Autor poprawił brak polskich znaków - wrzucam wersję poprawioną.
to jest tylko fragment. ciekaw jestem czy jest coś wart i czy komukolwiek się spodoba
Johanessburg, rok 2090
- Cześć, Sophie- ktoś krzyknął.
Sophie rozejrzala się i zauważyła Julie, drugą po niej samej, najlepszą uczennicę i jej najlepszą, właściwie to jedyną, przyjaciółkę
- O, cześć- bąknęła Sophie- zupełnie cię nie zauważyłam.
- Nic się nie stało- zęby Julii błysnęły w miłym uśmiechu- słyszałaś, że rząd ma powiększyć granice miasta?
- Tak, ale to się nie uda. Po pierwsze promieniowanie, a po drugie, to co żyje za murami nie da się tak łatwo przegonić. Na pewno czytałaś jaka była panika kiedy kilka lwów dostało się na teren miasta? Było ich tylko cztery, a ofiar z czterdzieści. Ktoś inteligentny musi o tym pamiętać.
-Wątpię- odparla Julia lakonicznie, i poszła na lekcje. Sophie wzruszyła ramionami i pobiegła za nią.
Gdy weszły do sali zajęcia już trwały, obie szybko zajęły miejsca. Pierwszą lekcją była historia, której uczył pan Nowicki, emigrant z Polski. Aktualnie opowiadał o początkach III wojny światowej. Chodziło wtedy o ropę naftowa i uran, których było zbyt mało żeby zaspokoić potrzeby wszystkich mieszkańców Ziemi. Tak wiec, przywódcy ówczesnych państw postanowili zużyć resztkę tych surowców, żeby się wzajemnie pozabijać. Na pierwszy ogień poszły czołgi, samoloty i dużej mocy głowice konwencjonalne, jednak im mniej ropy zostawalo tym bardziej wszyscy chcieli tę wojnę wygrać. W koncu niejaki Henry Wilson, najprawdopodobniej ostatni prezydent USA, postanowił odpalić pięć głowic nuklearnych w swojego głównego konkurenta- Rosję, mając nadzieję, że to pozwoli jego krajowi zwyciężyć.
Rozpoczęło to reakcję łancuchową. Rosja wystrzeliła dziesięć jeszcze mocniejszych rakiet, do wojny atomowej dołączyli sojusznicy obu stron. Do głosu doszły dawno zapomniane zatargi i pretensje, ponadto, okazało się, że niemal każde państwo świata posiada co najmniej kilka głowic.
Jakie były tego skutki, wiedzą teraz wszyscy. USA zamieniło się w, pozbawioną wody, radioaktywną pustynię, gdzie nawet karaluch nie przeżyje. Europa też. Przypuszcza się, że dość dobrze zachowała się Ameryka południowa, choć opad radioaktywny mógł tam poczynić spore spustoszenia. No i została jeszcze Afryka, nieposiadająca broni jądrowej i nieobchodząca nikogo. Jednak wojna wpłynęła również na nią. Przede wszystkim liczne mutacje wśród zwierząt i ludzi, zmienila je w nowe, niekoniecznie lepsze gatunki, jak na przykład lwy, które stały się większe, ale też o wiele bardziej krwiożercze. A to wcale nie najgorszy przykład. Poza tym wielu mieszkańców Azji, Europy i Ameryki uciekła własnie tutaj tworząc Zjednoczoną Republikę Afrykańską, którego całe terytorium stanowiło miasto Johanessburg oraz kilkanaście innych miast-państw.
Nauczyciel mówił jeszcze kilka chwil, ale Sophie już go nie słuchała.
Po pierwsze mówił o jej rzeczywistości którą znała dobrze, po drugie przeczytała kilka najlepszych opracowań odnośnie wojny, a po trzecie za dwa dni obchodziła 15 urodziny i miało to dla niej dość duże znaczenie, a na pewno większe niż gadanina Nowickiego.
Rodzice zgodzili się na zrobienie dużej imprezy, dla wszystkich znajomych Sophie.
- Wiesz, wcale wygładasz jakbyś zupełnie go nie słuchała- Szept Julii zupełnie wytrącił ją z równowagi.
- Przepraszam, myślałam o urodzinach- Sophie wyszczerzyła zęby.
-Znowu? Czy przez ostatnie dwa tygodnie myślałaś o czymkolwiek innym?
- Tylko o tych nieszczesnych murach miejskich.
- Aż tak się tym przejmujesz? Przecież to jest naprawdę świetnie opracowane przedsięwzięcie.
- Oby- ucięła Sophie.
Rozmowy z Julią zawsze wykazywały jak bardzo obie się różnią. Julię cechował nie gasnący optymizm, natomiast Sophie była realistką nauczoną przez życie, że jeżeli coś ma się nie udać to prawie na pewno tak będzie. Za to wyglądały niemal identycznie, obie wysokie i szczupłe, z długimi do szyi czarnymi włosami, którymi Sophie uwielbiała się bawić. Pomimo, że wielokrotnie ją za to krytykowano, robiła to zawsze w chwilach gdy zatapiała się w marzeniach. W szkole przeszkadzało to niesamowicie, zwłaszcza gdy wszyscy o tym wiedzieli.
- Rozumiem, że urodziny to ważna sprawa, panno Gateau, ale szkoła też ma znaczenie - tym razem z zadumy wyrwał ją pan Nowicki.
-Ale ja to wszystko wiem, profesorze.
-Tak? Czyli na następnej lekcji mogłaby nam pani zreferować przebieg wojny?
Nowicki nienawidził Sophie. Z wzajemnością.
- Mogłabym już teraz - Sophie nie zdążyła ugryźć się w język.
Nagle rozdzwoniły się syreny alarmowe w całym mieście. Całą salę wypełnił czerwony błysk. Niemal równocześnie odezwał się głośnik
- Prosimy wszystkich uczniów i pracowników szkoły o opuszczenie budynku. To nie są ćwiczenia, proszę spokojnie opuścić budynek. Powtarzam, wszyscy mają natychmiast opuścić budynek, to nie są ćwiczenia...
Komunikat był nadawany w kółko, Sophie spojrzała na Julię. Patrzyła się w okno. Chyba się trochę przestraszyła. Była blada i drżały jej wargi.
-chodź - Rzuciła Sophie.
Żadnej reakcji ze strony Julii. Siedziała nie zwracając uwagi na nic i gapiąc się w okno jak zaczarowana.
- no rusz się, głupku- Naprawdę tak nie myślała, ale musiała ją jakoś pobudzić
- spójrz za okno, ok?- Nareszcie jakakolwiek reakcja, Sophie od razu ulżyło.
- no spójrz! - krzyk Julii zaskoczył ją tak bardzo, że spojrzała niemal instynktownie.
I to był błąd.
Zamarła, w oczach zaczęły zbierać jej się łzy. Wyrwa w murze, który chronił całe miasto miała kilkanaście metrów długości, a bestie z otaczających miasto pustkowi wdzierały się do środka, tratując wzajemnie. Jednak nie tylko one próbowały dostać się do miasta. W tyle Sophie zauważyła istoty znacznie gorsze. Słyszała jak ojciec o nich kiedyś mówił. Nazywał ich mutantami, potomkami ludzi, którzy przeżyli na pustyni, ale zmienili się do tego stopnia, że już nie mają wiele wspólnego z gatunkiem ludzkim. To był już koniec Johanessburga. Prawdopodobnie większość zginie bardzo szybko, ale może niektórym uda się przeżyć Nieważne, muszą się gdzieś ukryć i przeczekać. To chyba najrozsądniejsze rozwiązanie.
- Julia! Spadamy stąd. Nie ma czasu, chodź!- Udało jej się zmusić przyjaciółkę do reakcji.
- A gdzie niby?? Tego nikt nie przeżyje. Nie widzisz co się dzieje? One zabiją wszystko w całym Johanessburgu. Nikt nie przeżyje. Słyszysz? Nikt! - Julia naprawdę się zdenerwowała - To koniec tego miasta. To koniec wszystkiego. - rozpłakała się.
- Chodźmy stąd. Ukryjemy się, przeczekamy i będzie prawie dobrze. - szeptała Sophie
- A co z innymi? Zostawimy ich? Tak po prostu ich zostawimy?
- Oni albo my? Jeżeli zaczniemy wszystkich wołać, to te bestie nas zauważą i zabiją, a tak to mamy cień szansy. Ukryjemy się w piwnicy i będziemy siedzieć cichutko. I jak będziemy miały duuuużo szczęścia to nam się uda i przeżyjemy. Ale tylko wtedy gdy będziemy myśleć o sobie, zamiast próbować ratować wszystkich dookoła, rozumiesz?
Julia pokiwała tylko głową.
- W życiu nie pomyślałaby, że jej najbliższa przyjaciółka jest takim samolubnym potworem, ale w jednym ma rację nie mogą zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Z drugiej strony może uda się kogoś uratować? Tylko jak? Myśl dziewczyno! Tylko w tym jesteś naprawdę dobra. Tylko w tym. Wiedziała już co zrobi i dawało to pewną szansę na sukces. Ale czy ma prawo decydować kto przeżyje, a kto nie? A jeśli tak to na jakiej podstawie? Kto zasłużył na życie, a kto nie? Nie ma prawa, ale musi zadecydować.i musi działać szybko zanim wszyscy opuszczą szkołę. Bo wtedy faktycznie zginą.
- Chodźmy już, dobra? - spytała.Sophie spojrzała na nią i wyszła bez słowa, a Julia za nią. Korytarz był prawie pusty, zaledwie kilka osób, które nie zdążyły jeszcze zebrać się na dziedzińcu szkolnym. Nagle do Julii dotarło, że nie pomyślała o jednym. Ci wszyscy ludzie żyli w przekonaniu o niezniszczalnosci murów i nie ma mowy, żeby uwierzyli na słowo w ich zniszczenie. Zostanie nazwana panikarą i wyśmiana, a ci ludzie zginą. Cóż, raz kozie smierć.
- Nie wychodźcie z budynku! Ktoś zniszczył mury! - zaczęła krzyczeć.
- Idiotka.
- w takim razie czemu, do jasnej cholery, administratorka mówi, żeby wyjśc na zewnątrz?
- Nie wiem, ale to samobójstwo – wyszeptała Julia.
- Chyba przesadzasz – krzyknął ktoś z tłumu.
- On ma rację, to że wyje pare syren, nie oznacza, że czeka nas wszystkich smierć
Prawie nikt jej nie posłuchał. Prawie. Trójka dzieciaków postanowiła poczekać kilka chwil, czyli coś jej się udało.
- Jesteś pewna? – spytała jedna z nich - widzialaś cokolwiek? Czy tylko próbujesz nas nastraszyć? Jeśli tak to ci się udało.
- Nie straszę nikogo, probowalam pomóc. - Julia wkurzyła sie troszkę - jeśli uważasz, że żartuje to proszę bardzo, Idź! Droga wolna- Miała nadzieję, że jej nie posłucha.
- Dobra. Zostajemy wszyscy? - spytał chłopak.
- Tak
- To super, ale nie jesteśmy bezpieczni na korytarzu. Musimy się gdzieś ukryć. - Sophie zaczęła się niecierpliwić. Nawet długo wytrzymała – macie jakieś pomysły?
- W piwnicy jest magazynek środków sanitarnych. Ciężko go znaleźć, i jest na tyle przestronny, żeby pomieścić nas wszystkich, a obok jest spiżarnia - powiedział chłopak – idziemy tam?
- Tak,chodźmy.
1 rozdział z książki
1
Ostatnio zmieniony sob 27 mar 2010, 20:57 przez spencer, łącznie zmieniany 3 razy.