkowicie pozbawiony goryczy.
Julia podeszła do pięknych, drewnianych drzwi i zadzwoniła dwa razy. Otworzyła jej mama Sophie.
- Dzień dobry, zastałam Sophie? - spytała od razu. Nie przepadała za tą piękną, wyniosłą kobietą o figurze modelki i perfekcyjnej zdaniem Julii, twarzy z wielkimi zielonymi oczami i zgrabnym, malutkim noskiem. Jednak tym razem było w niej coś dziwnego. Zaczerwienione oczy, brak zwyczajowego makijażu, a czarne włosy, takie same jak u Sophie, sterczały na wszystkie strony.
- Sophie nie ma trzeci dzień- powiedziała łamiącym się głosem, a potem dodała jeszcze ciszej, nieudolnie starając się ukryć udrękę w oczach - i nie mam bladego pojęcia gdzie jest ani co się z nią stało.
Julię po raz pierwszy w życiu nie mogła nic powiedzieć.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”